sobota, 31 marca 2018

Od Any C.D Lauren

- Na pewno nic ci nie jest? - wolałam się upewnić. Żarty żartami, ale potrafię całkiem nieźle przyfasolić. Dodając do mojej siły rozpędzone drzwi... cóż, w każdym razie nie chciałabym być na miejscu osoby, która nimi oberwie.
- Na pewno - dziewczyna po raz drugi spróbowała mnie wyminąć, i tym razem bezskutecznie.
- Może jednak coś sobie przyłożysz do tej kości policzkowej? Bo jak zrobi ci się siniak, to po mniej więcej dwóch dniach rozpłynie się na cały policzek... - Wiedziałam coś na ten temat. Swego czasu zaliczyłam popisową glebę na lodowisku, przywalając w lód twarzą. W tym to incydencie rozbiłam sobie łuk brwiowy. Kilka dni później siniaka miałam na policzku - że tak powiem: spłynął pod wpływem grawitacji. Obawiałam się, że z twarzą mojej "ofiary" może być tak samo.
- Tak zrobię - obiecała i podjęła trzecią próbę wyminięcia mnie. Pozwoliłam jej na to, jednak zaraz ruszyłam za nią. Zdezorientowany Ghost podążył za mną, niewypuszczając smyczy z pyska.
- Pójdę z tobą - zaoferowałam (wiem, upierdliwa jestem). - Jesteś Lauren, nie mylę się? - upewniłam się, zrównawszy się z dziewczyną.
Skinęła głową.
- Ja Ana - rzuciłam z uśmiechem.
- Wiem. Przez pewien czas byłyśmy w jednej grupie.
Spojrzałam na nią, przekrzywiając mimowolnie głowę w geście zastanowienia. Nagle mnie olśniło.
- Faktycznie! Wybacz, nie skojarzyłam...
- Nie ma sprawy - odparła dziewczyna, jednak wnioskując z jej miny nie do końca tak uważała. No ale cóż poradzić...?
Gdy weszłyśmy do kuchni, Lauren od razu skierowała się do stojącej w niej lodówko-zamrażarki. Otworzyła ją i chwilę w niej grzebała, aż wyciągnęła torebkę z mrożonym groszkiem. Zważyła ją w dłoni, po czym przyłożyła do kontuzjowanego policzka. Gdy tylko zimna paczka dotknęła skóry, dziewczyna ledwo dostrzegalnie odetchnęła z ulgą.
- Naprawdę przepraszam - powiedziałam po raz n-ty. Naprawdę było mi głupio z powodu tej całej akcji z drzwiami. Lauren tylko wywróciła oczami. - Może mogłabym coś dla ciebie zrobić w ramach rekompensaty za wyrządzone szkody?

Lauren? :3

Od Lauren C.D Any

Spokojnym krokiem podążałam w stronę drzwi internatu. Ciągle rozmyślałam, czy nie wziąć sobie może jakiegoś kopytnego w dzierżawę. Przerażała mnie jednak wizja, że się nie dogadamy i to będzie jedynie strata czasu. Nienawidzę tracić czasu. Zatrzymałam się zaraz przed drzwiami, bo usłyszałam charakterystyczne powiadomienie z messengera. Bez pośpiechu wyciągnęłam smartfona z tylnej kieszeni moich jeansów, a kiedy okazało się, że to tylko Wielkanocne życzenia od kogoś, nie siląc się nawet na odpisanie, włożyłam telefon z powrotem na miejsce i sięgnęłam po klamkę. Usłyszałam jednak jakieś szelesty, więc szybko cofnęłam dłoń, w sumie nie wiem dlaczego. Taki odruch. Drzwi otworzyły się tak szybko, że nie miałam czasu reagować i zanim zdążyłam w ogóle zaplanować unik, poczułam jak kant drzwi uderza mnie w tą kość pod okiem. Oszołomiona upadłam na zimną podłogę i chwyciłam się za bolące miejsce. Tradycyjne burknęłam kilka przekleństw, ale jak zwykle nie chciałam okazywać słabości więc od razu się podniosłam i otrzepałam i otrzepałam z niby kurzu, bo w sumie posadzka aż lśniła z czystości.
-Strasznie cię przepraszam-jęknęła dziewczyna przede mną. Szybko zmierzyłam ją wzrokiem. Ana. Kojarzyłam ją, bo kiedyś miałyśmy razem treningi, ale przeniesiono mnie do grupy pierwszej. Nigdy w sumie nie rozmawiałyśmy. Jeszcze raz dotknęłam się w bolące miejsce, które zdawało się pulsować.
-Okey, jestem przyzwyczajona-mruknęłam pod nosem
-Do uderzeń drzwi?-zaśmiała się. No, komuś dopisuje humorek jak widać.
-Do ciągłego pecha-uśmiechnęłam się nieco sztucznie i już chciałam wyminąć dziewczynę, ale zagrodziła mi drogę. Spojrzałam na nią pytająco prawym okiem, bo za lewe wciąż się trzymałam.

<Ana? Sorki, trochę krótkie, ale wena średnio dopisuje :p>

piątek, 30 marca 2018

Od Riley do Gai

Tego dnia wstałam znacznie wcześniej niż miałam zaplanowane. Trening z panem Lee zaczynał się dopiero o jedenastej, ale jakoś tak nie chciało mi się już dłużej leżeć w łóżku. Dziwne, a nawet bardzo dziwne, bo w moim przypadku budzenie się, o tak wczesnych porach, graniczy wręcz z cudem. Zważywszy na to, że jest sobota tym bardziej powinnam czuć się choć odrobinę zmęczona. Na dobrą sprawę, wypadałoby jeszcze trochę pospać, tak przynajmniej do dziesiątej. Narzuciwszy na plecy szary szlafrok, wolnym krokiem udałam się do kuchni. Już po chwili siedziałam na krześle, popijając gorącą herbatę. Przez jakiś czas zawiesiłam wzrok na widokach za oknem. Od rana świeciło słońce, dzień zapowiadał się całkiem ładnie. No dobra, skoro nie mam już nic ciekawszego do roboty, to wypadałoby sprawdzić, co słychać u Meli, choć jak znam życie, pewnie o tej porze nie będzie jeszcze chętna do jazdy w terenie. Kiedy już się możliwie ogarnęłam, wyszłam z pokoju, zabierając ze sobą dwie najważniejsze rzeczy - ołówek i kartkę papieru. Tak, tego mi właśnie dziś do szczęścia potrzeba.
***
- Mel, czy mogłabyś choć przez chwilę nie ruszać tak tą głową? - spojrzałam na klacz z politowaniem - Jak mam cię narysować, skoro przez cały czas zmieniasz pozycję?
Prawdę mówiąc, nie wiem czy czarna skapowała, o co właściwie mi chodzi, ale jeśli tak, to musi być naprawdę złośliwym stworzeniem, bo odwróciła się do mnie zadem.
- Super, że się dogadałyśmy... - pokręciłam głową zrezygnowana, odkładając niedokończony szkic na bok.
Po chwili klacz obróciła się i parsknęła cicho, wyglądając z zainteresowaniem zza drewnianych drzwiczek. Westchnąwszy, skierowałam wzrok w tym samym kierunku. Po stajni przechadzała się jakaś dziewczyna, o pięknych, długich, jasnych włosach. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam do niej zagadać. Może ją znam? Nie no, nie znam. Przecież bym ją zapamiętała, prawda?
- Cześć, szukasz kogoś? - wychyliłam się zza ścianki boksu. Głupie pytanie, ale w obecnej chwili nic lepszego nie przyszło mi na myśl.
Nieznajoma raptownie odwróciła się w moją stronę. Wyszłam z boksu, dokładnie zamykając za sobą drzwiczki.
- N-nie, właściwie to nie... - odparła z lekkim zakłopotaniem.
- Chyba jeszcze nie miałyśmy okazji porozmawiać. Jesteś nowa w akademii? - zapytałam.
- Tak, jestem Gaia - blondynka uśmiechnęła się delikatnie, odgarniając z czoła kosmyki włosów.
- Riley. Miło mi - odwzajemniłam jej uśmiech, po czym odwróciłam się przez ramię, wskazując na czarną, która zaczęła wiercić się w boksie. Najwyraźniej starała się zwrócić na siebie uwagę - A to jest Meli.

Gaia?

Od Riley C.D Christiny

- No pewnie, chodź - wyszczerzyłam się od ucha do ucha, prowadząc nową znajomą w stronę budynku akademika - Skoro już idziemy do dziewiątki, to może zostaniesz na obiad? Nie mam pojęcia kiedy Ada wróci, a zrobiłam trochę za dużo tego spaghetti i nie wiem czy zdołamy to wszystko przejeść.
- Okey, jeśli to nie problem - Christie wzruszyła ramionami, odbiegając na moment wzrokiem w niebo. Zapanowała chwila ciszy - Piękna dziś pogoda - westchnęła - Myślisz że pozwolą mi wziąć któregoś z koni stajennych w teren?
- Chyba nie powinno być z tym problemu, ale jeśli chcesz, możemy zajrzeć po obiedzie do gabinetu pani Rose. Jesteś w grupie...?
- Średnio-zaawansowanej, a dlaczego pytasz?
- Hm, zastanawiam się jaki koń byłby najlepszy... - zamyśliłam się przez chwilę, przystanąwszy przy jednym z drzew, rosnących koło ścieżki - O, chyba już wiem! Paris i Wings są całkiem sympatyczne, no i jest jeszcze Rosabell albo Lemon.
Właściwie to koni dla średnio-zaawansowanych było znacznie więcej, ale że mam słabą pamięć, to niestety nie byłam w stanie wymienić ich wszystkich. A zresztą, Christina z pewnością sama będzie wiedziała najlepiej, który wierzchowiec jest dla niej odpowiedni.
- Okey, w sumie to nie wiem, które konie konkretnie masz na myśli, ale chętnie je zobaczę! - roześmiała się dziewczyna.
***
- A więc, co byś chciała teraz porobić? Biegniemy do stajni i zabieramy konie na przejażdżkę, czy wolałabyś jeszcze pozwiedzać Magic Horse? - zagaiłam, odkładając talerze do zmywarki, przy której na resztki jak zwykle czatował już Nilay - Mońdzioł, nie kombinuj żarłoku... - zmarszczyłam brwi, zamykając urządzenie.
Rzecz jasna, koleżanka była tak zafascynowana tutejszymi wierzchowcami, że wybrała tę pierwszą opcję.
- Skoczę tylko do pokoju się przebrać. Spotkamy się przed stajnią - po tych słowach, ciemnowłosa znikła za dębowymi drzwiami. Tak więc, paręnaście minut później, udałam się w umówione miejsce, gdzie czekała już gotowa Christie. W dłoniach trzymała spore, skórzane siodło, czaprak i całą resztę ekwipunku.
- Chyba już wiem, którego konia wybiorę - oznajmiła z promiennym uśmiechem na twarzy - Przeszłam się w międzyczasie po stajni i stwierdzam, że Wings będzie idealna.
- Super! To ja tylko ogarnę trochę mlaskacza i jedziemy! - czym prędzej pomknęłam do stajni prywatnej.
Otworzyłam zasuwkę i weszłam do środka. Czarna była dziś w dobrym nastroju i najwyraźniej ucieszyła się na mój widok.
- Cześć, kochana - poklepałam jej mięciutką szyjkę, po czym chwyciwszy szczotkę, energicznymi ruchami zajęłam się oczyszczaniem sierści karoszki. Po dokładnym wyszczotkowaniu brzucha, przejechałam jeszcze szczotką parę razy po szyi, nogach i grzbiecie. Kiedy wreszcie uporałam się z warstwą pyłu i zaklejkami, nie pozostało już nic innego, jak tylko osiodłać Meli i ruszać na przejażdżkę. Szybciutko założyłam klaczy uzdę, potem czaprak, siodło i na sam koniec zielone owijki, po czym wyprowadziłam ją z boksu, kierując się w stronę wyjścia.

Christie?

Od Any do... - dzierżawa Expresso

- Dzień dobry, pani Rose - przywitałam się, wchodząc do stajni przeznaczonej dla koni do dzierżawy.
- Dzień dobry, Ana - odpowiedziała instruktorka, nieprzerywając głaskania Ficca. - To jak, zdecydowałaś już, jakiego konia wydzierżawić? - spytała z uśmiechem.
Dwa dni wcześniej, po jeździe podeszła do mnie pani Laura i zapytała, czy zastanawiałam się nad wzięciem w dzierżawę jednego z tutejszych koni. "Jesteś tu już jakiś czas i doskonale sobie radzisz. Może czas podnieść nieco poprzeczkę i zacząć zajmować się konkretnym koniem? Taka próba przed kupnem własnego." Wcześniej sugerowała mi to też Riley, dlatego postanowiłam realnie rozważyć propozycję. Obiecałam, że do piątku - to jest: do dzisiaj - się określę, czy i jakiego konia chciałabym dzierżawić. Jak widać, decyzja o tym "czy w ogóle się zdecyduję" została podjęta za mnie. Albo po prostu jestem tak przewidywalna...
- Tak w zasadzie, to nie do końca. - Nadal wahałam się pomiędzy dwoma końmi specjalizującymi się w ujeżdżeniu. Ficc odpadał, bo co jazdę musiałabym więcej pracy wkładać w zmuszenie go do ruchu naprzód, niż we właściwe ćwiczenia, czego nienawidzę. Od czasu do czasu można, ale nie niemal cały czas...
- Hm... Preferujesz ujeżdżenie, nie mylę się? - spytała pani Rose, odrywając swoją uwagę od konia i przenosząc ją na mnie. - Jako jedna z nielicznych. Swoją drogą, dlaczego? - spojrzała na mnie zaciekawiona.
Wzruszyłam ramionami.
- To nie tak, że nie lubię skoków. Po prostu ujeżdżenie wydaje mi się lepiej oddawać więź między koniem a jeźdźcem - odpowiedziałam. Mój wzrok powędrował w kierunku pyska ciemno gniadej klaczki, stojącej w odległym boksie.
Instruktorka uśmiechnęła się na moje słowa i powędrowała wzrokiem za moim.
- To może Expresso? Nie ma zbyt wielu wielbicieli, więc często nie ma się nią kto zająć. A na jeździe sprawdza się doskonale, tylko naprawdę nienawidzi skakać. Z resztą, sama się o tym przekonasz, jak spróbujesz najechać nią na przeszkodę.
Zlustrowałam wzrokiem klaczkę. Ta również przeniosła na mnie swoje inteligentne oczy.
- Mogłabyś jeździć na niej strikte ujeżdżeniowo. Jak się postarasz, dałabyś też radę ubłagać pana Blythe'a, żeby udzielał ci kilka dodatkowych lekcji w tygodniu, żebyście mogły poćwiczyć nieco trudniejsze figury, niż te wykonywane na normalnej jeździe.
Skinęłam entuzjastycznie głową.
- No to ustalone. Chodź, pokażę ci jej sprzęt.

