Esmeralda zmierzyła mnie wzrokiem, po czym z premedytacją dopiła drinka. Szczerze to było zabawne. Po dokończeniu alkoholu chwyciłem dziewczynę i razem z nią wyszedłem z klubu. Świat wydawał się nieco inny, coś było inaczej. Dopiero po jakiejś minucie się zorientowałem- wszystko było pod kilku centymetrową warstwą ŚNIEGU! Szedłem dalej, przeklinając to lecące z nieba, białe gówno. Nieoczekiwanie Esmeralda się potknęła. Patrzyłem na nią roześmiany.
- Czego cieszysz ryja? - Zmarszczyła brwi.
- Masz bardzo słabą główkę, kochana... - Zaśmiałem się z Esmy, pomagając jej wstać. Idąc dalej, trzymałem dziewczynę w talii. Akurat doszliśmy do przystanku, gdy nadjechał nasz autobus. W środku pojazdu nie było żywej duszy. Gdy zajęliśmy miejsca, zacząłem rozmowę:
- Nie lubię zimy, jest zimno, mokro, zimno i zimno, poza tym na każdym kroku czeka śmiercionośna zamarznięta kałuża.
- Z zimnem się zgodzę. Co teraz będziesz robił?
- Emm.... Zapewne zapalę sobie czekoladę i porozmyślam nad sensem życia.- Wyjęczałem do dziewczyny.
- W takim razie dasz mi zapalić.- Zaskoczyła mnie pewność znajomej. Nie mając nic innego do roboty, oparłem głowę o lodowate okno autobusu. Nudną ciszę przerwało nam puszczone przez kierowcę, radio. Pierwsza piosenka była chyba najpopularniejszym kawałkiem, jaki krąży po całej planecie- Last Christmas.
- Może pan to zmienić? - Warknąłem niezadowolony.
- Niech pan go nie słucha! - Krzyknęła.- Last Christmas...- Zaczęła śpiewać, a może raczej wyć do księżyca? Nie wiedzieć czemu, dołączyłem.
•~●~•
Gdy już miałem usiąść na fotelu i przykryć się kocem, Esmeralda upomniała się o e-papierosa. Alkohol powoli tracić swoje właściwości odurzające. Esma przepełniona świątecznym nastawieniem ponownie dała koncert hitów. Po wejściu do pokoju rzuciłem się na łóżko, gdzie wbiłem twarz w poduszkę. Wsunąłem rękę pod oparcie głowy, skąd wyciągnąłem e-papierosa. Esmeralda wyrwała mi go, po czym zbiegła ze śmiechem na ustach do salonu. Rozbawiony, ruszyłem w pogoń. Oczywiście po drodze, zgubiłem się ze dwa razy. Kiedy nareszcie dotarłem do ocieplanego kominkiem pomieszczenia, dziewczyna siedziała przykryta kocem na fotelu. W powietrzu unosił się drażniący nos zapach cynamonu, anyżu i choinki. Usiadłem przy Esmeraldzie, zabierając jej kocyk, po czym zacząłem opowiadać, jak bardzo i dlaczego nienawidzę świąt.
- (...) i zawsze zostaję sam.- Dokończyłem. Esma wypuściła kolejny obłok dymu ze swoich ust. Nagle rozległ się okropny pisk. - ALARM?! - Krzyknąłem zaniepokojony.
- Kryć się!- Powiedziała dziewczyna, chwytając moją rękę i zaciągając mnie za choinkę. W salonie pojawił się Gilbert, który od razu wyczuł w powietrzu dym. Kiedy instruktor udał się do pani Rose, my uciekliśmy do pokoju. Nagle wszyscy dostali nakaz zejścia na dół, gdzie czekała Elizabeth Rose.
- Co teraz?- Szepnąłem do Esmeraldy.
- Nie mam zielonego pojęcia- Powiedziała roztrzęsiona. Wszyscy zaspani uczniowie ustawili się w szeregu.
- Kto to zrobił?- Zapytała właścicielka ośrodka. Tłum milczał. Widziałem jak Esma, bije się z myślami. Dla dziewczyny Akademia była niezwykle ważna. Nie mogłem pozwolić, żeby poniosła karę.- Zapytam ostatni raz. Kto to zrobił?- Kobieta powoli zaczynała się denerwować. Esmeralda z opuszczoną wzięła oddech mający poprzedzać słowa.
