niedziela, 30 września 2018

Od Navarro C.D Winter

Jumper przywitał mnie głośnym parsknięciem, wiedząc iż w mojej kieszeni znajdują się trzy dorodne marchwie.
-Nażryj się nimi, bo to chyba ostatnie w sezonie.- rzuciłem, klepiąc konia po pysku.
Ogier ugryzł marchew, po czym chowając ugryziony kawałek do żłobu, otworzył pysk po więcej, jednakże machając marchewką w powietrzu, oparłem się o jego boks.
-Nie ma tak, dziadu, nie chowasz na później.- wyciągnąłem ze żłobu, podając mu do pyska.
Nie wspomnę o tym, iż droczył się ze mną tak dobre 10 razy, gdy za ostatnim rzuciłem tą marchwią w niego, sycząc, żeby nie pierdolił. Oddaliłem się parę kroków od konia, kiedy poczułem szarpnięcie za kaptur od bluzy.
-Zdecydowałeś się?- z lekkim uśmiechem powiedziałem, podając kasztanowi nadgryzioną przez niego samego marchew.
Kiedy Jumper przeżuwał ostatni kawałek marchwi, schyliłem się po ogłowie, jednak czując punktowy ból między żebrami od razu się wyprostowałem. Po chwili ponownie spróbowałem, tym razem plan wypalił i chwilę później na pysk konia nadziewałem już czarną tranzelke. Wraz z kręcącym się Holenderem powędrowałem na lonżownik, po drodze chwyciłem jeszcze bat, gdyż ogier wydawał się być ospały, a miałem popracować z nim nad jego słabszą, lewą stroną. Kasztan parę razy próbował wyprzedzić mój krok, na co przystawałem, by koń musiał się wycofać. Kątem oka dostrzegłem Winter, najeżdżającą kolejny raz na stacjonatę, jednak szybko straciłem ją z oczu, wchodząc na kryty obszar, służący do męczenia koni na lonży. Chwilę zajęło mi nakierowanie ogiera na właściwy kierunek, lecz po chwili udało mi się go wziąć na krótszą długość. Przez pierwsze 10 minut rzucał głową, coraz wyżej ją unosząc, co  przyczyniło się do tego, iż kilka razy prawie się przewróciłem. Kasztan w kłusie pracował zdecydowanie lepiej, nawet odrobinę zaczął prace pleckami, co po lonży miałem nagrodzić szybkim prysznicem. Czegoś jednak mi brakowało - koń, lonża i ogłowie niby były, ale czyja wydawała mi się wyjątkowo ogołocona.
-Patent, no przecież.- powiedziałem, głośno wypuszczając powietrze.- Trudno, poradzimy sobie bez niego.
Praca na lonży nigdy nie była moim ulubionym zajęciem, ale czasami trzeba było zejść na ziemię i popracować z nim nie tylko na ujeżdżalni. Ciche chrząknięcie dobiegło moje uszy, lecz nie do końca wiedząc, skąd pochodził dźwięk, postanowiłem to zignorować. Odgłos powtórzył się, więc tym razem odwróciłem głowę w stronę wyjścia.
-A więc to ty.- nie dając po sobie poznać lekkiej dekoncentracji, strzeliłem batem za zadem ogiera, na co ten przeszedł do galopu.
Zadowolony z ogiera wydłużyłem lonżę, starając, by nie wisiała za bardzo. Płynny galop nie trwał długo, Holender zmienił nogę, przez co kilka razy przechodził do kłusa, by poprawić swój błąd. Jako, iż słońce najwyraźniej nie zamierzało zaprzestać dzikiego solarium, zwolniłem dzikiego mustanga do stępa, zakańczając ten trening z oceną cztery na szynach.
-Co cię tu sprowadza? Czyżbyś stęskniła się za mną?- uniosłem nieznacznie kąciki ust w górę, sprowadzając ogiera na myjkę.
Ogłowie zamieniłem na wyświechtany kantar, a lonżę zawiązałem przy metalowej rurze, odkręcając wodę. Z końcówki węża wypłynął wodny strumień, mocząc kopyta kasztana, który przesunął sie w bok, gdy ciecz dotknęła jego nogi.
-Właściwie to skończyłam trening, po prostu.- Winter stanęła z karoszem w myjce obok, wiążąc uwiąz w węzeł bezpieczeństwa i podobnie jak ja, odkręcając wodę.
-No dobrze, powiedzmy, że Ci wierzę.- odparłem podejrzliwie, coraz wyżej wędrując strumieniem letniej cieczy.
Chłodzenie zakończyłem na łopatce, gdyż nie chciałem wypuszczać całkiem mokrej szkapy na pastwisko, bo i tak po powrocie znad jeziora zastanę stan konia nie czyszczonego przez miesiąc, a tymczasem wszystkie zabiegi pielęgnacyjne wykonywałem wczoraj rano. Godzinki do 20 minęły zdecydowanie za szybko, wraz z nimi lekko się ochłodziło, lecz nie na tyle, by nie dało się pływać. Wróciwszy do pokoju po sprzątaniu boksu podopiecznego, zdążyłem nakarmić Tośke, by następnie sprzątnąć w jej kuwecie jak i obok niej, gdyż moja kotka uwielbiała rozrzucać żwirek gdzie popadnie, przy tym dodając mi pracy. Już pół godziny przed umówioną godziną czekałem w opustoszałym pokoju dziewczyny, z niecierpliwością oczekując, aż odnajdzie swój strój kąpielowy.
-Masz go?- zapytałem, siedząc na podłodze razem z Toro.
