Czułam, że mogę zasnąć, nawet będąc pod prysznicem. Czemuż niemal każdy mój poranek (prócz weekendu) musi zaczynać się w tak drastyczny sposób? Wolnym, ospałym ruchem przekręciłam uchwyt kranu w prawo. Pomimo lodowatej wody, oczy wciąż mi się kleiły.
- Riley, ogarnij się!... - syknęłam sama do siebie, wychodząc z kabiny.
Owinąwszy się miękkim ręcznikiem, czym prędzej udałam się do pokoju.
- To nie, to też nie... No tego to napewno nie założę... - mamrotałam pod nosem, kolejno wyrzucając ciuchy z szafy.
Przyznaję, jestem potwornie wybredna, ale jak się już chce dobrze wyglądać, to warto poświęcić kilka minut więcej.
Po chwili na kołdrze, gdzie lądowały ubrania, utworzył się spory pagórek. Opróżniwszy niemal połowę zawartości swojej garderoby, wreszcie znalazłam odzież, która możliwie spełniała me wymagania. Rozczesując włosy przed lustrem, kątem oka zerknęłam w stronę okna. Na zewnątrz było tak ciemno i ponuro. Oszronione, częściowo spowite mrokiem wierzchołki pobliskich drzew delikatnie uginały się z każdym podmuchem wiatru. Co za paskudna pogoda. Że też zajęcia muszą zawsze zaczynać się tak wcześnie... Zrywanie się z łóżka, o bladym świcie (choć takowe sformuowanie nie odzwierciedla zupełnie dzisiejszego szarego poranka), niestety nie jest moją mocną stroną.
Niespodziewanie za mymi plecami rozległ się cichy trzepot skrzydeł.
- Nie zakradaj się. Wiem, że za mną siedzisz... - na mojej twarzy przez moment zawitał chytry uśmieszek.
Zwierzak przycupnął na opraciu krzesła, obserując wykonywane przez mnie czynności z zainteresowaniem.
- Ryl...
- Cześć Nilay... - posłałam pupilowi łagodne spojrzenie, delikatnie masując opuszkami palców jego głowę.
Podczas głaskania dłoń dosłownie zapadała się w jego miękkie pióra. Ptak z zadowoleniem wtulił się w rękę, mrużąc przy tym oczy.
- Dobra, poczekaj chwilę. Dam ci śniadanie i zaraz wychodzę, bo znowu spóźnię się na lekcję... - sięgnąwszy do szuflady, wyjęłam z foliowej torebki szczelnie zapakowany, wcześniej przygotowany posiłek.
***
Zajęcia ciągnęły się tego dnia niewyobrażalnie długo. Narzuciwszy czarną, bawełnianą bluzę, wolnym krokiem opuściłam budynek szkoły. Środek zimy, a ja biegam w czymś takim. Babcia by mnie chyba zastrzeliła na miejscu. Nie wiem czemu, ale na myśl o takowej sytuacji, lekko się uśmiechnęłam.
Nieoczekiwanie usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciwszy pospiesznie wzrok, dostrzegłam na śnieżnym tle dziewczynę, o pięknych orzechowych włosach.
Katniss?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)