Zapach świeżo parzonej kawy momentalnie dotarł do moich nozdrzy,
ostatecznie budząc mnie ze snu. Bardzo, ale to bardzo niechętnie
wychyliłam głowę znad koca, orientując się, kto w tak brutalny sposób
postanowił mnie zbudzić. Przy małym, sosnowym stoliku siedziały dwie
pozostałe lokatorki naszego pokoju, od niechcenia przerzucając co chwilę
kolejne strony gazet. Gdyby nie to, że zza ich naczyń wydobywała się
gorąca para, śmiałabym twierdzić, iż momentalnie w pokoju nastało
ochłodzenie godne Londynu. Zignorowałam ich pełne pogardy spojrzenia,
spokojnie kierując się w stronę łazienki, która była jedynym miejscem,
gdzie byłam pewna, że nikt nie wejdzie. A przynajmniej nie wtedy, kiedy
przekręciłam w drzwiach klucz.
Pomimo, że obie dziewczyny zawitały w 22-ce wczorajszym, późnym
wieczorem, już zdążyłyśmy zauważyć, że niekoniecznie nam z sobą po
drodze. Chyba nie byłam idealną kompanką dla Lydii, jak i ona dla mnie.
Na samą myśl, że miałybyśmy spędzić razem najbliższe kilka dobrych,
bitych miesięcy... Głodny żołądek chyba wywinął fikołka, informując mnie
tym samym, że ucieknę od spojrzeń blondynki przynajmniej w czasie
śniadania. Nie zwlekając więc zbyt długo, oparłam się o jedną z
chłodnych umywalek, doprowadzając się głównie chłodną wodą do używalnego
stanu. Zanim jednak ruszyłam w stronę jadalni, założyłam szybko jeden
ze swych najcieplejszych swetrów, przypominając sobie o niezbyt
korzystnej pogodzie, która za pewne panowała na polu. Chwyciłam jeszcze w
obie dłonie sztyblety, mając cichą nadzieję, że uda mi się dotrzeć do
stajni. No i oczywiście kask, który przepięłam sobie przez nadgarstek.
W końcu dotarłam do jadalni, która ponownie nie świeciła pustkami.
Nieznajome mi (jeszcze?) osoby zalęgły się przy prawie każdym stoliku,
uniemożliwiając mi znowu możliwość obfitego posiłku. Jednakże, wysiliłam
swe ostatnie, szare komórki, które pomogły zdobyć mi kanapkę,
czekoladowe płatki i standardowe, typowe dla moich posiłków jabłko.
Usiadłam na istnym zadupiu - w kącie pomieszczenia, przyglądając się
innym, gdyż nie miałam nic lepszego do roboty. Nie dostrzegłam jednak
wśród wielu czupryn bruneta - znając życie, był on już dawno "na
chodzie", pogramiając okoliczne rumaki.. Z racji, że jak zwykle moje
myśli sprowadzały się do stajni, pospiesznie skończyłam swoje śniadanie i
podczas zapinania swych sztybletów już planowałam, gdzie wybiorę się
najpierw.
Mój zapał ostudził jednak głos właścicielki, z którą to minęłam się w drzwiach wejściowych.
- Mmm.. Mieszkasz w dwudziestce dwójce? - zagadnęła mnie już na zewnątrz
blondynka, przeglądając jednocześnie kątem oka trzymane papiery. Nie
spodziewając się zbytnio co kryje się za tym pytaniem, nieśmiało
przytaknęłam głową, jakby z początku obawiając się, jak potoczą się
dalsze wydarzenia. Widząc moją aprobatę dosyć krzywo się uśmiechnęła,
wyciągając z pliku jedną, delikatnie zapisaną nazwiskami kartkę.
- Wystąpił mały problem. - Westchnęła pod nosem, kierując w moją stronę
skrawek papieru. Kluczem postukała w jedno miejsce, jakby chcąc upewnić
się, że kieruję swój wzrok w odpowiednie miejsce. - Dobrze by było,
gdybyś już dziś przeniosła się do siedemnastki. Wiesz gdzie to?
