poniedziałek, 5 grudnia 2016

Od Holiday C.D Helen

Narnia. Narnia. Narnia. To imię cały czas obijało mi się w głowie. Oczywiście kiedyś czytałam tą książkę, ale teraz nie jestem jej fanką. Kiedy byłam mniejsza bardzo lubiłam ją czytać. Nadal chętnie do niej wracam, ale nie z takim zapałem, jaki towarzyszył mi wtedy parę lat temu.
Piękne imię, piękny koń. Tylko w niektórych przypadkach to się zdarzało. Ale w tym mogłabym uroczyście ogłosić, że nareszcie ta teoria się sprawdziła. W sumie to nie jest to żadna teoria, ale mimo to... Klacz była śliczna. Była kara, jednak widać było już u niej siwe włoski, ale tylko jakby się dobrze przyjrzeć. Z tego co słyszałam to urodziła się parę dni temu, osobiście nie byłam przy jej porodzie, jednak wiem, że obecna była tam Luna - córka właścicieli, która najlepiej z nas wszystkich znała się na koniach. Jakoś nigdy nie miałam z nią szczególnego kontaktu. Czasami tylko mówiłam jej coś w rodzaju "Cześć", bo uważałam, że tak jest najstosowniej. Choć nie wiem sama czemu. Przy porodzie, a raczej kawałek dalej stała Helen, która miała odruch wymiotny, kiedy tylko widziała krew, a Luna dobrodusznie kazała jej zostań tam, gdzie akurat stała, a sama zajęła się całą sprawą.
- Będziesz może chciała dzisiaj jeździć? - zapytałam Helen, która podobnie jak ja, zamyśliła się, także wyszło na to, że stałyśmy tak przez chwilę w kompletnej ciszy, co z boku musiało wyglądać nieco komicznie, jak na mój gust...
- Nie jestem niepełnosprawna - przewróciła oczami - Sama mogę się sobą zająć...
Widać było, że ma mnie dość, co zdarzało się niezbyt często. Ale jednak. Potrzebowała opieki. Castiel poprosił o to mnie niedawno.
- Złość piękności szkodzi - zrobiłam słodką minkę - A nawet mogę ci oporządzić konia, jak będziesz tego potrzebowała.
Dziewczyna wywróciła oczami z lekką złością, jednak nie taką jaką przed chwilą jeszcze kryła.
- No dobra, dobra... Już dzisiaj jeździłam - przypomniała mi.
Zmarszczyłam brwi. Dzisiaj? Serio? Chyba skleroza łapie mnie jeszcze w młodym wieku, albo Helen się ze mną tak ot, po prostu droczy. Jednak po chwili przypomniałam sobie i przyznałam dziewczynie rację. Jestem sklerotyczką, i to na 100%... W tak młodym wieku... Biedna ja.
- Masz rację. Po prostu mam sklerozę...
- Tak Holiday, masz. Wszyscy o tym wiemy - odparła z lekkim uśmiechem - Ale niestety nic na to nie poradzimy.
- Takie życie - westchnęłam głośno - W takim razie, chcę zobaczyć twój nowy pokój! - uśmiechnęłam się zwycięsko - Skoro nie jeździmy, to przynajmniej to możesz dla mnie zrobić.
Helen westchnęła głośno, nie kryjąc swojego rozczarowania.
- Musimy?
- Taaak! - uśmiechnęłam się - Musimy. I to natychmiast.
- No dobra - dziewczyna zgodziła się niechętnie i poszłyśmy w kierunku wejścia do akademii.
Wesoło gawędząc weszłyśmy do środka. Pierwsze co strasznie mnie zdziwiło to to, że była tu cisz. Tak CISZA. Prawdziwa CISZA!! Strasznie mnie ten fakt zdziwił.
Szybkim krokiem dotarłyśmy do pokoju, gdzie mieszkała Helen. Tak naprawdę powinna mieszkać teraz ze mną. Moja Helen. MOJA. Ale niestety. Wyprowadziła się, ale trzeba przyznać, że kiedy weszłam, to nie zdziwiłam się, że wyprowadziła się. Pokój nie był duży, ale za to przytulny. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to łóżko. Ogromne łóżko, które stało na środku pokoju, nie zdając sobie sprawy z tego, co teraz zrobię. A ja z tryumfalnym uśmiechem podbiegłam do niego i rzuciłam się na nie całym swoim ciałem. Razem z butami. Dopiero, kiedy się wygodnie umościłam, spojrzałam na Helen, której wzrok był utkwiony we mnie, i miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie śmiechem. I to tak nagle. Jej mina to wskazywała. Przy tym wyglądała strasznie dziwnie.
Dopiero po chwili wybuchnęła czystym śmiechem, jakiego u niej nie słyszałam od tygodni. Stanowczo za mało się z nią widuję...


<Helen? ^.^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)