sobota, 27 sierpnia 2016

Od Marco do ...

Wprowadziłem Rosabell do boksu, wyczesaną i zmęczoną poranną jazdą. Siodło już dawno zdjąłem, razem z resztą wyposażenia, uzupełniłem wodę w pojemniku i przesunąłem sztabę w drzwiczkach. Klacz parsknęła cicho, a ja pogładziłem ja po pysku.
Dałem marchewkę w podzięce za dobrą jazdę, a po wszystkim wyszedłem ze stajni z rękami w kieszeniach.
Było popołudnie, temperatura o wiele wyższa niż w chłodnej stajni. Chociaż, czemu tu się dziwić, mamy przecież lato. Późne, ale jednak lato.
Było gorąco, nawet w cienkiej koszuli, którą nosiłem na sobie. Rozejrzałem się wokół. Był piękny, słoneczny dzień. Tylko pusto coś, jak na południe.
Szedłem powoli, po kamienistej dróżce prowadzącej do akademika. Niedługo otoczyły mnie łąki i zagrody z ustawionymi wewnątrz przeszkodami do ćwiczeń.
Podczas jazdy w terenie nawet nie zauważyłem jak słońce wyszło za horyzont. Wstałem przed świtem, by tylko nie piec się w skwarze lata. Tyle że...nie pomyślałem o powrocie.
Miałem powoli dość upałów. Może nawet dobrze, że nadchodzi jesień.
Usłyszałem rżenie konia gdzieś za drzewami. Przystanąłem i obróciłem się na pięcie. Ucichł chrzęst kamieni pod moimi stopami, zrobiło się cicho. Nic więcej nie było słychać, może się przesłałem...
Kolejne parsknięcie, na tyle głośne by usłyszeć je z daleka. Uśmiechnąłem się pod wąsem i z czystej ciekawości skręciłem w ścieżkę nie do końca prowadzącą do akademika.
Jedna z zagród nie była pusta. Podszedłem bliżej, by ocenić, czy to pracownik czy uczeń. W zagrodzie ktoś był - ewidentnie uczeń - i jako jedyny tutaj postanowił pojeździć w odosobnieniu.
Co mi szkodzi popatrzeć.
(Hm?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)