- Jak już pan Withmore rozpoczął temat kuligów - rzuciłam do mojego towarzysza, gdy wychodziliśmy ze stajni, odstawiwszy już konie do boksu. - Możnaby taki urządzić. Ale prawdziwy, nie... - nie byłam pewna, jak dokończyć zdanie, ale Camille mnie wyręczył.
- Nie taką katastrofę.
- No właśnie. Prawdę mówiąc nie wiem, czemu Charlie aż tak psioczył na te sanie: już kiedyś coś podobnego z nim robiłam, tylko w wersji ubogo-amatorskiej - dodałam.
- Co masz na myśli? - chłopak wydawał się zaintrygowany.
- To znaczy - zaczęłam, uśmiechając się szeroko na samo wspomnienie - skleciłam prowizoryczną uprząż z taśmo-sznura czy jak to się nazywa i jeździłam po Akademii na nartach ciągnięta przez Księcia.
Gdy zwróciłam spojrzenie ku mojemu współlokatorowi dostrzegłam, że ten wbija we mnie wzrok z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi, w ostatniej chwili zbaczając ze ścieżki prowadzącej do akademika.
- Gdzie idziesz? - zawołał za mną Camille, który zatrzymał się niezdecydowany, czy dalej mi towarzyszyć.
- Na stołówkę, jestem głodna i nie w nastroju na gotowanie - odkrzyknęłam. - Chodź ze mną, jak chcesz!
Po chwili chłopak na powrót do mnie dołączył, podbiegając kawałek truchtem.
- To co? - rzuciłam. - Obstawiamy, czy dzisiaj nasze kochane kucharki zaszczycą nas jakimś porządnym posiłkiem, czy znowu zaserwują swoje owiane złą sławą pulpety w sosie pomidorowym? - posłałam Camille'owi zadziorne spojrzenie i wkroczyłam do stołówki. - Osobiście mam nadzieję na pierwszą opcję, jadnak podświadomie za bardziej prawdopodobną uważam drugą - dorzuciłam przez ramię.
- W jadłospisie była chyba lasagne - poinformował mnie współlokator.
Zatrzymałam się i odwróciłam na pięcie, żeby stanąć z chłopakiem twarzą w twarz.
- Camiiiille - jęknęłam z udawaną pretensją w głosie. - Zepsułeś zabawę!
Wyraz twarzy chłopaka jednoznacznie wyrażał pytanie, czy coś rano brałam, za co dostał kuksańca w bok.
- Po prostu mam dobry humor - usprawiedliwiłam się i ruszyłam do stanowiska, gdzie wydawano jedzenie. Złapałam tacę, talerz oraz sztućce, po czym ruszyłam nakładać jedzenie na talerz. - Którego na szczęście nie miało okazji popsuć moje kuligowe wystąpienie.
~•~
Po obiedzie zabraliśmy nasze psy na spacer, żeby zażyły trochę świeżego powietrza (i żeby Ghost wybiegał nagromadzoną energię, bo zaczynał ostatnio demolować pokój).
- Jakieś plany na wieczór? - zapytałam, rzucając mojemu czworonogowi piłkę, za którą ten poleciał jak głupi i chwilę później wrócił, wychamowując tuż przed moimi nogami.
Camille? Wybacz za mierną jakość, ale coś pomysłu nie miałam...
352 słowa= 3p.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)