piątek, 2 marca 2018

Od Riley C.D Bellamy'ego

Właściwie to nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego Bell zareagował w taki sposób na wiadomość od siostry. Wiem, że młodsze rodzeństwo to spory obowiązek, dużo spraw na głowie i w ogóle, ale i tak, gdybym była na jego miejscu, to pewnie bym się cieszyła. Kurde, ile ja bym dała, żeby komuś z mojej zwariowanej rodzinki chciało się ruszyć te cztery litery i odwiedzić mnie w Magic Horse. Zresztą, znając Bellamy'ego i tak zmięknie na widok Octavii i zmieni zdanie. Na razie, trzeba go trochę podnieść na duchu. Poczekałam, aż chłopak trochę się ogarnie. Gdy już wyszliśmy z akademika, skierowaliśmy się w stronę jego auta.
***
Spojrzałam za okno samochodu. Po drugiej stronie szyby rozciągały się malownicze pasma drzew iglastych u wierzchołków spowite gęstą mgłą. Kiedy auto nabrało prędkości pod wpływem wciśnięcia pedału gazu, krajobraz nieco się rozmazał. Przeniosłam wzrok na mojego chłopaka, który wciąż milczał, pogrążony w rozmyślaniach. Zmrużywszy oczy, westchnęłam ciężko i postanowiłam przerwać tę grobową ciszę.
- Bell, czym ty się tak naprawdę stresujesz? - położyłam dłoń na ramieniu bruneta, chcąc dodać mu w ten sposób trochę otuchy, ale jego wzrok wciąż tkwił na drodze (w sumie to może i lepiej, bo kierowca powinien być skoncentrowany na jeździe).
- Niczym... - burknął bez entuzjazmu.
- Nie chcesz, żeby O przyjeżdżała? - dopytywałam się.
Nie miałam zamiaru tak łatwo mu odpuścić.
- Chcę, tyle że... Em, nieważne. Pogadajmy na inny temat. - poprosił, zerkając kątem oka na boczne lusterko, po czym szybko zmienił temat - To już niedaleko. Klub znajduje się dwa skrzyżowania dalej po lewej stronie...
Po około dwudziestu paru minutach jazdy dotarliśmy na miejsce.
- Jeszcze wrócimy do tego tematu... - zapewniłam, odpinając pas, a następnie wysiadając z auta.
- Nie mamy do czego wracać. - brunet podszedł bliżej, obejmując mnie w talii - Po prostu cieszmy się dzisiejszym dniem, dobrze?
- Okey, okey... - przewróciłam wymownie oczyma, uśmiechając się pod nosem - Chodźmy już do tego klubu.
***
Nałożywszy na dłonie bokserskie rękawice, zadowolona weszłam na ring. Tak dawno ich nie używałam i muszę przyznać, że możliwość powrotu do tego sportu sprawiała mi naprawdę sporo radochy. No i co najważniejsze Bellamy'emu poprawił się humor. Kilka metrów dalej, stała jakaś grupka grubo starszych od nas facetów, którzy przez pewien czas się na nas gapili, ale staraliśmy się ich ignorować.
- To co? Zaczynamy? - posłałam Bellamy'emu chytry uśmieszek.
- Dobra... - ciemnooki podrapał się po głowie odrobinę zmieszany.
- Coś nie tak? - przeskanowałam go wzrokiem od góry do dołu.
- Nie no, nic. Chodzi tylko o to, że... Yhmm...
- Wymiękasz? - mimowolnie parsknęłam śmiechem - Bell, błagam cię!
- Absolutnie! - zaprzeczył pospiesznie - Po prostu nie przypominam sobie, kiedy ostatnio walczyłem z...
- Dziewczyną? - zmarszczyłam brwi, lekko przygryzając wargę - Wyobraź sobie, że jestem jakimś twoim kolegą z ringu i tyle. Mam ci na dzień dobry załadować mocnego lewego sierpowego, żebyś coś zrobił?

Bellamy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)