-Nie.- blondynka zagrzebała się w stercie ubrań w jej szafie, po czym z grymasem na twarzy wydarła strój dwuczęściowy.
-O, masz.- rzuciłem szybko, już szykując się do wstania, gdy ona szybko dodała.
-To nie ten.- mruknęła, rzucając go w czeluści drewnianego mebla.
-Dla mnie możesz pływać nawet na...- nie dane mi było dokończyć, gdyż Zimka z wygrzebała właśnie swój odpowiedni, twarzowy niebieski strój i z zwycięskim uśmiechem na ryjku, krzyknęła triumfalne "Mam!".
Zimka zniknęła w łazience, zapewne w celu przebrania się.
Kilkanaście minut później wolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę jeziorka, które znajdowało sie za pierwszym rzędem drzew, zaczynających las. Nie prowadziliśmy rozbudzonej dyskusji, zaledwie parę razy wymieniliśmy spostrzeżenia co do mijanych widoków czy szalejących akademickich koni pod równie szalejącymi jeźdźcami.
-Dobra, jesteśmy. - szybko poinformowałem, na co dziewczyna rzuciła mi znudzone spojrzenie, bo przecież doskonale widziała jeziorko.
-Odwróć się.- Winter odłożyła swoją torbę na brzeg. Nim się odwróciłem, zdążyłem dostrzec jedynie podwijający się podkoszulek. Już po chwili dziewczyna powoli wchodziła do wody, za to ja wtedy zacząłem przebieranie.
-Woda nie gryzie.- rzuciłem, spoglądając na stojącą na brzegu Zimke.
-Za to ty tak. - fuknęła złośliwie, mocząc stopy w przybrzeżnej wodzie.
Już po chwili wepchnąłem Winter do wody, co odebrała jako zamach na jej biedne życie, ochlapując mnie zimną wodą.
-Bo Cię rzucę.- mruknąłem, wycierając piekące oczy.
-My nawet nie jesteśmy razem, więc mnie nie rzucisz.- dziewczyna warknęła, wchodząc na nieco głębszą wodę.
-A tak Cie rzucę.- powiedziałem, podrzucając ją w ramionach, po czym bez zbędnego przedłużania wyrzuciłem ją na środek jeziora.
Jestem skłonny stwierdzić, iż jej wrzask poniósł sie echem przez cały las, gdyż wydobyła z siebie dotąd ukrywaną część mocnego głosu.
-Ty ch*ju.- kolejny raz tego dnia na mnie warknęła, wynurzając się spod tafli wody.
Z uśmiechem na twarzy podałem jej ręke, by się nieco podniosła, a gdy ta stanęła już, dostrzegłem pewną część wkurwienia w jej przebiegłych oczkach.
-Ej...co to jest?- nagle z ust blondynki padło niespodziewane pytanie, po czym jej palec wylądował w miejscu małego siniaka.
-To ty.- zaśmiałem się cicho, widząc jak Zimka odruchowo chowa palec po dotknięciu mojej skóry.-Imbécile...- mruknąłem, łapiąc jej dłoń i przyciskając do swojego torsu.
Nauka przebiegła całkiem sprawnie, a Zimka mimo początkowego strachu szybko załapała o co chodzi, a po niecałej godzinie pływała już całkiem samodzielnie, bez podtrzymywania jej na wodzie, by czasem nie wpadło jej do głowy utopienie się. Niestety zbliżała się godzina 22, a więc trzeba było wracać do pokoi, by nie zostać przyłapanym przez nauczycieli, dyżurujących na korytarzu. Spakowaliśmy ręczniki, a także przebraliśmy się w poprzednie ciuchy i opuściliśmy już okryte ciemnością jeziorko.
***
Zimka z grymasem na twarzy siedziała pod kołdrą, patrząc, jak przewijam numery, by znaleźć ten właściwy, do tajemniczego mężczyzny. Wkrótce na ekranie znalazł się ten szukany zbiór cyfr, niewiele myśląc wcisnąłem "połącz" i nasłuchując w ciszy sygnałów, oczekiwaliśmy na głos w słuchawce. Typowe dla niego "halo" rozbrzmiało w głośniku na telefonie, po czym odbyła się krótka, bo krótka, ale niezwykle ważna rozmowa. Umówiliśmy się z mężczyzną na dzień jutrzejszy, na godzine 17, w kawiarni, w której kiedyś byliśmy.
-Martwisz się o to?- zapytałem, spoglądając na smutną minę dziewczyny. Ta w odpowiedzi jedynie pokręciła głową.
-Tylko? Przecież widzę. - mruknąłem cicho, odkładając telefon na stolik nocny.
-Tylko martwisz mnie ty. Nagle się tak zmieniłeś, mówisz i wyglądasz inaczej, co sie z Tobą dzieje, co?- blondynka strząsnęła rękoma, zwijając sie z łóżka.- Nie powinnam tego mówić.- fuknęła, ku mojemu przerażeniu kierując sie ku drzwiom.
-Czekaj.- momentalnie znalazłem się obok dziewczyny, chwytając jej nadgarstek.- To nie tak, jak myślisz...- szepnąłem, przygniatając ją do drzwi.- Nie chce Ci sie narzucać...- pochyliłem się lekko nad nią, przekładając ręke za jej pleckami.
Nie sądziłem, iż jeden dzień bez całowania jej może być tak trudny. Można by rzec, iż nieco wygłodniale wpiłem się w jej usta, ręką przyciągając ją do mnie. Ten pocałunek można zaliczyć do najintensywniejszych, jakie kiedykolwiek złożyłem na jej ustach. Dlaczego tak trudno mi jest się pohamować?

