poniedziałek, 31 października 2016

Andrea!

Andrea Weasel
Nr pokuju: 28
Rodzina:

˟ Mary Weasel – mama
˟ Peter Weasel – tata
˟ Alfons Weasel – brat
Charakter: Andrea jest bardzo pozytywną osóbką, potrafi cieszyć się z niewielkich rzeczy, takich jak słońce albo śpiew ptaszków za oknem. Kocha się śmiać, uwielbia żarty i psikusy. Posiada dużą charyzmę i pewność siebie. Łatwo nawiązuje nowe znajomości, zwykle pierwsza rozpoczyna rozmowę. Jest energiczna, wszędzie jej pełno. Niezwykła gaduła z dziecinnym podejściem do świata. Dużo czasu spędza na wymyślaniu nierealnych scenariuszy, ma wiele marzeń nie do spełnienia. Jest wielką romantyczką, uwielbia babskie filmy, książki, urocze obrazki w internecie, cytaty o miłości... Szybko się zakochuje i odkochuje. Troszkę się rządzi, zawsze będzie broniła swoich przekonań, nawet jeśli są błędne. Trudno jej zrozumieć innych ludzi, jeśli mają odmienne zdanie od niej. Całą sobą wczuwa się we wszystko co robi, ludzie często wyprowadzają ją z równowagi. Emocje bardziej kontrolują ją niż ona je. Kocha organizować czas. Według niej najważniejszą częścią każdego projektu jest opracowanie planu i trzymanie się go. Bardzo ceni też porządek, nie zrobi nic dopóki wszystko nie będzie na swoim miejscu. 
Aparycja: Andrea nie wyróżnia się niczym wielkim od swoich rówieśniczek. Zwyczajna, ładna nastolatka. Mierzy sobie równe 165 centymetrów, a waży 55 kg, czyli jest raczej szczupłą dziewczyną. Posiadaczka nawet długich, wysportowanych nóg. Na owalnej twarzy widnieją spore usta w kolorze różowym. Mały i zadarty nosek wygląda bardzo dobrze przy niebieskich oczach o głębokim spojrzeniu. Brązowe, delikatnie kręcone włosy sięgają jej troszkę za piersi. Jej cera jest gładka i jasna. 
Ulubiony koń: Soft
Własny koń: -
Poziom jeździectwa: Początkujący
Partner: -
Historia: Urodziła się w niewielkim mieście Princeton w stanie New Jersey w USA. Jej rodzice byli piekarzami, posiadali własną piekarnię, więc wiodło im się nienajgorzej. Ojciec mamy interesował się jeździectwem i zaraził tą pasją swoje wnuki. Jako, że nie mieli miejsca na własnego wierzchowca, Peter i Mary wysłali swoje dzieci do Akademii Magic Horse. 
Inne: 
˟ uwielbia ryż
˟ chce nauczyć się grać na gitarze
˟ jest fanką serialu ,,supernatural'', szczególnie Dean'a Winchester'a
˟ uzależniona od internetu
˟ pije tylko cisowiankę
˟ nie umie pływać
˟ jej ulubionym kolorem jest szary, nienawidzi za to czerwonego
˟ ma dziwną niechęć do używania nowycyh, ładnych zeszytów
˟ wszystko gubi
Kontakt: Lucky5000

Od Megan C.D Helen

Zaprowadziłam wałacha do myjki z pomocą "nawigacji" Helen. Wyciągnęłam rękę z uwiązem w stronę dziewczyny
-Może oddam ci twojego konia- uśmiechnęłam się- Bo ci go okrutnie zabrałam
Helen machnęła ręką
-Bez przesady. Świetnie sobie z nim radzisz
Uśmiechnęłam się i przełożyłam uwiąz przez szyję Oxera. Koń stał nieruchomo przez całą kąpiel. Dokładnie schłodziłam nogi wałacha. Ucieszyło mnie stwierdzenie Helen. Naprawdę zaczynałam ją coraz bardziej lubić. Kiedy już było po wszystkim, a Oxer stał w swoim boksie pomogłam Helen odnieść rzeczy. Odłożyłam lonżę ( chyba tak się piszę xd) na miejsce i stanęłam wpatrując się w ścianę.
- Coś się stało?- zapytała zdziwiona Helen
-Nie... nic- zaśmiałam się - po prostu zastanawiam się co jeszcze mogę dzisiaj zrobić ze swoim życiem
Helen zmarszczyła brwi w zamyśleniu i po chwili powiedziała:
-Jakieś 40 km od akademii jest Miami. Tam można robić mnóstwo rzeczy
- Może byś chciała pojechać ze mną? Oczywiście jak już nie masz mnie dosyć- zaśmiałam się
Helen?

