wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Lily - zakup konia

Jechałam właśnie samochodem z panią Elizabeth. Miałam dzisiaj kupić konia. Myślałam nad tym dużo. Nie wiedziałam czy spotkam tego jedynego wierzchowca. Miałam nadzieję że tak się stanie.
-Nad czym tak rozmyślasz?- wyrwał mnie głos instruktorki.
-Sama nie wiem. Nad wszystkim i nad niczym. Napewno spotkam tego jedynego wierzchowca?- odwróciłam wzrok od szyby.
-Niczego nie ma napewno. Ale możliwe że tak. Za chwilę dojeżdżamy.- poinformowała mnie. Westchnęłam. Wkrótce byłyśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu i skierowałyśmy się do dosyć dużej stajni, po drodze mijając klatki z psami i kotami. Było mi żal tych zwierząt. Większość miała albo blizny albo była wychudzona. Weszłam do budynku. Powitał nas facet na około 30 lat.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- spytał.
-Dzień dobry nazywam się Lily White. Chciałabym kupić konia.- przedstawiłam sprawę jasno.
-Oczywiście. Proszę za mną.- odpowiedział. Pokazał nam większość boksów. Jednak ostatnie trzy były zakryte ciemnymi płachtami.
-Tam też są konie?- spytałam.
-Są, ale nie te przyjazne. Lepiej tam nie podchodzić.- odpowiedział. Jednak nie posłuchałam go i podeszłam do boksu. Zaczęłam czytać kartki z informacjami o koniach. Ostatnia mnie ujęła. "Moonlight, Matka- Septyma, Ojciec- Red". Czy to możliwe że ta klacz to córka Septymy? Mojej kochanej Septymy?
-Przepraszam, skąd pochodziła matka tej klaczy w ostatnim boksie?
-O ile się nie mylę ze stadniny czempionów w Nowej Zelandii. A co?- czyli jednak. Podeszłam jeszcze raz do boksu. Odsłoniłam ciemną "Kotarę". Ujrzałam kruczo-czarną klacz stającą dęba i rżącą przenikliwie. Wyszeptałam ciche "Łał" to był ten jedyny koń. Uspokoiła się kiedy mnie zobaczyła. Wróciłam do instruktorki.
-Wezmę Moonlight.- stwierdziłam.
-Ty jesteś normalna? Ten koń cię zabije!
-W połowie jest nadal swoją matką. Nie pozwolę by tu skończyła swój żywot.- uparłam się. Elizabeth tylko westchnęła i wróciła do samochodu. Zaparkowała tym razem tak, by przyczepa przylegała do wejścia. Ja w tym czasie zapłaciłam należną sumę. Kiedy instruktorka wysiadła, otworzyłam przyczepę i wyjęłam kantar z uwiązem. Otworzyłam drzwi od boksu Moon. Trochę wierzgała niespokojnie.
-Ej, cichutko mała. Zabieram cię stąd- uspokoiłam ją. Zapięłam na jej łbie kantar i wyprowadziłam. Klacz spokojnie szła. Właściciel był w lekkim szoku. Wprowadziłam ją do przyczepy i ją zamknęłam. Została mi teraz już tylko robota papierkowa. Podpisałam się tu, tam, i tam dalej.
-No dobrze, to do zobaczenia.- uśmiechnął się i nas pożegnał. Wsiadłyśmy do samochodu i odjechałyśmy.
-Nie jestem pewna Lily, czy to dobry wybór.- powiedziała Elizabeth.
-A ja uważam że to doskonały wybór. Wiem że jest niespokojna jak kogokolwiek zobaczy, ale się zmieni. Ja to wiem.- odparłam. Moja instruktorka wzięła jedynie głęboki wdech i wróciła do prowadzenia pojazdu. Z tyłu było słychać kopanie o ściany przyczepy.

***

Otworzyłam przyczepę i wyprowadziłam z tamtąd Moonlight. Część moich przyjaciół przyglądała się nam uważnie. Jednak klacz stanęła dęba wystraszona.
-Lily lepiej idź z nią na lonżownik. Tam narazie będzie umieszczona. Jak się uspokoi i nie będzie takiego tłumu to ją wprowadzisz do boksu.- krzyknęła.
-Ej, Moon. To ja. Spokojnie. Idziemy na lonżownik. Nie będzie już tylu ludzi. Spokojnie- przemawiałam łagodnym tonem do niej. Trochę się uspokoiła. Poszłyśmy we wskazane miejsce przez instruktorkę. Zamknęłam ogrodzenie i wyszłam. Moon zaczęła wierzgać i się denerwować.
-Chodźcie lepiej stąd. Nie lubi tłumów.- powiedziałam do przyjaciół. Meg do mnie podbiegła.
-Ty jesteś nienormalna. Ona cię zabije- krzyknęła.
-Nie zabije. Po prostu nie lubi ludzi- broniłam klaczy.
-A ty kim jesteś? Ufoludkiem? Czemu właściwie ją wzięłaś?- zasypała pytaniami.
-To córka Septymy. Poza tym to jest ten jedyny koń.- odpowiedziałam i skierowałam się do akademika. Posiedziałam tam chwilę. Kiedy już zapadła noc wróciłam do Moonlight i wprowadziłam ją do boksu. Zabrałam się za czyszczenie jej. Była cała w piachu. Pod palcami wyczułam kilka blizn zakrytych sierścią. Wkrótce skończyłam, pocałowałam ją w czoło i wróciłam do akademika. Ciągle o niej myślałam. Czeka ją teraz ostry trening. Najważniejsze by jej zaufanie do ludzi powróciło. Będzie trudno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)