Znudzona leżałam na łóżku. Jednocześnie nie chciało mi się nic robić,
ale nie chciałam też siedzieć cały dzień w łóżku. W końcu podniosłam się
i przeciągnęłam. Wzięłam szybki prysznic, a potem włożyłam biało-czarną
koszulę w paski, szarą kamizelkę i czarne bryczesy.
Pogłaskałam Ideal po kości nosowej i wyprowadziłam ją z boksu. Przywiązałam ją do płotu przy stajni i poszłam po rzeczy.
- Ogłowie, szkrzynka ze szczotkami i marchewki - wyliczałam, wyjmując
potrzebne rzeczy z szafki. Tradycyjnie nie mogłam przekręcić kluczyka w
zamku, ale w końcu się udało. Obładowana poszłam z powrotem do klaczy i
oporządziłam ją. Założyłam jej siodło i ogłowie, a potem wsiadłam na
grzbiet. Pojechałam stępem w stronę lasu.
- Hej Lisa! - zawołał ktoś. Odwróciłam się na tyle, na ile pozwalała mi obecna pozycja i kątem oka dojrzałam Armina.
- Cześć! - odpowiedziałam i pomachałam do chłopaka. Spotkałam jeszcze
kilka osób po drodze, ale w końcu byłam w lesie. Puściłam wodze Ideal i
oparłam się rękami o siodło. Klacz szła spokojnie po szerokiej, leśnej
ścieżce. Kawałek dalej zaważyłam, że ktoś galopuje po tej samej ścieżce,
nie spanikowałam, bo myślałam, że zwolni. Nie zwolnił. Ideal spłoszyła
się, a jako że nie zdążyłam złapać wodzy, spadłam z niej. Upadłam na
ścieżkę, a klacz pobiegła dalej.
- Ideal! - krzyczałam, ale na próżno.
Próbowałam wstać, ale bardzo bolała mnie noga. Siedziałam chwilę na
ziemi, aż usłyszałam tętent kopyt. Koń zatrzymał się, a jeździec zsiadł z
niego i podszedł do mnie. To był Armin. Podał mi rękę i pomógł wstać.
- Dzięki - uśmiechnęłam się mimo bólu. - Muszę poszukać Ideal.
Powoli ruszyłam w kierunku, w którym pobiegła klacz.
- Ej, nie możesz nigdzie iść! Pewnie zwichnęłaś nogę, nie możesz chodzić! - zawołał chłopak.
- A co będzie z Ideal? Co jeśli się zgubi? - krzyknęłam. Pomimo mojego
oporu chłopak wsadził mnie na swojego konia i, idąc obok, zabrał z
powrotem do stadniny. Droga dłużyła mi się okropnie, bo cały czas byłam
strasznie zdenerwowana z powodu Ideal. A najważniejsze, że to nie mój
koń! Moja pierwsza przejażdżka, odkąd przybyłam do Akademii i już
zgubiłam konia, na pewno mnie wyrzucą! W końcu dotarliśmy na miejsce.
Mama Luny zajęła się mną i zadzwoniła po lekarza.
- Co się tak dokładnie stało? - spytała lekarka, badając moją nogę.
- Ideal się spłoszyła i spadłam z niej - odpowiedziałam szybko.
- No tak, noga jest zwichnięta. Powinnaś ją oszczędzać - stwierdziła. Po odejściu lekarki podeszłam do właścicielki stadniny.
- Co będzie z Ideal? - spytałam.
- Armin pojechał jej poszukać - odpowiedziała. - Nie martw się.
Rzeczywiście, później dowiedziałam się, że Ideal się znalazła i
bezpiecznie stoi w stajni. Wyszperałam z szafki parę marchewek, kilka
końskich cukierków i powoli ruszyłam w stronę stajni. Czułam się już
lepiej, noga mniej bolała. Wreszcie doczłapałam do boksu mojej
podopiecznej i otworzyłam drzwi. Klacz zarżała radośnie.
- Też się cieszę, że cię widzę - szepnęłam, po czym przytuliłam się do
głowy Ideal. Po chwili odsunęłam się od niej i wyciągnęłam cukierki z
kieszeni. Szczęśliwa klacz szybko zjadła cukierki, a potem z nie
mniejszym apetytem marchewki. Wychodząc z boksu przypomniałam sobie o
Arminie i poszłam go poszukać. Zapukałam do drzwi jego pokoju i czekałam
po chwili otworzył.
(Armin?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)