Od Jennefer - zadanie 13

Dzień był piękny. Wstałam z łóżka. Powoli spojrzałam na kalendarz. Był 24 czerwca, po chwili przypomniałam sobie iż dzisiaj są imieniny pani Sue. Niewiele czasu mi zajęło by się ubrać i zejść na dół. W jadalni panował wesoły gwar. Usiadłam przy stoliku wraz z Emily, Luną oraz Daniną.
- Dzisiaj są imieniny Sue. Co robimy? - zapytałam.
- Cóż.. może zrobimy prezent? - stwierdziła Emily. Strzeliłam facepalma.
- Ale jaki? - padło pytanie z ust Daniny.
- Może upieczemy tort? - zaproponowała Luna.
- Świetny pomysł! - zawołałyśmy razem.
- No to zjedzmy śniadanie i do kuchni. - rzekłam.
- Zgadzam się. Jestem naprawdę głodna. - dodała Danina.
Jajecznica z tostami była wyśmienita. Kiedy skończyliśmy jeść odeszłyśmy od stołu. Ruszyłyśmy do kuchni. Pomieszczenie było trochę dla nas za ciasne. Meble miały piękny biały kolor. W sumie tak samo jak podłoga oraz ściany. Na półkach leżały słoiki i różnego typu pojemniki. Wyjrzałam za okno. Mogłam zobaczyć cały teren stadniny. Konie pasały się beztrosko na pobliskim padoku.
- No to ja wyjmę składniki. - zaproponowałam. Dziewczyny pokiwały głowami. Przygotowałyśmy składniki oraz miski, łyżki i inne narzędzia. Świetnie się bawiłyśmy. Chociaż obrzucanie się mąką nie jest jakoś wyjątkowo dorosłą zabawą. W sumie podobało nam się to, więc zostawmy tenże temat na inną okazję. Po jakże wspaniałej bitwie na mąkę przystąpiłyśmy do pieczenia ciasta. Włożyłyśmy ciasto do piekarnika i zaczęłyśmy sprzątać kuchnię, ponieważ mąka była dosłownie wszędzie. Na ścianach, podłodze, oknie.. na twarzy Emily. Sama musiałam umyć ręce oraz twarz. Kiedy zakończyliśmy porządki zajęłyśmy się rozmową. Byłyśmy nią tak zajęte iż zapomniałyśmy o tym iż ciasto jest w piekarniku. Poczułam nagle ostry dym. Spojrzałam na piekarnik. Zaczęło się z niego dymić. Powoli zaczęły pojawiać się płomienie.
- Pożar! - zawołała Emily. Starałam się ugasić płomienie, jednakże poparzyłam się w rękę. Danina chwyciła gaśnicę i zaczęła gasić ogień. Po chwili niebezpieczeństwo minęło. Luna otworzyła okno, ponieważ nie dało się oddychać.
- No i co teraz zrobimy? - zastanawiałam się.
- Upieczemy na nowo. - powiedziała Luna. Kiwnęłyśmy głowami i zabrałyśmy się do pracy. Po około godzinie ciasto było gotowe. Pyszne. Czekoladowe. Chwyciłyśmy rozmaite ozdoby oraz bitą śmietanę i zaczęłyśmy ozdabiać. Wykończone dzieło bardzo nam się podobało. Wzięłyśmy prezent i ruszyłyśmy do pani Sue. Powitała nas z uśmiechem na twarzy. Złożyłyśmy życzenia oraz dałyśmy prezent. Była naprawdę zachwycona upominkiem.
- Bardzo wam dziękuje. - rzekła instruktorka. - Ale czemu Jennefer ma oparzenie na ręce? - dodała.
- Oparzenie? Jakie poparzenie? - zapytałam zakrywając dłoń. Kiedy wróciłam do pokoju wyjęłam z apteczki bandaż i obandażowałam rękę. Potem ruszyłam do łazienki i się wykąpałam. W sypialni Emily oraz Kate rozmawiały.
- Co to za rozmowy? - zażartowałam.
- A co nie można? - odparła żartobliwie Emily. Usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki kartkę oraz ołówek i zaczęłam szkicować rysunek. Po pewnym czasie udało mi się go skończyć. Zawsze lubiłam rysować postacie z gier oraz własne postacie.
W końcu przebrałam się w piżamę i położyłam się spać.

Od Jennefer - zadanie 11

Obudziłam się około piątej. Nie mogłam zasnąć, ponieważ byłam za bardzo podekscytowana. Spojrzałam kurczowo na kalendarz. Był 31 lipca. Tego dnia kadra zabierała nas na Kentucky Derby. Zeszłam po cichu na dół by spojrzeć na tablicę informacyjną. Miałam ogromną nadzieję iż znalazłam się wśród osób startujących. Spojrzałam na tablicę.
- JEST!!! - zawołałam. Po chwili uświadomiłam sobie co zrobiłam i się uciszyłam. Osobami, które startowały byłam ja, Luna, Kate, Emily , Lena oraz Sofi. Wróciłam do pokoju. Przebrałam się umyłam zęby i wpatrywałam się w okno. Pogoda dzisiaj jak najbardziej nam odpowiadała. Na niebie było kilka białych obłoków. Około godziny dziewiątej jechaliśmy już z wierzchowcami na zawody. Kiedy dojechaliśmy wyprowadziłyśmy konie z przyczepy. Pogłaskałam Magic po chrapach. Stadnina okazała się ogromna. Wokoło wszędzie spacerowali jeźdźcy na koniach. Niedaleko od mojego położenia znajdował się ogromny tor wyścigowy. W głośniku usłyszeliśmy męski głos mówiący iż za chwilę odbędzie się wyścig. Wsiadłyśmy na rumaki i pojechałyśmy do boksów startowych. Po paru minutach usłyszałyśmy strzał. Pogoniłam klacz do cwału. Gonitwa się rozpoczęła.
- I wyruszyli!!! - grzmiał głos komentatora. Wspaniałe było uczucie lekkości. Dosłownie leciałam nad ziemią. Na torze było przynajmniej czterdzieści zawodników. Powoli zaczęłam wyprzedzać przeciwników. Zanim się zorientowałam byłam na przedzie. Byłam coraz bliżej mety. Już było naprawdę blisko. Po chwili minęłam linię mety. Natychmiast podniosły się oklaski. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Niewiele sekund później dołączyła do mnie Luna oraz jakiś chłopak. Po paru minutach gonitwę zakończono.
- A oto zwyciężczyni wyścigu. Jennnefer na Magic!! - zawołał komentator. Niewiele czasu minęło, a rozpoczęła się runda honorowa. Ja jechałam na czele, za mną jechała Luna, a za nią jakiś nieznany mi chłopak. Po odebraniu nagród wróciliśmy do akademii.
- No widzisz. Mówiłam iż się zrewanżuję. - zażartowałam.
- Nie martw się jeszcze cię pokonam. - powiedziała Luna.
- No to czekam. - rzekłam. Poszłam na górę do mojego pokoju. Byłam już naprawdę zmęczona. Niemalże zasnęłam nie przebierając się w piżamę. Po chwili do pomieszczenia weszła Lily.
- Świetnie sobie poradziłaś. - pochwaliłam dziewczynę.
- Dzięki. - powiedziała z uśmiechem.
- Nie ma za co. - odpowiedziałam.
- Dobranoc. - rzekłam.
- Dobranoc. - odpowiedziała Lily. Zgasiłam światło i położyłam się spać.