Zimka? 8)))

1295 słów = 6 pkt.


sobota, 29 września 2018

Od Winter C.D Navarro

Dalej ciskając z oczu piorunami, sięgnęłam do zapięcia stanika i go zapięłam. Siegnęłam po piżamy Nava leżące pod poduszką i rzuciłam nimi w niego.
- Idź się przebrać alkoholiku - prychnęłam. Sama natomiast poszłam do siebie. Ogólnie w pokoju spędziłam odrobinę więcej czasu, bo...musiałam tłumaczyć się Esmeraldzie. Taaak, poczułam się niezręcznie.
Ogarnęłam się do stanu w którym mogłam spokojnie pokazać się ludziom, wyszłam z łazienki, ówcześnie wyjmując z pudełka soczewkę i ją założyłam.
Kiedy Navarro otworzył mi drzwi, wślizgnęłam się do jego pokoju i od razu walnęłam się na łóżko i zakopałam w narzutę. Spojrzałam na chłopaka, czekając aż skończy pisać na telefonie. W końcu usiadł na skraju pościeli uśmiechając się do ekranu
Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się uważnie.
- Grasz na dwa fronty? - prychnęłam rzucając w niego poduszką.
- Z własną matką nie wypada - odpowiedział przysuwając się bliżej mnie. Przechyliłam lekko głowę w bok, patrząc na niego spod przymrużonych oczu.
- Okey, wierzę Ci - odparłam przewracając się na bok i przycisnęłam twarz do poduszki. Chwilę później zgasło światło, a ja momentalnie zasnęłam.
*
Chyba zasnęłam w NIECO innej pozycji.
Kiedy tylko otwarłam zmęczone oczy, uderzyły we mnie dwie rzeczy. Po pierwsze kac, a po drugie to jak leżę.
Moja głowa częściowo spoczywała na jego brzuchu, nogi były gdzieś pomiędzy jego, a ręce...w jego włosach. Zapewne nie było mu zbyt wygodnie w takim stanie rzeczy.
Sięgnęłam po telefon w celu sprawdzenia godziny i autentycznie się przestraszyłam. Dwunasta do cholery!
- Navarro - szepnęłam potrząsając jego ramieniem. Chłopak wydał z siebie zbolały jęk. - Nav kur*a!
Brunet prawie podskoczył w miejscu i spojrzał na moją osobę spod zmrużonych powiek.
- Ciszej bądź - mruknął nakrywając swój pusty łeb poduszką. Pacnęłam go delikatnie w ramię, ale kiedy i to nie podziałało, po prostu...przeszłam po nim. Dosłownie.
- Aua! Zimuś, normalna jesteś? - prychnął kiedy straciłam równowagę i wbiłam mu łokieć między żebra. Tak w zasadzie, moja wędrówka skończyła się na tym, że usiadłam w nogach łóżka głaszcząc na zmianę Tabacę i Novis. Toronto spał na dywanie.
- Nie, nie jestem normalna. Myślałam, że już o tym wiesz - przekomarzanie się było chyba naszą ulubioną czynnością.
- Oczywiście, że wiem. Tylko czy ty kiedykolwiek byłaś na kacu? - zapytał kładąc się na brzuch. Sięgnął do łebka białej i poczochrał ją. Westchnęła cicho i wstałam. Wpadłam na chwil~ do swojego pokoju by nakarmić zwierzaki i się ogarnąć. A potem poszłam prosto do stajni. Zabrałam że sobą tylko Toro, którego w stajni puściłam luzem. Szybko ogarnęłam Blue, którego po chwili wyprowadziłam na plac. Krótka rozgrzewka, trochę ujeżdżenia i w końcu skoki. Małe, bo małe, ale to zawsze coś.
- No muszę Ci powiedzieć, że nieźle ci idzie - lekko rozbawiony głos Nava przebił się przez szum wiatru. Spojrzałam na niego w efekcie czego skrzywiłam najazd i drąg spadł na piach. Jednakże kontynuowałam przejazd. Zakończyliśmy go z jedną zrzutką, co było nawet niezłym wynikiem.
- Dzięki, aczkolwiek było by lepiej gdybyś mnie nie rozproszył.
Moje burczenie zakończyło się tym, że zaryłam nosem w piasek. Tak, Blue zachciało się zmienić moje położenie. Koń po chwili do mnie wrócił i trącił moje plecy pyskiem. Z lekkim ociąganiem wstałam z piachu i wywaliłam Nava z ujeżdżalni. Jeszcze zanim zniknął w stajni, krzyknął do mnie:
- Szykuj się! O dwudziestej idziemy nad jezioro!
Umrę. Śmiercią tragiczną.

Naaav?

530 slów- 3 p.