~•~

Po załatwieniu wszystkich formalności (w tym udanych próbach namówienia instruktora ujeżdżenia na udzielanie mi dodatkowych lekcji) mogłam w końcu zająć się Expresso. Ponieważ dzień był wyjątkowo ciepły i bezwietrzny, postanowiłam wyczyścić klacz na dworze, przy koniowiązie. Otworzyłam boks gniadoszki, poklepałam ją po umięśnionej szyi, założyłam jej na pysk kantar, podpięłam uwiąz i wyprowadziłam ze stajni.

~•~

W międzyczasie mojego czyszczenia Expresso, zaczęła się schodzić moja grupa na jazdę. Pierwsza przyszła Mali, która entuzjastycznie obskoczyła mnie i dzierżawionego przeze mnie konia. Kilka minut po niej pojawiła się pani Laura. Na widok mój, albo stojącej obok klaczy (albo nas obydwóch) uśmiechnęła się. Podeszła do nas i zaproponowała, żebym dzisiaj wsiadła właśnie na Expresso.
- Najwyżej sobie nie poskaczesz - rzuciła jeszcze, zanim zniknęła w stajni, żeby zastanowić się nad rozdzieleniem koni dla reszty członków mojej grupy.
Skończywszy czyszczenie Małej Czarnej poszłam do siodlarni po jej sprzęt, w którego skład wchodziły, oprócz standardowego ekwipunku, ochraniacze na przednie i zadnie nogi (jak zostałam poinformowana, można w jej przypadku wymiennie stosować owijki, ale te trzeba najpierw zakupić) oraz kaloszki. Gdy już uporałam się z przygotowaniem jej, trzeba było wyprowadzać konie na plac (wszyscy zgodnie stwierdzili, że w taką ładną pogodę nie można się gnieździć w hali).
Jazda przebiegła bez większych komplikacji. Expresso bez kombinowania wykonywała wszystkie moje polecenia, może poza pierwszymi najazdami na kawaletkę - najpierw uciekała, potem sfrustrowana ją przeskoczyła, zamiast przejechać kłusem (pani Laura stwierdziła, że pierwszy raz widziała, jak Expresso skacze), ale ostatecznie udało się nam wykonać ćwiczenie poprawnie. Do tego klaczka okazała się naprawdę wygodna.
Po skończonej jeździe odprowadziłam konia do boksu, rozsiodłałam i nasypałam do żłobu jej porcję owsa. Dorzuciłam jeszcze marchewkę za dobrą jazdę, pogłaskałam na pożegnanie i odeszłam, pozwalając jej zjeść w spokoju.

~•~

Wróciwszy do pokoju i przebrawszy się, postanowiłam wyjść jeszcze z Ghost'em na spacer przed kolacją. Zgarnęłam więc smycz z półki nad moim łóżkiem, przywołałam Ghost'a rozłożonego na środku pokoju, podałam mu końcówkę smyczy, którą złapał w pysk i otworzyłam drzwi wyjściowe.
Nagle drzwi zadrżały, a ja usłyszałam głuche "łup!" po drugiej ich stronie. Szybko wyjrzałam zza nich i zobaczyłam rozłożonego na podłodze któsia.
- Strasznie cię przepraszam - powiedziałam zaniepokojona. Na szczęście owy ktoś już zaczął się podnosić z ziemi.

Ktoś?

czwartek, 29 marca 2018

Od Mali C.D Any - kupno psa

Poczekałam z czworonogiem aż Ana przyjdzie. Szybko wybrałyśmy się na spacer z psem, biegał i skakał radośnie w okół nas.Cały wypad poza akademie trwał szybko, ponieważ zorientowałam się o tym że jutro mam odebrać mojego pupila.Po powrocie przecież musiałam przygotować cały mój pokój dla nowego przybysza. Miski i posłanko były obok mojego łóżka smycz szelki i obroża kaganiec i zabawki cały mój pokój wyglądał jak po psim armagedonie.Około 20 udało mi się ogarnąć. Odpaliłam komputer, i zaczęłam jeszcze raz przeglądać wszystkie hodowle do których mam pojechać. Do 22 wybierałam pomiędzy 15 hodowlami aż wybrałam tą najlepszą do której jutro pojadę.Upadłam na łózko po czym doczołgałam się do łazienki aby się przebrać i zasnęłam w cieplutkim łóżku.Wstałam o 8.00 dzięki bogu jest przed świętami i szkoła się skończyła a ja mam spokój. Poczekam i pojadę po pupilka poza Akademie po jeździe.Wyprosiłam panią dzisiaj o mojego ulubionego wierzchowca czyli Lemon, jazda była dziś totalnie tragiczna klacz wyczuła że się stresuje i nie chciała mi najechać na drągi porostu żenada. Ana podeszła do mnie po jeździe.
-Coś się stała Mali?
-Nie po prostu mam dziś gorszy dzień.
-Coś się działo w twoim pokoju? Bo hałas był na cały budynek.
-Yyy sprzątałam...
-Mali nie kłam co się dzieje.
-Ech... Jadę dziś po nowego pupila.
-Od razu trzeba było mówić. Jakie zwierze?
-Pies, ale rasy nie zdradzę.
-A duży czy mały bo Ghost będzie miał towarzysza do zabaw.
-Duży a ja lecę po smycz i jadę.
-Do zobaczenia
-Pa pa.
Pobiegłam czym prędzej do pokoju zabrać najpotrzebniejsze rzeczy.Po dotarciu na miejsce stanęłam przed najtrudniejszym wyborem w życiu mianowicie którego słodziaka wybrać. Zdecydowałam się na czarną kuleczkę z niewielką ilościom białego.Dostałam informacją że szczenie jeszcze będzie bielsze ale śmie wątpić. Próbowałam wcisnąć kuleczkę w szelki ale po zorientowaniu się że w moje szelki, szczeniaki zmieszczą się dwa zrezygnowałam i wzięłam ją na ręce. Całe godzinę wracałam do akademii ponieważ co 15 minut musiałyśmy zatrzymać się aby kłębuszek odpoczął po wymęczającym chodzie. Zwiedziłam całą akademię i zaczęłam przyzwyczajać do koni. O 21 wróciłam z kłębuszkiem do pokoju i zasnęłam z suczką na łóżku.

Od Any C.D Riley

- Kawę - poprosiłam, stając przy blacie obok Riley. - Jeśli to nie problem - dodałam.
- Przecież sama ją proponowałam - odparła dziewczyna z uśmiechem. - Może być z ekspresu?
Skinęłam twierdząco głową.
Riley umieściła wyciągnięty z szafki kubek na podstawce pod ekspresem do kawy i nacisnęła odpowiednie przyciski. Gdy z maszyny zaczął płynąć napój, odwróciła się, żeby sięgnąć do lodówki.
- Do kawy mleko czy cukier? - spytała.
- Mleko - odpowiedziałam, śledząc jednocześnie drogę kawy z ekspresu do kubka.
Chwilę później, gdy obydwie miałyśmy już swoje napoje, Riley poprowadziła nas do stołu w niewielkiej jadalni. Gdy tylko usiadłyśmy, objęłam swój kubek dłońmi, żeby je trochę ogrzać. Ghost zaległ na moich stopach, nie tyle je grzejąc, co mocząc swoją wilgotną sierścią, natomiast Nilay, znalazłszy się na swoim, zniknął nam z pola widzenia w innym pomieszczeniu.
- Od jak dawna jesteś w Akademii? - spytałam, upiwszy łyk napoju. Jego ciepło przyjemnie rozeszło się po moim zmarzniętym i przemoczonym ciele.
- Pół roku. Niecałe - padło w odpowiedzi.
- I jak? Odpowiada twoim oczekiwaniom? - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Oczywiście. Są tu idealne warunki dla koni i jeźdźców. Kadra zawsze jest do naszej dyspozycji, podobnie place ćwiczebne i liczne udogodnienia. Słowem - jeśli chcesz rozwijać swoje umiejętności jeździeckie, AMH jest najlepszym do tego miejscem. Tylko niektórzy uczniowie są irytujący...
- Tak jest chyba wszędzie - mój wzrok mimochodem powędrował w kierunku okna. Nadal lało jak z cebra. - Nie da się wszystkich kochać, prawda?
- Nie da się ukryć.
Skończyłyśmy pić kawę, rozmawiając w zasadzie o wszystkim i o niczym. W którymś momencie zeszło na temat konia Riley - Melindy. Dziewczyna opowiadała o niej z taką pasją, że od razu dało się wyczuć wyjątkową relację pomiędzy nimi dwiema. Uwolniwszy stopę spod ciężaru Ghost'a, posmyrałam go nią po grzbiecie, na co pies momentalnie obrócìł się tak, żeby znalazła się na jego brzuchu.
- A ty masz swojego konia? - spytała nagle Riley.
Pokręciłam przecząco głową.
- Ale mam jednego na oku. Andaluzytan. Problemem jest mój poziom jazdy. Na chwilę obecną nie jestem w stanie nauczyć go niczego ponad to, co już potrafi, a nie chcę, żeby się marnował.
- A myślałaś może o dzierżawie jednego z tutejszych? Na chwilę obecną jeszcze żaden nie ma stałego opiekuna, więc mogłabyś wybrać, jakiego byś tylko chciała - koleżanka zabrała nasze, puste już, kubki i ruszyła z nimi do kuchni, żeby je umyć.
Zastanowiłam się nad tym pomysłem. W zasadzie, byłoby to doskonałe rozwiązanie.
- Czemu by nie? Popytam jutro instruktorów - odpowiedziałam w końcu. Spojrzałam znowu w kierunku okna. Deszcz przestał już padać. Nadal było pochmurnie, ale zza chmur zaczęły już wyglądać gdzieniegdzie promienie słońca. - To co, kontynuujemy nasze zwiedzanie? Wygląda na to, że się rozpogodziło.

Riley?

środa, 28 marca 2018

Od Riley C.D Any

- To dłuższa historia... - uśmiechnęłam się do dziewczyny, odwieszając ekwipunek Melindy - Właściwie to Nilay trafił do mnie przez przypadek. Sąsiedzi znaleźli go w swoim ogrodzie, leżącego na trawniku pod drzewem. Prawdopodobnie został wypchnięty z gniazda. Miał około miesiąca, tak przynajmniej twierdził weterynarz z miejscowej kliniki dla zwierząt. Z racji tego, że tam gdzie mieszkałam nie było żadnego punktu, do którego można by oddać pisklę, zdecydowałam się na odkarmienie go. Oczywiście, początkowo miałam w planie wypuszczenie Nilay'a na wolność, ale... - zerknęłam z na kruka, czyszczącego sobie właśnie piórka - Przez to wszystko stał się aspołeczny. Wiem jak to brzmi, ale nie akceptuje osobników własnego gatunku, raz nawet zaatakował podkarmiane przez moją babcię ptaki, wśród których znalazły się właśnie kruki, a że był wtedy jeszcze bardzo młody, pobratymcy nie pozostali mu dłużni. Oberwał po dziobie i od tego momentu zaczął bać się innych ptaków...
- A więc... Akceptuje tylko ludzi? - zapytała Ana, gdy zatrzymałyśmy się przy boksie Princess of Africa - Ale piękna... - wyszeptała koleżanka, wyciągnąwszy dłoń w stronę głowy arabki. W odpowiedzi klacz parsknęła z zadowoleniem, przy okazji obwąchując jej rękaw. Najwyraźniej spodziewała się jakiegoś smakołyka czy czegoś w tym stylu. Nie mogłam się oprzeć, i po chwili również pogłaskałam jej mięciutkie chrapy.
- Właściwie to tak, ale nie wszystkich. Ogólnie jest grzeczny, no chyba że ktoś ewidentnie działa mu na nerwy. Oberwać w palec może każdy, nawet mnie czasem dziobie, złośliwiec jeden...
Niebieskooka zachichotała cicho, zasłaniając usta.
- Ale... Myślę że ciebie raczej nie powinien skrzywdzić - wyszczerzyłam się od ucha do ucha. Ana zdawała się nie być do końca przekonana co do tego pomysłu, niemniej jednak wyciągnęła nieśmiało rękę. Nili bez dłuższego zastanowienia, wskoczył na ramię dziewczyny i zajął się skubaniem jej włosów.
- No nieźle - parsknęłam śmiechem, prowadząc koleżankę dalej - Wiedziałam, że się pokochacie!
***
Opuściwszy stajnię, skierowałyśmy się spacerkiem w stronę akademika. Całkiem przyjemnie rozmawiało się z Aną. Trzeba przyznać, że miała naprawdę sporo zainteresowań. Szczególnie zaintrygował mnie temat gry na gitarze. Osobiście nigdy nie miałam do tego zbyt wiele cierpliwości i mam świadomość, iż nauka gry na niemal każdym instrumencie to zajęcie bardzo czasochłonne i wymagające częstokroć wieloletnich ćwiczeń.
- Chętnie posłuchałabym jak grasz - stwierdziłam, śledząc oczyma latającego nieopodal kruka. Chyba szłyśmy w zbyt wolnym tempie, bo Ghost również zdecydował się nas wyprzedzić.
- Może kiedyś... - wzruszyła ramionami, odrobinę zmieszana, po czym na moment skierowała wzrok na budynek, a raczej jego ciemny zarys, bo krajobraz spowiła gęsta mgła.
Szczerze powiedziawszy, miałam jeszcze w planie pokazać nowej znajomej parę innych miejsc, takich jak choćby parkur, lonżownik, czy tor wyścigowy, ale biorąc pod uwagę pogodę, to raczej nie najlepszy pomysł.
- Jeśli chcesz, możemy na razie iść do mnie... - zaproponowałam, przyspieszając nieco kroku. Jak na złość zaczął teraz padać deszcz - A resztę akademii zwiedzimy, gdy się trochę rozpogodzi, okey?
Nim jednak zdążyłyśmy dojść do budynku akademika, rozpadało się na dobre i koniec końców na miejsce dotarłyśmy praktycznie całe ociekające wodą. Ku memu zaskoczeniu, mojej współlokatorki nie było w pokoju, Raven też gdzieś wyparowała.
- Napijesz się czegoś? Kawa, herbata, sok? - spytałam naprędce, szperając w najwyższej półce szafki kuchennej, w poszukiwaniu szklanek.

