Wszedłem dosyć powolnym jak na siebie krokiem na jadalnię, na której świeciło pustkami. Z kuchni zabrałem jabłko, które miało być moim niezwykle pożywnym śniadaniem. Kiedy chciałem już wrócić do pokoju, zniechęcony brakiem towarzyszy do użalania się nad swym nieciekawym życiem, spojrzałem jeszcze w kąt.
Wciąż schlana Vivian, dzierżyła w dłoni szklankę z wodą, którą prawie natychmiastowo wypiła. Jako że dziewczyna wybrała miejsce przy jednoosobowym stoliku, przytargałem do niego krzesło z sąsiedniego stołu.
- Cześć bezdomna - rzuciłem z uśmiechem, przyglądając się dziewczynie.
- Powiedział różowy waleń - oparła się o swoją rękę, drugą zajmując szklanką, którą obracała dookoła.
- Spytałbym jak się czujesz, ale po a) jestem ch**em, po b) chyba znam odpowiedź.
Po chwili rozmowy, a raczej po kilku niespójnych wypowiedziach, wspólnie wyszliśmy z budynku. Stwierdziliśmy, że pokazanie się komuś dorosłemu (o ironio, jestem pełnoletni od prawie trzech lat, ale csii..) , zwłaszcza z "głównej" kadry, nie jest dobrym pomysłem.
Jazda w przypadku Vivian podwójnie odpadała, i z powodu kostki i z powodu kaca, przez którego ledwo co trzymała się na tym świecie w pełni wykorzystując siłę swojego umysłu. Ja, też nie do końca trzeźwy na umyśle, stwierdziłem, że odwiedzę koński dom pod wieczór, a bynajmniej nie w tamtej chwili.
- Musimy wrócić i Cię upić - stwierdziła, kierując nas w stronę akademika, gdzie między innymi znajdował się jej pokój. Ja na to tylko z uśmiechem wzruszyłem ramionami, niezbyt protestując.
Dziewczyna poszła do swojego pokoju, gdzie ja również miałem za chwilę przyjść. Ruszyłem wpierw na poszukiwanie pianek, które mieliśmy spożyć w nikczemnym celu i w nieznanych mi okolicznościach. Vivian uparła się, że musi je otrzymać, choćby "skały sr**y", co było prawdopodobne przy jej alkoholowych urojeniach.
Tak czy siak, kiedy wszedłem do jej pokoju z pożądanym przez nią produktem, nie zastałem jej "na chodzie". Leżała na ziemi, smacznie przysypiając. Ja, człowiek w jej towarzystwie bezduszny i równie bezmyślny, zauważając że nie ma jej pokojowych towarzyszy, pochyliłem się nad jej truchłem, znienacka krzycząc jej imię. Odskoczyła jak oparzona, rozglądając się dookoła.
- Jesteś poje**ny - skwitowała, podnosząc pianki z ziemi. Rozglądnęła się też po pokoju, poszukując widocznie jakiegoś przedmiotu. Jak się okazało, do szczęścia potrzebna była jej zapalniczka.
- Idziemy nad jezioro - pociągnęła mnie niczym swego niewolnika, ciągnąc mnie tak, aż nie doszliśmy do głównej drogi, która prowadziła między innymi na przystanek naszego ulubionego widmo-busa. Wyrwany spod jej kontroli, zadałem dosyć kluczowe pytanie.
- Po co mnie tam zaciągasz?
- Zgwałcę Cię i zjem na obiad - uśmiechnęła się, wskakując na moje plecy. Stawałem się powoli tanim środkiem transportu, jednak nie narzekałem. W chłodnie dni miałem darmowe okrycie. - Zrobimy ognisko, aby przywołać nasze przyjacielskie walenie.
<Vivian?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)