piątek, 28 września 2018

Od Navarro C.D Winter

Pytanie zadane przeze mnie wywołało lekkie obruszenie dziewczyny, która jeszcze przed chwilą bezwstydnie macała mój nagi bark, pod pretekstem obudzenia się w niej artystki, malującej abstrakcje. Właściwie dziewczyna równie dobrze mogłaby mnie namalować, przecież takiego modela nie ma się nacodzień.
-Może, a co?- niby beznamiętnie rzucone słowa, a w oczach Winter pojawiła się mała iskierka.
Na odpowiedź Zimki jedynie uśmiechnąłem się lekko, napierając mocniej plecami na ścianę.
-Ale chyba mnie nie zgwałcisz? - właściwie w tym momencie poczułem się urażony, przecież miałem lepsze rzeczy do roboty, niż gwałcenie Zimki, chociaż to też mogłoby się wpasować.
-To się okaże.- mruknąłem, mrużąc oczy. Reakcji dziewczyny niestety nie udało mi się dostrzec, choć była łatwa do przewidzenia, Zimka ma parę reakcji które już doskonale znam.
-Pieprz się. - Oburzona blondynka prychnęła, odzywając się na "bezpieczną odległość".
-Z tobą zawsze i wszędzie.- rzuciłem jej urywkowy uśmiech, odchylając lekko głowę w jej stronę.
Degustacja na twarzy blondynki konkurowało ze zdziwieniem, czyżby moja droga dziewczynka nie znała mnie od tej strony? Po paru minutach ciszy przypomniałem sobie o knajpie w Porec, gdzie zatrzymałem się na krótki odpoczynek. Jako, iż (z tego co przynajmniej pamiętałem) dyskoteka tam zaczyna się około 21, więc mieliśmy jeszcze chwilę, by się przygotować, lecz oczywiście najpierw ten plan, trzeba było uzgodnić z Zimką.
-Zimulka?- przysunąłem sie bliżej dziewczyny, czekając na to, by jej wzrok powędrował na mnie.
Dziewczyna rzuciła mi spojrzenie spod przymrużonych powiek, wokół palca owijając blond włosy. Wydała krótki pomruk, świadczący o tym, iż uważnie mnie słucha.
-Idziemy do baru?- zapytałem, pstrykając kilka razy palcami.
-Może.
-Tak albo nie. - zadałem dziewczynie kuksańca w bok, pomrukiem namawiając ją do wybrania pierwszej opcji.
Niestety z ust Zimki wypadło przeciwieństwo tego, co chciałem usłyszeć. Trzeba było wymyślić jakiś szantaż, którym dałoby się przekonać dziewczynę, co wydawałoby się niemożliwe, gdyż jak już pewnie wiecie, Winter to najbardziej uparte stworzenie jakie znam zaraz po mnie. Krytyczna sytuacja zaczęła się dopiero wtedy, gdy do mojego wspaniałego mózgu nie przychodziły żadne pomysły, godne wykorzystania. Mógłbym wykorzystać jedynie mój wpływ na nią, co byłoby po prostu faktycznie genialne, w praktyce nieco ryzykowne. Zacisnąłem dłoń na nadgarstku Winter, wyciągając jej rękę nieco do góry. Twarz przybliżyłem do jej, szczerząc się szeroko i mrużąc oczy z zadowolenia - przecież zablokowałem ruchy Winter całkiem...dobrze, z tyłu ściana, z przodu ja.
-I co teraz?- bez najmniejszego problemu wpiłem się w usta dziewczyny, nieco niehigienicznie wymieniając z nią bakterie, poprzez taniec naszych języków. Dopiero teraz do siebie mogłem dopuścić stwierdzenie, iż Zimka jest naprawdę smaczna.
-No dobra...- blondi wywróciła oczami by pokazać swoje niezadowolenie, po czym pchnęła mnie lekko, by mogła przejść.