Ana? ^^

niedziela, 25 marca 2018

Od Rose C.D Esmeraldy

-Dobra, galop? -zapytała się Esmeralda, zwalniając swojego karosza.
Kiwnęłam głową, a po sekundzie poczułam wodę kapiącą mi na toczek. Topniejący śnieg...Świetnie. W końcu, zaczęła się już wiosna. Śnieg topnieje, kwiatki rosną…Patrzyłam jak brunetka pogania swojego konia to kłusa, a następnie do galopu. Po chwili kłusa na bardzo wygodnym Hollywoodzie, zrobiłam to samo. Ale to prawda – Holly jest strasznie wygodny. Jak moje ukochane łóżko, na którym pewnie śpi Winter. Wałach jechał galopem dość żwawo, ale nie próbował przejść w cwał. Podczas tej o to jazdy, przypatrywałam się każdemu szczegółowi lasu. Cieszę się, że Esma zgodziła się pojechać ze mną w teren. Inaczej bym wybuchła, umarła i nie wiem co bym jeszcze zrobiła z nudów. Tym bardziej, że już wczoraj chciałam wybrać się w podróż poza akademię. Ale wracając do głównego tematu – po kilkunastu minutach galopu, obie zwolniłyśmy do kłusa, a następnie do stępa. Ścieżki powoli nie było widać, a zamiast niej ukazało się śliczne jezioro. Kiedy przewodniczka oznajmiła mi, że na chwilę się tu zatrzymamy, zsiadłam z konia.
-No dobra, przyznaję, że ten teren jak na razie ciągle mnie zaskakuje. -oznajmiłam, a po chwili dodałam- Oczywiście pozytywnie.
-Ja mam taką nadzieję. -właścicielka Divine' a zaśmiała się.
Dość długą chwilę, wpatrywałam się w zielonkawe jezioro, jednocześnie rozmawiając z Esmeraldą. Dowiedziałam się, że dziewczyny pochodzi z Niemiec, i ma jeszcze dwa konie. Ogierka i klacz. Jednocześnie ja opowiedziałam jej trochę o sobie, i tak poznałam już (była jeszcze jakaś?)kolejną osobę. Od teraz mogę powiedzieć, że brunetka to bardzo miła osoba. Miła, pomocna i szczera.
-A startujesz w zawodach z Divine? -spytałam zaciekawiona.
Zielonooka kiwnęła głową.
-Wyścigi, skoki...Ale ogólnie to wyścigi i wkkw.
Skinęłam głową. Nieźle. Ogólnie, Esma na pewno jeździ już długo, a więc nie powinnam się dziwić. Chwilę jeszcze spacerowałam z Holly' m. Mimo, że moim ulubieńcem jest Faldo, to polubiłam tego siwka. Spokojny, żwawy, i taki przyjazny. Totalne przeciwieństwo gniadosza. Nikt nie poczuł się obrażony? Nie? To dobrze, bo nawet nie ma powodu.
-Dobra, jedziemy? Muszę ci jeszcze plażę pokazać.
Słysząc słowo „plaża”, od razu pomyślałam o morzu, na co otworzyłam oczy szeroko. Na chwilę zapomniałam, że jestem w Chorwacji, wyspie która ma dostęp do morza!
-Dobra -zgodziłam się i wsiadłam na siwka, który do tego czasu skubał trawę.
Skróciłam mu wodze, i zakręciłam go, widząc, że karosz chce wjechać przed nas. Przykro mi Holly, nie mieliśmy innego wyboru. Nie znam trasy, a chcę dokładnie zapamiętać co i jak. Po wjechaniu na ścieżkę, obie nadal stępowałyśmy. I znowu – uważne przyglądanie się każdemu liściowi, drzewu, było u mnie zauważalne. Czując jak wałach zarzuca głową, skupiłam się ponownie na nim. W końcu powinnam być skupiona na jeździe, tym bardziej w terenie. W pewnej chwili, gdy ja znowu zaczęłam przyglądać się liściom, koń na którym siedziałam zakłusował. Zakołysałam się w siodle gotowa na upadek, ale w końcu utrzymałam się. No tak, koń przed nami również kłusował.
-Skup się Rose -mówiłam pod nosem- Za chwilę spadniesz, i co?
Często mówię do siebie, tym bardziej gdy jestem na siebie zdenerwowana z jakiegoś ważnego, lub nie, powodu. Ujęłam to bez sensu, ale dobra. Uważnie patrzyłam pomiędzy uszy konia, pilnując odległości. Dość głupio zrobiłam, ponieważ osiodłałam konia nie myśląc, że koń Esmeraldy może być ogierem. Ale z klaczą wcale nie byłoby lepiej…Teraz jechałyśmy drogą utworzoną przez błoto i inne nogi, kopyta i łapy. Na moje szczęście, błoto nie tryskało żadnej z nas na nogi. Nie miałam czyścić swoich sztybletów już w pierwszym tygodniu mojego pobytu w Akademii Magic Horse. Już nie widziałam po bokach drzew, i nic nie kapało mi na kask. Zamiast tego, z daleka mogłam zauważyć Porec. Przejeżdżałam tamtędy, ale nigdy nie miałam okazji pospacerować po miejscowości. Podobno jest tam uroczo, zresztą jak w każdym Chorwackim mieście, czy miasteczku. O! Widać już wjazd na plażę. I powoli widać również może. Hollywood chyba też to zauważył, ponieważ zarżał. Zwolniłyśmy obie do stępa, i wjechałyśmy na jasny piasek. Już po chwili, poczułam morską bryzę. Podjechałyśmy bliżej morza, i stanęłyśmy tak, aby oba konie mogły zanurzyć kopytka w wodzie.
-Tu jest tak samo pięknie, jak w lesie. Podmieniliście coś, i zamiast w Chorwacji wylądowałam z pięknej krainie baśni, lub jakoś tak? -spytałam.
-Możliwe -powiedziała żartobliwie dziewczyny.
Uśmiechnęłam się szeroko i podrapałam się tak, jak w Disneyu, gdy postacie się nad czymś zastanawiają.
-Możliwe? Czyli jednak tak.
Brunetka zaproponowała mi, kolejny galop wzdłuż plaży. Oczywiście, że się zgodziłam. Ustawiłyśmy się jak należy, i już po chwili jechałyśmy szybkim galopem wzdłuż plaży. Mimo, że było mi zimno, to przyjemnie. Po poczuciu wiatru nadmorskiego, poczułam podekscytowanie. Dobra, poczułam się jak w filmach. Dzięki Esmeraldzie trafię do szpitala, gdzie będzie wymieniać ile zafundowała mi wrażeń. Na pewno dużo. Mijały minuty, a my coraz bardziej zwalniałyśmy. Z galopu, do kłusa, a z kłusa do stępa.

~*~
-Dzięki za świetny teren -podziękowałam dziewczynie idąc koło niej w stronę pokoju.
-Nie ma za co -oznajmiła.
Już miałam wchodzić do swego małego mieszkanka, gdy nagle wpadłam na pomysł. I tak nie miałam co robić, więc może zaprosić zielonooką do siebie? Ana chyba się nie pogniewa. Chociaż mam taką nadzieję.
-Esmeralda? -spytałam się, a ona odwróciła się- Może wpadniesz do mnie? Albo coś porobimy razem?
Kobieta zastanowiła się chwilę.
-No dobra. Przyjdę pod twoje drzwi za jakieś pół godziny, godzinę maks. Muszę się lekko...Ogarnąć. -uśmiechnęła się lekko.
Kiwnęłam głową i weszłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi. W pokoju nadal nikogo nie było, ani Ghost'a, ani jego właścicielki. Jedyne co nowego zauważyłam, to jakąś torbę na wolnym łóżku. Nowa? Ciekawe jak się nazywa i w ogóle. Chyba, że to on. A zresztą nie ważne. Jedyna żywa dusza w pokoju jaką zauważyłam, to moja śliczna suczka o której przypomniałam sobie gdy biegłam do stajni przed terenem. Wzięłam ją do pokoju, a ona momentalnie zasnęła. Teraz również spała, mimo, że minęła już ponad godzina. Nigdy za długo nie śpi, jakiś wyjątkowy przypadek. Wyjęłam z szafy czarne jeansy z dziurami, biały T-shirt oraz szary sweter. Całą zawartość wzięłam razem ze mną do łazienki, gdzie ponownie wzięłam prysznic i umyłam swoją czuprynę. Nie będę latała spocona po akademii. Po ogarnięciu włosów i samej siebie, ubrałam się i wyszłam z łazienki. Związałam dodatkowo włosy w wysokiego kucyka, i usiadłam na łóżku, wyjmując telefon. Weszłam na Pinterest'a i poszukałam różnych fajnych zdjęć. Pinterest, to moje uzależnienie. Uwielbiam patrzeć na wszystko, co tam znajdę. Od jedzenia, po stajnie.


Esma? Przeziębienie = choroba = brak mózgu = brak mózgu = mała wena twórcza.

piątek, 23 marca 2018

Od Riley C.D Ady

- Rozumiem, że naszła cię wena twórcza? - wyszczerzyłam się, zamknąwszy laptopa, po czym zeskoczyłam z łóżka. Przez chwilę przebierałam w swoim śmietniku, zwanym także skrzynią na malarskie szpargały; aż do momentu, gdy udało mi się zlokalizować dłonią upragnione pudełeczko, które jak na złość, skryło się bezczelnie na samym dnie - No to możemy zaczynać!
- Słucham?
- Bierz pędzle i farby, a ja zajmę się resztą - puściłam jej oczko, po czym zabrałam się za rozstawienie sztalugi - Jaki chcesz rozmiar płótna?
- A jakie masz?
- Mam dwa, jedno osiemdziesiąt na sześćdziesiąt, drugie to chyba sto na... czterdzieści - przygryzłam wargę, przyglądając się drewnianej ramie - A tak mi się przynajmniej wydaje. Ciekawe czy w Porec jest jakaś hurtownia malarska, albo coś w tym stylu. Przydałoby się trochę uzupełnić braki...
- Może być setka - odparła dziewczyna z uśmiechem na twarzy, i po chwili namysłu dodała - O ile mi wiadomo jest jakiś sklep niedaleko kawiarni. Możemy tam wstąpić któregoś dnia.
- Hm, proponuję wypad do miasta w ten weekend.
- Dobrze, tylko nie do klubu - blondynka posłała mi chytry uśmieszek, któremu towarzyszył teraz cichy chichot.
Oczywiście, udzielił mi się humor przyjaciółki, aczkolwiek sama nie wiem, czy powinno być nam teraz do śmiechu. Bądź co bądź, wciąż może szukać nas policja...
***
Kolejny dzień zaczął się dość... No, nie za wesoło, jeśli można tak to ująć; bo Melinda utykała na jedną nogę. Uspokoiły mnie dopiero słowa weterynarza. Na szczęście stwierdził, że to nic poważnego i prawdopodobnie już za kilka dni, klacz będzie mogła normalnie wychodzić na zewnątrz; jednak póki co, moje oczko w głowie, które dotychczas tak radośnie galopowało na wybiegu, teraz stało przybite w kącie. Wszedłszy do boksu, dokładnie zamknęłam za sobą drzwiczki, choć w obecnej sytuacji, raczej nie było takiej potrzeby, bo czarna ani myślała wychodzić ze stajni. Przykucnęłam obok klaczy, po czym wyjęłam z kieszeni Oxycort w spreju. Gdy tylko zaaplikowałam lek na obtartą kończynę, Meli potrząsnęła nerwowo głową i położyła uszy po sobie, sygnalizując w ten sposób niezadowolenie.
- Już dobrze. Nic więcej nie robię... - podniósłszy się z siana, poklepałam stworzenie po szyi.
Zapewne moja bluza wciąż pachniała jabłkowymi ciasteczkami, bo Melinda znowu zaczęła mnie trącać w ramię, aby po chwili, skosztować kaptura.
- Mlaskaczuuuu... - roześmiałam się, delikatnie odpychając od siebie wielki, czarny łeb, który uparcie próbował się dobrać do moich włosów. Zdrowa czy chora, apetyt zawsze jej dopisuje.
- Cześć... - nagle usłyszałam znajomy głos. Tuż za nami stała Ada, trzymająca w jednej dłoni część ekwipunku Red Royal (konkretniej ogłowie i owijki), a w drugiej końskie smakołyki - Przyniosłam coś na pocieszenie - blondynka uśmiechnęła się pogodnie, podając czarnej łakoć - Jak z nią?
- Trochę lepiej, ale na jakiś czas będzie wykluczona z treningów... - westchnęłam ciężko, wędrując palcami po gładkim grzbiecie zwierzaka.
Dziewczyna spojrzała na wierzchowca ze współczuciem - Szkoda, wybieramy się z Różyczką w teren, trochę nam będzie smutno bez was.
- Cóż, w sumie mogę wziąć któregoś z koni stajennych... - wzruszyłam ramionami, powoli zamykając za sobą boks - Dasz mi minutkę? Skoczę tylko po Szafira.
- Okey, czekamy przed stajnią.

Aduś? ^^

Od Any C.D Helen

- Aport! - wydałam komendę, jednocześnie rzucając Ghost'owi piłkę. Pies wystrzelił jak z procy, żeby podążyć za zabawką na odległy fragment pola znajdującego się za Akademią.
Usiadłam na ziemi, żeby po chwili przyjąć pozycję półleżącą, podpierając się na łokciach i czekając, aż mój czworonóg wróci.
Nie naczekałam się zbytnio. Ghost dopadł do mnie w niecałą minutę, upuścił na mnie obślinioną piłkę i usiadł, patrząc prosząco to na mnie, to na zabawkę. Nie podnosząc się, rzuciłam ją jeszcze kilka razy, aż Ghost uznał, że nie będzie sam biegał za piłką. Podbiegł do mnie i zamiast oddać piłkę, gdy wyciągnęłam po nią rękę, odskoczywszy, odbiegł kawałek. Potem odwrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć, i zamerdał ogonem.
Zaśmiałam się i ruszyłam biegiem za psem.
- Czas na nas - powiedziałam, zziajana, po kilkunastu minutach zabawy, gdy zatoczyliśmy wielkie koło i znaleźliśmy się na powrót opodal terytorium Akademii. - Zajdziemy wcześniej do stajni, może spotkamy kogoś znajomego.
~•~
Jak się okazało, nikogo znajomego nie spotkaliśmy, ale za to wpadliśmy na panią Laurę.
- O, Ana - uśmiechnęła się na mój widok. - Dobrze, że jesteś - skinęłam jej głową. - Mogłabym mieć do ciebie prośbę? Trzeba poruszać Ferro, bo nie pójdzie dzisiaj na żadną jazdę. Wsiadłabyś na niego przed swoim treningiem?
- Oczywiście - przytaknęłam z uśmiechem, zastanawiając się, jak wpakuję swoje 1,75m na nawet nie półtorametrowego kucyka.
- Doskonale - instruktorka odetchnęła z ulgą. - Powinnaś poradzić sobie sama, Ferro raczej nie będzie sprawiać problemów. Ustawię ci kilka drążków i kawaletek na parkurze, żebyś mogła urozmaicić trening. Nikt tam teraz nie jeździ. A na właściwą jazdę przygotujesz sobie Lemon.
Po tych słowach zostawiła mnie samą z Ghost'em u boku.
~•~
Około pół godziny później siedziałam już na grzbiecie Ferro, który szedł stępa w okół placu. Zrobiłam nim kilka wolt na każdej ścianie, slalom między wysokimi przeszkodami do skoków. Zmieniłam kierunek i zakłusowałam.
Gdy kilka minut później miałam właśnie najeżdżać na ustawioną na kole przez panią Laurę kombinację drągów i kawaletti, usłyszałam czyjś głos od strony bramy:
- Mogę się dołączyć?
- Jasne - odparłam. Przejechałam kłusem przeszkodę, po czym wróciłam na ścianę i przeszłam do stępa. Spojrzałam na nowo przybyłą i rzuciłam:
- Chyba się jeszcze nie znamy. Jestem Ana. A to Ghost - wskazałam ruchem głowy psa leżącego grzecznie przy jednej z pozostawionych przez instruktorkę wyższych przeszkód.

