sobota, 29 września 2018

Od Winter C.D Navarro

Dalej ciskając z oczu piorunami, sięgnęłam do zapięcia stanika i go zapięłam. Siegnęłam po piżamy Nava leżące pod poduszką i rzuciłam nimi w niego.
- Idź się przebrać alkoholiku - prychnęłam. Sama natomiast poszłam do siebie. Ogólnie w pokoju spędziłam odrobinę więcej czasu, bo...musiałam tłumaczyć się Esmeraldzie. Taaak, poczułam się niezręcznie.
Ogarnęłam się do stanu w którym mogłam spokojnie pokazać się ludziom, wyszłam z łazienki, ówcześnie wyjmując z pudełka soczewkę i ją założyłam.
Kiedy Navarro otworzył mi drzwi, wślizgnęłam się do jego pokoju i od razu walnęłam się na łóżko i zakopałam w narzutę. Spojrzałam na chłopaka, czekając aż skończy pisać na telefonie. W końcu usiadł na skraju pościeli uśmiechając się do ekranu
Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się uważnie.
- Grasz na dwa fronty? - prychnęłam rzucając w niego poduszką.
- Z własną matką nie wypada - odpowiedział przysuwając się bliżej mnie. Przechyliłam lekko głowę w bok, patrząc na niego spod przymrużonych oczu.
- Okey, wierzę Ci - odparłam przewracając się na bok i przycisnęłam twarz do poduszki. Chwilę później zgasło światło, a ja momentalnie zasnęłam.
*
Chyba zasnęłam w NIECO innej pozycji.
Kiedy tylko otwarłam zmęczone oczy, uderzyły we mnie dwie rzeczy. Po pierwsze kac, a po drugie to jak leżę.
Moja głowa częściowo spoczywała na jego brzuchu, nogi były gdzieś pomiędzy jego, a ręce...w jego włosach. Zapewne nie było mu zbyt wygodnie w takim stanie rzeczy.
Sięgnęłam po telefon w celu sprawdzenia godziny i autentycznie się przestraszyłam. Dwunasta do cholery!
- Navarro - szepnęłam potrząsając jego ramieniem. Chłopak wydał z siebie zbolały jęk. - Nav kur*a!
Brunet prawie podskoczył w miejscu i spojrzał na moją osobę spod zmrużonych powiek.
- Ciszej bądź - mruknął nakrywając swój pusty łeb poduszką. Pacnęłam go delikatnie w ramię, ale kiedy i to nie podziałało, po prostu...przeszłam po nim. Dosłownie.
- Aua! Zimuś, normalna jesteś? - prychnął kiedy straciłam równowagę i wbiłam mu łokieć między żebra. Tak w zasadzie, moja wędrówka skończyła się na tym, że usiadłam w nogach łóżka głaszcząc na zmianę Tabacę i Novis. Toronto spał na dywanie.
- Nie, nie jestem normalna. Myślałam, że już o tym wiesz - przekomarzanie się było chyba naszą ulubioną czynnością.
- Oczywiście, że wiem. Tylko czy ty kiedykolwiek byłaś na kacu? - zapytał kładąc się na brzuch. Sięgnął do łebka białej i poczochrał ją. Westchnęła cicho i wstałam. Wpadłam na chwil~ do swojego pokoju by nakarmić zwierzaki i się ogarnąć. A potem poszłam prosto do stajni. Zabrałam że sobą tylko Toro, którego w stajni puściłam luzem. Szybko ogarnęłam Blue, którego po chwili wyprowadziłam na plac. Krótka rozgrzewka, trochę ujeżdżenia i w końcu skoki. Małe, bo małe, ale to zawsze coś.
- No muszę Ci powiedzieć, że nieźle ci idzie - lekko rozbawiony głos Nava przebił się przez szum wiatru. Spojrzałam na niego w efekcie czego skrzywiłam najazd i drąg spadł na piach. Jednakże kontynuowałam przejazd. Zakończyliśmy go z jedną zrzutką, co było nawet niezłym wynikiem.
- Dzięki, aczkolwiek było by lepiej gdybyś mnie nie rozproszył.
Moje burczenie zakończyło się tym, że zaryłam nosem w piasek. Tak, Blue zachciało się zmienić moje położenie. Koń po chwili do mnie wrócił i trącił moje plecy pyskiem. Z lekkim ociąganiem wstałam z piachu i wywaliłam Nava z ujeżdżalni. Jeszcze zanim zniknął w stajni, krzyknął do mnie:
- Szykuj się! O dwudziestej idziemy nad jezioro!
Umrę. Śmiercią tragiczną.

Naaav?

530 slów- 3 p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)