Czas oczekiwania na dziewczynę właściwie możemy pominąć, bo przecież "nie mam się w co ubrać" jest wam dobrze znane. W końcu stanęło na czarnych rurkach i białej leistej bluzce (mierzyła to na samym początku, ale przecież musiała sprawdzić, jak wygląda w tym i tamtym). Około godziny dwudziestej pięćdziesiąt wsiedliśmy do mojego auta, od razu wyjeżdżając z akademickiego parkingu, i teraz poproszę o gratulacje dla mnie, gdyż pojechałem w złą stronę, przez co musiałem zawrócić przez drugi pas, z czego szczególnie zadowolony nie byłem.
-Kurwa mać, Nav, zwolnij. - Zimka próbowała przekrzyczeć głośną muzykę, co jej się udało.
-Jeszcze nie łamię przepisów kochana.- odparłem, zmieniając pas.
Teraz wypadałoby zapytać, jaki cwel dał mi prawojazdy, gdyż jako niezwykle utalentowany kierowca nie zauważyłem znaku pierwszeństwa i prawie wje*ałem się w inne auta. Pomińmy dalsze wydarzenia, plamiące jedynie moją reputację - ponad 10 minut zajęło nam znalezienie dobrego miejsca na parkingu. Wymaganie było jedno, miejsce nie zagrożone innymi autami, gdyż ciężko byłoby przeżyć jakiekolwiek wgniecenie w karoserii auta. Głośna muzyka dobiegała z stosunkowo dużego budynku, na tyłach pomalowanego różnorodnymi sprayami w mniej czy bardziej miły sposób wyrażającymi zadowolenie z imprez. Wejście do klubu nie okazało się wyzwaniem, gdyż karykaturalnie ochroniarzy stanowili lekkiej budowy mężczyźni. Wręczyłem im kilka banknotów, które miały być zapewnieniem darmowych drinków czy innych napojów odurzających. Pierwszym miejscem do którego się skierowałem, był oczywiście bar, jednak ze względu na brak wolnych stołków, zaprosiłem Zimkę na kolana, by wygodnie się na nich usadowiła. Dziewczyna sprawnie wspięła się po schodku, po czym posadziła się na moim lewym kolanie.
-Whisky z colą. - przekrzykiwałem muzykę, próbując złożyć zamówienie.
Długo nie musieliśmy czekać, po chwili na ladzie wylądowały dwie, sporych rozmiarów szklanki. Po ściankach mojego gardła spłynęła zimna ciecz, powodując nieprzyjemne uczucie drapania w gardle, tak właśnie wygląda reakcja na alkohol po ponad roku przerwy od picia go. W naczyniu została połowa cieczy, która lekko podskoczyła gdy uderzyłem nią o blat. Alkohol zabuzował mi we krwi, powodując krótkotrwały napad zimna w okolicach zatok. Właśnie w tym momencie mogłem już zakończyć dzisiejsze picie i zawitać w kościele na najbliższych godzinach spowiedzi, ale jednak, podczas gdy Zimka miała nieco ponad 3/4 napoju, ja kończyłem drugi z rzędu alkohol, właściwie byłem blisko zamówienia trzeciej szklanki z tym samym trunkiem. Od zamówienia kolejnej kolejki powstrzymała mnie jedynie Zimka, która ściągnęła mnie z krzesła i zaciągnęła na parkiet. Pląsanie w rytm muzyki nigdy nie było moją mocną stroną, choć po dłuższej chwili udało mi się ogarnąć mniej więcej kroki, ale wtedy DJ spaprał mi wszystko - zmienił muzykę. Nim się obejrzałem, tańczyłem z randomową pannicą, a Zimka tkwiła w dłoni innego typa, który niezwykle się do niej przyczepił. *teraz uwaga od autorki, Navik poczuł w sobie nutę zazdrości* Z nieukrywaną goryczą wyrwałem blondynkę z objęć mężczyzny zaciągając ją pod bar, gdzie było odrobinę ciszej.
-Co ty k**wa odpierdalasz?- fuknąłem, siadając przy barze, tym razem osobno.
-To co ty.- odparła bezwstydnie, na co jedynie wywróciłem oczyma.
