W czasie kiedy chłopak poszedł zadzwonić po weterynarza, ja złapałam katar kasztanki, ostrożnie zakładając go na jej łeb. Starałam się nakłonić klacz do wstania, początkowo nie przynosiło to żadnych efektów, jednak wreszcie kłusaczka dość opornie stanęła na nogi.
- Dobrze kochanie, a teraz trochę pochodzimy. - Szepnęłam, ciągnąc delikatnie za uwiąz, a kobyłka chwiejnym krokiem ruszyła do przodu.
- I jak? - Edward pojawił się obok mnie, podążając wzdłuż korytarza.
-Nie wygląda mi to dobrze. Za szybko oddycha, ma podwyższone tętno i się poci. Postawiłabym każde pieniądze, że to kolka. Kiedy przyjedzie weterynarz? - Zerknęłam na bruneta, który zmartwiony patrzył na Melania, która ledwo włóczyła nogami, stepując po korytarzu.
- Sarah będzie za jakieś dziesięć minut. - Odparł, po czym skierował się po jedno wiader i wypełnił je letnią wodą. Zatrzymałam się z klaczą przy boku chłopaka, jednak kobyłka łypnęła tylko niechętnie okiem na wodę i chciała się położyć. Nie pozwoliliśmy na to, ciągnąc kasztankę dalej. Nie wychodziliśmy na zewnątrz, gdzie panował upał, żeby nie pogorszyć i tak już złego stanu klaczy. W środku stajni było chłodniej ze względu na konie. Starłam wierzchem dłoni kropelki potu, które pojawiły się na moim czole.
-Powinniśmy zawiadomić właścicieli. - Zaproponowałam, przemierzając korytarz n-ty raz.
- Większość uczniów, stajenny i właściciele są dzisiaj na zawodach w sąsiednim mieście. - Wyjaśnił, a mi zaświtało, dlaczego boks Mistress nie był przyszykowany. Do środka wpadła pani weterynarz, od razu doskakując do klaczy i zaczynając ją badać. W końcu się wyprostowała, cmokając niezadowolona.
-Edward idź przyszykować przyczepę. - Powiedziała i spojrzała na mnie. - A ty spaceruj z nią dalej, ja zaraz wrócę.
Ed ruszył pędem w stronę parkingu, a ja wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia. Po chwili wróciła Sarah i brunet.
-Muszę ją zabrać do kliniki i wykonać zabieg. Zrobimy tak, wprowadźcie ją do przyczepy, Alex zostaniesz z nią, ja będę prowadzić, a Edward weźmie samochód i pojedzie za nami. - Zakomunikowała i od razu skierowaliśmy się z Melanią do koniowozu. Ostrożnie wprowadziliśmy ją do przyczepy. Zostałam z nią, kiedy klapa została zamknięta i ruszyliśmy w stronę kliniki. Cały czas byłam w kontakcie z panią weterynarz przez komórkę. Po kilkunastu minutach drogi, które dla mnie trwały wieczność wreszcie dotarliśmy na miejsce. Kasztanka została wyprowadzona już przez pracowników kliniki.
-Wracajcie dzieciaki, już do akademii. Będę was informować i zadzwonię do państwa Rose. -Skinęliśmy głowami, przeczepiliśmy przyczepę do samochodu, którym przyjechał brunet i ruszyliśmy w drogę powrotną, która minęła w ciszy. Oboje chyba rozmyślaliśmy o losie biednej Melanii. Wreszcie po kwadransie pod oponami pojazdu zachrzęścił żwir parkingu akademii. Wysiedliśmy z samochodu i wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę akademika. Edward objął mnie delikatnie w talii, przyciągając do siebie.
-Zapomniałem ci powiedzieć, że był remont i są pozmieniane pokoje... - Zaczął, przez co przystanęłam na chwilę. - Ale nie martw się, przeniosłem wszystkie twoje rzeczy.
-Nawet mojego misia Alfreda? - Zapytałam z przejęciem, na co chłopak cicho się zaśmiał.
-Nawet jego, choć czasem wolałbym zajmować jego miejsce. - Mruknął mi do ucha, przez co mój uśmiech się delikatnie poszerzył.-A teraz chodź do naszego pokoju.
-Naszego? - Poruszyłam sugestywnie brwiami, a Edward złapał mnie za dłoń i ruszył szybciej w stronę akademika. Aż wreszcie stanęliśmy przed drzwiami z numerem 23.
-Witam w skromnych progach. - Brunet otworzył drzwi...
Edward?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)