Dostajesz 20pkt

Od Helen C.D Holiday

- I co? - Holiday zwijała się ze śmiechu przed stajnią
O nie. Teraz to ja się pośmieje.
Wsiadłam na kucyka i wbiłam mu pięty w boki. Kaprys, zaskoczony takim obrotem sprawy, ruszył kłusem.
Przejechałam obok zdumionej Holiday.
- I teraz to kto się śmieje? - wystawiłam jej język i popędziłam konia ścieżką.
Gdy spojrzałam w tył zauważyłam, że Holiday także dosiadła kucyka i teraz z zawziętą miną goni za mną. Przyspieszyłam do galopu i ruszyłam ścieżką do lasu. Prawie spadłam, ale złapałam się mocno grzywy (której kucyk miał mnóstwo) i ustabilizowałam się na jego grzbiecie. Jechałyśmy tą ścieżką jeszcze jakiś czas. Kucyki, choć z pozoru małe, jechały jak dibły. Najwyraźniej nikt nie jeździł na nich od dłuższego czasu, i teraz cieszyły się, że mogą się wyszaleć. Przed nami pojawiła się ułamana gałąź. Niska, na oko ze 25 cm. Przyspieszyłam konia i... Przeleciałam nad przeszkodą sama. Upadek nie był zbyt mocny, ale mimo wszystko musiało to wyglądać komicznie. Holiday, która zdążyła juz do mnie dojechać, zaśmiewała się do rozpuku. Spiorunowałam wzrokiem Kaprysa, który jak gdyby nigdy nic zaczął skubać trawę. Diana, najwyraźniej zachęcona przez Kaprysa, nagle pochyliła głowę i zaczęła jeść liście. Holiday, która się tego nie spodziewała, przeleciała nad głową konia i wylądowała na tyłku. Przez chwilę patrzyła tylko z niedowierzaniem na Dianę, a potem znów zaczęła się śmiać. Dołączyłam do niej i przez dobre kilka minut nie mogłyśmy przestać. Gdy udało nam się wstać, złapałyśmy konie za kantary (oczywiście nie miały na sobie nic innego) i już piechotą ruszyłyśmy w kierunku stajni. Na miejscu musiałyśmy jeszcze raz wyczyścić konie, bo po leśnej przygodzie były całe usyfione, ale szczęśliwe. Gdy udało nam się je ogarnąć i wrócić do pokoju, umyłyśmy się i usiadłyśmy na kanapie.
- Dasz mi tą książkę? - spytała Holiday
- A co powiesz na maraton filmowy? - wskazałam na telewizor
Przez chwilę wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale po namyśle skinęła głową.
- Dobra, ale ja wybieram pierwszy film.

<Holiday? Co obejrzymy?>

Od Holiday C.D Helen

Wywlekłam się za Helen z pokoju. To co przed chwilą zrobiła było kompletną zniewagą dla książki, Jak można tak po prostu zaginać rogi?!
- A jak wrócimy oddasz mi książkę?
- Tylko jak będziesz grzeczną dziewczynką - mruknęła.
Weszłyśmy po chwili do stajni. Było czysto. Pewnie niedawno ktoś tu sprzątał
- Po co mamy sprzątać, skoro jest tu inne przynajmniej 40 osób, które mogą to zrobić za nas?
Nie odpowiedziała. Chyba udawała, że nie słyszy.
- Zajmiemy się kucykami - powiedziała po chwili - Ja wezmę Kaprysa - wskazała na boks, w którym stał jasno siwy kuc Walijski. Widać, że dziś jeszcze się nim nikt nie zajmował. Jego sierść pokrywało w niektórych miejscach zaschnięte błoto (nie mam pojęcia skąd ono się tam znalazło, skoro wałach przez cały czas stał w stajni, najwyraźniej tajemnica brudnej sierści)
- A ty... - zamyśliła się - możesz wziąć Dianę - wskazała piękną klaczkę szetlanda.
Uwielbiałam kuce szetlandzkie, bo one podzielały smutek, co do mojego wzrostu, same były bardzo niziutkie.
- Dobra - uśmiechnęłam się - coś czuję, że to nie będzie taki zmarnowany czas - szepnęłam pod nosem, tak, żeby Helen nie słyszała, nigdy się do tego nie przyznam, ale nie będzie tak źle. Helen wypominałaby mi to do końca życia.
- Słyszałam - powiedziała oddalając się w stronę siodlarni.
- Nie - jęknęłam pod nosem.
Sama też skierowałam się do siodlarni po szczotkę. Wzięłam co było potrzebne, po czym udałam się do Diany.
- Cześć, mała.
Klacz zarżała przyjaźnie.
Zaczęłam czyścić jej prawie nieskazitelną sierść, rozkoszując się jej dotykiem. Wyczesałam ogon i grzywę, oraz wyczyściłam kopyta. Wyprowadziłam ją kierując się z Dianą niedaleko boksu Kaprysa. Helen właśnie wychodziła z boksu. Także udałam się przed stajnię, gdzie byłam pierwsza. Musiałam poczekać chwilę na Helen, której koń stanął w miejscu, nie chcąc się w ogóle ruszyć, ale nie dał się skusić na nic.

