Czy ona na pewno jest świadoma tego, co mówi?
Może nie kontroluje potoku słów który niekontrolowanie wypłynął z jej ust?
Nie wiedząc, co mam o tym myśleć, po prostu mocniej wtulając ją do
siebie, wynagradzoniłem jej wyznanie błogą ciszą, którą jak zauważyłem,
ceniła równie mocno, jak ja.
Teraz miałem pewne podejrzenia dlaczego właśnie niekiedy zamyka się w sobie i daje się pożreć problemom.
Z resztą... Robiłem, robię i pewnie będę robić to samo, wciąż i nadal. Tak czasami bywało lepiej.
Co prawda to prawda - poznałem tu już conajmniej dwie osoby, które są
potencjalnymi powiernikami moich problemów - potocznie mówiąc
przyjaciółmi.
Ale nie byłem jeszcze na tyle gotowy, aby móc powiedzieć wszystko co leży mi na sercu, które, o zgrozo, niestety posiadam.
Czasem łatwiej byłoby funkcjonować bez tego organu.
- Podaj mi to wino, muszę nadrobić - wyszedłem z tym tak nagle, że nawet
pijana Vivian wydawała się być zdziwiona tą nagłą zmianą tematu.
Ona mi o niebie a ja jej o chlebie. Dlaczego tak?
Odpowiedź jest prosta. Nie byłem pewien, czy dziewczyna powiedziałaby mi to samo, gdyby była trzeźwa.
Może jak już dojdzie do niej, co powiedziała, będzie tego żałować? Może będzie jej głupio?
Noah, Ty pieprzony sk****synie, od kiedy martwisz się o innych? -
spytałem sam siebie, kilkakrotnie, na tyle mocno, że zacząłem się
mocniej nad tym zastanawiać.
Rzuciłem jednak przemyślenia w kąt, najlepiej na moment, kiedy będę już sam, w swoim własnym otoczeniu.
Chociaż, moja towarzyszka była już na tyle pijana, że czułem się, jakbym szedł sam, trzymając co najwyżej zwłoki.
W związku z tymi grubszymi myślami, nie zastanawiając się nad tym, jak
wrócimy, kiedy i ja stracę władzę w nogach, wypiłem sporą część wina,
które jeszcze się ostało.
Wypiłem je z nadzieją, że zapomnę o tym, co przekazała mi dziewczyna.
Jednak za każdym razem, kiedy piłem kolejny łyk, coraz mocniej tylko
sobie uświadamiałem, że nie ucieknę przed przeszłością, która depcze mi
po piętach.
Nie robi tego tylko ona.
Bezdomny, ujrzany pod tym samym niebem, gdzie odnaleźliśmy walenie, wciąż dawał o sobie znak.
Z niewiadomych mi powodów, no bo przecież nie biegał tak szybko, był na
tyle blisko nas, że przysłowiowo czułem jego oddech na swym karku.
Nie wiem, ponownie nie wiem, jakim boskim cudem, ale nabrałem tyle sił w
swoich bezwładnych nogach, że znów zniknął on z mych oczu, podobnie,
jak my z jego.
Nie byłem pewien, czy dziewczyna zasnęła, czy może straciła przytomność
na wskutek procentów we krwi - jednak fakt był faktem, że kiedy
dotarliśmy nad jezioro, z Vivian nie było już w żaden sposób kontaktu.
Położyłem dziewczynę na piasku, sam natomiast opierając się o pobliskie drzewo.
Kiedy już sądziłem, że przede mną noc, pełna ciszy i bólu głowy, Vivian jednak dała o sobie znać, mamrocząc coś pod nosem.
- Noah, ku**a - tyle jedynie zrozumiałem pomiędzy bełkotem, a falą jej śmiechu.
Po chwili jednak, znów przemówiła.
<Vivian? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)