wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Scarlett do ...

Mój tata zaparkowała auto na podjeździe przed akademią. W domu pożegnałam się z mamą. Wzięłam dwie walizki, a pozostaje zabrał ojciec. Poszliśmy do domu właścicieli. Pierwsze drzwi jakie zauważyłam miały tabliczkę ''biuro''. Pokazałam je tacie, a ten zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła nam pewna kobieta. Wyglądała na około 40 lat.
- Witam. Ty jesteś Scarlett Moonlight? Zapraszam do środka. Walizki zostawcie przed wejściem.
Weszliśmy do środka. Usiedliśmy przy stole. Od razu oglądnęłam całe biuro. Znajdowało tam się pełno pucharów, medali, flo.
- To pani medale? - spytałam patrząc na srebrny medal olimpijski.
- Ten akurat tak. Jednak nie wszystkie te nagrody są moje. Niektóre należą do instruktorów i moich dwóch córek.
Pokazała mi złoty puchar z napisem ''Towarzyskie zawody w skokach przez przeszkody - 1 miejsce Ambar Rose i Minnie - grudzień 2014''.
- Ten należy do mojej młodszej córki.
Wiać było, że mojego tatę, także zaciekawiły osiągnięcia uczniów.
- Zobaczcie sobie wszystkie - uśmiechnęła się kobieta.
Od razu podeszłam do półki gdzie było pełno pucharów i zdjęć. Większość zdjęć przedstawiało tą kobietę i jakąś dziecwczynę na koniu.
- Kto to? - spytał mój tata podchodząc do mnie.
- To moja starsza córka Luna. Na tej półce trzymam niektóre jej puchary - rzekła.
- A to? - podszedł do pólki gdzie było kilka flo i różnej wielkości.
- To niekóre puchary członków akademi - wytłumaczyła.
Szczególnie spodobała mi się statułetka z koniem w galopie. Pisało na niej ''1 miejsce w regionalnych zawodach ujeżdżeniowych CC2 - Emily Walker i Valegro - styczeń 2016''.
- Czy ja tu sobie wogle poradzę? - pomyślałam.
- A co z wyścigami? - spytał mnie mój tata.
- Oczywiście, startujemy - uśmiechnęła się kobieta.
Wyjęła z gabloty kilka pucharów.
- Pani Alison startuje w wyścigach i woltyżerce - wyjaśniła.
Na zdjęciach widniał piękny kon pełnej krwi angielskiej.
- Macie tylko jednego konia do wyścigów? - zdenerwował się tata
- Tak - odparła lekko zmieszana kobieta. - Jednak postaram się by pańska córka stale na nim ćwiczyła.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo chciałam na nim pojeździć.
- Dobrze, możemy przejść do formalnośći? - spytał rodziciel.
- Tak. Zawołam kogoś by pomógł ci znaleźć pokój - powiedziała.
Wyszła z gabinetu. Pożegnałam się już wcześniej z tatą, ale zrobiłam to jescze raz.
- Za dwa miesiące przyjedziemy z mamą - uśmiechnął się.
- Dobrze - odparłam.
Do pokoju weszła kobieta i rzekła:
- To jest Lotte. Pokaże ci gdzie jest twój pokój. A ja jestem Elizabeth.
Podałam dziewczynie rękę i wyszłyśmy pokoju. Wzięłyśmy po dwie walizki i ruszyłyśmy do pokoju. W akademiku spotkałysmy kobietę siedzącą na krześle. Przed sobą miała stolik a na nim kilkadziesiąt kluczyków.
- Jaki numer pokoju? - spytała
- 58 - odparła Lotte
Portierka dała nam klucz. Pokój był na 4 piętrze. Gdy byłyśmy na miejscu otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się średniej wiekości pokój. Na przeciwko mnie było duże łożko, a na nim kilka poduszek, nad nim było dość małe okno, wokól którego wisiał sznów z lampkami. Ściany były drewniane. Na podłodze znajdowały się dwa dywany. Obok jednego c nich znajdowały się dwa białe fotel i mały stoliczek. Obok łoża wisiał łapacz znów. Oprócz tego obok była lampa. W pokoju jak w każdym była szafa, biurko i kilka szafek na moje drobiazgi. Na jednej z ścian wisiał telewizor.
- Podoba się? - spytała Lotte
- Bardzo - uśmiechnęłam się szeroko.
- Jak być czegoś potrzebowała jestem w stajni lub pokoju numer 14. Obok ciebie, w 57, mieszka Suzi.
Zostawiła walizki w pokoju i poszła. Postanowiłam się rozpakować. Po jakieś godzinię moje walizki były zupełnie puste. Podłączyłam do ładowania komputer i wzięłam telefon. Wykęciłam numer do mojej przyjaciółki - Anabelle. Po chwili odebrała.
- No i jak? - od razu spytała.
- Jedyne co na razie widziałam co mój pokój i biuro właścicielki - zaśmiałam się. - Ale zapowiada się świetnie.
Pogadałyśmy jeszcze z 15 minut i rozłączyłam się. Postanowiłam przebrać się w strój do jazdy. Padło na niebieskie bryczesy i białe polo z koniem podczas skoku. Gdy byłam gotowa wzięłam kask i rękawiczki i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach i udałam się do stajni. Stała tam jedna z instruktorek. Podeszłam do niej i spytałam.
- Dzień dobry. Jestem tu nowa i chciałam się spytać czy mogłabym pojechać w teren.
- Cześć. Mów mi po imieniu - Sue. Możesz jechać na Nandzie, na tylko na oklep.
- Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się. - która to?
Kobieta wskazała na na klacz Tinker. Poszłam do siodlarni po jej kantar i sznury oraz szczotki. Wzięłam wszystko i podeszłam do boksu klaczy. Otworzyłam drzwi od niego i dałam jej rękę do obwąchania po czym wzięłam kantar. Wyprowadiłam klacz z boksu. Starannie wyzszczotkowałam sierść klaczy. Gdy już wszystko zrobiłam przewlekłem sznury przez kantar i wyprowadziłam klacz z boksu. Poza stajnią wsiadłam i dałam klaczy łydkę by ruszyła stępem. Po kilkunastu minutach postanowiłam zakłusować. Dałam klacz sygnał a ta ruszyła wyznaczonym chodem. Poklepałam ją. Gdy dodarłam nad jezioro zatrzymałam klacz i zeszłam.

Ktos?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)