Całą drogę nawijałam o różowych waleniach, serio. Dalej miałam wrażenie, że gdzieś muszą tutaj być, tylko Noah, ten dureń, je spłoszył. Z resztą, on wcale nie był gorszy- wtórował mi w tym temacie równie mocno, jakbyśmy rozmawiali o piłce nożnej. Choć w sumie nie byłam pewna, czy to porównanie do niego pasuje, nie miałam bowiem pojęcia, czy przepada za nią, jak większość facetów. Ach, no i nie obyło się oczywiście bez nazwania go Noasiusiem, przez co prawie zrzucił mnie ze swych pleców. Przysiągł, że będzie tak robił za każdym razem, gdy tylko tak go nazwę. Hm, kusząca propozycja… Jak mnie zabije, będę go nawiedzać po nocach, nieustannie wołając go tymże zdrobnieniem. No, wtedy przynajmniej byłabym już bezpieczna, drugi raz mnie przecież nie zabije.
Dotarłszy do celu, rozkazałam mu, jak prawdziwa gderająca żona, by w końcu ruszył swój szanowny tyłek i pomógł mi zbierać patyki do naszego ogniska. On jednak skwitował to uśmiechem, oparł się o pień powalonego drzewa, rozłożył nogi na piasku i zaczął sięgać po pianki.
- Ani mi się śni, kobiety pracujące wyglądają tak seksownie, że my faceci, chcemy tylko podziwiać ten przepiękny widok…- najwidoczniej miał coś jeszcze do powiedzenia, lecz nie pozwoliłam mu, gdyż skoczywszy szybko w jego stronę, by ratować biedne pianki, usiadłam mu okrakiem na nogach, blokując ręce.
Na chwilę tak jakby go zatkało, w sumie nie miałam pojęcia czemu. Nie raz już go dotykałam, więc powinien się przyzwyczaić do mojej zbytniej nachalności.
- Czyżbym naruszyła prywatną sferę panicza, hm?- zaśmiałam się kusząco, a wstając zabrałam mu pianki.- To na później, Ty perfidny samcu alfa. Rusz dupsko, chyba, że chcesz ode mnie dostać w zad, i zacznij zbierać te cho*erne patyki.
Chrząknął.
- Kusząca propozycja.- ruszył brwiami z igrającym na ustach cwaniackim uśmieszkiem.- Ciekawe tylko, czy mnie dogonisz.- nim się zorientowałam, zaczął mi uciekać.
- Nie wiesz, z kim zadzierasz.- mruknęłam pod nosem.
Mimo mojej bolącej kostki, nie zamierzałam dać mu wygrać. Zignorowałam kujący ból i poprułam, ile sił w nogach. Skubany, dobrze biegał, w końcu to mężczyzna, ale nie dam mu tej satysfakcji ze zwycięstwa, niech wie, że ze mną się nie zadziera. Trawa była wysoka, czasem, o ironio, była mojego wzrostu, lecz tym mnie nie przechytrzy! A najwyraźniej próbował, bo skierował mnie właśnie tam. Pomyślałam sobie, czemu nie wykorzystać tego przeciwko niemu?
Przykucnęłam delikatnie tak, by nie było mnie widać, i czekałam, aż tu nadbiegnie. Minęła minuta, druga, trzecia, a jego dalej nie było. Byłam bliska, by się wychylić z kryjówki i znów zacząć go gonić, gdy usłyszałam jego szybki oddech i kroki. W momencie, kiedy znalazł się blisko mnie, wyskoczyłam i pacnęłam go ręką w tyłek.
- A masz!- krzyknęłam radośnie.
- Ty mały zboczuchu.- zaczął mnie gonić, a ja ledwo mu się wywinęłam.
Czułam go tuż za sobą i, gdy tylko o tym pomyślałam, poczułam, jak jego ciało przygniata mnie do ziemi.
- Rany, jak ja leżałam na Tobie to na pewno miałeś większy dopływ tlenu, niż ja w tej chwili.- te słowa wypowiedziałam praktycznie w trawę, gdyż głowy również nie oszczędził, przyciskając ją.
Gdy on sam się podniósł, pomógł mi wstać i skwitował to jedynie tym, że jesteśmy kwita. Nie podzielałam jego zdania, gdyż to wszystko wina kostki. Kłóciliśmy się przez całą drogę powrotną do miejsca naszego ogniska.
Udało mi się go w końcu namówić do pomocy mi i dzięki współpracy (rany, jak to obrzydliwie melancholijnie brzmi), ułożyliśmy naprawdę dorodny stosik drewienek. Podpaliwszy go zapalniczką, patrzyliśmy, jak ogień pochłania każde z nich, jak gdyby żywił się ich duszami i to byłaby ostatnia deska jego ratunku (wiem, brzmi okropnie). W dodatku, zaczęło być coraz goręcej w jego pobliżu. Zdjęłam więc bluzę i rzuciłam ją na trawę, pozostając w czarnym topie na ramiączkach. Zauważyłam, że Noah przygląda się mojemu tatuażowi.
- Nie mówiłaś, że masz.
- Bo nie pytałeś.- prychnęłam, spoglądając na moje ramię.- Wygląda na tandetny, nie?
Pokręcił jedynie przecząco głową.
- I dobrze, bo wcale tak nie miał wyglądać. Cóż, to w sumie trzy najważniejsze wartości w moim życiu, więc niby czemu nie mieć ich cały czas przy sobie?- spytałam retorycznie, sięgając po dwa kijki, które odłożyliśmy na bok, rzucając jeden chłopakowi.
- Bierz głodomorze te pianki.- zaśmiałam się.
Po chwili siedzieliśmy już koło siebie, grzejąc je nad ogniem. Myślałam, co by tu zrobić, by przywołać nasze kochane walenie, a jedynym pomysłem, jaki nasunął mi się na myśl, było coś w rodzaju tańca przywołującego deszcz.
- Za chwilę musimy uruchomić swoje zmysły i tańczyć najseksowniej, jak tylko potrafimy.- poinformowałam z całą powagą Noah’a.
- Z całym szacunkiem, ale nie umiemy. Poza tym, na ch*ja?- odwrócił się w moją stronę z nieukrywanym zdziwieniem na twarzy.
- Ano po to, żeby przywołać walenie, które mi spłoszyłeś.- powiedziałam z wyrzutem.- I mów za siebie- w moich żyłach płynie ku*ewska krew, więc chcąc nie chcąc, potrafię tańczyć bardzo seksownie.- uśmiechnęłam się kusząco, dla potwierdzenia moich informacji.
- Hm, doprawdy?- uniósł lekko jedną brew, jakby zachęcając mnie do przedstawienia swoich umiejętności.
Ach, faceci to typy niedowiarków.
Noah? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)