U barmana spadło kolejne moje zamówienie, które chwilę później otrzymałem i szybko wypiłem. Wreszcie mogłem uspokoić oddech i zmęczone nogi, gdyż dziewczyna, z którą przyszło mi tańczyć była niezwykle dzika. Poszukując wzrokiem mojej towarzyszki, natknąłem się na bynajmniej nie przyjemny widok - nieprzyjacielsko wyglądająca łysa pała przypierdalała się do blondynki. Alkohol mocno wszedł mi w krew, więc moja decyzja była podjęta zdecydowanie za szybko. Strząsnąłem głową, by choć odrobinę otrząsnąć się z alkoholowego upojenia i pewnym, nieco zachwianym krokiem podszedłem do towarzyszącego dziewczynie mężczyźnie. Gwałtownie szarpnąłem mężczyznę za kaptur, sugerując mu by się odwrócił.
-Nie przypierdalaj się do niej.- warknąłem, otaczając dziewczynę ramieniem.
Gdybym szybko odszedł od podejrzanego typa, myślę, że skończyłoby się to bardziej kolorowo. Silna ręka zacisnęła się na moim ramieniu, by następnie szarpnąć za nie. Chwilę później otrzymałem nieco niespodziewanego wj***ńca w twarz i kop w brzuch, który skutecznie mnie oszołomił. Dłonią przetarłem krew, wypływającą z rozciętej na wskutek uderzenia wargi. Niecałe pięć sekund później mój bok uległ zmiażdżeniu przez czyjś twardy but. Cichy syk wydobył się z moich ust, gdy podniosłem się do pionu. Tłum wokół zebrał się niczym jak na walkach kogutów, co właściwie mogłem uznać za porównanie tutaj pasujące.Nigdy nie lubiłem przemocy fizycznej czy innych tego typu zaczepek, jednakże w tym momencie alkohol wziął górę. Krótkim ruchem zepchnąłem mężczyznę na ścianę, poprzez jakże skuteczne kopnięcie w kolano. Powiedzmy, że zostałem usprawiedliwiony za kolejne uderzenie, tym razem wymierzone w żuchwę. Nim udało mi się odwdzięczyć się facetowi za zadane mi obrażenia, znów przywitałem się z podłogą i butem tegoż panicza. Jakimś piep**onym cudem odepchnąłem od siebie śmierdzący bucior i niemal znów się przewracając wstałem, zakańczając atak cudownym ciosem w brzuch. Kiedy odepchnięty przez otumanionego mężczyznę wylądowałem na posadzce, wtargnęła ochrona, zabierając nas obu.
Wylądowałem na dworze obok mojego samochodu, z wielkimi wyrzutami sumienia. Cholernie martwiłem się o Zimkę, gdyż została tam sama, a na sto procent w barze czyhała większa ilość takich najebańców. O pójściu tam niestety nie było mowy, gdyż chód wychodził mi niezwykle chwiejny. Kroki stawiałem mocno niepewnie, do tego doszły bolące żebra i nieco pogruchotana szczęka po zderzeniu z ręką mężczyzny (a żeby mu odpadła).
Głowa mocno dawała się we znaki, a przed oczami nadal miałem migoczące kolorowe światła, pewnie dlatego nie zauważyłem idącej w moim kierunku Zimki.
-Ja pieprze...Nav...- dziewczyna przemieściła się gdzieś za mnie, lub obok mnie, nie ważne gdzie, ważne, iż po chwili poczułem jak jej ramiona zaciskają się na mnie.- Dlaczego go uderzyłeś?- zapytała, podkładając dłoń pod mój podbródek.
-Nie dam nikomu innemu Cię tykać.- zaśmiałem się cicho, odgarniając włosy z twarzy.- W końcu...jesteś moja, co nie?- oparłem głowę na jej ramieniu, wzdychając ciężko.
Można było zauważyć delikatny rumieniec na jej bladej twarzyczce, nie do końca jednak mogłem wyczytać, czy to z alkoholu, czy też z zawstydzenia. Z jej twarzy odgarnąłem pasmo spadających na jej czoło włosów, delikatnie muskając jej gorące usta. Mogłem wyczuć jeszcze alkohol, pałętający się na jej słodkich ustach.
