- Ja wiem, Holiday, że ledwo powstrzymujesz się przed tym,
żeby się na mnie rzucić, ale żeby pokazywać to nawet obcym osobom? - mruknąłem
tuż obok jej ucha, walcząc przy tym ze samym sobą, aby przypadkowo nie
wybuchnąć nagłym śmiechem, który tłumiłem w sobie od momentu, w którym krocząca
obok mnie dziewczyna rozpoczęła walkę z poturbowaną blondynką. Przyciągnąłem ją
mimo wszystko nieco bliżej siebie, traktując niejako jej ramię jako
podłokietnik dla mojej ręki. Chociaż odepchnęła mnie nieco na bok, wbijając
przy tym swój chudy łokieć w pomiędzy moje żebra, ostatecznie uśmiechnęła się,
co zdradziło jej prawdziwe myśli. Zdecydowanie rudowłosa była bardziej
skomplikowana, aniżeli mogłoby mi się wydawać.
- Przestań, nawet nie przeszło mi przez myśl to, żeby uganiać
się za przygłupim blondynem - wywróciła oczami, myśląc, że zrobi to na tyle
dyskretnie, że ten gest nie zostanie przeze mnie zauważony. Zaśmiała się
jednak, jak gdyby chcąc dobitnie uświadomić mi, że jestem chwilowo skreślony z
listy jej obiektów westchnień. "Chwilowo" dawało jakąś nadzieję,
prawda?
- Przecież widziałem, że byłaś cholernie zazdrosna - tym
razem to ja zaśmiałem się, chwilę później wzruszając ramionami, zupełnie tak,
jakbym był pewien swoich przypuszczeń. Zresztą, z mojego punktu widzenia, jak i
za pewne z tego naburmuszonej blondynki, wyglądało to zupełnie tak, jakby
Holiday była zazdrosna, że nie znajduje się na miejscu mijających nas
dziewcząt. Pomijając, że ich spojrzenia mnie śmieszyły niemalże do łez, to było
to całkiem urocze w momencie, w którym zwróciła na mnie uwagę rudowłosa, a nie
przypadkowa osoba mijana po raz pierwszy i za pewne ostatni na ulicy. - Jeśli
chcesz, też możesz mieć mnie na tapecie - dodałem, uśmiechając się szeroko w
stronę Holiday, która akurat przyspieszyła kroku, prawdopodobnie mając nadzieję
na to, że dzięki temu szybciej znajdziemy się w Akademii. Musiała być naiwna,
skoro sądziła, że tak szybko się ode mnie uwolni.
- Wyjaśnijmy sobie coś, Luke - przystanęła jednak na chwilę,
mierząc mnie szybkim, zupełnie innym od tego typowego dla niej spojrzeniem. -
Jak wspomniałam, blondyni w większej części nie należą do osób szczególnie
mądrych - machnęła niby od niechcenia głową w kierunku mojej, mając na uwadze
moje włosy, które niewątpliwie od momentu mego przyjścia na świat były barwy,
która klasyfikowała mnie jako nikogo innego, jak blondyna. - A ja, swoją tapetą
chciałabym przekazywać coś, co miałoby jakikolwiek sens i przesłanie.
- Sugerujesz, że niczego sobą nie przedstawiam, tak? -
przygryzłem lekko wewnętrzną stronę swojego policzka, nie racząc już rudowłosej
ani jednym, nawet przypadkowym spojrzeniem.
- Jakiś Ty domyślny, Luke! - poklepała mnie po plecach,
widocznie nie spodziewając się tego, że ucieknę lekko w bok przed jej dotykiem.
Rzeczywiście tak było, bo uniosła jedną ze swych brwi do góry, za pewne nie
sądząc, że wezmę sobie którekolwiek z jej słów do serca.
- Grabisz sobie, Clarks. - mruknąłem jedynie, udając, że
otaczające nas drzewa są dużo ciekawszym widokiem niż towarzysząca mi
dziewczyna. Przyglądałem się im z niegodnym tego skupieniem, ignorując jak
gdyby to, że Holiday wbiła we mnie swój wzrok, licząc, że uraczę ją chwilą
uwagi.
- Mam się bać, O'Brien? - zaśmiała się krótko, dalej
utwierdzając się w twierdzeniu, że moja postawa jest tylko i wyłącznie
chwilowym żartem. Zresztą, sam chciałem tak to traktować.
- Powinnaś - rzuciłem, niespodziewanie dla mojej towarzyszki
skręcając z usypanej ścieżki na obficie obrośnięte pola. Nie miałem zbyt dużego
wyboru, co do obrania innego kierunku, bowiem po drugiej stronie drogi płynęła
rzeka, która była jedyną istniejącą alternatywą, a ja wcale nie zamierzałem się
w jakikolwiek sposób moczyć.
W tym momencie najprawdopodobniej, dziewczyna dopiero co
zdała sobie sprawę, że postanowiłem znowu diametralnie zmienić swój humor,
robiąc to rzeczywiście częściej, aniżeli jakakolwiek szanująca się persona. Z
początku słyszałem jedynie, jak trawa za mną łamała się pod wpływem jej
niedużego rozmiaru, aż w końcu poczułem, jak bez większego zawahania
postanowiła wskoczyć na moje plecy. Wiedziała, że ją złapię, co rzeczywiście
uczyniłem.
- Luke-e-e... - specjalnie przyciągnęła moje imię, robiąc to
tak, jak za pewne zrobiłoby każde dziecko, któremu nie chciałbym dać czegoś,
czego ono rzeczywiście bardzo, ale to bardzo pragnęło. Pozostało mi się
domyślać tego, co tym razem chodziło po głowie dziewczynie, która równie często
co ja, zmieniała swoje zdanie i przekonania.
<Holiday?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)