- To ja. - Wystąpiłem, podnosząc głowę.
- Do gabinetu.- Warknęła- A reszta do pokojów i spać.
•~●~•
Następnego dnia, budzik zadzwonił o 3 rano. Zaspany wyjrzałem przez okno na ciemne jak potrzebna mi teraz kawa, niebo. Szybko się ubrałem, umyłem zęby i poszedłem do stajni.
W paszarni, zaświeciłem światło, po czym nabrałem odpowiednią ilość owsa. Chodząc od boksu do boksu, sypałem owies koniom do żłobu. Z kieszeni wyjąłem kartkę z wypisanymi zadaniami. Czytając wszystkie obowiązki, zaczynałem nad ucieczką z kontynentu. Westchnąłem ciężko, po czym chwyciłem wiadro i napełniłem je wodą. Każdemu koniu wyczyściłem poidło. Lemon oczywiście była w pięknej panierce z gówna. Bosko! Nim się obejrzałem, na zegarku była godzina 5:30. W stajni pojawiła się Esmeralda.
- Dzień dobry szanownej pani!- Powiedziałem, kłaniając się w pół.
- Witaj wybawco- Uśmiechnęła się delikatnie.- Co ty tu robisz?
- Za karę muszę pełnić funkcję stajennego do odwołania. Na jazdy będę chodzić, a za pracę nie dostanę kasy.- Mruknąłem, zabierając z siodlarni skrzynkę ze szczotkami Lemon.
- O cholera. Idę się przyznać. - Powiedziała.- Nie poznaję Rose, myślałam, że jest bardziej wyrozumiała.
- Mnie nie lubi. Akademia jest częścią Twojego życia.- Spojrzałem na dziewczynę. Nie ukrywam, że zrobiłem to ze względu na urok Eski, który coraz bardziej zmuszał mnie do trzymania na niej wzroku. Esmeralda podeszła do mnie i sprzedała mi szybkiego całusa w policzek, mówiąc: „Dziękuję". Nie wiedziałem, że taki skromny buziaczek mógł mnie zawstydzić, że w ogóle buziak mógł mnie zawstydzić.
Esma postanowiła mi pomóc w stajennych obowiązkach. Po wyprowadzeniu koni i posprzątaniu ich boksów mogliśmy odpocząć. W ramach tego udałem się na jazdę, a Esmeralda do pokoju.
Po całym dniu pracy dowiedziałem się jakie to męczące. Nie mogłem sobie wyobrazić całego miesiąca takiej roboty. Postanowiłem przekupić Rose jakimiś czekoladkami czy innym prezencikiem.
Następnego dnia z rana powtórzyłem czynności, czyli: karmienie, czyszczenie koni, odstawienie ich na pastwiska, odświeżenie boksów. Jednak zamiast na jazdę, udałem się z Esmeraldą do galerii handlowej w centrum miasta.
- Zaopatrz się w belgijską czekoladę. Dużo Belgijskiej czekolady.
Zwiedzaliśmy sklepy przez kilka godzin, a kiedy już wróciliśmy do Akademii, Esma nakazała mi się jakoś ładniej ubrać i pójść przeprosić Rose. Zapakowałem prezent do ozdobnego opakowania, przebrałem się w czarną koszulę i jeansy, po czym zszedłem na dół do gabinetu dyrektorki. Zacisnąłem mocniej dłonie na pakunku dla Elizabeth. Zanim zdążyłem zapukać, kobieta otworzyła drzwi.
- Tak?- Zapytała wyniosłym tonem głosu.
- Ja chciałem... przeprosić.- Powiedziałem, podając pakunek pani Rose. - Wiem, że należy mi się kara i to, że nie powinienem tu palić, więc proszę o wybaczenie- Spuściłem głowę. Mówiłem już, że jestem dobrym aktorem? Zaplanowane przeprosiny miały rozczulić serce Elizabeth. Mój plan się powiódł.
- Miło, że zrozumiałeś mój drogi. Cieszę się, że jesteś taki mądry. Jednak nie pozostawię cię bez kary.
- Rozumiem.
- Skrócę ci listę zleconych zadań. - Uśmiechnęła się.
- Dziękuję.- Odpowiedziałem, odchodząc. Za drzwiami salonu czekała Esmeralda.
<Eska? :3>
921 słów
+20 punktów prezentowych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)