<Helen? Weź ogarnij tego kucyka>

Od Helen C.D Megan

- Jak trening? - spytałam, gdy dziewczyna do mnie dołączyła
- Nawet ok - stwierdziła
- Bardzo się zmęczyłaś?
- Nawet nie, a co? - spytała
- Mam konia do opieki - Oxera, ale dawno nie miałam okazji na nim jeździć - powiedziałam - chciałam go trochę polonżować <nie mam bladego pojęcia, jak to się pisze>, pójdziesz ze mną?
Zastanowiła się chwilę.
- Jasne, czemu nie
Zaprowadziłam ją do jego boksu. Po drodze zaczęłyśmy gadać. Trzeba przyznać, że super się z nią rozmawia. Pomogła mi go osiodłać, po czym zaprowadziłyśmy go na lonżownik. Dopiero tam zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam lonży.
- Popilnujesz go? Ja szybko skoczę po lonże, zaraz wracam
Odeszłam szybkim krokiem w kierunku stajni. W siodlarni jak zwykle był bałagan. Co prawda nie taki wielki jak zazwyczaj, ale jednak był.
- Lonża, lonża - mamrotałam pod nosem.
Po 10 minutach poszukiwań znalazłam jakąś leżącą z ochraniaczami.
Prychnęłam zirytowana. Czy naprawdę aż tak trudno odłożyć na swoje miejsce?
Pośpiesznie wróciłam na lonżownik.
- Wybacz, że tak długo, ale nie mogłam znaleźć żadnej stajennej lonży, a moja została w pokoju, a tak daleko to mi się nie chciało iść
- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się Megan - Mogę sama chwilę z nim popracować?
- Jasne - podałam jej lonże i wycofałam się za ogrodzenie.
Megan dobrze sobie radziła, a Oxer chętnie z nią współpracował. Po jakiś 30 minutach przywołała koni do siebie i zwinęła lonże.
- Weźmy go jeszcze na myjkę, a potem damy mu spokój.
Pokiwałam głową i zaprowadziłam ją w kierunku myjki.

<Megan? Trochę często powtarzałam słowo "lonża" itp, ale mam nadzieję, że się nie gniewasz XD>

Od Helen C.D Castiel'a

Trochę dziwnie się siedziało z jego byłą dziewczyną. Czułam się skrępowana, nie jak rozmawiałam z Castiel'em sam na sam. Tym bardziej, że dziewczyna miała zupełnie inny charakter niż ja. Ten dekolt... Cycki prawie nie mieściły jej się w bluzce. A tak w ogóle to chyba byłam zazdrosna. Co prawda nadal nie wiedziałam co do niego czuje, ale myślę że to może być nieco mocniejsze uczucie.
Wróciłam do pokoju, gotowa porozmawiać z Holiday. Ale oczywiście czytała. Na moją próbę ponownego zabrania jej książki, mruknęła na mnie.
- Drugi raz to Ci się nie uda
- Nie możemy porozmawiać?
- Nie, zapomniałaś, że je jestem na Ciebie obrażona? - jednak uśmiechnęła się mówiąc to,  więc raczej nie było aż tak źle
- Idę do stajni - powiedziałam jej - Chcesz iść ze mną?
Nie odpowiedziała. Chyba tego nie słyszała, ale z Holiday nigdy nic nie wiadomo.
Westchnęłam ciężko, po czym ruszyłam do stajni. W boksie Mefista zastałam idealnie czystego konia. Trudno się dziwić, czyściłam go dzisiaj już dwa razy. Mimo wszystko złapałam szczotkę i wyczyściłam go ponownie. Po półgodzinie jego sierść lśniła tak bardzo, że stwierdziłam, że dalsze czyszczenie jest całkowicie pozbawione sensu. Złapałam uwiąz i wyprowadziłam konia z boksu.
Chciałam go zabrać na lonżę, ale po chwili zrezygnowałam z tego pomysłu i zamiast tego poprowadziłam go w kierunku pastwisk. Przez chwilę błądziłam miedzy łąkami, szukając pojedynczego padoku, który nie był jeszcze zajęty. Po drodze spotkałam kilka osób, miedzy innymi Edwarda, z którym wymieniłam szybkie "Cześć". Po (jak mi się zdawało) wielkich poszukiwaniach, zauważyłam jakiś wolny padok. Już miałam poprowadzić Mefista w tamtym kierunku, kiedy ktoś zawołał moje imię:
- Helen!
Odwróciłam się i spostrzegłam Erenę i Castiel'a podążających w moim kierunku.
"O nie, tylko nie ona" pomyślałam, ale przykleiłam do twarzy sztuczny uśmiech.
- Cześć - powiedział Cas
- Hej - ruszyłam w kierunku padoku, mając nadzieję, że oddalą się w innym kierunku, ale ruszyli za mną.
Przyjrzałam im się uważnie i coś zauważyłam. Ona nadal kocha Castiela. Sposób w
jaki wieszała się na jego ramieniu, i ton jakiego używała kiedy do niego mówiła, wyjaśniał wszystko.
- To Twój koń? - spytała
- Owszem - przytaknęłam nadal ze sztucznym uśmiechem. Miałam raczej ochotę płakać lub ją uderzyć niż się uśmiechać.
Castiel najwyraźniej zauważył mój nastrój.
- Coś się stało? - spytał
- Nie, nic - skłamałam
Ponad jego ramieniem Erene posłała mi wredny uśmiech

