środa, 6 lutego 2019

Od Iwany do Marco - zadanie 5

Podróż do Akademii ciągnęła się niemiłosiernie. Przebierałam nogami z podekscytowania, kiedy usłyszałam, że JESTEM JUŻ NA MIEJSCU! Wyskoczyłam z taksówki i wyciągnęłam swoje bagaże. Zapłaciłam mężczyźnie, który mnie przywiózł, po czym stanęłam w bramie, trzymając w rękach klatkę z Marinette. Po chwili uświadomiłam sobie, że nie dam rady wszystkiego przenieść sama. Postanowiłam kogoś poprosić o pomoc. Na horyzoncie zauważyłam pewną postać, postanowiłam podbiec do nieznajomego.
- Przepraszam, mógłbyś mi pomóc? Mam dużo walizek do przeniesienia, a samej zajmie mi to wieczność...- zaśmiałam się pod nosem. Nastolatek obrócił się w moją stronę.
- Jasne.- Uśmiechnął się. Brunet pomógł mi przenieść bagaże do budynku mieszkalnego. Podziękowałam mu, a on przed odejściem napomknął, że gdybym chciała może mnie oprowadzić po Akademii. Odgarnęłam włosy z twarzy i zarumieniona poszłam do gabinetu pani Rose. Porozmawiałam z kobietą, po czym podążyłam do mojego nowego pokoju. Podekscytowana zapukałam do pokoju z numerkiem 3. W pomieszczeniu znajdowała się tylko jedna osoba. Przedstawiłam się i oznajmiłam, że zamieszkam razem z nią. Esmeralda- bo tak miała na imię ta dziewczyna- nie miała nic przeciwko. Zauważyłam wolne łóżko stojące przy oknie.
- Wolne? - Zapytałam, wskazując na mebel.
- Jasne.- Odparła. Położyła klatkę z Mari na niskiej szafie przy łóżku. Nagle ktoś wszedł z hukiem do pokoju.
- Siemka suki! - Wrzasnęła nieznajoma. - OJOJ! Jaka cudna paskuda! - Powiedziała, podbiegając do Marinette.
- Zachowuj się Naomi, mamy nową lokatorkę. - Zaśmiała się Esmeralda. Podeszła do mnie blondynka, przedstawiając się jako Winter. Ja również zdradziłam swoje imię. Otworzyłam walizkę na swoim łóżku, nagle w mgnieniu oka zjawiły się przy mnie wszystkie 3 dziewczyny. Naomi szybkim ruchem zabrała moje jasnoróżowe koronkowe majtki, po czym założyła je na głowę. Spojrzałam na nią zaskoczona. Nao wyglądała co najmniej komicznie, zaczęła biegać jak oszalała po pokoju i wykrzykiwać niezrozumiałe dla mnie słowa.
Wszystkie rzeczy były już na swoim miejscu, również te należące do Marinette. Dałam myszoskoczkowi jeść, po czym położyłam się zmęczona na łóżku. Winter wyciągnęła ze swojej nocnej szafki, czekoladowe ciastka. Szum otwieranej paczki od razu przykuł moją uwagę. Każda siedziała na swoim łóżku i obżerała się kruchymi pysznościami. Spojrzałam na zegar, była już pierwsza. Przypomniałam sobie o propozycji od nowego znajomego. Leniwie spełzłam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Winter, Naomi i Esmeralda ruszyły za mną. Okazało się, że nadeszła pora obiadowa.
Stołówka była o połowę większa niż w internacie, w którym mieszkałam. Na lunch były naleśniki. Nie byłam bardzo głodna, dlatego też zjadłam tylko jednego z dżemikiem truskawkowym. Nagle na drugim końcu pomieszczenia zauważyłam znajomą twarz. Czy to nie ten chłopak, którego spotkałam rano? Naomi momentalnie zauważyła, że na kogoś patrzę. Po chwili zorientowała się, do kogo się szczerzę.
- Ej Marco! Dosiądź się do nas... Iwana będzie wniebowzięta! - Krzyknęła Nao.
