wtorek, 26 grudnia 2017

Od Esmeraldy C.D Leny

Na pierwszy ogień ruszył dwa Fryzy, ja zajęłam się Kashmirem, a Naomi Kashtanem. Hanowera niańczyła Lena, a Mustanga wzięła Merlin. Ostatnią klacz wzięłam znowu ja, gdyż odprowadziłam pierwsza konia. Gdy Merlin zamknęła klapę od przyczepy, westchnęłam cicho i wsiadłam do auta z Leną i Naomi, moja siostra poszła jeszcze do właścicieli.
***
Po kilku godzinach byłyśmy już w Akademii. Konie zostały odwiezione, za to do Akademii trafiły dwa Fryzyjczyki.
-Lena, podobno kupiłaś konia, będę mogła zobaczyć?- zapytałam, niemal skacząc.
-Tak, ale skąd wiesz?- Lena była całkiem zdziwiona, nie oczekiwała, że ta wieść rozejdzie się tak szybko.
Szybko znalazłyśmy się w stajni dla koni prywatnych, gdzie nie było żywej duszy. Od razu pobiegłyśmy do boksu klaczy Leny, a gdy tylko popatrzyłam na klacz, to się zachwyciłam! Zdecydowałyśmy się na trening, więc szybko osiodłałyśmy konie i wyprowadziłyśmy je na ujeżdżalnię, gdzie na rozgrzewkę ustawiłam szereg gimnastyczny. Gniadoszka skakała bardzo ładnie, tak samo moja Desert, która wręcz przepływała nad przeszkodami. Podwyższyłam szereg, rozsuwając go nieco. Drągi były teraz na wysokości 70 cm.
-Marabell ma śliczny ruch, choć w kłusie powłóczy nogami. Nadawałaby się na ujeżdżeniowca, nie chcesz jej pociągnąć do tej dyscypliny?- zapytałam, patrząc na klacz. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi.
Konie po tym wysiłku wypuściłyśmy na pastwiska w ciepłych derkach i ochraniaczach, a również ciepły kantar (o ile taki może być).
***
Sklepy w Porec były prawie tak duże, jak w Miami, jednak w nowym mieście nie potrafiłyśmy się odnaleźć, mróz wcale nie pomagał.
-To teraz, według mapy, tam jest sklep jeździecki...- westchnęłam, wyłączając telefon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)