sobota, 17 marca 2018

Od Rose do Esmeraldy

-Aha…-powiedziałam do słuchawki- Czyli u ciebie wszystko dobrze? U mnie tak samo. Winter? Winter radzi sobie świetnie.
Szłam przez korytarz, zbliżając się do drzwi. Po kolejnych kilku minutach rozmowy rozłączyłam się. W akademii jestem od niedawna, a czuję się, jakby minęła wieczność. Jak na razie nikogo nie poznałam. Będąc tu trzy godziny, wątpię, że od razu się z kimś zapoznam. Tym bardziej z moim charakterem. Właśnie kieruję się w stronę stajni koni do dzierżawy i koni prywatnych. Tam nigdy nie byłam, a chętnie się przejdę. Tym razem zostawiłam swoją suczkę w pokoju. Ciężko było nie wybudzić jej ze snu. Wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę stajni koni do dzierżawy. Muszę powiedzieć, że rzadko widuje akademie, gdzie można uczyć się jeździć konno. Powiem tak – nie znam się na kolorach, ale mogę uznać, że jest (kiedy nie umiesz określić koloru :) ) szaro-biała. Elegancka, nie jest zapchana wieloma kolorami. Podeszłam do jednego z boksu o numerze cztery. Stała w nim myszata klacz o ślicznych i dużych oczkach. Spojrzałam na tabliczkę z imieniem.
-Velvet -odczytałam na głos i pogłaskałam klacz po ganaszu- Śliczna jesteś.
Idąc dalej, odczytywałam imiona takie jak Kleopatra, Crix, Kashtan i wiele innych. Widziałam również jednego z dzierżawionych koni – Jumper'a. Ciekawe, czy osoba, która go dzierżawi, szybko zadecydowała którego konia wydzierżawi. Ze mną byłby to największy problem na świecie, wszechświecie itd.
-Teraz do prywatnej, później może pojadę z kimś albo sama w teren… A później to się zobaczy -powiedziałam do siebie.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Stajnia prywatna oczywiście wyglądała trochę inaczej niż stajnia z końmi dzierżawionymi...To oczywiste, tak? Wchodząc do budynku, od razu dało się zobaczyć, że właściciele koni naprawdę o nie dbają. Tylko niektóre miały zaklejki, czy jakieś nieczystości. Dobra, przecież to normalne! Zaczynam myśleć o tych koniach, jak o koniach idealnych, które nigdy nie miały zaklejek, czy niewyczyszczonych kopyt. Pokręciłam głową rozbawiona własnym zachowaniem. Podchodząc do różnych boksów, widziałam ogiery i klacze wszelkiej maści. Najbardziej chyba zaciekawiła mnie śliczna kasztanowata klacz ze strzałką. Widać, że kobyłka była folblutką. Energicznie rozglądała się w tę i we wte, następnie przeszukując mi kieszenie w poszukiwaniu smakołyka. Ślicznota. Po obiecaniu wierzchowcowi, że jutro jej coś przyniosę, skierowałam się w stronę pokoju. Nikogo nie poznałam, a sama raczej w teren na razie nie pojadę.

~*~

Jako że była niedziela, a moich współlokatorów o dziwo nadal nie było, ze spokojem poszłam zająć się poranną toaletą i założeniem ubrania. Wczoraj po przyjściu ze stajni, Winter siedziała pod łóżkiem i skamlała jak syrena policyjna. Nowe otoczenie, a ja ją w pokoju zostawiłam. Mądrze. Usiadłam na łóżku i włączyłam komputer, wchodząc na stronę akademii. Po przeczytaniu, że miałam mieć jakiś test z jazdy, lekko zdenerwowałam się. Nie wiedziałam kiedy, gdzie i na kim. Dobra, Rose musi zrobić pierwszy krok i kogoś spytać. W końcu nie będę tu siedziała cały rok, tak? Mam nadzieję, że właśnie nie powinnam być w stajni i już siodłać któregoś z koni.
-Eh... Dobra, chyba już pójdę -oznajmiłam do suczki- Tak, wezmę cię. Najwyżej przywiążę ją jakiegoś płotka…
Założyłam kurtkę i sztyblety. Sięgnęłam po błękitny komplet suczki – szelki i smycz. Założyłam Winter szelki i zapięłam smycz. Nigdy nie miałam pewności, czy gdzieś mi nie zwieje. Nie była zbytnio wyszkolona. Właściwie to ani trochę nie była wyszkolona. Sięgnęłam jeszcze po blado-niebieski komin i w podobnym kolorze czapkę z pomponem. Otworzyłam drzwi do pokoju,a następnie wyszłam. Pomieszczenie zostało przeze mnie zamknięte. Przeszłam przez dość długi korytarz i otworzyłam drzwi. Po wyjściu z budynku zauważyłam biały puch opadający na całą akademię. Skierowałam się w stronę stajni. Obiecałam tej kasztanowatej klaczy, chyba Jaskółce, że dam jej coś dobrego. Coś dobrego, to znaczy…MARCHEWKA! Wątpię, że jakiś koń nie lubi marchewek. Idąc do stajni, zatapiałam nogi w białym puchu. Winter zatapiała się prawie po brzuch – w końcu była naprawdę młodym psem. Ostatecznie wzięłam ją na ręce. Stojąc już przed stajnią, przywiązałam suczkę do słupka. Nie byłam pewna, jak konie zareagują na obcego psa. Wchodząc do budynku, poczułam takie ciepło, że prawie zrobiło mi się gorąco. Znowu szłam tym samym korytarzem, szukając kasztanowatej klaczy.
-O! Jesteś -mruknęłam i podeszłam spokojnie do klaczy- Obiecałam ci coś? Chyba tak.
Wyjęłam z torby marchewkę i podałam ją kasztance. Ona od razu pogryzła ją, oczekując na więcej. Zaśmiałam się. Połaskotałam konia po chrapie, a ona prychnęła. Prawdziwa pieszczocha. Widząc, że klacz połknęła i przeżuła już pomarańczowe warzywo, wyjęłam jeszcze jedno. Tym razem klacz
jadła troszkę wolniej. Kobyłka spojrzała się w stronę drzwi, a mi się nagle zrobiło zimno. Jaskółka zarżała, a ja usłyszałam czyjeś kroki. Do stajni weszła dziewczyna. Na oko miała z 19 lub 20 lat. Lekko rudawe włosy dziewczyny komponowały się z soczysto-zielonymi oczami.
-Jaskółko! -zaśmiała się na głos dziewczyna, nie zauważając mnie.
Dopiero gdy była coraz bliżej boksu zwróciła na mnie uwagę. Spojrzała się na mnie zaciekawiona, a ja uśmiechnęłam się lekko. No dobra. W końcu jakoś muszę zacząć tę rozmowę, tak?
-Cześć…-uśmiechnęłam się lekko do dziewczyny, oczekując odpowiedzi.

(Esmeralda? Aktualny brak weny twórczej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)