<Castiel? Mam nadzieję, że się podoba ;-;>

Od Helen C.D Holiday

- Powinnaś dawać jakiś znak jak wchodzisz - wskazałam na Celeste - nawet Twoje kotka się przestraszyła.
Holiday się zaśmiała po czym podeszła i wzięła kotkę na ręce. Ta od razu powąchała książkę i zaczęła się o nią ocierać.
- Co tam masz? - spytałam
Pokazała mi książki.
- "Ogień i Woda", "Kamień i Sól" Victorii Scott - odparła, po czym odłożyła książki - Znasz?
Pokręciłam głową.
- W życiu nie słyszałam o Victorii Scott
- Ja już czytałam jakieś jej książki. Bodajże "Tytani"
- Nic mi to nie mówi - zauważyłam
- Wiem - odparła szczerze
Podeszłam do mojej szafki i wyciągnęłam z niej książkę.
- Czytałaś "Jutro"?
- Oczywiście - odparła - Już dawno, chociaż średnio mi się podobało.
- A "Szeptem"? Mam to tu.
- Czytałam, nawet mam własny egzemplarz
- Pewnie nie czytałam książki, której ty nie czytałaś, co?
- Pewnie nie -  odparła wesoło dziewczyna, po czym umościła się na kanapie i zaczęła czytać. Celeste oczywiście już zajęła swoje miejsce na książce.
Westchnęłam głęboko. Wiedziałam, że na dalszą rozmowę nie mam szans.
Usiadłam przy komputerze i weszłam na stronę mojego ulubionego sklepu internetowego. Miałam już pomysł na przebranie halloweenowe dla mnie i dla konia, ale musiałam sobie kupić kosmetyki i ciuchy. Normalnie nie używałam zielonej szminki ani pudru tego koloru. Tak się nad tym zastanawiając to w ogóle nie używałam zielonych kosmetyków. Po godzinie skończyłam i zerknęłam na Holiday. Dziewczyna była głęboko pogrążona w lekturze i tylko co jakiś czas spychała kota z książki.  Była już za połową. Jak można tak szybko czytać?
- Holiday - powiedziałam głośno i zabrałam jej książkę. Dziewczyna pisnęła z oburzeniem - zarządzam przerwę. Idziemy pomóc w stajni. Możemy pooporządzać jakieś konie, czy coś...
Zagięłam róg kartki (Holiday usiłowała mi wyrwać książkę krzycząc coś o szacunku dla książki, oczywiście ją olałam) i włożyłam książkę na najwyższą półkę. Holiday, która była ode mnie ze 5 cm niższa, bezskutecznie próbowała zdjąć książkę. Posłała mi spojrzenie spode łba i powlokła się za mną do drzwi.

<Wybacz Holly ;-; Musiałam zastosować takie drastyczne metody>

Od Jennefer - zadanie 10

Smacznie spałam w swoim łóżku, dopóty ktoś nie zabrał mi pościeli.
- Ej! - zawołałam zdegustowana.
- No śpiochu, wstawaj! - powiedziała Kate podekscytowana.
- O co ci chodzi? - rzekłam.
- Dzisiaj odbywa się lekcja woltyżerki. - odparła dziewczyna. Westchnęłam głęboko. Byłam strasznie zmęczona, lecz mimo wszystko zwlekłam się z łóżka, by się ubrać. Szybko ubrałam strój do jazdy konnej i zeszłam zjeść śniadanie. Ledwo usiadłam na krześle, gdy nagle pani Elizabeth weszła do jadalni.
- Proszę za mną. Lekcja zaraz się zacznie. - powiedziała wychodząc. Wzięłam tosta do ręki i ruszyłam za instruktorką. Niebo pociemniało.. Lekcja zgodnie z informacją miała odbyć się na hali. Czułam się podekscytowana, ponieważ była to moja pierwsza lekcja woltyżerki. Nauczycielka woltyżerki czekała już na nas ze swoim koniem. Kobieta ta była niewysoka. Długie, brązowe włosy okalały jej twarz. Ubrana była w biały strój jeździecki, w prawej ręce trzymała wodze swojego wierzchowca. Siwa klacz stała spokojnie wpatrując się w uczniów.
- Dzień dobry, nazywam się Alison Tipton i będę nauczać was woltyżerki. - powiedziała postać. - Tak więc proszę pójść po konie. - dodała. Ruszyłam w stronę stajni. Osiodłałam Gypse i wróciłam do hali. Była ona obszerna, podłoże było wyłożone piaskiem. W pomieszczeniu znajdowała się grupka osób. Z tych, które umiałam rozpoznać to była Luna, Lily, Emily oraz Kate. Były jeszcze dwie inne osoby, których nie znałam. Kiedy wszyscy byli już gotowi, pani Alison rzekła:
- Teraz uważajcie.
Po tychże słowach dała pokaz umiejętności gimnastyki oraz akrobatyki. Wszyscy staliśmy zachwyceni występem instruktorki. Po chwili pani Alison zeszła z rumaka. Szybko podniosła się fala oklasków. Kobieta ukłoniła się lekko.
- Wow. - zachwycaliśmy się. Później instruktorka tłumaczyła nam co mamy robić. Nieźle mi szło jednakże było to wyjątkowo trudne.. Luna rzecz racja świetnie sobie radziła.
- Wow. Wspaniale jeździsz. - powiedziałam. Dziewczyna uśmiechnęła się. Lekcja powoli dobiegała końca.
- No to może Luna pokażesz co potrafisz? - zapytała instruktorka. Dziewczyna pokiwała głową. Wsiadła na konia i pokazała jak świetnie jeździ konno. To z jaką gracją wykonywała sztuki gimnastyczne były nie do opisania. Po zakończonym pokazie podniosła się fala oklasków. Luna ukłoniła się z gracją i wróciła na miejsce. Słońce powoli chyliło się za horyzont. Odstawiliśmy konie do boksów i rozeszliśmy się do pokojów. Od razu rzuciłam się na łózko i zasnęłam.

