środa, 1 marca 2017

Od Valerie do Lamberta

Po wyciskającym siódme poty treningu, postanowiłam nie zwlekać i jak najszybciej się przebrać, po czym ruszyć do pokoju. Marzyłam tylko teraz o tym, aby wziąć zimny prysznic. Byłam w niemałym szoku, gdy to wchodząc do szatni moim oczom ukazała się Miranda.
-Co ty tu robisz? Myślałam, że na sam widok dresu dostajesz wysypki. - uśmiechnęłam się od ucha do ucha, ledwo sapiąc.
Miranda usiadła na zielonej ławce, wyglądając egzotycznie w czerwonej bonżurce i długiej aksamitnej spódnicy. Oczy podkreśliła czarną konturówką i czerwonym cieniem, a do tego można było zauważyć jej rażąco niebieskie soczewki. Wyglądała jak tancerka teatru kabuki. Włosy miała poprzetykane fioletowymi warkoczykami. Zaciągnęła się głęboko indonezyjskim papierosem kretek i wydmuchnęła dym w kierunku jednej z dziewczyn z akademii, która także należała do drużyny.
-Tylko swojego własnego dresu.
Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się. Musiałam, przyznać, że to świetna odpowiedź. Przyjaźniłam się z Mirandą od tak dawna, że przyzwyczaiłam się do jej nadzwyczajnie uszczypliwych żartów.
Pochyliłam się, aby zdjąć tenisówki, i spojrzałam na swoje odbicie w niewielkim lustrze zawieszonym na drzwiach szafki. Przygładziłam lekko spocone włosy. W kącikach ust miałam pozostałości rozmazanej pomadki, startej już z reszty warg. ''Mogło być gorzej.'' - pomyślałam.
-Valerie, tak w ogóle to zapomniałam ci powiedzieć, ale przed budynkiem akademii jest tablica informacyjna... - zaciągnęła się szybko. - Przechodząc dzisiaj tamtędy zerknij na nią. Sądzę, że zainteresuje cię pewien plakat reklamujący jakąś szkołę taneczną w Miami. Podobno jakaś największa na Florydzie, a ty lubisz tańczyć, a więc...
-Nie wiem, może kiedyś - odparłam szybko. - Po treningu ruszam do pokoju i pod prysznic, nie chcę, aby ludzie mnie taką oglądali - zaśmiałam się głośno.
-Rozumiem - powiedziała Miranda, owijając wokół palca jeden ze swoich fioletowych warkoczyków.
Zmarszczyłam brwi. Już dawno zauważyłam, że Miranda mówi jakimś dziwnym tonem, może coś ją martwi?
-Co jest? - zapytałam. - Co z tobą?
-Nic - odparła. - Jestem jakaś rozkojarzona. - Zaczęła się wachlować ręką. - Tyle półnagich dziewcząt w jednym miejscu!
Skinęłam głową, niemal w to wierząc.
-Zajrzałaś do archiwum czatów, jak ci mówiłam? Znalazłaś tę wiadomość, w której podaję ci link do mojego kochanka internetowego?
Udałam, że wymiotuję.
-Co? - zdziwiła się Miranda. - Myślałam, że popierasz internetowe związki. Czy to nie ty powiedziałaś, że to miłość umysłów? Całkowicie duchowa, bez ograniczeń związanych z ciałem?
-Mam nadzieję, że tego nie powiedziałam. - przytknęłam grzbiet dłoni do czoła i osunęłam się do tyłu, jakbym mdlała. Potem wyprostowałam się nagle.
-Hej, związałaś włosy gumką? Powyrywa ci je. Chodź tu, chyba mam wstążkę i szczotkę.
Usiadłam okrakiem na ławce przed Mirandą, zaczęła wyplątywać gumkę.
-Au! Tylko pogarszasz sprawę!
-Myślałam, że wy, sportsmenki, powinnyście być bardziej wytrzymałe. - przeczesała mi włosy i ściągnęła je wstążką tak mocno, że wyrwała mi kilka krótkich włosków z karku. - O wow, jak ja bym chciała mieć tak grube włosy jak ty - westchnęła.
Już miałam jej coś na to odpowiedzieć, gdy podeszła do nas Alice. Była kapitanem mojej drużyny.
-Tu nie wolno palić - powiedziała Alice, gapiąc się srogo na Mirandę.
-Nie ma sprawy. I tak musiałam już iść. - zgasiła papierosa na ławce, wypalając w drewnie dziurę. -Zobaczymy się później, Val, kochanie. - uśmiechnęła się słodko i cmoknęła mnie w policzek.