Helen?

czwartek, 22 marca 2018

Od Esmeraldy C.D Rose

-Witaj.- przywitałam dziewczynę promiennym uśmiechem. - Esmeralda, i widzę, że tego łakomczucha już poznałaś. - podeszłam odrobinę bliżej do boksu Kasztanki.
-Rose.- dziewczyna podała mi dłoń, którą ścisnęłam by zachować zwyczaje i z srebrnego wieszaka zdjęłam zielony kantar panny Jaśki.
Pomyślałam, że pytanie o "nowość" byłoby już przesadą, więc nie zaczęłam tego tematu.
-Skoro już się z nią zaprzyjaźniłaś, to może zechcesz mi z nią pomóc?- uśmiechnęłam się lekko, przywiązując uwiąz do boksów po obu stronach.
Szybkim krokiem okrążyłam siodlarnie, by dostać się do paszarni i wziąć z niej sporą miarkę owsa i przy okazji szczotki folbutki. Wiadro, po powrocie do zaintrygowanej nową dziewczyną Jasi, położyłam na wysokim stołku w stosownej odległości od Kasztanki.
-Trochę ją ogolimy, bo będzie niedługo wyglądać jak baranek.- wyszczerzyłam się, na co Rose taktownie przy śmiechu zasłoniła usta.
Maszynkę podłączyłam do prądu, lecz najpierw musiałyśmy ją wyczyścić, gdyż po jej całym ciele błądziły drobne lub nieco większe zaklejki.
-Kiedy przyjechałaś?- ciekawość wygrała, więc nie odrywając wzroku od czyszczonej sierści zadałam pytanie dziewczynie, stojącej nieopodal skubiącej ziarno w wiadrze klaczy.
-Parę dni temu.- odparła, gładząc delikatną sierść Jasi.
-Przytrzymasz ją? Nie lubi golenia. - uśmiechnęłam się, przełączając maszynkę.
***
-Dzięki za pomoc!- powiedziałam do odchodzącej dziewczyny.
Właściwie to już miałam również wychodzić ze stajni, kiedy za sobą usłyszałam Rose jeszcze raz.
-Ej...Esma?
-Tak?- odwróciłam się przez prawe ramię i popatrzyłam w dal za siebie.
-Bo chciałam pojechać w teren, ale niezbyt znam tutejsze tereny i wolałabym się nie zgubić...- blondynka w zakłopotaniu podrapała się po głowie.
-Okej. To idź osiodłać konia. - powiedziałam, biorąc czarny kantar z białym podszyciem, należący do Divine'a.
Dziewczyna zniknęła za drzwiami, ja za to wypielęgnowałam mojego konia jak należy, i po około 20 minutach wyszłam z budynku, szczelnie opatulona w ciepły polar.

Rose? Wybacz, wena trochę ucieka 😘

środa, 21 marca 2018

Pierwszy Dzień Kalendarzowej Wiosny z AMH! ♥

Cieszycie się na myśl o nadchodzącej wiośnie? :D 
My też! 
Zdobywajcie wspaniałe wyniki w tej nowej porze roku i nie zapominajcie o nas 


Od Any C.D Mali - Zadanie 6

- Dobrze. Co proponujesz? - zapytała Mali.
Pomyślałam o Ghost'cie, który od rana siedział zamknięty w pokoju i pewnie usychał z nudów. Miałam cichą nadzieję, że przez czas mojej nieobecności nie zdążył zdemolować całego pokoju, bo moi współlokatorzy raczej nie ucieszyliby się na widok szkód, jakie potrafi wyrządzić sfrustrowany husky (chociaż Rose pewnie coś na ten temat wie - tylko że ona zabrała Winter, kiedy wychodziła, więc suczka nie zagraża rzeczom innych)...
- Możemy zabrać nasze pupile i wybrać się na spacer do miasta - zaproponowałam. Po chwili olśniło mnie, że dziewczyna może nie mieć zwierzaka. - To znaczy, jeśli jakiegoś masz.
- Właśnie nie mam... - dziewczyna wyglądała na niepocieszoną z tego powodu. Nie dziwię się jej - nie wyobrażam sobie w tym momencie życia bez obecności mojego nadpobudliwego czworonoga.
- No cóż, w takim razie weźmy mojego psa. Od rana nie miał okazji rozprostować łap - mówiąc to, ruszyłam w kierunku akademika.
Gdy doszłyśmy na miejsce, zobaczyłam, że drzwi mojego pokoju są otwarte. Zaniepokojona przyspieszyłam kroku i płynnym ruchem otworzyłam drzwi.
- Ghost...? - rzuciłam... do rozłożonego na swoim łóżku Charlesa, czytaj jedynej żywej duszy w pokoju. Chłopak podniósł na mnie wzrok z nad telefonu i obdarzył pojedynczym spojrzeniem. - Widziałeś mojego psa? - spytałam, zanim zdążył powrócić do przerwanego zajęcia. Przekroczyłam próg i rozejrzałam się po pokoju z nadzieją, że jednak gdzieś znajdę moją zgubę.
- Nie było go tu, jak wchodziłem - padło w odpowiedzi.
- Coś się stało? - usłyszałam za plecami głos Mali.
- Ana nie potrafi upilnować swojego zwierzaka - rzucił Charles, powracając do klikania w telefon. Zgromiłam go wzrokiem, ale niestety nie mógł już tego zauważyć.
Podeszłam do swojego łóżka i zajrzałam pod nie - zdarzało się już, że znajdowałam Ghost'a pod nim. Niestety nie tym razem. Poważnie zaniepokojona sprawdziłam jeszcze w łazience, ale tam po psie również nie było śladu.
- Myślę, że ten twój pies postanowił w końcu znaleźć lepszego właściciela - rzucił od niechcenia Charles. Zignorowałam go, ruszając do drzwi prowadzących na korytarz. - Swoją drogą, jeśli jeszcze raz porozrzuca moje rzeczy po pokoju, zgłoszę to do dyrekcji.
Uraczyłam go wulgarnym gestem i nie czekając na jego reakcję, zatrzasnęłam za sobą drzwi.
W zasadzie byłam już pewna, że to mój uroczy współlokator go wypuścił. Albo przynajmniej nie zareagował, jak Ghost skakał na klamkę, żeby otworzyć sobie drzwi.
Mój dobry humor pękł jak bańka mydlana.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam za plecami. Przymknęłam zirytowana oczy. Zupełnie zapomniałam, że jest ze mną Mali.
- Nie - z trudem powstrzymywałam się, żeby nie warknąć, chociaż dziewczyna przecież nic mi nie zrobiła. Wzięłam więc głęboki wdech dla uspokojenia i wyjaśniłam. - Muszę znaleźć swojego psa. Wygląda jak klasyczny husky: biało-szaro-czarna puszysta sierść, niebieskie oczy. Nosi czerwoną obrożę... - w tym momencie na końcu korytarza zobaczyłam znajomą postać. - Riley! - zawołałam. Gdy tylko brunetka mnie zobaczyła, podtruchtałam do niej. - Widziałaś może dzisiaj Ghost'a? Zostawiłam go na poranny trening w pokoju i w międzyczasie jakiś geniusz go wypuścił...
- Chyba mignął mi w stajni prywatnej jakieś piętnaści minut temu - powiedziała. Spojrzała na mnie zaniepokojona. - Pomóc ci szukać?
W tym momencie z pokoju, przed którym stałyśmy, wyłonił się Bellamy.
- Cześć - spojrzał na mnie zdziwiony. - Coś się stało?
- Jej pies zniknął - Riley wyręczyła mnie w tłumaczeniach. - Pomogę go szukać.
Już chciałam zaprotestować, że nie musi zmieniać swoich planów na popołudnie, żeby ratować mnie z opresji, ale Bellamy przytaknął jej pomysłowi i dodał, że z chęcią dołączy do poszukiwań.
Tak więc do stajni ruszyła nas czwórka (piątka, jeśli liczyć Nilaya, który przysiadł na ramieniu właścicielki). Na miejscu rozdzieliliśmy się - ja z Mali poszłam do stajni szkółkowej, Riley i Bellamy do prywatnej. Spotkać się mieliśmy po ich przeszukaniu w stajni koni do dzierżawy.
~•~
- Ghost! - zawołałam psa na tyle głośno, by mnie usłyszał, ale na tyle cicho, żeby nie spłoszyć koni. Z boksów wyłoniło się kilka zaciekawionych końskich głów. - Ghost, grubasie!
Odpowiedziało mi szczeknięcie i zaniepokojone rżenie jednego z koni.
Natychmiast rzuciłam się w kierunku, z którego moim zdaniem dobiegły owe dźwięki. Jak się okazało - nie pomyliłam się. W boksie Wogatti'ego, oparta przednimi łapami o bramę i merdająca ogonem, jak gdyby nigdy nic stała moja zguba. Uśmiechnęłam się z ulgą i otworzyłam boks, wypuszczając Ghost'a, który radośnie podbiegł do towarzyszącej mi Mali i zaczął ją obwąchiwać. Dziewczyna się rozpromieniła i przykucnęła, żeby wymiziać czworonoga.
Widząc, że sytuacja się unormowała, weszłam do boksu biednego Wogatti'ego i poklepałam go uspokajająco po szyi. Gdy wyciągnęłam z kieszeni własnoręcznie przeze mnie upieczone wczoraj ciasteczko dla koni, wielkolud zapomniał już o swojej traumie i z radością pochłonął smakołyk.
- Pójdę powiedzieć Riley i Bellamy'emu, że się znalazł - poinformowałam Mali, wychodząc z boksu i zamykając go za sobą. - Potem możemy pójść na ten spacer, zrobię zakupy. A jak wrócimy, możemy coś upiec.

Mali?

35 punkcików leci do twojego rankingu  

Od Lauren C.D Gai

Kiedy chyba po raz setny musiałam się schylać po ochraniacze, które ZNOWU mi wypadły, przy okazji, jak już je chwyciłam to wypadła mi reszta sprzętu. Momentalnie zrobiło mi się ciepło, mimo mrozu na dworze. Kochane uczucie frustracji i irytacji przejęło nade mną kontrolę na tyle, by z moich ust wywinęła się wiązanka jakże cudownych słów.
-Ja pierdo*e! Czemu ja mam zawsze kur*a takiego jebane*o pecha?!-powiedziałam bardzo donośnie i wyraźnie, a kiedy już ogarnęłam, co zrobiłam z paniką, rozejrzałam się dookoła. Chyba nikogo nie było... Obiecałam Dylanowi, że się ograniczę z takimi wyrażeniami. Westchnęłam i z powrotem spojrzałam na rozwalony na kamiennej podłodze sprzęt. Z małymi trudnościami udało mi się wszystko podnieść. Tym razem dotarłam do boksu Wings (która to wypadała mi na dzisiejszą jazdę) bez większych problemów.
-Cześć piękna.-szepnęłam do klaczy, która od razu się odwróciła. Głaskałam ją po szyi, kiedy usłyszałam czyiś głos trzy boksy ode mnie.-Zaraz wracam.-szepnęłam mojej partnerce do ucha i po podaniu jej marchewki zaczęłam się kierować do źródła głosu. Jestem tu już dość długo, a nadal mam bardzo małe grono znajomych. To chyba dla mnie nic nowego, ale co tam. Powoli wychyliłam się zza drzwiczek do boksu Ametysa. Obok wałacha stała jasnowłosa dziewczyna i patrzała na mnie zdziwiona. Stałyśmy tak przez chwilę, patrząc się na siebie. Być może bym zaczęła jakoś rozmowę, ale wolę nie, bo pewnie jak zwykle złapię jakiegoś faila.
-Cześć.-odezwała się nieznajoma, odgarniając włosy z dużych oczu.-Jestem Gaia.-powiedziała już trochę pewniej.
-Nowa?-zapytałam od razu, a po chwili doszło do mnie, że kultura wymaga, bym również się przedstawiła i przywitała. Byłam jednak ciekawa. Może nie mam zbyt wielu przyjaciół, ale zdecydowanie kojarzę twarze, a tej chyba nigdy nie widziałam.-Przepraszam.-zmieszałam się.-Cześć, jestem Lauren. Jesteś tutaj nowa, prawda?-po ponownym przeanalizowaniu mojej wypowiedzi westchnęłam z ulgą, chyba wszystko powiedziałam dobrze.
-Tak, miło mi Cię poznać.-uśmiechnęła się, odwzajemniłam gest w głowie układać sobie po kolei wszystkie pytania, jakie chcę jej zadać.
-W jakiej jesteś grupie?-to dość...istotne pytanie. Więc powiedziałam je bez wahania, a to było dość rzadkie. Nie lubię wypytywać ludzi. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni jakąś kartkę.
-Druga średniozaawansowana. -przeczytała na głos, na co podskoczyłam.
-Jeździsz dzisiaj?-podekscytowałam się, w końcu mam szansę na poznanie kogoś z kim.. Będę w stanie spędzać czas.
-Wydaje mi się, że tak. -mruknęła
-Wydaje Ci się?-zastanowiłam się przez chwilę nad jej odpowiedzią.-Zaraz! Ty wiesz, że za dwadzieścia minut zaczyna się trening, prawda?-dziewczyna spojrzała na mnie z zaskoczeniem.