Dostajesz 10pkt.

Od Jennefer - zadanie 14

Obudziłam się wcześnie rano. Pogoda była wspaniała. Niebo było nieskazitelnie niebieskie, nie było ani jednej chmurki. Spoglądałam tęsknie za okno. Byłam chora na anginę, a akurat dzisiaj odbywały się zawody jeździeckie. Tak długo się do nich przygotowywałam, a tu nagle niespodziewanie zachorowałam. Około jedenastej cały teren akademii opustoszał. Wszyscy wyjechali ze swymi wierzchowcami na zawody. Poszłam do łazienki by tam wziąć długą relaksującą kąpiel. Kiedy wyszłam z wanny natychmiast ubrałam się. Usiadłam na łóżku i przez chwilę zastanawiałam się co robić. Wyciągnęłam książkę i zaczęłam ją czytać. Pochłonęła mnie całkowicie, jednak szybko ją przeczytałam. Nie miałam się czym zająć. Wokoło mnie panowała bezgraniczna nuda i cisza. Zeszłam na dół by tam coś zjeść na szybko. Ruszyłam szybko do stajni. W jednym z boksów stał Gypse. Pogładziłam konia po chrapach, a ten wesoło zaparskał. Wyszczotkowałam go, po czym osiodłałam. Z gracją wsiadłam na wierzchowca i pojechałam na parkur crossowy. Postanowiłam poskakać trochę przez przeszkody. Szło mi to naprawdę dobrze. Przez długi czas zapomniałam o chorobie. Po paru godzinach jazdy umyłam Gypse i wróciłam do pokoju. Przez długi czas zastanawiałam się co porobić. W końcu wyjęłam z szuflady mojego laptopa i zaczęłam grać w horrory. Był to doskonały czas na zabicie nudy na parę godzin. W pewnym momencie wpadłam na genialny pomysł. Pobiegłam do łazienki i szybko przebrałam się w kostium kąpielowy i ruszyłam żwawym krokiem na basen kryty. Jak tylko weszłam do pomieszczenia w którym się znajdował dałam nura do krystalicznie czystej wody. Skakałam w najlepsze do basenu, huśtałam się na huśtawce, która wisiała nad taflą wody, po prostu było wspaniale. Po paru godzinach wyszłam z basenu, by się osuszyć. Natychmiastowo przebrałam się w suche ubrania i wyszłam na zewnątrz. Właśnie przyjechali.
- Kto wygrał? - zapytałam zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć.
- Ja. - odpowiedziała Luna.
- Gratuluję. Ale i tak następnym razem ja wygram. - powiedziałam. W ten wszyscy zaczęli się śmiać.
- Nie nudziłaś się? - zapytała Lily.
- Skądże znowu. - odparłam z uśmiechem. Wszyscy uczniowie akademii przyszli do pokoju nr 13. Tam wszyscy opowiadali mi o zawodach. Byłam zafascynowana tym co opowiadali moi znajomi. Nagle Kubę uderzyła w głowę poduszka. To była Emily.
- Ty mały Huncwocie! - zawołałam rzucając w nią poduszkę. Niedługo musieliśmy czekać na rozpętanie się potężnej bitwy.
- Do łóżek! Teraz! - warknęła pani Elizabeth. Oczywiście po wyjściu instruktorki nikt nie ruszył się z miejsca. Wszyscy rozmawiali, oraz śmiali się do późnej nocy.

Dostajesz 10pkt.