Kilkanaście minut później wytłumaczyłem Zimce gdzie co jest w moim aucie i dziewczyna wyjechała, podczas gdy ja rozłożyłem się na tylnych siedzeniach. Blondynka jechała bardzo spokojnie, widać było, iż skupia się na jeździe. Zimuśka zaparkowała na parkingu, wyjmując ze stacji kluczyki. Wysiadanie z auta sprawiło mi odrobinę większy problem niż myślałem, więc podpierając się o wszystko, o co się dało, postawiłem obie stopy na ziemi. Chwiejnym krokiem ruszyliśmy korytarzem w stronę mojego pokoju, do którego udało się nam w miarę szybko dostać. Usiadłem na sofie, rozwalając się praktycznie na połowie. Obraz pokoju nieśmiało przebijał się w mózgu przez mgłę, coraz dokładniej widziałem zarysy mebli i Zimki, wycierającej mi twarz z zaschniętej krwi.
-Nav...Ty masz jakieś dziwne kropki na twarzy...- dziewczyna odparła, zmywając z mojego nosa podkład, zasłaniający...no właśnie, zasłaniający piegi. - Czy to jest podkład?- Winter z nieukrywanym zdziwieniem starła z mojego nosa zbawienny płyn.- Nav, co to jest?
-To, co widzisz, kochanie. - zaśmiałem się lekko, próbując nacelować dłonią w miejsce oka. Niezgrabnym ruchem udało mi się wyjąć soczewki, ukazujące prawdziwy kolor moich tęczówek.
Niespodziewanie poczułem usta Zimki na swoich - niezwykle miękkie i upajające mnie do granic możliwości. Z pomrukiem zadowolenia obdarzyłem wargi dziewczyny niesamowitą miłością.
-Nav, możesz zdjąć koszulę?- Winter nagle zapytała, idąc gdzieś w stronę lodówki.
Szybko wypełniłem polecenie dziewczyny, rozpinając guziki i krzywiąc się, spojrzałem na zsiniały bok, popieszczony butem napastnika z klubu, bo inaczej tego nie ujmę. Dziewczyna chwilę później wróciła z zimną wodą i wacikami, siadając obok mnie. Na jej policzkach pojawił się charakterystyczny rumieniec zawstydzenia, gdy zaczęła chłodzić sine miejsce. Byłem bardzo ciekaw, dlaczego, aż tak mocno na nią działałem, z resztą nie ukrywając, ona na mnie też. Syknąłem cicho, gdy na mojej skórze pojawił się zimny wacik.
-Dziękuje.- rzuciłem szybko, spoglądając kątem oka na siedzącą na łóżku dziewczynę.
Blondynka odłożyła już wszystkie przyrządy i z nieśmiałym uśmiechem na twarzyczce rozkładała się na łóżku. Zdecydowanie za szybko podniosłem się z sofy, gdyż poczułem w prawym boku charakterystyczne ukłucie, po którym gwałtownie opadłem na łóżko, obok Winter. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, przeczesując jej piękne, lśniące włosy i chwilę wpatrując w oczka. Moja dłoń spoczęła na jej brodzie, po czym przejechałem po jej szyi w dół. Nie zważając na bolące kości popchnąłem dziewczynę na łóżko, zawisając nad nią. Winter zaplotła ręce za moim karkiem i lekko musnęła moje usta, odwzajemniając czule pocałunek, wtargnąłem pod koszulę dziewczyny, podwijając ją do góry. Jej gładka skóra unikała pod moimi palcami niczym jedwab, sunąłem dłońmi w górę, trafiając na klamrę od biustonosza, którą bez trudu rozpiąłem.
-Navarro, co ty k*rwa robisz?!- dziewczyna odepchnęła mnie od siebie, strącając na leżące nieopodal poduszki.
-Przepraszam...- odparłem speszony.- Trochę się zapędziłem...