<Gaia? c: Mnie też wena opuszcza xd ale pewnie wróci... kiedyś >

wtorek, 20 marca 2018

Od Any C.D Riley

- Nie powinien ugryźć - rzuciłam z uśmiechem, wskazując ruchem głowy Ghost'a. Dziewczyna uniosła pytająco brwi. - Nawet nie tyle "nie powinien ugryźć", co "nie ugryzie", ale ze zwierzętami nigdy nic nie wiadomo, więc to drugie stwierdzenie jest raczej błędne - dodałam, sięgając ręką, żeby podrapać psa za uchem. Ten, zadowolony, wywalił język i zamerdał ogonem.
Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami, ale idąc moim śladem potarmosiła zwierzaka za uchem, za co w podzięce została obśliniona. Gdyby nie dobre wychowanie mojego pieszczocha, zapewne skończyłaby również ze śladami psich łap na ubraniu...
- To jak, pokazałabyś mi resztę stajni? - spytałam. Mój wzrok padł na pozostawiony nieopodal przez dziewczynę sprzęt któregoś z koni. - Mogę ci najpierw pomóc zataszczyć to wszystko na miejsce, jeśli chcesz - dodałam.
Kilka minut później byłyśmy już w stajni koni do dzierżawy. Przez całą drogę do niej Ghost nie spuszczał wzroku z kruka dziewczyny. Przez chwilę rozważałam prawdopodobieństwo rzucenia się mojego psa na pupila nowo poznanej, ale szybko doszłam do wniosku, że ptak nie pozostałby mu dłużny i raczej dotkliwiej oberwałby husky. Ghost doszedł chyba do podobnych wniosków, bo ani razu do głowy mu nie przyszło oddalić się ode mnie na odległość większą niż pół metra, co by nie prowokować kruka do rzucenia się na niego.
- Skąd taki nietypowy pupil? - nie wytrzymałam w końcu i zapytałam, jednocześnie obrzucając zaciekawionym spojrzeniem, w większości teraz puste, boksy.

Riley? (Z całego serca przepraszam, że tak długo mi to zajęło)

Od Alyss C.D Gai


Ta zima jest naprawdę dziwna. Jest jakby zlepkiem wszystkich pogód na świecie. Ja wiem, że Akademia Magic Horse jest nad morzem i te wszystkie prądy robią swoje, ale bez przesady, przecież za kilka dni będzie Wielkanoc.
Westchnęłam i po raz ostatni spojrzałam w lekko kremowy sufit. Zwlekłam się z łóżka, chociaż naprawdę nie miałam na to najmniejszej ochoty. A mówią, że drzemka w środku dnia robi cuda i dodaje sił. Echh, po raz kolejny przekonałam się, jak bardzo ludzie się czasami mylą. Otworzyłam walizkę, której jeszcze nie zdążyłam rozpakować po moim przyjeździe, który w końcu nie był aż tak dawno. Spojrzałam na kłębowisko moich rzeczy, które były potencjalnymi przedmiotami, które na samym starcie mogłyby się mi przydać w Porec. Po chwili jednak trzasnęłam górną stroną walizki i zdenerwowana nie wiadomo, czym wyszłam z zacnej trójki. Szybko przemierzyłam korytarz, który powoli zapełniał się członkami Akademii, którzy w tej chwili akurat nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Po kilku minutach znalazłam się przed stajnią koni stajennych, czyli ogólnikowo mówiąc przed moim ulubionym miejscem. Przekroczyłam próg i jednocześnie w tym samym czasie do mojego nosa napłynęły wszystkie zapachy siana, paszy i koni. Stanęłam przed boksem Summer i pogłaskałam ją po pysku, co przyjęła z wyraźnym zadowoleniem. Chwilę ją głaskałam, gdy usłyszałam czyjeś kroki, odwróciłam głowę. W stronę Ametysta szła jakaś dziewczyna, prawdopodobnie nowa, bo chyba jej tutaj jeszcze nie było. Może to ta, o której rozmawiały moje współlokatorki? Mówiły, że dzisiaj ma przyjechać jakaś nowa... Patrzyłam na nią przez chwilę. Czasami zachowanie i sposób poruszania się wiele mówi o człowieku. Ta tutaj poruszała się tak jakby... lekko? W każdym razie nie huczało przy jej krokach. A może do niej podejdę? Wiem, jak ciężko jest się zaaklimatyzować w miejscu, w którym nikogo nie znasz... Tylko czy aby na pewno to dobry pomysł? No trudno idę - raz kozie śmierć, jak się nie próbuje, to nic się nie zyskuje, jakby powiedział mój ojciec.
Dziewczyna odwróciła się nagle. Widać było, że jest zestresowana, z resztą tak samo pewnie, jak ja. Uśmiechnęłam się lekko i pomachałam ręką. Ona odwzajemniła gest jakby zaskoczona. Stanęłam obok niej.
"Jesteś nowa, prawda?"
Brzmiał napis w szaro-czerwonym zeszycie. Dziewczyna pokiwała głową.
"Ja w sumie to też. Jestem Alyss Ishihara, a ty?"
Popatrzyłam na moją towarzyszkę. Jej twarz nie wyrażała żadnych negatywnych emocji, co trochę podniosło mnie na duchu. Popatrzyła pytająco na mój zeszyt. Pewnie myślała, że ja jestem niesłysząca. No czyli tak jak każdy, kto mnie spotyka po raz pierwszy.
"Spokojnie, słyszę cię. Tylko no... nie mówię. Znasz migowy? Może będzie łatwiej się porozumieć..."
Postawiłam niepewnie ostatnie zdania. Tak walić prosto z mostu nie zawsze jest dobrą metodą i z każdą chwilą zaczynałam powoli żałować mojego ostatniego wpisu. Odwróciłam wzrok i zaczęłam patrzeć na Ametysta niby zafascynowana jego poczynaniami.

<Gaia? W sumie moje gorsze ^-^>

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Gai do...

~13.44~
-Jordan? Długo jeszcze? -spytałam jak totalny dzieciak.
Brunet nadal skupiając się nad jazdą, westchnął.
-Gaia? Masz przed sobą nawigację. Zobacz sobie. -odpowiedział.
Świetna odpowiedź. Mimo wszystko spojrzałam na telefon. O! Pięć minut! Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam powoli wkładać wszystkie moje klamoty do torby. Wiadomo, o co chodzi, tak? Następnie spojrzałam za okno. Rzeczywiście, wjeżdżaliśmy już do Akademii.

-W AKADEMII-

- Dobrze Gaia, wiesz już co i jak? -spytała się mnie pogodna kobieta, podając mi kluczyki.
Około piętnastu minut temu, dojechałam do Akademii. Lekko zdenerwowana pożegnałam się z bratem, a zaraz później znalazłam p. Elizabeth Rose chodzącą po parkingu. Instruktorka skoków najwyraźniej szukała mojej osoby. Kobieta oznajmiła mi, w jakim pokoju będę mieszkać i jak dojść do tego budynku.
-Oczywiście -odpowiedziałam, przyjmując klucze.
Po pożegnaniu się z kobietą poszłam do swojego nowego miejsca zamieszkania. Szłam po błotnistym podłożu, wypatrując niebieskiego domu. Nigdy nie lubiłam marca. Błoto, chlapa i brzydka pogoda. Co jakiś czas nerwowo marszczyłam czoło, co chyba nie wyglądało za dobrze. Wyobraźcie sobie osobie idącą i robiącą dziwaczne miny. Świetne uczucie. Zanim weszłam do eleganckiego budynku, oczywiście musiałam ogarnąć dużą ilość błota na moich podeszwach. Po ogarnięciu moich butów weszłam przez jednoskrzydłowe drzwi i spojrzałam w głąb korytarza. Jeżeli dobrze zrozumiałam, mieszkam w pokoju prawie na końcu korytarza. Fajnie - pomyślałam. Koniec korytarza...Trochę prywatności. Przeszłam przez ten średniej długości odcinek i przekręciłam klucz. Chwyciłam za gałkę i weszłam do pokoju.
-Oooo... Ładnie tu.
Położyłam dwie zielone walizki na podłodze, a sama zaczęłam rozglądać się po pokoju. Kremowe ściany, biały sufit... Już mi się podoba. Zupełnie w moim stylu. Po krótkim spojrzeniu na pokój zaczęłam się rozpakowywać. Rzeczy mało nie było, tym bardziej że jestem osobą uwielbiającą różne niepotrzebne rzeczy. Wypakowując ubrania i inne części garderoby, zaczęłam znowu myśleć, jak ja to upchnę. O dziwo, w szafie zostało mi jeszcze trochę miejsca. Po chwili myślenia uznałam, że resztę pakowania zostawię na później. Teraz czas na najlepszą część! Stajnie. To akurat wiedziałam, gdzie jest. Wyszłam z kremowego pomieszczenia i już po chwili znalazłam się w eleganckiej stajni dla koni stajennych. Chodząc po różnych boksach, widziałam różne konie. Wszystkie wystawiały głowę, zaciekawione nową osobą. Trudno było się zdziwić. Byłam naprawdę ciekawa, na kogo wsiądę na pierwszej mojej jeździe. Po chwili w stajni mogłam wywnioskować, na których koniach jeżdżą początkujący jeźdźcy. Zapewne zaliczał się do tej grupy spokojny koń rasy haflinger - Ametyst. Stanęłam koło boksu konia i zacmokałam. Koń prawie od razu odwrócił się do mnie. Pogłaskałam go po ganaszu, a on przymknął jedno oko. Słodziak z niego. Chwilę glaskalam Ametysta, aż w końcu usłyszałam czyjeś kroki. Oke, znowu zaczynam się denerwować.

(Ktoś? ^-^ Mały brak weny xd)

Gaia!

Imię: Gaia (czyt.: Gaja). Nigdy nie miała przezwiska, z uwagi na proste imię.
Nazwisko: Gaia ma najprostsze, najłatwiejsze nazwisko do zapamiętania na świecie – Lavelle.
Data urodzenia: Bohaterka urodziła się we wrześniu. Dokładnie był to pierwszy września w 1998 roku. Znaczy to, że Lavelle skończy w tym roku 20 lat.
Płeć: Urodziła się kobietą i nie ma zamiaru tego zmieniać.
Nr pokoju: Jako, że Gaia jest w pewnym stopniu samotniczką, umieszczono ją w pokoju o numerze 27.
Głos: Madilyn Bailey - Titanium - David Guetta ft. Sia 
Rodzina: 
~Przybrana matka Georgine Brown (44 lata)~
~Przybrany ojciec Nico Brown (45 lat)~
~Siostra Laurence Lavelle (21 lat)~
~Brat Aaron Lavelle (22 lata)~
Charakter: Jeżeli chodzi o Gaię, to zacznę od tego, że nie jest ona robotem ani istotą pozaziemską, a więc nie trzeba się o nic martwić. Najmłodsza z rodzeństwa prawie zawsze była pomijana. Dziewczyna nigdy tego nie lubiła i nie lubi do dzisiaj. Zawsze wyrazi swoje zdanie i przypomni o sobie. Pewna siebie blondynka, zawsze będzie pilnować, by jej bliskim nic się nie stało. Gaia zawsze lubiła być w centrum uwagi. Gaiś jest duszom towarzystwa. Uwielbia imprezować, co nie znaczy, że nie lubi posiedzieć w domu i poczytać książki lub obejrzeć serialu z przyjaciółką. W przeciwieństwie do rodzeństwa, jest bardzo otwartą osobą. Ona zawsze pomoże ci w potrzebie. Problem z jazdą lub hiszpańskim? Zawołaj Lavelle. Dzięki pomocy wielu osób, dobrze się uczyła. Nie oczekuj od niej, że pomoże ci z matematyką lub historią! To coś czego nie cierpi. O Gaice ciężko powiedzieć, czy jest leniwym, czy energicznym ssakiem. Zależy od jej nastroju. Uhm, dziewczyna ma baaardzo częste napady złości. Napady złości, tak naprawdę z żadnego powodu. Jednak warto dodać, że w środku tej twardej skorupy, kryje się wrażliwe i ciepłe serduszko.
Aparycja: Zaczyna się od góry – tak? Bohaterka jest jasnowłosą blondynką, której włosy dosięgają piersi. W wakacje (lub ferie), jej włosy nie są już w jej naturalnym kolorze. Lavelle uwielbia farbować włosy na różne szalone kolory. Jej cera jest dość jasna. Na twarzy, niestety, od jakiegoś czasu pojawiają się złowrogie pryszcze, które ominęły całe dzieciństwo dziewczyny. Uważa, że ma to po starszej siostrze. Na szczęście złowrogie pryszcze nie są za silne, a więc łatwo ich się pozbywa. Brwi dziewczyny nie są ani bardzo wyraźne, ani słabo widoczne. Są po prostu dostosowane do jej urody. Pod nimi, znajdują się szaro-zielone oczęta. Często widać w nich zaciekawienie, ponieważ dziewczyna jest bardzo ciekawska. Ciemne rzęsy dopełniają te oczy. Na małym nosie dziewczyny, widnieje plaga piegów. Często ”przeszkadzają” kobiecie. Jej usta nie są za duże. Znajdują się w tej samej sytuacji co brwi – są dostosowane do twarzy. Ich kolor, to blado-malinowy. Dziewczyna nosi w uszach małe kolczyki ”diamenciki”. Gaia jest szczupłą istotą, o wyprostowanej i nieprzesadnie wysportowanej sylwetce. Jeżeli chodzi o piersi, nosi biustonosz o miseczce 70b. Waga bohaterki wynosi około 51kg. Nogi Gai, są uważane za najlepszą rzecz w ciele dziewczyny. Kobieta nie pochwala jednak tego i uważa, że to sylwetka jest najlepsza. Na nadgarstku nosi srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Przechodząc do stylu ubierania się Gaii. Blondynka nigdy nie ubierze dresu, gdy ma iść w miejsce publiczne. Zielonooka uwielbia luźne sweterki i jeansy. Lavińka, lubi jednak czasem ubrać się w sukienkę, czy spódnicę. 
Ulubiony koń: Gaia zdecydowanie nie ma ulubieńca.
Własny koń: Blondynka aktualnie nie ma własnego konia, ale widzi na czym oko zawiesić.
Poziom jeździectwa: Średnio-zaawansowany :P
Partner: Przepraszam?
Historia: Gaia urodziła się w Paryżu, a dokładnie w szpitalu Saint-Louis. Od dziecka jej rodzice wstrzykiwali jej miłość do koni. W wieku 11 lat, przeprowadziła się do Zagrzeb – miasta znajdującego się w Chorwacji. Tam kontynuowała naukę jazdy konnej. Niestety pewnego sylwestra, jej rodzice pojechali na pewną uroczystość i z niej nie wrócili. Podobno jakiś totalny idiota, wystrzelił w domu petardę. Nie jest to potwierdzone, ale takie są podejrzenia. Co tu mówić – rodzeństwo trafiło do domu dziecka, gdzie miało zostać rozdzielone. Na szczęście pewne małżeństwo przyszło z pomocą! Georgine i Nico Brown, zaadoptowali całą trójkę. Gaia z powodu całego zamieszania, skończyła z jazdą konną do roku 2013. Wtedy dziewczyna wzięła się w garść i ponownie pojechała do szkółki jeździeckiej. Zaczęła uczyć się od podstaw i tak zleciał jej czas. Jednak pewnego dnia w 2018 roku, jej rodzeństwo przyszło z pewną informacją. Usłyszeli o Akademii Magic Horse. Uznali, że będzie to idealnym rozwiązaniem dla swojej siostry, której ciężko pogodzić jazdę konną z nauką. Sami dawali sobie z tym radę. Przybrani rodzice dziewczyny oczywiście zgodzili się, a sama Gaia była zachwycona! Wysłała zgłoszenie i już...Jest pełnoprawną uczennicą Akademii. 
Inne:
*Dziewczyna oprócz jazdy konnej, gra w siatkówkę;
*Od urodzenia chciała zostać aktorką;
*Interesuje się modą i modelingiem;
*Umie komunikować się w wielu językach: angielskim, francuskim (oczywiste, tak? xd)i hiszpańskim. Pracuje również nad Włoskim
Kontakt: diamentowa

