wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Noah'a - Zadanie 10

Dzisiaj osoby chętne mogły przyjść na lekcje woltyżerki, prowadzoną przez panią Alison.
Jako że dla nas jest ona nową twarzą, ponieważ wróciła do pracy po dosyć długiej przerwie, właściciele Akademii gorąco prosili nas o to, aby przyjść licznie na te lekcje, aby przypadkiem kobiecie nie zrobiło się przykro.

Przyznam szczerze, że nie udałem się tam bo chciałem – miała to być jedna z moich kar za podpalenie beli siana, znajdującej się niedaleko stajni.
Czy zrobiłem to specjalnie? Nie do końca.
W wielkim skrócie mówiąc – ledwo co palący się papieros, ale jednak, spadł na siano, upuszczony przeze mnie.
Na szczęście zauważyłem to w porę i nie utworzył się nawet mały pożar – nie mniej jednak, ku przestrodze, miałem teraz serię ograniczeń i pouczeń.

Zajęcia odbywały się na hali, która była zamknięta na czas lekcji, aby przypadkiem koniowi nie przyszła do głowy ucieczka, gdyby ktoś spuścił go z oka.
W punkt trzynasta w budynku oprócz mnie znaleźli się m.in.; Esther, która przyszła dotrzymać mi towarzystwa, Brit z jasnych przyczyn, Lisa, Lily, Meg, Vivian oraz Marcy.
Podsumowując – tak, byłem jedynym przedstawicielem swojej płci.
No ale co zrobisz?

Wszyscy czekaliśmy na przyjście instruktorki, która ostatecznie weszła do hali wejściem od stajni, prowadząc Oriona, który miał przypiętą do uzdy lonżę.
Na grzbiecie miał czaprak, podkładkę w formie „misia”, pas do woltyżerki z dużymi uchwytami oraz wypinacze.
Trzeba było przyznać, że jest naprawdę dobrze zbudowanym koniem i równocześnie cudownym przedstawicielem koni swojej rasy.

Kobieta szybko wyjaśniła nam, co będziemy konkretnie robić.
Poinformowana przez właścicieli o mojej sytuacji, stwierdziła, że oczywiście mogę być żywym przykładem danych ćwiczeń.
Podczas gdy rozwijała lonżę, ja w tym czasie z lekka załamany przeżegnałem się w kącie, czując, że raczej nie wyjdzie to na dobre.

- Teraz Noah zaprezentuje wam jak wsiąść na kłusującego konia.
Widać było, że instruktorka wie, że w obecnym momencie zrobię wszystko, więc odpowiednio to wykorzystała.

W efekcie końcowym za trzecim podejściem udało mi się chwycić odpowiednio uchwyt i wsiąść na wałacha.
Normalny koń już dawno dałby mi siarczystego kopniaka, jednak ten był oazą spokoju, za co do tej pory go podziwiam.

Dalsza część lekcji poszła nieco trudniej. Oczywiście dostałem do wykonania takie ćwiczenia, jakich się najbardziej obawiałem.
Kiedy udało mi się wysiedzieć pięć kółek w pozycji martwego Indianina sądziłem, że już wszystko za mną.
Jednak myliłem się.
Przebolałem jeszcze jako – tako nożyce, które robiłem i w stronę przodu, i w stronę zadu.
Poproszony jednak o stanie w kłusie, miałem z tym mały problem.
Trzymanie się na ziemi, i fizycznie i psychicznie od zawsze było dla mnie problemem.
Tym bardziej na żwawo stąpającym koniu.
Ostatecznie spadłem „zaledwie” trzy razy, kiedy instruktorka stwierdziła, że może spróbować podobnych ćwiczeń następna osoba.

Przyglądając się reszcie towarzyszy, zauważyłem, że faktycznie byłem dzisiejszym kozłem ofiarnym.
Dziewczyny robiły młynki na stępującym koniu, nożyce oraz zaledwie dwie z nich doznały „zaszczytu” nożyc w kłusie.

Cała godzina przeminęła, jak się okazało, dosyć szybko.
Tak naprawdę nikt do końca nie zdawał sobie sprawy, że już koniec.
Z całej lekcji wyciągnąłem dwa wnioski – nie palić przy stajni i uważać na p. Alison, która za pewnie wykorzysta moje potyczki podczas dzisiejszych zajęć.
Mimo wszystko, uważałem tą godzinę za dosyć dobrze spożytkowaną – przynajmniej poprawiłem humor swoim towarzyszkom, które miały ubaw za każdym razem, jak coś mi nie szło i dodatkowo miałem satysfakcję, że nie pobiłem swojego rekordu upadków w ciągu jednej jazdy.

Dostajesz 10 p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)