- Co ty robisz?- Szepnęłam niezadowolona. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, po czym dołączył do naszego stolika. - Więc jesteś Marco... Wiesz, że to imię pochodzi z języka łacińskiego i wzięło się od boga wojny Marsa? - Powiedziałam, śmiejąc się nerwowo. Ta ciekawostka sama wyleciała mi z ust, często mówię różne historyjki czy fakty, gdy jestem zestresowana. Oczy całego stolika były zwrócone na mnie. Chciałam zapaść się pod ziemię. Na szczęście chłopak wyciągnął mnie z niekomfortowej sytuacji.
- Tego nie wiedziałem.- Uśmiechnął się.
Po posiłku udałam się do pokoju, żeby cieplej się ubrać. Miałam iść z Marco na zapoznanie się z Akademią. Złożyłam czarny płaszcz i buty nad kostkę. Podekscytowana poznaniem nowego miejsca, zbiegłam po schodach na sam dół. Przy wyjściu z budynku, czekał Marco.
- Myślę, że budynek mieszkalny już poznałaś, a w tym domu obok mieszkają instruktorzy. - Rozpoczął rozmowę. Poszliśmy ścieżką zwiedzić wszystkie trzy stajnie.
Podeszłam do pierwszego lepszego boksu, w którym zobaczyłam puchatą piękność. Na tabliczce widniało imię klaczy — Curly. Koń wychylił zaciekawiony, tym co się dzieje, łeb. Pogłaskałam ją dłonią po jedwabiście gładkich chrapkach. Marco zapytał, na jakim poziomie jestem w kwestii jazdy konnej.
- Wiesz, dopiero zaczynam...
- Ok... A dlaczego w ogóle tu przyjechałaś?- Zapytał.
- Skończyłam szkołę i nie miałam co dalej robić w życiu. Poza tym nic mnie tam za bardzo nie trzyma, nie licząc mojej babci. Rozmawialiśmy cały czas, na różne tematy, podczas zwiedzania ośrodka. W pewnym momencie zabrakło miejsc do zobaczenia. Nie chciałam jeszcze wracać do swojego pokoju, miałam ochotę jeszcze pochodzić i poruszać się. Wtem, Marco zaproponował mi przejażdżkę. - Na pewno możemy zająć krytą halę?
- Jasne, nikt teraz nie będzie tutaj jeździć.
Zadowolona wzięłam z siodlarni sprzęt Curly. Pognałam do jej boksu, żeby tuż po chwili wyjść z niego razem z koniem. Przed stajnią czekał już Marco, dosiadający Paris. Razem ruszyliśmy na halę, gdzie ruszyliśmy kłusem. Z podziwem patrzyłam na Marca, któremu przychodziło to z łatwością. Ja, natomiast telepałam się na koniu, jak podczas ataku epilepsji. Mimo tego byłam podekscytowana pierwszą jazdą w nowej stajni, w nowym miejscu, z nowym znajomym. Chłopak poradził mi, żebym bardziej wczuła się w ruchy konia. Wzięłam głęboki wdech, Curly przeszła do stępa. Dodałam łydki, pilnując by wraz z przyśpieszeniem klaczy, moje biodra pracowały szybciej.
- Udało mi się! - Krzyknęłam zaskoczona do Marca. Z anglezowaniem radziłam sobie o wiele lepiej. Przez tę godzinkę doskonaliłam umiejętności jazdy w kłusie, żeby jutro na jeździe móc zagalopować. Trochę zazdrościłam przyjacielowi tego, że potrafi tak jeździć. Miałam nadzieję, że ja też dojdę, chociaż do takiego poziomu.
Będąc w pokoju, uświadomiłam sobie, że ten dzień był dość ekscytujący. Zmęczona, poszłam się umyć, a następnie zjeść na stołówkę, żeby zjeść kolację. Spotkałam tam Esmeraldę. Usiadłam przy niej i zmęczona oparłam głowę o jej ramię.
- Jazda konna jest super...- Mruknęła, uśmiechając się do siebie. Z natłoku emocji nie wybrałam nic do jedzenia. Wróciłam więc do pokoju, żeby trochę pobawić się z Marinette.

Marco?

910 słów

Punkciki ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)