niedziela, 18 marca 2018

Od Christiny do Cole'a

Gwałtownie podniosłam się z łóżka. Otrząsnęłam się dopiero po chwili, z ulgą stwierdzając że to co ,,wydarzyło się'' przed chwilą, to tylko sen. Zegarek wskazywał czwartą nad ranem, także nie mając ochoty na sen udałam się do łazienki, gdzie wzięłam prysznic i zrobiłam staranny makijaż. Włosy na dzień dzisiejszy były splecione w kucyk, a końcówki były nieco pofalowane. Szminka miała bordowo-fioletowy odcień. Perfumy użyłam obowiązkowo, tym razem body mist przywiezione z Anglii, a że takie perfumy mają dziwne nazwy, moja nazywała się,,Kissing in the rain''. Co do ubioru, założyłam na siebie ,,porwane'' jeansy, białą koszulkę sięgającą może z centymetr pod pępek, i ,,kurtkę'' jeansową. Do tego srebrny naszyjnik z dużą ,,R'', który dostałam w prezencie od reżysera filmu. Na śniadanie zjadłam kanapki z masłem i miodem na ciemnym chlebie ze słonecznikiem, i wypiłam herbatę miętową. Po zjedzeniu śniadania zegar wskazywał 05:30. Założyłam na siebie czarną kurtkę skórzaną, czarne buty z ćwiekami, i czarne rękawiczki bez palców. Do kieszeni kurtki włożyłam to co zwykle; kluczyk od pokoju, kluczyk od samochodu, chusteczki, telefon, marchewka, tictaki i gumy do żucia (jedna z nich skończyła w moich pięknych, białych niszczarkach). Po wyjściu z pokoju udałam się do stajni dla koni do dzierżawy, aby spędzić trochę czasu z Princess. Gdy byłam już na miejscu, uśmiechnęłam się do klaczy, która parsknęła na mój widok. Wyciągnęłam z kieszeni marchewkę, i podałam ją klaczy na otwartej ręce. Klacz zjadła smakołyk ze smakiem, a ja pogładziłam ją po szyi. Stałam przed boksem klaczy, opierając się bokiem o jego ściankę. Głaskałam klacz uśmiechając się łagodnie. Trwało to przez jakiś czas. W pewnym momencie, ciszę przerwał odgłos kroków i otwieranych (i zamykanych) drzwi. Ktoś wszedł do stajni. Spojrzałam na swój czarny zegarek, była już 06:00.
Odstąpiłam od boksu klaczy na krok, aby zobaczyć kto dokładnie wszedł do stajni. Ach, ta nieposkromiona ciekawość Christiny Rihanny Adkins.
Z daleka widziałam tylko, że to mężczyzna. Gdy podszedł bliżej, potajemnie zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Cóż, broni brak, brak psychopatycznego uśmiechu - raczej członek akademii, a nie psychopatyczny osiłek z mafii ,,My little pony''.
- Cześć. - powiedziałam. No cóż, wypada być kulturalną osobą, bez powodu nie wydrę się i nie będę ganiać kogoś z siekierą w ręku, no nie?

Cole? XDD

Od Christiny C.D Riley

Wraz z nowo poznaną dziewczyną popędziłyśmy w pogoni za moją siostrą. No tiaaa, nie ma to, jak sobotnia obława na Adę. Że jestem szybka, to dobiegłam do jej samochodu akurat, gdy odpaliła. Błyskawicznie wbiegłam przed auto, machając rękami. Siostra wysiadła z samochodu, patrząc na mnie z lekkim zmieszaniem. Po chwili podbiegła do nas zdyszana Riley.
- Za-zapomniałaś telefonu... - powiedziała, wręczając Adzie złotego galaxy A5.
- Dzięki... - powiedziała siostra z uśmiechem, aby po chwili zwrócić się bezpośrednio do mnie. - A ty... Czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz dzisiaj!?
- Aaa, chciałam ci zrobić niespodziankę. - uśmiechnęłam się, podchodząc do siostry.
Na pożegnanie przytuliłyśmy się, a Ada pojechała w pilnej sprawie do Porec.
- No to... Możesz mi w czymś pomóc? - zapytałam.
- Zależy w czym...
- Póki co znam tylko ciebie, także mogłabyś mi pokazać akademię? Bo póki co widziałam tylko akademik, budynek zajęć i mały parking.
- Jasne, za mną proszę. - uśmiechnęła się.
***
To jest stajnia dla koni do dzierżawy. Być może któregoś dnia będziesz mogła wydzierżawić jednego z tych koni, póki nie będziesz posiadać własnego.
- Ok, rozumiem. - powiedziałam.
Odwiedziłyśmy chyba każdego konia w stajni, abym lepiej się z nimi zapoznała. Riley opowiedziała mi co nieco o każdym z nich. Mnie osobiście najbardziej spodobały się oba fryzy oraz klacz o imieniu Princess of Africa, a z tego, co mówiła Riley, wywnioskowałam, że może kiedyś warto by było ją wydzierżawić.
- Coś mi się wydaje, że będę do niej zaglądać. - powiedziałam, głaszcząc klacz po głowie.
- Przydałby się ktoś dla Princess, fakt.
***
- W którym pokoju mieszkasz? - zapytała.
- Numer dwadzieścia dziewięć. A ty i Ada?
- Dziewięć.
- A masz może jakieś zwierzątko? Ada ma Raven, a ty?
- Mam Nilaya, kruka.
- O, kruki są super! - uśmiechnęłam się. - Czy mogłabym go może zobaczyć?

Riley? XD

Od Riley do Christiny

Dzień zaczął się naprawdę przyjemnie. Ta, nie ma to jak spokojny, sobotni poranek. Popijając gorącą kawę, siedziałam z nosem w niedawno wypożyczonej z biblioteki książce, raz na jakiś czas zerkając na Adę, która już od ponad godziny chodziła w tą i z powrotem, szykując się do wyjścia. Miała jechać po coś do Porec, właściwie to nie wiedziałam po co dokładnie, ale stwierdziłam, że nie będę jej teraz zawracać głowy pytaniami, skoro jest teraz taka zabiegana.
- Dobra, ja wychodzę. Pa! - zaraz po tych słowach, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
- Pa! - odmachnęłam, właściwie do nie wiadomo kogo, bo współlokatorki już dawno w pokoju nie było. Odstawiając opróżniony kubek, dostrzegłam leżący na stoliku telefon.
- No, super - przewróciłam oczyma, zrywając się z fotela.
Co sił w nogach biegłam przed siebie, w nadziei, że jeszcze uda mi się dogonić dziewczynę. Od drzwi dzieliło mnie zaledwie kilka metrów. Zmrużyłam oczy, gdy światło promieni słonecznych wdarło się nieproszenie przez szybę. Nagle, ni stąd, ni zowąd się od czegoś, a raczej kogoś; mocno odbiłam, lądując na twardej, drewnianej posadzce.
- Bell, znowu? - złapałam się za tył głowy ze złością zaciskając zęby - Czy my naprawdę musimy tak często sięęęę... - podniósłszy wzrok zaniemówiłam.
Ku memu zaskoczeniu, wcale nie zderzyłam się ze swoim chłopakiem (co zdarzyło się już dobre parę razy, stąd moje domysły). Naprzeciwko mnie, także na podłodze leżała jakaś dziewczyna...
- Przepraszam... Nic ci się nie stało?... - z miną skarconego psa, pomogłam nieznajomej wstać. W odpowiedzi rzuciła mi tylko ostre spojrzenie. Chyba się wściekła... No w sumie, to wcale się nie dziwię, wpadłam na nią z impetem i ledwo zdążyła ogarnąć co się dzieje, a już wylądowała na ziemi. Piękny początek znajomości.
- Głupie pytanie - mruknęła oschle, zerkając na mnie w podejrzliwy sposób - Znamy się?
- Nie, chyba nie... - spuściłam na moment wzrok zmieszana - Naprawdę jeszcze raz przepraszam...
- Okey, spoko. Zdarza się... - westchnęła, a jej głos nieco złagodniał - Jestem Christina, a ty?
- Christina?! - zaskoczona ledwie wydusiłam z siebie usłyszane słowo - Ty jesteś Christina, siostra Ady?
- Taak... - ciemnowłosej znowu zrzedła mina.
Przyznaję, odrobinę mnie ta sytuacja zaskoczyła. Znaczy się, wiedziałam że siostra przyjaciółki ma zamiar zawitać w Magic Horse, ale szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się, iż to będzie akurat ta osoba. Bez urazy, ale sądziłam, że dziewczyny są do siebie bardziej... No, podobne. W sensie włosy, kolor oczu...
- Jestem Riley, przyjaciółka i współlokatorka Ady - przedstawiłam się szybko. Starałam się, żeby mój głos brzmiał teraz trochę normalniej.
 - Miło poznać... - jej mina zdawała się mówić coś zupełnie innego, ale nie wnikajmy w to - A ty gdzie tak pędzisz?
- Właściwie to biegłam za twoją siostrą... - westchnęłam, wyjmując z kieszeni telefon przyjaciółki - Bardzo się spieszyła do miasta i zapomniała telefonu. Próbowałam ją dogonić, ale... - więcej chyba nie musiałam mówić. Spojrzałam speszona na ciemnowłosą, która najwyraźniej nie była już na mnie zła.
- Okey, to chodźmy. Może jeszcze ją złapiemy.

Christina?

Christina!

Imię: Christina Rihanna, jednak większość osób mówi na nią Chrisi, Christie lub Riha/Ria.
Nazwisko: Adkins
Data urodzenia: 15.03.1996 – ma 22 lata.
Płeć: Chrisi to niewątpliwie przedstawicielka płci pięknej (żeńskiej).
Pokój: Numer 29.
Rodzina: Adele Adkins – Kochająca matka, ogółem zawsze zajmowała się domem;
Natchaniel Adkins – Ojciec, pracował, zarabiając bardzo dużo, 
Adrianna Adkins – Siostra młodsza o dwa lata, Christina bardzo ją kocha, życie by za nią oddała;
Mark Adkins – Rok młodszy brat, on i Christie od zawsze lubili wspólnie jeździć na rowerze czy rolkach;
Charakter: Dziewczyna ta jest zazwyczaj pełna życia. Szlachetność, przyjacielskość i dobroć to jej nieodrywalne cechy charakteru. Ogółem, zawsze stara się pomagać ludziom w problemach. Jej przyjaciółką od zawsze była jej siostra, obie uwielbiają spędzać czas razem. Riha ma konkretne ,,powody które wkurzają’’, spora lista… ogółem gdy wyprowadzi się ją z równowagi (zdenerwuje), można śmiało brać nogi za pas. Co prawda, nie lubi o tym mówić, jednak gdy mocno się na kogoś wkurzy, potrafi zrobić coś niestosownego… Otóż pewnego razu miała miejsce pewna dziwna sytuacja, otóż siostra Christie sporo cierpiała w młodości, a osoby, które były przyczyną jej cierpienia, denerwowały ją samą; pewnego razu wzięła siekierę z szopy i biegała za owymi osobami z siekierą w rękach. Owszem, często bywa też tak, że gdy tylko okaże po sobie większą złość, ktoś ucieka, jednak nie zawsze. Ogółem bez powodu nie zdenerwuje się w taki sposób, ależ skąd – chodzi tu o bardzo złe przypadki. Dziewczyna jest wrażliwa na krzywdę innych, nienawidzi gdy ktoś robi krzywdę innych, nigdy nie boi się zwrócić uwagi. Jest też mistrzynią riposty, i zna wiele dobrych tekstów na ,,powalenie’’.
Aparycja: Dziewczyna posiada piękne, głębokie oczy, których tęczówki mają złotawy odcień, jednakże z przebarwieniami zielonego. Jej skóra jest co prawda ciemniejsza niż u większości osób w Europie, jednak to nadaje jej niesamowitego piękna i uroku. Jej włosy są długie (do kości ogonowej) i czarne, rzadko kiedy e związuje, jednak czasami zdarzy się ładnie upięty kucyk. Ogółem włosy raz na proste, raz kręcone – zależy jak tam chce. Posiada zgrabną sylwetkę. Ogółem jej usta mają beżowy odcień, jednak praktycznie zawsze ma na nich pomadkę matową (szminkę), posiada ich mnóstwo. Bez makijażu nie wyjdzie, mowy nie ma. Posiada kilka tatuaży, w tym jeden na ręce. Co do wzrostu, mierzy równo 187cm.
Ulubiony koń: Lubi konia swojej siostry – Red Royal. Resztę traktuje praktycznie równo, chociaż co prawda do gustu przypadł jej Storm.
Własny koń: Brak, chociaż planuje go posiadać.
Poziom jeździectwa: Poprzez trwający jakiś czas brak treningów, spadła na poziom średnio-zaawansowany. 
Partner: Em… Póki co, nie szuka na siłę. No i w końcu to chłopak ma zrobić pierwszy krok, jej zdaniem.
Historia: Długa i rozmaita, tak więc – zdała maturę, pracowała, wydała nawet kilka piosenek, i zagrała w jednym filmie. W końcu, po namyśle postanowiła przyjechać do akademii.
*Inne: 1  3
~ Mówi biegle w kilku językach, są to Angielski, Hiszpański, Włoski, Francuski i Chorwacki ~
~ Wydała kilka piosenek, i zagrała w jednym filmie ~
~ Ma samochód – czarny jaguar, modelu nie trzeba zdradzać ~
~ Nienawidzi grzybów (no, chyba że chodzi o drożdże w cieście XDD) ~
Kontakt: gabixd12345 – hw;
AnariaColdmist – dg;

