- Dobra, kończę, bo muszę wysadzić ją do tej całej akademii. Nie rozumiem, czemu ona tam jedzie? Czy jest jej źle u mnie? Zresztą, i tak mnie to za bardzo nie obchodzi. Nie mam ochoty chować tego człowieka pod swoimi skrzydłami przez kolejne siedem lat. Mam dosyć, rozmawiać z nią nie można! Nie mam pojęcia, bo moja siostra w niej widziała, że nie oddała jej gdzieś, komuś - moja zacna cioteczka od dobrych dwóch godzin trajkotała o tym samym, jakby nie zwracając uwagi na to, że ją słyszę i to doskonale. Wyjrzałam przez okno. Mijałyśmy drzewa i pomniejsze domy. GPS pokazywał, że już niecałe piętnaście minut dzieli mnie od znalezienia się w Akademii. Cieszyłam się bardzo, wszystko jest lepsze niż mieszkanie u perfekcyjnej pani domu. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam swoją ulubioną piosenkę i właśnie tak mi zleciało te ostatnie piętnaście minut. Z odrętwienia wyrwał mnie ostry dźwięk nagłego hamowania. Drgnęłam przestraszona, a potem szybko się rozejrzałam. Najprawdopodobniej byłyśmy już pod akademią. Wyszłam z samochodu, otworzyłam bagażnik i wysunęłam swoją torbę. Potem odwróciłam się i stanęłam twarzą do bramy akademii, której wielkość przerastała moje najśmielsze marzenia. Jak ja tu się odnajdę?
- Dobra, ja jadę - dobiegł mnie lekko poirytowany głos ciotki - Nie zmarnuj tego roku, zapłaciłam za tę akademię! - zawołała na pożegnanie. Jak miło. Z drugiej strony usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Ty musisz być Alyss Ishihara? Tak myślałam, że dzisiaj do nas dotrzesz. - skinęłam głową - Jestem Elizabeth Rose, instruktorka skoków. Jutro zgłoś się do mnie, któryś z uczniów pokaże ci szkołę. Idź do pokoju numer 3, tam będziesz mieszkać. - mówiła szybko i dużo, ale zrozumiałam najważniejsze informacje. Wyjęłam z torby szaro-czerwony zeszyt z białym napisem "Do komunikacji". Zaczęłam pisać:
"Dziękuję. Jak mogę dojść do mojego pokoju?"
Pani Rose byłą przemiłą kobietą, nie zwracała uwagi na mój sposób komunikowania się, podczas gdy większość dorosłych i dzieci również zawzięcie pytali mnie o przeszłość i to jak mi się żyje. To było lekko irytujące. Pogrążona w rozmyślaniach o mojej przyszłości w Akademii doszłam do wyznaczonego mi pokoju. Drzwi były eleganckie, z ozdobną liczbą trzy. Zapukałam i odpowiedziały mi trzy głosy jednocześnie.
- Proszę! - brzmiały ładnie jak chór. Tak oryginalnie. Ale trzy osoby? Dlaczego aż tyle? Otworzyłam drzwi. Pokój był ładny, biały, a przynajmniej w większej części. Na trzech łóżkach siedziały trzy dziewczyny. W sumie wszystkie były brunetkami, konkretniej miały włosy o kolorze miodu, jak to moja mama ładnie nazywała. Znaczy, każda miała inny odcień tego miodu, ale chyba muszę przestać myśleć nie na temat. Popatrzyły na mnie. Najwyraźniej nie wiedzą co powiedzieć, tylko się na mnie gapiły. Ale nie było to nieuprzejme. Raczej kulturalne, nieme zapytanie, o co chodzi. W końcu wparowałam im do pokoju, kompletnie bez zapowiedzi.
- Cześć, nie widziałam cię wcześniej. W jakiej sprawie przychodzisz? - powiedziała w końcu jedna z nich, ta z mocnym makijażem. Otworzyłam zeszyt i chwyciłam ołówek. Nie widziałam ich reakcji, ale usłyszałam ciche westchnięcia, których najwyraźniej nie umiały stłumić. Nie miałam im tego za złe, bo inni reagowali o niebo gorzej.
"Cześć. Jestem Alyss Ishihara i dzisiaj przyjechałam. Chyba będę z wami mieszkać przez ten czas, jeżeli jesteście mieszkankami tego pokoju. Znacie może język migowy?"
<Któraś z mieszkanek pokoju numer trzy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)