Zimka? 8)


1847 słów - 6 punktów


Od Winter C.D Navarro

Jak bardzo trzeba być pie*dolniętym by rozkleić się mimo tego, że obejmował cię zajebiście przystojny chłopak, który przy okazji pachniał obłędnie piernikiem?
No cóż. Tak bardzo jak ja.
- Zimka...znasz tego faceta? - cichy i głęboki głos Nava sprawił, że po prostu musiałam na niego spojrzeć. Jego zielone oczy przemieszczały się po całej mojej twarzy, jakby szukał jakiegoś punktu zaczepienia.
- Na początku myślałam, że nie. Ale teraz...kojarzę ten głos. Nie wiem skąd, ale kojarzę. A może po prostu jestem idiotką i...
Nie było mi dane dokończyć mojej wypowiedzi, bo została dość gwałtownie przerwana. Tak, to Navarro postanowił zamknąć mi usta. Swoimi własnymi rzecz jasna.
Jeżeli kiedykolwiek leżeliście na podłodze przygnieceni przez coś i mieliście tego dość, to powiem wam jedno.
Mnie w ogóle nie przeszkadzał chłopak, który praktycznie leżał na moim kruchym ciałku.
O ile wcześniejsze pocałunki były podobne, to przyznam jedno. Ten nie był. A przede wszystkim jego tępo było spokojniejsze, łagodniejsze. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że czulszy.
- Rozładowanie atmosfery level ty - zaśmiałam się cicho. Dźgnęłam go palcem w pierś, by wreszcie się ze mnie ruszył. W odpowiedzi on szturchnął mnie. I tak zaczęła się próba zabicia mnie poprzez gilgotki.
- Już - wydusiłam, dalej zanosząc się śmiechem. - Nav, stop!
Moje darcie ryja wreszcie przyniosło efekt, więc przeturlałam się na bok i uciekła na łóżku. Przez chwilę przyglądał się jak chłopak leży a ziemi z rękoma założonymi za głowę i obserwuje mnie. Przekrzywiła delikatnie głowę w bok, przez co włosy poleciały mi do przodu i zasłoniły widoczność na tyle, bym zdążyła walnąć o ziemię.
To się nazywa szczęście.
- Mhm, lubisz na mnie spadać - zaśmiał się chłopak na co ja rzuciłam w niego poduszką. - A tak serio, na pewno nie wiesz kim był ten facet?
Pokręciłam krótko głową, zaciskając usta w wąską linię. W palcach obracałam swoje w włosy, które zaczęły już się lekko kręcić, co oznaczało tylko jedno, rano będę wyglądać jak pudel.
- Gdybym go znała to raczej moja reakcja by była nieco inna, nie uważasz? - prychnęłam podnosząc na niego wzrok. W jego oczach pojawił się dziwny błysk, który oznaczał tylko jedno.
Navarro ma jakiś plan.
- Co powiesz na spotkanie się z nim? To najkrótsza droga by dowiedzieć się kim jest - Nav podszedł do mnie z uśmiechem błąkającym się po jego ustach. - Umiesz w ogóle pływać? Niedaleko Akademii jest jezioro.
Sięgnęłam do jego twarzy i złapałam pasemko brązowych włosów. Przeczesałam jego włosy palcami i odparłam głowę o ramię bruneta. W jego towarzystwie czułam się już dość pewnie.
- Może - burknęłam, rysując palcem kółka na jego odsłonętym ramieniu. - A co, chcesz mnie nauczyć?
- Eh, rozgryzłaś mnie. Zostajesz tutaj na noc?

Zjebałam. Wiem. Nie gniewaj się Navciu :c