Od Ady do Dagoberta

Przeciągnęłam się głęboko, ziewając przy tym przeciągle. Po otworzeniu oczu, ujrzałam Raven stojącą tuż przede mną. Przesunęłam się w stronę ściany, i poklepałam materac, dając psu znak, by się położył. Raven ułożyła się obok mnie, a ja zaczęłam ją głaskać. Spojrzałam na śpiącą na sąsiednim łóżku Riley; Nili bawił się kosmykami jej włosów, a ona sama spała w najlepsze. Po jakimś czasie leżenia, rozleniwiona wstałam z łóżka. Wzięłam z szafy ubrania - czarną bluzkę, czarne jeansy i czarną bieliznę. W łazience wzięłam letni prysznic, użyłam żelu o zapachu cytryny i mięty, w końcu, po nim czuję się świeżo. Po prysznicu, jak zwykle, użyłam dezodorantu (rexona black&white) i się ubrałam. Do makijażu użyłam podkładu, tuszu do rzęs, jasno-beżowej pomadki matowej, pudru, korektora i cieni; pomadka i cienie były z mojej ulubionej firmy - Cucci. co do perfumy, na dzień dzisiejszy użyłam Gucci Rush2. Po wyjściu z łazienki, udałam się do kuchni, gdzie zaparzyłam herbatę miętową dla siebie i Riley (do swojej dodałam 3 łyżeczki cukru trzcinowego). Na śniadanie podgrzałam pizzę, która została nam z wczorajszego ,,wieczoru filmowego'', który sobie urządziłyśmy.
- Riluuuuuuś, chodź na śniadanie! - zawołałam.
Jakieś kilka minut później zjawiła się zaspana Riley w piżamie, z krukiem na ramieniu.
- Cześć. - powiedziałam.
- Hej... - powiedziała zaspana.
Obie zjadłyśmy pozostałości po wczorajszej pizzy (były z cztery kawałki, to akurat po dwa na każdą z nas. Matematyka poziom Ada.), i wypiłyśmy herbatę. Raven spokojnie siedziała przy swojej misce, mając nadzieję na resztki, a Nilay usiłował podbierać dla Riley jedzenie. ,,Boczki'' pizzy zostawiłam dla Raven, ze względu na to, że były już odrobinę twarde (z resztą, Rilciak zrobiła podobnie).
Do miski Raven wsypałam nieco suchej karmy z dodatkiem wołowiny, którą psina uwielbiała i dolałam jej wodę do drugiej miski. Wzięłam z szafy czarną bluzę, po czym udałam się w stronę drzwi. Założyłam na siebie swoje czarne buty, czarną czapkę, czarny komin, i czarną kurtkę. Wychodząc z pokoju na szybko pożegnałam się ze wszystkimi współlokatorami.
Po wyjściu z budynku akademika postanowiłam udać się do stajni dla koni do dzierżawy, aby odwiedzić dawnego podopiecznego - Blue Sky'a.
Szłam szybkim krokiem, nie za bardzo uważając, co zaskutkowało... wpadnięciem na kogoś.
- Oj... Przepraszam... Nie chciałam... - gdy uniosłam wzrok na twarz rozmówcy, z lekka mnie zamurowało. W sumie, to miło było spotkać kolejną znajomą twarz - tym razem był to Dago.

Dago? XD

sobota, 17 marca 2018

Podsumowanie I połowy marca!

Helen - -15 p.
Naomi - 3 p.
Holiday - -15 p.
Esmeralda - 9 p.
Oriane - -15 p. 
Will - -15 p.
Lena - WYRZUCENIE
Riley -  18 p.
Lucy - -15 p. 
Gale - -15 p.
Dagobert - -15 p. 
Bellamy - 9 p.
Louise - 3 p.
Hannah- WYRZUCENIE
Brenda - -15 p. 
Lauren - 3 p.
Adeline - NIEOBECNOŚĆ
Charles -NIEOBECNOŚĆ
Dimitrij - NIEOBECNOŚĆ
Ana - 3 p.
Rose - 3 p.
Mali - 6 p.
Nikitta - 6 p.
Alyss - 3 p.
Cole - 3 p.
Adrianna - 3 p.

A więc tak...Przybyło nam dużo nowych osóbek z czego się bardzo cieszymy <3 Osoby wyrzucone dostaną na pocztę powiadomienie o tym, tak samo osoby z odjętymi punktami. Oczekujcie już niedługo nowej "reformy" XD <3
 ~Administracja AMH

Od Lauren C.D Cole'a

Pustym wzrokiem gapiłam się w okno. Przed oczami migały mi kolorowe budynki. Westchnęłam przeciągle.
-Ładna okolica, prawda?-zapytał Dylan próbując przerwać tę dziwną ciszę.
-Ta.-mruknęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na pogaduszki.
-Rozumiem, że jesteś zła, bo ominęły Cię zawody, ale przecież nie koniec świata. Jeszcze będziesz miała okazję, więc skończ zachowywać się jak księżniczka.-warknął zirytowany. Widać, że nie tylko ja mam zły humor.
-Odezwał się.-prychnęłam tylko
-Gdyby nie twoje fochy, to uniknęlibyśmy takich sytuacji-zmrużył oczy, ale dalej nie spuszczał wzroku z drogi. W sumie miał rację, ale co poradzę.
-Czasami muszą być takie fochy-wzruszyłam ramionami
-Niby po co?-rzucił mi szybkie, pogardliwe spojrzenie.
-Żeby się później z tego śmiać!-walnęłam mu szybkiego kuksańca w ramię i oboje się roześmialiśmy. Uf.. Sytuacja opanowana.
-Za godzinkę będziemy na miejscu, chcesz coś z maka?-zapytał
-Pewnie, że tak!-niemal krzyknęłam-W sumie, to nie jestem głodna... Więc weź mi dwa razy 2 for you, jedno z cheeseburgerem i coca colą, drugie powiększone z kurczakburgerem i frytkami, do tego duży shake truskawkowy, chicken box i.. hm chyba wystarczy.-uśmiechnęłam się do niego, mimo, że patrzył na mnie jak na idiotkę. Usłyszałam tylko ciche "ja pierd*lę...po co pytałem" połączone z westchnięciem, następnie trzask zamykanych drzwi i patrzyłam teraz, jak kieruje się w stronę dużego wejścia mojego drugiego domu, czytaj McDonalda.

Kiedy wrócił, porałam się z jedzonkiem w dziesięć minut, zostawiłam mu kilka nuggetsów, bo biedak kupił sobie tylko kawę mrożoną. Po tym jakże zadowalającym posiłku zasnęłam niemal od razu. Obudziłam się przez głośną muzykę w radiu, w sumie, to przez jedną z moich ulubionych piosenek.
-Dobrze, że się obudziłaś, już jesteśmy-wskazał palcem na bramę akademii. Podskoczyłam radośnie i gdy tylko samochód się zatrzymał, wyskoczyłam z niego jak oparzona, wzięłam walizki, przytuliłam Dylana na pożegnanie i pobiegłam w stronę pokoju. Zostawiłam tam tylko moje rzeczy, by po chwili znów pobiec, tym razem do gabinetu dyrektorki powiadomić, że już wróciłam.
-Poczekaj chwilkę-powiedziła pani Elizabeth kiedy miałam wychodzić, więc posłusznie zawróciłam.-Nie myślałaś może nad dzierżawą? Akademia ma wiele koni do zaoferowania.-uśmiechnęła się przyjaźnie.
-W sumie... Mogłabym się nad tym zastanowić. mogłabym na razie spróbować na którymś? Nie chcę podejmować decyzji nie znając konia.-stwierdziłam.
-Jasne, weź sobie któregoś na dzisiejszy teren.-pokiwałam głową.
-Dobrze, dziękuję-powiedziałam szczęśliwa i wyszłam.

Zostały mi dwie godziny do jazdy, więc miałam sporo czasu by się rozejrzeć. Wszystkie konie były cudne, ale najbardziej moją uwagę zwrócili Velvet i Blue Sky. Ta pierwsza była przesympatyczna. Ten drugi no.. niezbyt. Jednak coś mnie w nim urzekło. Postanowiłam na nim wybrać się na dzisiejszy teren. Poszłam do pokoju po moją nową zdobycz-Eskadrona z kolekcji CLASSICS SPORTS wiosna/lato 2018. Kwieciste wzory będą świetnie wyglądać na czarnej sierści wałacha, do tego ochraniacze w tym samym kolorze, no po prostu cudo! W pełni usatysfakcjonowana wzięłam moje skarby i poszłam do siodlarni po resztę sprzętu. Po jego wyglądzie stwierdziłam, że raczej nie jest często używany. Chociaż próbowałam sobie wmówić, że jest po prostu nowy. To byłaby zdecydowanie lepsza opcja, bo jeśli rzadko ktoś na nim jeździ to.. Po tej dłuższej przerwie mogę mieć z nim małe trudności. Nie zniechęcałam się jednak i po wzięciu wszystkich potrzebnych rzeczy ruszyłam w stronę boksu. Po drodze nawijałam do siebie, narzekając na pogodę. Byłam pewna, że nikt nie widzi, bo to mogłoby bardzo zaszkodzić mojej reputacji. Niestety... ktoś mnie jednak widział...
-Czy ty mówisz do siebie?-usłyszałam za sobą zmieszany głos, i przestraszyłam się na tyle, by wypadły mi z rąk wszystkie moje rzeczy. Przeżyłam zawał, widząc, jak mój nowy czaprak leci prosto do kałuży. Zostawiłam wszystko inne i rzuciłam się mu na pomoc nie zwracając uwagi na zdziwionego chłopaka za mną. By ochronić moje cudo, musiałam poświęcić swoje ubranie, runęłam do brudnej deszczówki trzymając eskadrona jak najwyżej, by nie dosięgły go okrutne krople z kałuży. Po całej akcji ratunkowej wstałam, spojrzałam na wszystko dookoła, wzięłam sprzęt do rąk i zmierzyłam wzrokiem winowajcę, odpowiadającego za mój brudny strój, który niewątpliwie muszę zaraz przebrać.
-Tak, mówię do siebie-burknęłam z grymasem na twarzy.

<Cole? XDD Wena do mnie wróciła, cieszmy się i radujmy>

Od Ady C.D Riley

Zerknęłam na ekran laptopa Riley, a to, co zobaczyłam na zdjęciach, wcale mnie nie zadowoliło.
- Ok, nigdy więcej nie wypiję tylu drinków na raz! - stęknęłam. - Nie poza domem!
- Ech, ja chyba też...
Między nami zapadła cisza. Zapewne i ja, i ona, myślałyśmy tylko co z tym zrobić.
***
Poczułam lekkie wibracje dochodzące z kieszeni, towarzyszyła im piosenka ,,Hello'' (nadal nie jestem pewna czemu akurat ta). Wzięłam telefon do ręki, a na ekranie widniał napis ,,Christie'' i dwie opcje - odebrać, lub odrzucić.
- Zaczekasz chwilę? - zapytałam. - Moja siostra do mnie dzwoni więc...
- Jasne, spoko. - odparła Riley.
Weszłam do łazienki, gdzie odebrałam telefon.
- Tak?
- Cześć siostro! - w telefonie usłyszałam głos Christiny. - Mam dla ciebie małą nowinkę.
- Wal. - zaśmiałam się.
- Niedługo przyjeżdżam do akademii! - powiedziała, a intuicja podpowiadała mi, że uśmiechała się przy tym.
- Serio? To wspaniale! - powiedziałam.
Rozmowa trwałą jeszcze kilka minut. Przy okazji poprosiłam Ri, żeby przywiozła moją walizkę z przyborami do rysowania, malowania i takich tam. No cóż, czasami ludzie muszą o czymś zapomnieć.
Po rozmowie udałam się z powrotem do Riley, z uśmiechem na twarzy.
- I co? - zapytała przyjaciółka.
- Christina przyjeżdża do akademii. - powiedziałam. - Przy okazji poprosiłam ją o przywiezienie tej małej, niebieskiej walizki, o której zapomniałam. Mam w niej przybory do rysowania i inne takie pie*dołki.
- To... Fajnie! - uśmiechnęła się.
- Nie wiem dlaczego, ale naszła mnie myśl, że mogłybyśmy coś razem namalować, narysować... wiesz, o co chodzi. - zaśmiałam się cicho.

Riley? Gniot mi wyszedł XD

Od Rose do Esmeraldy

-Aha…-powiedziałam do słuchawki- Czyli u ciebie wszystko dobrze? U mnie tak samo. Winter? Winter radzi sobie świetnie.
Szłam przez korytarz, zbliżając się do drzwi. Po kolejnych kilku minutach rozmowy rozłączyłam się. W akademii jestem od niedawna, a czuję się, jakby minęła wieczność. Jak na razie nikogo nie poznałam. Będąc tu trzy godziny, wątpię, że od razu się z kimś zapoznam. Tym bardziej z moim charakterem. Właśnie kieruję się w stronę stajni koni do dzierżawy i koni prywatnych. Tam nigdy nie byłam, a chętnie się przejdę. Tym razem zostawiłam swoją suczkę w pokoju. Ciężko było nie wybudzić jej ze snu. Wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę stajni koni do dzierżawy. Muszę powiedzieć, że rzadko widuje akademie, gdzie można uczyć się jeździć konno. Powiem tak – nie znam się na kolorach, ale mogę uznać, że jest (kiedy nie umiesz określić koloru :) ) szaro-biała. Elegancka, nie jest zapchana wieloma kolorami. Podeszłam do jednego z boksu o numerze cztery. Stała w nim myszata klacz o ślicznych i dużych oczkach. Spojrzałam na tabliczkę z imieniem.
-Velvet -odczytałam na głos i pogłaskałam klacz po ganaszu- Śliczna jesteś.
Idąc dalej, odczytywałam imiona takie jak Kleopatra, Crix, Kashtan i wiele innych. Widziałam również jednego z dzierżawionych koni – Jumper'a. Ciekawe, czy osoba, która go dzierżawi, szybko zadecydowała którego konia wydzierżawi. Ze mną byłby to największy problem na świecie, wszechświecie itd.
-Teraz do prywatnej, później może pojadę z kimś albo sama w teren… A później to się zobaczy -powiedziałam do siebie.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Stajnia prywatna oczywiście wyglądała trochę inaczej niż stajnia z końmi dzierżawionymi...To oczywiste, tak? Wchodząc do budynku, od razu dało się zobaczyć, że właściciele koni naprawdę o nie dbają. Tylko niektóre miały zaklejki, czy jakieś nieczystości. Dobra, przecież to normalne! Zaczynam myśleć o tych koniach, jak o koniach idealnych, które nigdy nie miały zaklejek, czy niewyczyszczonych kopyt. Pokręciłam głową rozbawiona własnym zachowaniem. Podchodząc do różnych boksów, widziałam ogiery i klacze wszelkiej maści. Najbardziej chyba zaciekawiła mnie śliczna kasztanowata klacz ze strzałką. Widać, że kobyłka była folblutką. Energicznie rozglądała się w tę i we wte, następnie przeszukując mi kieszenie w poszukiwaniu smakołyka. Ślicznota. Po obiecaniu wierzchowcowi, że jutro jej coś przyniosę, skierowałam się w stronę pokoju. Nikogo nie poznałam, a sama raczej w teren na razie nie pojadę.

