Jechałyśmy przez las, gawędząc sobie na najróżniejsze tematy, począwszy od jeździectwa aż po naukę, o której nie chciało specjalnie mi się rozmawiać. Najprzyjemniejszym tematem i wielkim, dwumiesięcznym wydarzeniem były wakacje, które miałam już połowicznie zaplanowane.
- Przysięgam, że jeśli całe wakacje mają być tak upalne, jak dzisiaj, to lepiej zacznę…-przerwałam, by pochylić się nad Kleopatrą i poprawić jej grzywkę.- ...to spędzę je nad wodą. Jeśli będziesz mnie szukać, to przynajmniej będziesz wiedziała gdzie.
Riley uśmiechnęła się i pokręciła rozbawiona głową.
- Racja, przynajmniej będę wiedziała gdzie. Może pewnego razu wybiorę się z tobą? - uniosła brwi.
Energicznie pokiwałam głową, na co kosmyki moich włosów, które uciekły spod kasku, napadły moje oczy. Założyłam je za ucho.
- Oj, bardzo chętnie cię porwę, jeśli w tym czasie nigdzie nie wyjedziesz!
- Jeszcze nic na ten temat nie wiem, ale chętnie się dowiem. Tak kłusujemy i stępujemy na zmianę, może byśmy wreszcie zagalopowały? Jedziemy po idealnie prostej ścieżce.
Ponownie energicznie pokiwałam głową i otworzyłam szeroko oczy, czego wynikiem była ponowna ucieczka moich włosów, a w wyniku czego założenie ich za ucho. Riley nie potrzebowała innej odpowiedzi, gdyż od razu ruszyła kłusem, usiadła w siodło i pogoniła Melindę do galopu. Kleopatra nie miała jakiś wielkich marzeń na temat galopu, więc nawet nie próbowała ruszyć, dopóki jej o to nie poprosiłam. Gdy już jednak zagalopowała, widocznie chciała wyprzedzić swoją koleżankę. Ścieżka była na tyle szeroka, że mogłam pozwolić jej na wyścig, a tak naprawdę zrównanie się z klaczą.
Po paru minutach zwolniłyśmy do kłusa, a następnie do stępa, gdyż powoli dojeżdżałyśmy do końca lasu, do drogi, za którą znajdowała się już plaża.
Kawałek po tym, jak (ostrożnie!) przejechałyśmy przez ulicę, ujrzałyśmy morze oraz znalazłyśmy się na białym, jeszcze niezaśmieconym przez turystów piasku. Podczas naszego wspólnego spaceru, żadna z klaczy nie wyrywała się, tańczyła w miejscu, lub po prostu zachowywała się nie w porządku. Prawie przez cały czas komplementowałyśmy miejsce, w jakim miałyśmy możliwość się uczyć. Prawie przez cały czas, ponieważ gdy spotkałyśmy pewnych trochę bardzo zachwyconych końmi turystów, musiałyśmy zaprzestać pogawędkę i pozwolić im zrobić sobie zdjęcia z Kleosią i Meli. Zabawa zaczęła się wtedy, gdy jakieś młodziutkie, wyglądające na pięć lat dziecko, zaczęło szeleścić papierkami od cukierków i wymachiwać rękami na wszystkie strony. Kleopatrę to nieco…nieco bardzo zdenerwowała, w wyniku czego wyrwała mi wodze z rąk i uciekła, gdzie pieprz rośnie.
Riley? :o
384 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)