Od Jennefer - zadanie 15

Spałam spokojnie w łóżku, gdy nagle.. ląduje na podłodze. Wystaje wystraszona, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Co się stało!? - zawołałam zdezorientowana. Nagle zauważyłam iż Emily się śmieje.
- Czemu się śmiejesz? - burknęłam zdenerwowana.
- Oj, nie przesadzaj śpiochu. Pamiętasz? Dziś przyjeżdża kowal! - przypomniała mi Emily.
- A, no tak! Na śmierć bym zapomniała! - powiedziałam. Szybko podniosłam się z drewnianej podłogi. Pościeliłam porządnie łóżko, ubrałam się, po czym poszłam do łazienki uczyć zęby. Kiedy skończyłam zeszłam na śniadanie. Usiadłam pomiędzy Kate i Emily. Rozmawiałyśmy przy kubku kawy. Muszę przyznać iż jajecznica tego dnia była wyborna. Około godziny jedenastej przed plac zajechał czarny SUV. Drzwi pojazdu otworzyły się, a z nich wyłonił się mężczyzna. Miał około dwudziestu lat. Włosy koloru blond wspaniale komponowały się z niebieskimi oczami. Uśmiech tegoż jegomościa był uroczy. Parę dziewczyn z akademii zakochała się w nim na zabój. W ten jedna z instruktorek przyszła i przedstawiła nas z mężczyzną.
- Oto Błażej, miejscowy kowal. - powiedziała instruktorka.
- Poszukuję osoby która zechciałaby mi asystować. - powiedział Błażej. Nagle pojawił się las rąk, w tym też ja uniosłam swoją.
- Nie spodziewałem się aż tylu chętnych. No cóż może pani pomoże wybrać. - powiedział zwracając się do instruktorki.
- No to może Jennefer. - rzekła instruktorka. Wyszłam z tłumu.
- No to dobrze weźmy się do pracy. - stwierdził Błażej. Pokiwałam głową. Mężczyzna prowadził mnie do jakiegoś małego domku nieopodal stajni.
- Gdzie idziemy? - zapytałam zainteresowana.
- Do tamtego domku. Tam znajduje się moja pracownia. Będziemy wykonywać podkowy na wymiar. - wyjaśnił Błażej. Po chwili weszliśmy do pomieszczenia przez małe drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Na samym środku znajdował się ogromne palenisko. Obok stało ogromne biurko wykonane z drewna bukowego. Na drewnianych ścianach budynku wisiały końskie podkowy.
- No to bierzmy się do pracy. - powiedziałam. Kowal kiwnął głową. Wyciągnął z biurka żelazo, młot oraz jakieś inne przyrządy.
- Potrzymaj mi to. - powiedział. Wykonałam jego polecenie. Raz na jakiś czas otrzymywałam zadania typu " przynieś trochę drewna", " Ostudź wodą podkowy " itp. Po paru godzinach pracy w niesamowitym gorącu, wykonaliśmy podkowy dla wszystkich koni. Wystarczyło je tylko podkuć. Wzięliśmy pudełko wypełnione podkowami i ruszyliśmy w stronę stajni. Błażej wytłumaczył on mi jak mam podkuwać konie. Podzieliliśmy się po połowie i zabraliśmy się do pracy. Sporo trudu kosztowało mnie podkucie koni, lecz kiedy skończyliśmy miałam z tego ogromną satysfakcję.
- Zadanie wykonane. - rzekłam z zadowoleniem z głosie. Dzień zmierzał ku końcowi. Powoli słońce zachodziło za horyzont. Poszłam do mojego pokoju. Przebrałam się w piżamę gdy nagle coś ugodziło mnie w głowę.
- EJ!! - zawołałam. Okazało się iż Kate uderzyła mnie w głowę poduszką. Szybko oddałam jej. Tym oto sposobem rozpętała się wielka wojna na poduszki. Parę minut później cała akademia brała w niej udział. Zapewne trwałaby do rana dopóki któraś z instruktorek nie kazała nam iść spać. Momentalnie opadłam na poduszkę i zasnęłam.

Dostajesz 20pkt.

Od Jennefer - zadanie 2

Kiedy rano się obudziłam nie byłam w najlepszym humorze. Pogoda za oknem pozostawiała wiele do życzenia. Niebo było niemalże czarne, a czarne i szare chmury kłębiły się na nieboskłonie. Na szybkiego umyłam zęby i ubrałam się, by zejść na śniadanie. Po zakończonym śniadaniu ruszyłam wolnym krokiem do stajni by tam zaopiekować się końmi. Weszłam przez duże drewniane drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyglądało jak zawsze. Wszystkie konie stały spokojnie w swoich boksach. Tego dnia dosłownie nic mi się nie chciało. Trud sprawiało mi nakarmienie koni, oraz ich napojenie. Dla umilenia sobie czasu zaczęłam sobie nucić piosenki. Kiedy właśnie miałam zabrać się za czyszczenie Eldorada zaczęło grzmieć, jednak koń stał niewzruszony tymże faktem. Odetchnęłam z ulgą i zabrałam się za robotę. Wyjrzałam na chwilę na dwór. Padał ostry deszcz, a pioruny uderzały z impetem o ziemię. Podeszłam do boksu Wogatti'ego. Weszłam do jego boksu wraz z całym sprzętem do czyszczenia i powoli i dokładnie czyściłam wierzchowca. Nagle niedaleko stajni uderzyła błyskawica. Wogatti spłoszył się. Zaczął się dziko wierzgać, próbując przy tym wydostać się na zewnątrz. Starałam się go uspokoić, jednakże na daremno. Ogier stanął dęba. Niewiele zobaczyłam, poczułam tylko uderzenie. Kiedy się obudziłam znalazłam się w szpitalu. Pokój był całkowicie biały. Firanki, łóżka, meble, dosłownie wszystko było w tym kolorze. Ręka mnie bardzo bolała, był na niej bandaż. Zauważyłam też iż miałam sporo siniaków. Obok mnie na krześle siedziała Rocky.
- Co się stał? - zapytałam zaniepokojona.
- Wogatti wystraszył się burzy i staranował cię. Na szczęście nic ci się nie stało. - odpowiedziała Rocky.
- Kto mnie znalazł?
- Ja. Tak długo cię nie było iż dziewczyny poprosiły mnie aby sprawdzić czy ci się nic nie stało. - odpowiedziała dziewczyna.
- Dziękuje. - powiedziałam opadając w poduszkę. Spojrzałam na stolik. Na stole znajdowała się tabliczka czekolady oraz książka. Szybko chwyciłam czekoladę i zaczęłam ją łapczywie jeść. Doskonale wiedziałam jak ohydne żarcie dają w szpitalach. Jak tylko skończyłam jeść, chwyciłam do ręki książkę zaczęłam ją czytać. Tak się wciągnęłam, iż nie zorientowałam się jak czas mija w zaskakująco szybkim tempie. Nim się obejrzałam wybiła północ. Zgasiłam lampkę nocną i położyłam się spać. Po paru nudnych tygodniach spędzonych w szpitalu w końcu mogłam zostać wypisana do domu. Kiedy tylko przekroczyłam próg akademii przywitała mnie grupka dziewcząt. Razem postanowiłyśmy uczcić powrót i minione wydarzenia wybierając się na zakupy do centrum handlowego. Razem kupowaliśmy najróżniejsze czapraki, siodła oraz popręgi dla wierzchowców. Oczywiście nie miałam konia, lecz nie przeszkodziło mi to w tym aby kupować rzeczy dla niego.