~*~

Jako że była niedziela, a moich współlokatorów o dziwo nadal nie było, ze spokojem poszłam zająć się poranną toaletą i założeniem ubrania. Wczoraj po przyjściu ze stajni, Winter siedziała pod łóżkiem i skamlała jak syrena policyjna. Nowe otoczenie, a ja ją w pokoju zostawiłam. Mądrze. Usiadłam na łóżku i włączyłam komputer, wchodząc na stronę akademii. Po przeczytaniu, że miałam mieć jakiś test z jazdy, lekko zdenerwowałam się. Nie wiedziałam kiedy, gdzie i na kim. Dobra, Rose musi zrobić pierwszy krok i kogoś spytać. W końcu nie będę tu siedziała cały rok, tak? Mam nadzieję, że właśnie nie powinnam być w stajni i już siodłać któregoś z koni.
-Eh... Dobra, chyba już pójdę -oznajmiłam do suczki- Tak, wezmę cię. Najwyżej przywiążę ją jakiegoś płotka…
Założyłam kurtkę i sztyblety. Sięgnęłam po błękitny komplet suczki – szelki i smycz. Założyłam Winter szelki i zapięłam smycz. Nigdy nie miałam pewności, czy gdzieś mi nie zwieje. Nie była zbytnio wyszkolona. Właściwie to ani trochę nie była wyszkolona. Sięgnęłam jeszcze po blado-niebieski komin i w podobnym kolorze czapkę z pomponem. Otworzyłam drzwi do pokoju,a następnie wyszłam. Pomieszczenie zostało przeze mnie zamknięte. Przeszłam przez dość długi korytarz i otworzyłam drzwi. Po wyjściu z budynku zauważyłam biały puch opadający na całą akademię. Skierowałam się w stronę stajni. Obiecałam tej kasztanowatej klaczy, chyba Jaskółce, że dam jej coś dobrego. Coś dobrego, to znaczy…MARCHEWKA! Wątpię, że jakiś koń nie lubi marchewek. Idąc do stajni, zatapiałam nogi w białym puchu. Winter zatapiała się prawie po brzuch – w końcu była naprawdę młodym psem. Ostatecznie wzięłam ją na ręce. Stojąc już przed stajnią, przywiązałam suczkę do słupka. Nie byłam pewna, jak konie zareagują na obcego psa. Wchodząc do budynku, poczułam takie ciepło, że prawie zrobiło mi się gorąco. Znowu szłam tym samym korytarzem, szukając kasztanowatej klaczy.
-O! Jesteś -mruknęłam i podeszłam spokojnie do klaczy- Obiecałam ci coś? Chyba tak.
Wyjęłam z torby marchewkę i podałam ją kasztance. Ona od razu pogryzła ją, oczekując na więcej. Zaśmiałam się. Połaskotałam konia po chrapie, a ona prychnęła. Prawdziwa pieszczocha. Widząc, że klacz połknęła i przeżuła już pomarańczowe warzywo, wyjęłam jeszcze jedno. Tym razem klacz
jadła troszkę wolniej. Kobyłka spojrzała się w stronę drzwi, a mi się nagle zrobiło zimno. Jaskółka zarżała, a ja usłyszałam czyjeś kroki. Do stajni weszła dziewczyna. Na oko miała z 19 lub 20 lat. Lekko rudawe włosy dziewczyny komponowały się z soczysto-zielonymi oczami.
-Jaskółko! -zaśmiała się na głos dziewczyna, nie zauważając mnie.
Dopiero gdy była coraz bliżej boksu zwróciła na mnie uwagę. Spojrzała się na mnie zaciekawiona, a ja uśmiechnęłam się lekko. No dobra. W końcu jakoś muszę zacząć tę rozmowę, tak?
-Cześć…-uśmiechnęłam się lekko do dziewczyny, oczekując odpowiedzi.

(Esmeralda? Aktualny brak weny twórczej)

Od Alyss C.D Cole'a

Południe i nawet ciepło. Jak dla mnie idealny dzień na spacer po terenach akademii, których jeszcze nie zdążyłam w pełni ogarnąć. Owszem, miałam już z dwa czy trzy treningi, ale jak na taki budynek to za mało. Narzuciłam szybko na siebie jakąś bluzę i delikatnie otworzyłam drzwi pokoju numer trzy. Jedna z moich współlokatorek jeszcze spała, a ja nie chciałam jej obudzić. Gdy wyjrzałam na korytarz, kręciło się po nim już kilka osób. Szybko przemknęłam przez korytarz i znalazłam się przed drzwiami wejściowymi. Wciągnęłam powietrze w płuca. Ahh, czyste chorwackie, nadmorskie powietrze. Mimo że było ciepło, to jednak wiała tutaj zimna, morska bryza. Owinęłam się szczelniej chustką i ruszyłam w stronę stajni, która na razie była jedynym miejscem, do którego drogę znałam na pamięć. W tym owym budynku przywitało mnie rżenie kilku koni, chrzęst otwieranych boksów i kroki stajennych. Podeszłam do boksu Paris i wysunęłam z kieszeni pewien przysmak, który szybko zniknął w pysku klaczy.
Pobyłam przy koniu jeszcze kilkanaście minut, głaszcząc ją po chrapach, albo wyobrażając sobie siebie w kompletnie innej sytuacji. Gdy odwróciłam się, by wrócić do pokoju, o mało co nie wpadłam na jakiegoś chłopaka. Po prostu wyrósł z ziemi, tuż przede mną, a jego widok był tak nieoczekiwany, że aż upuściłam trzymaną przeze mną torbę, a jej zawartość, czytaj - tylko zeszyt do komunikacji, rozwaliła się po podłodze.
„Wybacz”
Powiedziałam migowym, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że chłopak zapewne mnie nie zrozumie. Szybko poczęłam zbierać moje rzeczy. Po chwili podniosłam się i popatrzyłam na jego twarz. Otworzyłam szaro-czerwony notatnik i wyjęłam ołówek z kieszeni.
„Jeszcze raz przepraszam. Tak jakby co to jestem Alyss. Alyss Ishihara. A ty?”
<Cole? Wybacz, że takie trochę słabe :/>

piątek, 16 marca 2018

Od Riley - zakup konia

Tego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Dochodziła szósta, a ja nie byłam w już stanie zmrużyć oka. Niesamowite. Sądziłam, iż moje lenistwo zatrzyma mnie pod ciepłą kołdrą, przynajmniej do dziewiątej. Cóż, dziś dzień wyjątkowy i emocje robiły swoje. Zerknęłam kątem oka na oparcie łóżka, gdzie siedział napuszony Nilay. Nawet on jeszcze smacznie spał. Narzuciwszy szary szlafrok, nieco ospałym, aczkolwiek na pewno żywszym niż zazwyczaj krokiem, pomaszerowałam do łazienki. Szybko się ogarnęłam i właściwie około piętnastu minut później byłam już gotowa do wyjścia, ale jaki cel miałoby teraz pójście na zajęcia? Z racji tego, iż bezczynne czekanie to jedna z rzeczy, których wyjątkowo nie cierpię; zabrałam się za czytanie ósmego rozdziału książki.
***
Sięgnąwszy do kieszeni kurtki, wygrzebałam telefon, aby sprawdzić która godzina.
~ Już niedługo powinien tu być... ~ pomyślałam, spoglądając na ekranik urządzenia.
Wkrótce potem, moim oczom ukazał się spory, srebrny samochód z zamontowaną z tyłu przyczepą. Podeszłam bliżej, gdy tylko wóz zatrzymał się na parkingu. Z auta wysiadł nie kto inny, a wujek John.
- Cześć Riley - mężczyzna uśmiechnął się pogodnie - Miło cię widzieć.
- Ciebie też wujku! - rozpromieniłam się.
Odwzajemniwszy mój uśmiech, John skierował wzrok na przyczepę, z której dobiegało donośne rżenie - Chcesz ją zobaczyć?
- A co to w ogóle za pytanie? - zaśmiałam się, podchodząc do koniowozu.
 Gdzie ja posiałem te kluczyki? - wujek podrapał się po głowie - O, tutaj są...
- Jak minęła wam droga? - zagaiłam, w celu przerwania tej długotrwałej, niezręcznej ciszy, która od pewnego czasu kłębiła się w powietrzu.
- D-dobrze... - odparł wyjmując z bagażnika lonżę - Trochę się denerwowała podczas podróży, a nawet wierzgała...
Prawdę mówiąc, zdziwiłabym się, gdyby klacz zachowywała się inaczej. W końcu nie była przyzwyczajana do przebywania w koniowozie, a wielogodzinna jazda i stanie w czterech ścianach przyczepy przez tyle czasu, może być uciążliwe, zaś w przypadku zwierząt, które tak jak czarna panicznie boją się wszystkiego, co nowe; owa podróż to istna katorga.
John na moment zniknął wewnątrz przyczepy, cmokając do klaczy, która najwyraźniej nie była skłonna do wyjścia, aczkolwiek koniec końców, udało się ją namówić do postawienia pierwszego kroku, potem poszło już jak z płatka. Piękny, kary wierzchowiec, mierzący na oko góra metr siedemdziesiąt, stanął przede mną. Wujek podał mi linkę przypiętą do kantara.
- Jej matka to Molly, prawda? - właściwie zadałam to pytanie bez większego powodu. Zwyczajnie zżerała mnie ciekawość. Parę lat temu, miałam okazję poznać Molly należącą mojej cioci; i zapamiętałam ją jako bardzo sympatycznego wierzchowca.
- Tak. A ojciec pochodzi z hodowli pana Wright. Melinda jest mieszanką pinto i folbluta. Poradzisz sobie? - upewnił się.
- T-tak, znaczy się... A nie chciałbyś zwiedzić Magic Horse? Przejechałeś taki kawał drogi... - przyznaję, trochę mnie ta informacja zasmuciła, bo myślałam, że spędzę z wujkiem więcej czasu, tym bardziej że widujemy się tak rzadko; ale jak widać, ma ciekawsze zajęcia. Stwierdził, iż "musi już wracać, bo ma coś ważnego do załatwienia" (jak zwykle zresztą). Nie ma to jak stęskniona rodzinka...
***
- Ta, to sobie pogadaliśmy... - westchnęłam ciężko, kiedy szłyśmy z Meli w stronę stajni dla koni prywatnych.
Czarna dreptała spokojnie, od czasu do czasu lekko trącając mnie w ramię. Wujek uprzedził mnie, że moja nowa pupilka nie należy do łatwych koni, ale szczerze powiedziawszy wcale nie wyglądała na psotę. Cóż, może to taka "cicha woda", która pokaże swoje różki, dopiero gdy poczuje się pewniej. No nic, co będzie to będzie. Jak na razie nasza relacja dopiero się kształtuje, aczkolwiek śmiało mogę stwierdzić, iż zmierza ona w dobrym kierunku.

Od Riley C.D Nikitty

Dziewczyna bez słowa podała mi rękę, powoli podnosząc się z gleby. Wyglądała na trochę zdenerwowaną. Szczerze powiedziawszy, wcale się jej nie dziwię. Pierwsze dni w nowym otoczeniu bywają trudne. Strach przed brakiem akceptacji, tłumy obcych ludzi... Skąd ja to znam... Cóż, nie wiem do końca jak wejście do innej szkoły wpłynie na Nikittę, która z całą pewnością jest osobą delikatną, aczkolwiek sprawia także wrażenie silnej psychicznie, więc z teoretycznego punktu widzenia, nie powinna mieć większych problemów z zaaklimatyzowaniem się tutaj.
- Hm, głupia sytuacja... - stwierdziła ze zmieszaniem, zerkając kątem oka na przechodzących obok uczniów.
- E tam - posłałam jej lekki uśmiech, zwalniając nieco kroku - Przewrócić się to nic takiego, każdemu się może zdarzyć, zwłaszcza jak się człowiek zamyśli. Ja pierwszego dnia w Akademii wpakowałam się z impetem na panią Elizabeth, gdy śpieszyłam się na zajęcia... - przygryzłam wargę. Przez ułamek sekundy to wspomnienie skakało po mojej głowie, siejąc tam ogólny zamęt i spustoszenie. Oj, wściekła się wtedy... Po chwili skapowałam, że Niki przez ten cały czas się na mnie patrzy. Ogarnąwszy się w porę, mówiłam dalej - ...a drugiego dnia zderzyłam się na korytarzu z Bellamy.
Koleżanka spojrzała na mnie, z miną, która zdawała się być dość... No w sumie to nie wiem jaka, ale z pewnością właśnie się wygłupiłam (jak zwykle zresztą). Zaiste, w jej odczuciu musiałam teraz wyjść na jakąś wariatkę. Riley, dziewczyno, miałaś ją pocieszyć, a nie przestraszyć! Muszę trochę popracować nad trzymaniem języka za zębami, bo jak tak dalej pójdzie, to wszyscy w Magic Horse będą mnie omijać szerokim łukiem. Zdaje się, że już wczoraj zawaliłam swoją szansę przy pierwszym spotkaniu Niki. Ta, ewidentnie ją wtedy spłoszyłam, eh, beznadziejna sytuacja.
- Masz dziś jakiś trening po południu? - zagaiłam, szybko zmieniając temat.
- Tak, zaczynam o piętnastej.
W sumie to zastanawiałam się teraz, czy proponować jej wspólną jazdę na hali zamkniętej, gdzie miałam zamiar dziś zabrać Mel, ale biorąc pod uwagę fakt, iż ostatnio tego typu pomysły mają zupełnie odwrotny skutek, stwierdziłam że lepiej będzie nie stawiać koleżanki w takiej sytuacji po raz kolejny. Przecież możemy porobić coś innego...

Nikitta? ^^