Jakby całą sytuację skomentować jednym słowem - uroczo. Widać, że powstała między nimi już mocna, trwająca dłużej niż parę dni więź. Ada tuliła się do psa, a po jej policzku toczyła się pojedyncza łza. Rozumiałam ją. Nawet bardziej niż bym chciała. Sama też jakiś czas temu zgubiłam Celeste, po prostu umknęła mi przez przymknięte drzwi. O mało wtedy nie zeszłam na zawał, kiedy okazało się, że postanowiła wejść pod kopyta konia, który pędził wprost na przeszkodę. Zresztą potem zdarzyło się to raz jeszcze. Przez całe życie będę pamiętała, jak razem z przyjacielem lataliśmy po dachu, w pogoni za kotką, która zdawała sobie z nas drwić.
Przez zamyślenie dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że niebo było już prawie całkowicie granatowe, a także było już widać zarys księżyca. Ada najwyraźniej postanowiła nie zwracać na to uwagi, gdyż cały czas jak urzeczona wpatrywała się w swojego psa, przytulając się do niego. Nie chciałam jej przerywać, jednakże deszcze przybrał na sile i teraz nie było to zwyczajne kropienie. Zresztą w oddali słychać było już dźwięki nadchodzącej burzy.
- Ada... Musimy wracać do środka, szykuje się niezła burza. - mruknęłam cicho, ale na tyle głośno, by mogła to usłyszeć. Wspomnijmy, że nie przepadam za burzą. Za każdym razem, gdy blisko budynku, w którym przebywam w trakcie burzy, jest drzewo, mam wrażenie, jakby zaraz się miało na nas przewrócić i zabić. Ada szybko podniosła się z ziemi, zawołała Raven i szybko wbiegłyśmy do środka budynku, akurat, gdy usłyszałyśmy grzmot. - Możesz do mnie przyjść. Obejrzymy jakiś film, czy coś takiego - zaproponowałam. Ada zawahała się na krótką chwilę. Holiday Clarks, jesteś najgłupszą istotą, która stąpała po tej ziemi. Po co jej to zaproponowałaś? Nie znasz jej przecież w ogóle. Oprócz tego, że wiesz, jak ma na imię i że ma psa, raczej nic nie wiesz o niej. Trudno, może przynajmniej będzie miała dobre zdanie. Tego nigdy za mało.
- No... dobrze - uśmiechnęła się lekko, co odwzajemniłam. Ruszyłam korytarzem, a Ada szła kawałek ze mną z psem. Przez dwie minuty szłyśmy w ciszy, żadna z nas nie odzywała się do drugiej nawet słowem. Dopiero gdy byłyśmy niedaleko pokoju, blondynka zadała pytanie. - Ile masz lat? - zmarszczyłam brwi, nie do końca wiedząc skąd pomysł na zadanie takiego pytania.
- Siedemnaście - uśmiechnęłam się lekko. Otworzyłam drzwi do pokoju, wpuszczając dziewczynę wcześniej do pokoju. Na wstępie zauważyłam, że coś jest nie tak. Okno było uchylone, a przez nie spadały krople. O cho*era. Zapomniałam zamknąć okien przed wyjściem. Kaloryfer był już dawno cały mokry, a teraz woda ściekała na podłogę tak, że zajęła już co najmniej dwa metry jej powierzchni. Rozejrzałam się po pokoju, skupiając wzrok na mojej kotce, która wylizywała powódź z ziemi. Podbiegłam do niej szybko, wzięłam na ręce i skacząc, dotarłam do okna, by je zamknąć. W tym momencie usłyszałam także pstryknięcie włącznika od światła. Sądziłam, że w jednej sekundzie cały pokój, dotąd skąpany mrokiem nagle się ożywi, dopiero głos Ady sprowadził mnie na ziemię.
- Nie ma prądu - szepnęła. Chwilę zajęło mi, żeby pojąć, co właśnie powiedziała. Nienawidzę ciemności i jestem pewna, że długo tak nie wytrzymam. Zamknęłam oczy.
- W lewej kieszeni mojej podręcznej torby jest latarka. Torba leży przy łóżku. Wyciągniesz? - spojrzałam na nią kątem oka. Skinęła głową i ruszyła. Po chwili z torebki wyciągnęła upragnioną latarkę. - Jeszcze jedno. W walizce powinny być świeczki, walizka jest gdzieś w szafie. Jeszcze chyba powinna być też zapalniczka - dziewczyna zapaliła latarkę i zrobiła to, o co poprosiłam. Ja w tym czasie postawiłam kotkę na łóżku i ruszyłam do łazienki, z której wyciągnęłam dwie rolki papieru toaletowego i ręcznik. Najpierw większość wody zgarnęłam ręcznikiem, potem zaczęłam dokańczać swoją robotę papierem toaletowym. Większość wody udało mi się zgarnąć. Moją twarz rozjaśnił uśmiech, jednakże nie na długo, gdyż usłyszałam kolejny grzmot, a niebo rozjaśniła błyskawica. Skuliłam się lekko.
- Holly? Wszystko okej? - Ada przykucnęła obok mnie, jednak szybko pojęła, w czym problem i zasłoniła okna firankami. Pomogła mi wstać i obie usiadłyśmy na łóżku. Po chwili podbiegła do nas Raven, nieufnie zerkając na moją kotkę.
- To miałyśmy przygodę - zaśmiałam się cicho, by zamaskować swój strach. - Chyba muszę Cię zasmucić, filmu obejrzeć nie damy rady, ale możemy pograć w jakieś gry planszowe przy zapalonej świecy. Albo... Mam pomysł. Chodźmy do koni, założę się, że jeszcze bardziej nie przepadają za burzą, a przynajmniej Sydney...
- Kto to Sydney? - blondynka zerknęła na mnie z ukosa.
- Mój koń prywatny. Pokażę Ci go, chodź - uśmiechnęłam się z lekka, wkładając buty.
>Ada? C:<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)