środa, 24 sierpnia 2016

Od Noah'a C.D Esther

- A co Ci tak na tym zależy? - wyjąkałem, próbując uwolnić się od wzroku dziewczyny.
- Po prostu chodź, nie daj się prosić...
Przystanąłem na chwilę, głośno wzdychając.
- Jak będziesz umierać to nie przyjdę na Twój pogrzeb. Niech Ci będzie, ponownie.
Dziewczyna ucieszyła się, zwłaszcza na te ostatnie słowa.
Pociągnęła mnie dalej przed siebie, nie zważając na moje protesty.
- Właściwie to gdzie mnie zaciągasz? - spytałem, równocześnie nadążając za jej krokiem.
Nie wiem, gdzie jej się spieszyło, jednak to dziś ona miała więcej energii niż ja.
Widocznie mój poziom entuzjazmu i innych pierdoł wyparował wraz ze wczorajszym wieczorem.
- Sama chciałabym wiedzieć - uśmiechnęła się, spychając nas z polnej dróżki na pole, które jak stwierdziłem było "zasyfione" owsem czy Bóg wie jeden czym.
W każdym razie, kiedy cholerstwo wpadło mi za koszulkę, wszystko zaczęło mnie swędzieć.
Esther było do śmiechu, do czasu, aż nie skończyła podobnie jak ja, z nerwowymi próbami otrzepania się z drobnych nasionek, które niestety nie chciały ustąpić.

Przez naszą nieuwagę zaszliśmy do pobliskiej wsi, która chyba nie była w trasie naszej wycieczki.
Co prawda nie byłem, ani wciąż nie jestem pewien, co siedzi w głowie Esther, ale nie spodziewałem się, aby specjalnie zaprowadziła nas na tą dziurę.
Kiedy przed naszymi oczami ukazała się tabliczka z nazwą wiejskiej mieściny, dziewczyna z dumą wycedziła ją, jakby specjalnie robiąc mi na przekór.
Jedyne co było zauważalnym plusem tej niezwykle interesującej historii, to fakt, że mogliśmy dostąpić zaszczytu chodzenia po bardziej cywilizowanej drodze.
Co prawda w Southampton żyło się innymi standardami -- droga wymieniana co trzy miesiące, z uwagi na to, ile aut po niej codziennie kursowało.
Ta, wydawała się być starsza niż cegły z tutejszych klasztorów - wydawała się pamiętać, kiedy stąpał po niej Hitler.
Kto wie, może to dzięki niemu była taka podziurawiona?
Tak czy inaczej, Esther wciąż nie ustępowała i cięła przed siebie.
Wydawało się że przegoniła wiatr, który wcześniej dawał się we znaki.
Teraz, szliśmy tak szybko, że przestałem odczuwać jakiekolwiek zewnętrzne bodźce, w tym właśnie pogodę.
- Chcę kawę - wyjąkałem ni z gruszki, ni z pietruszki, powodując, że dziewczyna na chwilę się zatrzymała.
Gdybym wiedział, że kiedy powiem taką prostą zachciankę ona zwolni ze swoim tempem, już dawno bym rzucał rzeczami tego typu.
A może to właśnie była taktyka?
Esther zdecydowanie ma w sobie krew Lucyfera, który już dawno opętał jej jakże niewinne, małe ciałko, które właśnie niosłem na swoich plecach.
Zanim się obejrzała, teraz to ja biegłem przed siebie, kurczowo ją trzymając.
Dałem wiarę swojemu zmysłowi "baristy" i co chwilę omijałem slalom ludzi, którzy z niekrytym zdziwieniem przyglądali się parze debilów, kursującej po małej wsi, w poszukiwaniu dobrej, a raczej znośnej kawy, która była teraz dla mnie jednym z największych życiowych celi.
Zdecydowanie jestem gorszy niż kobieta w ciąży.

<Estherka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)