Pustym wzrokiem gapiłam się w okno. Przed oczami migały mi kolorowe budynki. Westchnęłam przeciągle.
-Ładna okolica, prawda?-zapytał Dylan próbując przerwać tę dziwną ciszę.
-Ta.-mruknęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na pogaduszki.
-Rozumiem, że jesteś zła, bo ominęły Cię zawody, ale przecież nie koniec świata. Jeszcze będziesz miała okazję, więc skończ zachowywać się jak księżniczka.-warknął zirytowany. Widać, że nie tylko ja mam zły humor.
-Odezwał się.-prychnęłam tylko
-Gdyby nie twoje fochy, to uniknęlibyśmy takich sytuacji-zmrużył oczy, ale dalej nie spuszczał wzroku z drogi. W sumie miał rację, ale co poradzę.
-Czasami muszą być takie fochy-wzruszyłam ramionami
-Niby po co?-rzucił mi szybkie, pogardliwe spojrzenie.
-Żeby się później z tego śmiać!-walnęłam mu szybkiego kuksańca w ramię i oboje się roześmialiśmy. Uf.. Sytuacja opanowana.
-Za godzinkę będziemy na miejscu, chcesz coś z maka?-zapytał
-Pewnie, że tak!-niemal krzyknęłam-W sumie, to nie jestem głodna... Więc weź mi dwa razy 2 for you, jedno z cheeseburgerem i coca colą, drugie powiększone z kurczakburgerem i frytkami, do tego duży shake truskawkowy, chicken box i.. hm chyba wystarczy.-uśmiechnęłam się do niego, mimo, że patrzył na mnie jak na idiotkę. Usłyszałam tylko ciche "ja pierd*lę...po co pytałem" połączone z westchnięciem, następnie trzask zamykanych drzwi i patrzyłam teraz, jak kieruje się w stronę dużego wejścia mojego drugiego domu, czytaj McDonalda.
Kiedy wrócił, porałam się z jedzonkiem w dziesięć minut, zostawiłam mu kilka nuggetsów, bo biedak kupił sobie tylko kawę mrożoną. Po tym jakże zadowalającym posiłku zasnęłam niemal od razu. Obudziłam się przez głośną muzykę w radiu, w sumie, to przez jedną z moich ulubionych piosenek.
-Dobrze, że się obudziłaś, już jesteśmy-wskazał palcem na bramę akademii. Podskoczyłam radośnie i gdy tylko samochód się zatrzymał, wyskoczyłam z niego jak oparzona, wzięłam walizki, przytuliłam Dylana na pożegnanie i pobiegłam w stronę pokoju. Zostawiłam tam tylko moje rzeczy, by po chwili znów pobiec, tym razem do gabinetu dyrektorki powiadomić, że już wróciłam.
-Poczekaj chwilkę-powiedziła pani Elizabeth kiedy miałam wychodzić, więc posłusznie zawróciłam.-Nie myślałaś może nad dzierżawą? Akademia ma wiele koni do zaoferowania.-uśmiechnęła się przyjaźnie.
-W sumie... Mogłabym się nad tym zastanowić. mogłabym na razie spróbować na którymś? Nie chcę podejmować decyzji nie znając konia.-stwierdziłam.
-Jasne, weź sobie któregoś na dzisiejszy teren.-pokiwałam głową.
-Dobrze, dziękuję-powiedziałam szczęśliwa i wyszłam.
Zostały mi dwie godziny do jazdy, więc miałam sporo czasu by się rozejrzeć. Wszystkie konie były cudne, ale najbardziej moją uwagę zwrócili Velvet i Blue Sky. Ta pierwsza była przesympatyczna. Ten drugi no.. niezbyt. Jednak coś mnie w nim urzekło. Postanowiłam na nim wybrać się na dzisiejszy teren. Poszłam do pokoju po moją nową zdobycz-Eskadrona z kolekcji CLASSICS SPORTS wiosna/lato 2018. Kwieciste wzory będą świetnie wyglądać na czarnej sierści wałacha, do tego ochraniacze w tym samym kolorze, no po prostu cudo! W pełni usatysfakcjonowana wzięłam moje skarby i poszłam do siodlarni po resztę sprzętu. Po jego wyglądzie stwierdziłam, że raczej nie jest często używany. Chociaż próbowałam sobie wmówić, że jest po prostu nowy. To byłaby zdecydowanie lepsza opcja, bo jeśli rzadko ktoś na nim jeździ to.. Po tej dłuższej przerwie mogę mieć z nim małe trudności. Nie zniechęcałam się jednak i po wzięciu wszystkich potrzebnych rzeczy ruszyłam w stronę boksu. Po drodze nawijałam do siebie, narzekając na pogodę. Byłam pewna, że nikt nie widzi, bo to mogłoby bardzo zaszkodzić mojej reputacji. Niestety... ktoś mnie jednak widział...
-Czy ty mówisz do siebie?-usłyszałam za sobą zmieszany głos, i przestraszyłam się na tyle, by wypadły mi z rąk wszystkie moje rzeczy. Przeżyłam zawał, widząc, jak mój nowy czaprak leci prosto do kałuży. Zostawiłam wszystko inne i rzuciłam się mu na pomoc nie zwracając uwagi na zdziwionego chłopaka za mną. By ochronić moje cudo, musiałam poświęcić swoje ubranie, runęłam do brudnej deszczówki trzymając eskadrona jak najwyżej, by nie dosięgły go okrutne krople z kałuży. Po całej akcji ratunkowej wstałam, spojrzałam na wszystko dookoła, wzięłam sprzęt do rąk i zmierzyłam wzrokiem winowajcę, odpowiadającego za mój brudny strój, który niewątpliwie muszę zaraz przebrać.
-Tak, mówię do siebie-burknęłam z grymasem na twarzy.
<Cole? XDD Wena do mnie wróciła, cieszmy się i radujmy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)