Wczoraj o 4 rano po kilkunastu godzinach lotu z USA na Chorwację podszedłem odebrać bagaż. Chwila moment i ,,odzyskałem” mojego futrzaka. Następnie zadzwoniłem po taxi. Niestety większość była zajęta, więc musiałem czekać półtorej godziny na przyjazd jednej z nich… Po godzinie dotarłem! Stanąłem przed bramą akademii i wpatrywałem się w krajobraz. Głęboki wdech i…
Uff… No. Zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu, koleżko - powiedziałem uradowany do Avengera.
Spojrzałem na zegarek i okazało się, że jest 8:00! Popędziłem w stronę serca ośrodka. Okazało się, że jest nim stajnia, a nie blok mieszkalny… Po chwili jednak go znalazłem. Wszedłem do środka, jednocześnie wchodząc na stołówkę. Poczułem, że znajduję się w niezręcznej sytuacji… Ale na szczęście nikt tu na mnie nie zwrócił uwagi (chociaż nie wiem, czy to tak do końca dobrze). Za stołówką uściskała mi ręce pani Rose, a następnie zaprowadziła mnie do pokoju, bym odłożył bagaże. Chwilę później podeszliśmy pod tablicę z wywieszonymi rozpiskami. A gdy udało mi się ponownie dotrzeć na stołówkę, ta okazała się pusta. Jedynie jeden samotny talerz z jajecznicą i pomarańczowy kubek z herbatą obok, leżały na stole. Szybko zjadłem śniadanie i opróżniłem zawartość ceramicznego naczynia. Odnosząc po sobie sztućce i talerz usłyszałem, jak jedna kucharka użala się, że nie wybrała drugiego dyżurnego do kuchni.
- Em… Przepraszam?- powiedziałem lekko zawstydzony.
- Tak, złociutki?- odpowiedziała kobieta.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale ja bym mógł pełnić tę funkcję…
- Zuch chłopak!- krzyknęła pani Rose. - Akurat Esmeralda teraz zmywa… Dołącz do niej. Śmiało! Nie gryzie.
Przełknąłem ślinę i spojrzałem na dziewczynę o kolorowych jak tęcza włosach.
- Cześć…
- No hej - odpowiedziała wesoło dziewczyna.
- Esmeralda, tak?
- Możesz mi mówić Esma. Jak chcesz...
- Jasne. – nie wiedzieć czemu zacząłem się lekko podśmiechiwać.
Dokończyliśmy zmywanie. Pościeraliśmy stoły i w mgnieniu oka posprzątaliśmy kuchnię. Oboje popędziliśmy do pokojów. Ona chyba poszła na jazdę… Ja zaś układałem swoje rzeczy w szafie i na szafce nocnej. Zacząłem zwiedzać stajnie koni do dzierżawy i stajennych. Niestety ,,wycieczkę" przerwała mi babka ze stołówki. Miałem poobierać warzywa. "Co zrobić..." - żaliłem się sobie. Żwawym krokiem wszedłem do kuchni. Usiadłem na stołku i zacząłem strugać ziemniaki. Czas ciągnął się jak ślimak po wyschniętym na wiór asfalcie. Ale skończyłem! Udało mi się przebrnąć przez marchewki, ziemniaki, pietruszki, buraki... Zjawiła się Esmeralda, a z racji tego, że zbliżają się święta, wziąłem małą żółtą karteczkę i długopis do ręki. Napisałem: "To, co... Pieczemy ciastka :3". Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Popędziłem do lodówki po jajka, śmietanę i masło, a Esma po mąkę, cukier i proszek do pieczenia. Po drodze do stanowiska pracy wziąłem też metalową miskę. Wszystkie składniki ułożyliśmy na blacie.
- Do miski trzeba wsypać mąkę - powiedziałem do dziewczyny.
- Serio?! Nie wiedziałam!- powiedziała rozbawionym głosem Esmeralda. Ja wybierałem kilka dużych jajek z pojemnika, gdy nagle poczułem, że KTOŚ rzucił we mnie mąką! Lewa strona mojego ciała byłą całkiem biała!
- A więc to wojna!- wrzasnąłem i rzuciłem w nią cukrem pudrem.
Bitwa trwała dobre 10 minut. Opamiętaliśmy się i ugnietliśmy ciasto, które włożyliśmy do zamrażarki na około 8 minut. Po rozwałkowaniu nadszedł czas na wykrawanie kształtów i posypywanie ciastek posypką. W kuchni zrobiło się gorąco od piekarnika. Włożyliśmy do ciacha do urządzenia kuchennego.
~ Esma :3???
Punkciki, ile ich tam jest, lecą na twoje konto ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)