- Jest tu w okolicy plaża, prawda? - zapytałem po chwili namysłu.
Holiday bez wahania przytaknęła.
- Kiedy byłem mały, rodzice zabierali mnie na Lazurowe Wybrzeże. Zapewne kojarzysz tę riwierę we Francji. Zachody były tam przepiękne... Może sprawdzimy, czy Chorwacja oferuje porównywalne wrażenia? - zaproponowałem.
Lubiłem patrzeć na zachody słońca, tak samo jak uwielbiałem podziwiać ogół piękna przyrody. I te kolory rozchodzące się na tafli spokojnego morza... Zachód słońca kojarzył mi się nie tylko symbolicznie z końcem czegoś (w tym przypadku dnia, który wolę od nocy), ale również sprawiał, że wracały wspomnienia radosnych wakacji we Francji, które bez wątpienia były ważną częścią mojego dzieciństwa. Później rodzice zaczęli zabierać mnie za granicę. W ich mniemaniu byłem na tyle duży, żeby zacząć poznawać dalszy świat. Chociaż pokochałem krajobrazy Chorwacji, sercem nadal należę do Francji. Byłem wdzięczny, że wyniosłem to z domu.
- To prawda, wybrzeża oferują niesamowite przeżycia. Możemy pojechać - zgodziła się ze mną dziewczyna i popędziła konia do żywszego stępa.
W głowie odtworzyłem mapę kraju, w którym się aktualnie znajdowaliśmy. Na moją bladą twarz wpłynął delikatny uśmiech krytego rozbawienia. Dziewczyna stępująca na koniu obok zauważyła to. Natychmiast obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem, a ja wytłumaczyłem:
- Na wzmiankę o wybrzeżu przypomniała mi się mapa Republiki Chorwacji. Czy nie uważasz, że wygląda, jakby chcieli odciąć Bośniaków od plaż?
- Tak... Pewnie plaże są tak piękne, że chcą je mieć tylko dla siebie - powiedziała pół-żartem, pół-serio.
Rozejrzałem się dookoła uważnie. Zza drzew dostrzegłem pomarańczową łunę.
- Spieszmy się - powiedziałem do Holiday nieco podekscytowany. - Nie możemy przegapić zachodu!
Rudowłosa kiwnęła głową i nakazała Wings zakłusować. Ja poprosiłem Neverminda o to samo. Pognałem za nią. Kiedy Holiday zorientowała się, że srokaty koń nabrał już tempa, a ja nie mam problemów, cmoknięciem oraz łydką dała Wings znak do zagalopowania. To miłe, że zawsze tak na mnie czekała i zwracała uwagę, że nie jestem zaawansowanym jeźdźcem jak ona. Nie zostałem z tyłu, ponieważ również poprosiłem wierzchowca o galop. Mimo że zaczął nierówno, to po chwili już harmonijnie gnaliśmy w przód. W tym tempie dotarliśmy na plażę w samą porę. Dałem się prowadzić Holiday, co również ułatwiło znalezienie trasy. Naszym oczom ukazała się szeroka, dzika plaża. Woda falowała, ale nie była przesadnie wzburzona. Idealnie! Kłusem podjechałem bliżej wody, a chwilę potem zobaczyłem, że Holiday do mnie dołącza i ustawia klacz obok. Oboje pozostaliśmy na koniach. Trwaliśmy w relaksującej ciszy.
- Bajecznie - westchnęła w pewnym momencie moja towarzyszka i było to jedyne słowo, które padło, aż nie zrobiło się całkowicie ciemno.
Mrok dookoła jakby wybudził mnie z transu.
- Lubisz obserwować? - zapytałem ją.
Holiday?
415 słów = 3p.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)