sobota, 27 sierpnia 2016

Od Katie do Luny

Wstałam z wielkim pośpiechem. Zaspałam! Mam jazdę na 9.00 a jest już 8.15! Muszę się pospieszyć. Raz - dwa umyłam się i ubrałam w moje czarne bryczesy jeździeckie, kamizelkę do jazdy konnej oraz wzięłam mojego pomocnika bata. Wpadłam do stajni, szybko. Jest to mój pierwszy dzień w Akademii Magic Horse i nie chciałbym od początku sprawiać problemu. Przyszłam do stajni i wyczyściłam Wings. Następnie osiodłałan klacz i poszłam z nią na halę, gdzie nie było jeszcze jeźdźców na koniu. Dopiero wsiadali. Więc ja wsiadłam i poprawiłam strzemiona. Lekko uderzyłam klacz łydkami, po czym ruszyłam stępem. Po pięciu minutach instruktorka kazała kłusować, a kto dał radę - galopować. Ruszyłam galopem jako jedna z dwóch dziewcząt. Owszem, jeździłam już konno więc wiem jak to się robi. Po jeździe odprowadziłam klacz do boksu. Już miałam rozsiodłać Wings, gdy ujrzałam Lunę.
- Hej, Katie, chciałabyś pojechać ze mną w teren? - Powiedziała Luna
- Tak, chętnie, chociaż... Miałam już rozsiodływać.
To powiedziawszy zaprowadziłam kochaną Wings w stronę bramy w las. Luna otworzyła ją, po czym wsiadła na jej własnego konia - klacz Daimond. Pojechaliśmy kłusem po wielkiej, szerokiej ścieżce. Bardzo fajnie się jechało. Jednak, nagle, usłyszeliśmy głośny strzał. Czyżby myśliwi? Po sekundzie później Daimond się spłoszyła. Stanęła dęba, po czym pogalopowała w niewiadome strony lasu. Wings też zaczęła się wiercić, ale z pomocą Luny nie pozwoliliśmy na ucieczkę kolejnego konia. Luna złapała klacz za wodze.
- Daimond! - Krzyknęła rozpaczona.
- Co my teraz zrobimy?
- Siadam na Wings z Tobą. Jedziemy! Nie pozwolę jej stracić!
<Luna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)