niedziela, 30 września 2018

Od Navarro C.D Winter

Jumper przywitał mnie głośnym parsknięciem, wiedząc iż w mojej kieszeni znajdują się trzy dorodne marchwie.
-Nażryj się nimi, bo to chyba ostatnie w sezonie.- rzuciłem, klepiąc konia po pysku.
Ogier ugryzł marchew, po czym chowając ugryziony kawałek do żłobu, otworzył pysk po więcej, jednakże machając marchewką w powietrzu, oparłem się o jego boks.
-Nie ma tak, dziadu, nie chowasz na później.- wyciągnąłem ze żłobu, podając mu do pyska.
Nie wspomnę o tym, iż droczył się ze mną tak dobre 10 razy, gdy za ostatnim rzuciłem tą marchwią w niego, sycząc, żeby nie pierdolił. Oddaliłem się parę kroków od konia, kiedy poczułem szarpnięcie za kaptur od bluzy.
-Zdecydowałeś się?- z lekkim uśmiechem powiedziałem, podając kasztanowi nadgryzioną przez niego samego marchew.
Kiedy Jumper przeżuwał ostatni kawałek marchwi, schyliłem się po ogłowie, jednak czując punktowy ból między żebrami od razu się wyprostowałem. Po chwili ponownie spróbowałem, tym razem plan wypalił i chwilę później na pysk konia nadziewałem już czarną tranzelke. Wraz z kręcącym się Holenderem powędrowałem na lonżownik, po drodze chwyciłem jeszcze bat, gdyż ogier wydawał się być ospały, a miałem popracować z nim nad jego słabszą, lewą stroną. Kasztan parę razy próbował wyprzedzić mój krok, na co przystawałem, by koń musiał się wycofać. Kątem oka dostrzegłem Winter, najeżdżającą kolejny raz na stacjonatę, jednak szybko straciłem ją z oczu, wchodząc na kryty obszar, służący do męczenia koni na lonży. Chwilę zajęło mi nakierowanie ogiera na właściwy kierunek, lecz po chwili udało mi się go wziąć na krótszą długość. Przez pierwsze 10 minut rzucał głową, coraz wyżej ją unosząc, co  przyczyniło się do tego, iż kilka razy prawie się przewróciłem. Kasztan w kłusie pracował zdecydowanie lepiej, nawet odrobinę zaczął prace pleckami, co po lonży miałem nagrodzić szybkim prysznicem. Czegoś jednak mi brakowało - koń, lonża i ogłowie niby były, ale czyja wydawała mi się wyjątkowo ogołocona.
-Patent, no przecież.- powiedziałem, głośno wypuszczając powietrze.- Trudno, poradzimy sobie bez niego.
Praca na lonży nigdy nie była moim ulubionym zajęciem, ale czasami trzeba było zejść na ziemię i popracować z nim nie tylko na ujeżdżalni. Ciche chrząknięcie dobiegło moje uszy, lecz nie do końca wiedząc, skąd pochodził dźwięk, postanowiłem to zignorować. Odgłos powtórzył się, więc tym razem odwróciłem głowę w stronę wyjścia.
-A więc to ty.- nie dając po sobie poznać lekkiej dekoncentracji, strzeliłem batem za zadem ogiera, na co ten przeszedł do galopu.
Zadowolony z ogiera wydłużyłem lonżę, starając, by nie wisiała za bardzo. Płynny galop nie trwał długo, Holender zmienił nogę, przez co kilka razy przechodził do kłusa, by poprawić swój błąd. Jako, iż słońce najwyraźniej nie zamierzało zaprzestać dzikiego solarium, zwolniłem dzikiego mustanga do stępa, zakańczając ten trening z oceną cztery na szynach.
-Co cię tu sprowadza? Czyżbyś stęskniła się za mną?- uniosłem nieznacznie kąciki ust w górę, sprowadzając ogiera na myjkę.
Ogłowie zamieniłem na wyświechtany kantar, a lonżę zawiązałem przy metalowej rurze, odkręcając wodę. Z końcówki węża wypłynął wodny strumień, mocząc kopyta kasztana, który przesunął sie w bok, gdy ciecz dotknęła jego nogi.
-Właściwie to skończyłam trening, po prostu.- Winter stanęła z karoszem w myjce obok, wiążąc uwiąz w węzeł bezpieczeństwa i podobnie jak ja, odkręcając wodę.
-No dobrze, powiedzmy, że Ci wierzę.- odparłem podejrzliwie, coraz wyżej wędrując strumieniem letniej cieczy.
Chłodzenie zakończyłem na łopatce, gdyż nie chciałem wypuszczać całkiem mokrej szkapy na pastwisko, bo i tak po powrocie znad jeziora zastanę stan konia nie czyszczonego przez miesiąc, a tymczasem wszystkie zabiegi pielęgnacyjne wykonywałem wczoraj rano. Godzinki do 20 minęły zdecydowanie za szybko, wraz z nimi lekko się ochłodziło, lecz nie na tyle, by nie dało się pływać. Wróciwszy do pokoju po sprzątaniu boksu podopiecznego, zdążyłem nakarmić Tośke, by następnie sprzątnąć w jej kuwecie jak i obok niej, gdyż moja kotka uwielbiała rozrzucać żwirek gdzie popadnie, przy tym dodając mi pracy. Już pół godziny przed umówioną godziną czekałem w opustoszałym pokoju dziewczyny, z niecierpliwością oczekując, aż odnajdzie swój strój kąpielowy.
-Masz go?- zapytałem, siedząc na podłodze razem z Toro.
-Nie.- blondynka zagrzebała się w stercie ubrań w jej szafie, po czym z grymasem na twarzy wydarła strój dwuczęściowy.