-Po jakie licho się z nią zadajesz? Nie widzisz jaka jest kopnięta? - spytała łagodnie, gdy tylko Miranda zniknęła za zatrzaskującymi się drzwiami.
-Tylko ty tak uważasz - odpowiedziałam dosyć głośno i stanowczo, aby wzbudzić zainteresowanie pozostałych dziewczyn, jeszcze się przebierających. - A ciebie po jakie licho musi to interesować? To jest wyłącznie moja sprawa z kim się zadaje - rzuciłam jej groźne spojrzenie.
Dziewczyna zauważywszy, że całe zainteresowanie skupiło się na nas - licząc zapewne na jakąś bójkę, szybko się wycofała i po prostu nie odpowiadając nic odwróciła się napięcie.
***
Gdy tylko wyszłam ze śmierdzącej zgnilizną i skarpetkami szatni, postanowiłam, że im szybciej znajdę się w moim pokoju tym lepiej. Wolałam tam się umyć niż kisić w tym smrodzie.
Skierowałam wzroku ku górze. Wysoko na niebie widniał blady księżyc, choć słońce dopiero chyliło się ku zachodowi. Jak cudownie jest móc oddychać, pomyślałam. Uwielbiam spokojną surowość i elektryzującą woń wilgotnego morskiego powietrza jakie tu panuje, w odróżnieniu do Nowego Jorku.
Podłoże, które krętą ścieżką prowadziło do akademii, było trawnikiem usianym kamyczkami.
Ściągnęłam mocniej szelki plecaka na ramionach, zmrużyłam oczy i rozejrzałam się dookoła.
-Wydaje mi się, że tablica informacyjna jest wewnątrz budynku, chociaż... - szepnęłam do siebie.
Właśnie znowu ruszyłam przed siebie, a z każdym moim krokiem rozlegał się chrzęst żwiru. Odskoczyłam na bok, mając wrażenie, że tuż za mną jedzie rower, ale nikogo nie było...? To pewnie ze zmęczenia mam już jakieś... A nieważne...
Ignorując to, doszłam w końcu do samego budynku akademii. Otwierając wielkie drzwi, ogarnęło mnie ciepło i kuszący kawowy zapach i oczywiście tablica informacyjna!
Szybkimi krokiem podbiegłam do niej, szukając wzrokiem jakiegoś czegoś, co by mi mówiło o szkole tanecznej...
Tuż obok mnie stał jakiś chłopak, który z zaciekawieniem czytał pewną informację. Widzę go tu pierwszy raz, czyżby nowy? Większość ludzi z tej akademii kojarzę, ale nie tego młodzieńca.
Zabrzęczał telefon, co było powodem mojego szybkiego i gwałtownego ruchu, który spowodował, że odsunęłam się do tyłu uderzając w chłopaka.
-O, ch*lera, przepraszam! - zawołałam, zauważywszy, że chłopak trzymał w ręku coś szklanego, co niestety ucierpiało przez moją niezdarność.
Szkło rozprysło się pod naszymi nogami, a ja nie wiedziałam jak mam zareagować. Co to w ogóle było? Naczynie? Figurka? Czy co?
-O, kurczę, na serio mi przykro! - zawołałam i schyliłam się.
-Nie musisz przepraszać - spojrzał na mnie błyszczącymi szarymi oczyma, które przeszyły mnie na wylot. - O całe szczęście był to tylko kubek...
-Ale nie jakoś wartościowy dla twojej osoby?
-Nie, nie ma czym się przejmować, ale trzeba będzie to sprzątnąć - wypowiedział te słowa z niesamowitym spokojem, którego tak bardzo mi brakowało.
-Nazywam się Valerie Stein i mieszkam tu od kilku tygodni - wyciągnęłam do niego rękę.
-Lambert. Lambert Valurson - wypowiedział swoje imię i nazwisko z zachodnim akcentem i podał swoją zimną dłoń, ściskając lekko mojej.
-Fajnie cie poznać, Lambercie Valursonie. A tak w ogóle, wiesz, że masz boskie włosy? Przez cały czas się na nie gapiłam, co, tak na marginesie, było powodem, że nie mogłam się w porę zatrzymać - rzuciłam z uśmieszkiem.

(Lambert? Ehh... Nie miałam zbytnio pomysłu na nasze spotkanie ;/)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)