sobota, 31 marca 2018

Od Lauren C.D Any

Spokojnym krokiem podążałam w stronę drzwi internatu. Ciągle rozmyślałam, czy nie wziąć sobie może jakiegoś kopytnego w dzierżawę. Przerażała mnie jednak wizja, że się nie dogadamy i to będzie jedynie strata czasu. Nienawidzę tracić czasu. Zatrzymałam się zaraz przed drzwiami, bo usłyszałam charakterystyczne powiadomienie z messengera. Bez pośpiechu wyciągnęłam smartfona z tylnej kieszeni moich jeansów, a kiedy okazało się, że to tylko Wielkanocne życzenia od kogoś, nie siląc się nawet na odpisanie, włożyłam telefon z powrotem na miejsce i sięgnęłam po klamkę. Usłyszałam jednak jakieś szelesty, więc szybko cofnęłam dłoń, w sumie nie wiem dlaczego. Taki odruch. Drzwi otworzyły się tak szybko, że nie miałam czasu reagować i zanim zdążyłam w ogóle zaplanować unik, poczułam jak kant drzwi uderza mnie w tą kość pod okiem. Oszołomiona upadłam na zimną podłogę i chwyciłam się za bolące miejsce. Tradycyjne burknęłam kilka przekleństw, ale jak zwykle nie chciałam okazywać słabości więc od razu się podniosłam i otrzepałam i otrzepałam z niby kurzu, bo w sumie posadzka aż lśniła z czystości.
-Strasznie cię przepraszam-jęknęła dziewczyna przede mną. Szybko zmierzyłam ją wzrokiem. Ana. Kojarzyłam ją, bo kiedyś miałyśmy razem treningi, ale przeniesiono mnie do grupy pierwszej. Nigdy w sumie nie rozmawiałyśmy. Jeszcze raz dotknęłam się w bolące miejsce, które zdawało się pulsować.
-Okey, jestem przyzwyczajona-mruknęłam pod nosem
-Do uderzeń drzwi?-zaśmiała się. No, komuś dopisuje humorek jak widać.
-Do ciągłego pecha-uśmiechnęłam się nieco sztucznie i już chciałam wyminąć dziewczynę, ale zagrodziła mi drogę. Spojrzałam na nią pytająco prawym okiem, bo za lewe wciąż się trzymałam.

<Ana? Sorki, trochę krótkie, ale wena średnio dopisuje :p>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)