Ponownie z moich ust wydobyła się zadowalająca kobietę odpowiedzieć,
więc po chwili odeszła, rzucając na odchodne godzinę, na którą miałam
stawić się pod stajnią. Jednakże moje myśli były zupełnie gdzie indziej -
słysząc numer pokoju do którego miałam się przenieść nie wiedziałam czy
się śmiać, czy może płakać? Oznaczało to zamieszkiwanie w pokoju z
Collin'em i lokatorami, jeśli tylko jakichś miał. Jedno było pewne - co
by to nie było, prośba właścicielki była jak najbardziej trafiona.
Jeszcze kilka godzin z naburmuszoną blondynką.. Przelałaby się szala
goryczy.
Jakby na to nie spojrzeć, zyskałam również kolejny pretekst aby odnaleźć
chłopaka. Skierowałam więc swe kroki w kierunku jednej ze stajni, mając
nadzieję, że a nuż widelec właśnie tam go znajdę.
Biały, nieduży budynek jednakże był pusty. Drogę przecinał mi jedynie
wiatr, który znowuż wkradł się do środka za pomocą delikatnie uchylonego
okna. Dróżka między boksami była starannie uporządkowana, zresztą tak
samo jak wszystko, co tylko się tam znajdowało. Złote, delikatnie
pokryte pojedynczą warstwą kurzu tabliczki informowały, jak nazywa się
dany koń, zamieszkujący jeden z dosyć sporych boksów.
Po chwili zastanowienia stwierdziłam, iż jest to stajnia dla koni
prywatnych. Na trop ten wpadłam dzięki jednemu, ważnemu czynnikowi - na
tabliczkach wpisana była pierwsza litera imienia oraz całe nazwisko
właściciela. Podejrzewałam, że ogólnodostępne konie nie mają wpisanych
właścicieli, gdyż mijałoby się to z celem - w końcu większości byłaby to
akademia. Szybkim krokiem przeszłam się wzdłuż boksów, aby upewnić się,
czy na pewno nikogo tu nie zastałam. Ku mojemu zadowoleniu, z kilku
boksów wystawały masywne, duże pyski, jakby ciekawe tego, kto zaszczycił
ich swoją obecnością. Wśród nich rozpoznałam wczorajsze rumaki, które
nawiedziliśmy z Collin'em na pastwisku. Przypomniawszy sobie o brunecie,
którego miałam poszukać z różnych powodów, przyspieszyłam kroku,
przechodząc przez następne stajnie i następne i następne, nie znajdując
jednak między boksami chłopaka. Jedynie pojedyncze boksy były otwarte,
co spowodowało, że w mojej głowie zrodził się nowy pomysł - może już ma
jazdę? Nie mając zbyt wiele do stracenia, rzucałam jedynie pojedyncze
spojrzenia w kierunku zamkniętych końskich "sypialni", których to
lokatorzy zajmowali się jedzeniem śniadania. Ponownie udałam się w
wędrówkę, wychodząc tym razem na dłużej na zewnątrz. Na szczęście pogoda
dziś nas jakoś bardzo nie ograniczała - mgła już ustąpiła, między
obłokami przebijały się pojedyncze promienie słońca a i wiatr dmuchał
coraz słabiej, zrzucając już ostatnie, jesienne liście.
Po okrążeniu wszystkich placów, parkurów i padoków wzdłuż i wszerz
pozostała jedna opcja - hala, akurat piętrząca się tuż przede mną.
- Cześć - uśmiechnęłam się szeroko, widząc, jak Collin leży na środku
hali, natarczywie obwąchiwany przez jakiegoś ciemno gniadego konia.
Domknęłam za sobą wejście, powoli kierując się w ich kierunku. - Bardzo
przeszkadzam?
Nie zyskałam jednak odpowiedzi. Siedząc już naprzeciwko niego i on się
poderwał do pozycji siedzącej, gładząc szyję najspokojniej w świecie
stojącego wałacha. Gestem poprosił, abym przeszła do rzeczy - naprawdę
jestem aż tak przewidywalna?
- A więc.. Całkiem niedawno spotkałam właścicielkę. Powiedziała mi, że
mam się przeprowadzić najlepiej jeszcze dzisiaj do Twojego pokoju..
Właściwie to nie wiem dlaczego i po co, ale jeśli tylko masz coś
przeciwko, to mogę spróbować to odkręcić.. - przygryzłam delikatnie swą
wargę, uświadamiając sobie dzięki zegarowi wiszącemu na przeciwległej
ścianie, iż wielkim krokami zbliża się godzina, w której to miałam
stawić się przed największą stajnią.
Collin? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)