-O, masz.- rzuciłem szybko, już szykując się do wstania, gdy ona szybko dodała.
-To nie ten.- mruknęła, rzucając go w czeluści drewnianego mebla.
-Dla mnie możesz pływać nawet na...- nie dane mi było dokończyć, gdyż Zimka z wygrzebała właśnie swój odpowiedni, twarzowy niebieski strój i z zwycięskim uśmiechem na ryjku, krzyknęła triumfalne "Mam!".
Zimka zniknęła w łazience, zapewne w celu przebrania się.
Kilkanaście minut później wolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę jeziorka, które znajdowało sie za pierwszym rzędem drzew, zaczynających las. Nie prowadziliśmy rozbudzonej dyskusji, zaledwie parę razy wymieniliśmy spostrzeżenia co do mijanych widoków czy szalejących akademickich koni pod równie szalejącymi jeźdźcami.
-Dobra, jesteśmy. - szybko poinformowałem, na co dziewczyna rzuciła mi znudzone spojrzenie, bo przecież doskonale widziała jeziorko.
-Odwróć się.- Winter odłożyła swoją torbę na brzeg. Nim się odwróciłem, zdążyłem dostrzec jedynie podwijający się podkoszulek. Już po chwili dziewczyna powoli wchodziła do wody, za to ja wtedy zacząłem przebieranie.
-Woda nie gryzie.- rzuciłem, spoglądając na stojącą na brzegu Zimke.
-Za to ty tak. - fuknęła złośliwie, mocząc stopy w przybrzeżnej wodzie.
Już po chwili wepchnąłem Winter do wody, co odebrała jako zamach na jej biedne życie, ochlapując mnie zimną wodą.
-Bo Cię rzucę.- mruknąłem, wycierając piekące oczy.
-My nawet nie jesteśmy razem, więc mnie nie rzucisz.- dziewczyna warknęła, wchodząc na nieco głębszą wodę.
-A tak Cie rzucę.- powiedziałem, podrzucając ją w ramionach, po czym bez zbędnego przedłużania wyrzuciłem ją na środek jeziora.
Jestem skłonny stwierdzić, iż jej wrzask poniósł sie echem przez cały las, gdyż wydobyła z siebie dotąd ukrywaną część mocnego głosu.
-Ty ch*ju.- kolejny raz tego dnia na mnie warknęła, wynurzając się spod tafli wody.
Z uśmiechem na twarzy podałem jej ręke, by się nieco podniosła, a gdy ta stanęła już, dostrzegłem pewną część wkurwienia w jej przebiegłych oczkach.
-Ej...co to jest?- nagle z ust blondynki padło niespodziewane pytanie, po czym jej palec wylądował w miejscu małego siniaka.
-To ty.- zaśmiałem się cicho, widząc jak Zimka odruchowo chowa palec po dotknięciu mojej skóry.-Imbécile...- mruknąłem, łapiąc jej dłoń i przyciskając do swojego torsu.
Nauka przebiegła całkiem sprawnie, a Zimka mimo początkowego strachu szybko załapała o co chodzi, a po niecałej godzinie pływała już całkiem samodzielnie, bez podtrzymywania jej na wodzie, by czasem nie wpadło jej do głowy utopienie się. Niestety zbliżała się godzina 22, a więc trzeba było wracać do pokoi, by nie zostać przyłapanym przez nauczycieli, dyżurujących na korytarzu. Spakowaliśmy ręczniki, a także przebraliśmy się w poprzednie ciuchy i opuściliśmy już okryte ciemnością jeziorko.
***
Zimka z grymasem na twarzy siedziała pod kołdrą, patrząc, jak przewijam numery, by znaleźć ten właściwy, do tajemniczego mężczyzny. Wkrótce na ekranie znalazł się ten szukany zbiór cyfr, niewiele myśląc wcisnąłem "połącz" i nasłuchując w ciszy sygnałów, oczekiwaliśmy na głos w słuchawce. Typowe dla niego "halo" rozbrzmiało w głośniku na telefonie, po czym odbyła się krótka, bo krótka, ale niezwykle ważna rozmowa. Umówiliśmy się z mężczyzną na dzień jutrzejszy, na godzine 17, w kawiarni, w której kiedyś byliśmy.
-Martwisz się o to?- zapytałem, spoglądając na smutną minę dziewczyny. Ta w odpowiedzi jedynie pokręciła głową.
-Tylko? Przecież widzę. - mruknąłem cicho, odkładając telefon na stolik nocny.
-Tylko martwisz mnie ty. Nagle się tak zmieniłeś, mówisz i wyglądasz inaczej, co sie z Tobą dzieje, co?- blondynka strząsnęła rękoma, zwijając sie z łóżka.- Nie powinnam tego mówić.- fuknęła, ku mojemu przerażeniu kierując sie ku drzwiom.
-Czekaj.- momentalnie znalazłem się obok dziewczyny, chwytając jej nadgarstek.- To nie tak, jak myślisz...- szepnąłem, przygniatając ją do drzwi.- Nie chce Ci sie narzucać...- pochyliłem się lekko nad nią, przekładając ręke za jej pleckami.
Nie sądziłem, iż jeden dzień bez całowania jej może być tak trudny. Można by rzec, iż nieco wygłodniale wpiłem się w jej usta, ręką przyciągając ją do mnie. Ten pocałunek można zaliczyć do najintensywniejszych, jakie kiedykolwiek złożyłem na jej ustach. Dlaczego tak trudno mi jest się pohamować?

Zimka? 8)))

1295 słów = 6 pkt.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)