Dostajesz 10pkt.

Od Jennefer - zadanie 1

Wstałam o dziewiątej rano. Szybko ubrałam się strój jeździecki i wyjrzałam za okno. Pogoda była wspaniała. Niebo miało wspaniale niebieski kolor. Na nieboskłonie nie było ani jednej chmurki. Westchnęłam z zadowoleniem. Wyszłam na dwór. Przeszłam przez cały teren stadniny, by dojść do stajni. Weszłam do budynku przez dosyć obszerne, drewniane drzwi. Przechadzałam się pomiędzy boksami spoglądając na rumaki. Podeszłam do boksu Gypse'a. Otworzyłam drzwiczki, wyprowadziłam konia. Przywiązałam go do drewnianego słupa. Pobiegłam natychmiast po sprzęt do czyszczenia konia. Kiedy wróciłam ze sprzętem wyjęłam zgrzebło i zaczęłam powoli szczotkować wierzchowca. Gdy Gypse był dokładnie wyszczotkowany, zaczęłam czesać szczotką grzywę oraz ogon. Po około pięciu minutach przeszłam do czyszczenia kopyt. Po zakończonych czynnościach osiodłałam konia, a później wyprowadziłam go ze stajni na padok. Wsiadłam na Gypse. Zapadłam w miękkie siodło. Przez chwilę zastanawiałam się gdzie by pojechać. Zauważyłam szeroką dróżkę, która prowadziła do lasu. Bez namysłu ruszyłam galopem. Las jesienią prezentował się wspaniale. Różnokolorowe liście opadały powoli na ziemię. Drzewa szeleściły cicho, ptaki śpiewały radośnie. Patrząc na słońce stwierdziłam iż jest południe. Nagle usłyszałam trzask. Ogier zaczął się wierzgać.
- Spokojnie. - uspokoiłam konia. Popatrzyłam na dróżkę, by zobaczyć co przestraszyło rumaka. Była to gałązka klonu.
- Widzisz? Nie ma się czego bać. To tylko gałąź. - powiedziałam do wierzchowca. Po krótkiej jeździe zwolniłam do stępa, co pozwoliło mi cieszyć się wspaniałą pogodą. Przede mną płynął strumyk. Był on wąski, woda płynęła szybko. Przyśpieszyłam konia. Przygotowywałam się do skoku. Było coraz bliżej i bliżej. Po chwili zerwałam się do skoku. Znalazłam się po drugiej stronie. Znajdowałam się na rozległej polanie. Jesienne kwiaty wspaniale komponowały się z pożółkłą trawą. Nagle Gypse zaczął być nerwowy.
- Co się dzieje? - zapytałam ogiera. W trawie zauważyłam rudą kitę. Wierzchowiec stanął dęba zrzucając mnie z grzbietu.
- Zaczekaj! - zawołałam. Z trawy wyłonił się lis. Jego rude futro wtapiało się w tło. Jak poparzona podniosłam się z ziemi i zaczęłam biec przed siebie. Zwierze powoli zaczynało mnie doganiać.
- Pomocy! - zawołałam bezradna, niestety nie uzyskałam odpowiedzi. Szybko wspięłam się na wierzbę. Długo czekałam, aż lis sobie pójdzie. Kiedy mogłam zejść, odetchnęłam głęboko. Zeszłam z drzewa. Długo chodziłam po lesie w poszukiwaniu Gypse'a. Spojrzałam przed siebie. Obok strumyka pod wierzbą pasł się wierzchowiec.
- Tu jesteś! - zawołałam zadowolona.
- Dobra. Powinnam przestać gadać do konia, ponieważ to dziwne. - pomyślałam. Podbiegłam do rumaka. Pogłaskałam go delikatnie po chrapach. Usiadłam po drzewem, otworzyłam plecak i zaczęłam jeść kanapki, które spakowałam wcześniej. Po około godzinie spakowałam się i wsiadłam na wierzchowca. Galopowałam przez dróżkę. Jechałam bardzo długo, aż w końcu mogłam zobaczyć gmach akademii. Podjechałam pod padok. Rozsiodłałam konia, wyszczotkowałam go i zostawiłam go na padoku, by tam odpoczął. Sama wróciłam do pokoju nr. 14. Wzięłam szybki prysznic. Przebrałam się w piżamę i wyjrzałam przez okno. Zapadła noc. Nieboskłon miało granatowy kolor. Tysiące gwiazd migotały na niebie, a wtórował im księżyc. Usiadłam na parapecie i przyglądałam się gwiazdom. Nie mogłam się nie zachwycać nimi. Otworzyłam okno. Było naprawdę zimno. Stwierdziłam iż dobrze byłoby odprowadzić Gypse'a do boksu. Natychmiast ubrałam kapcie i pobiegłam na padok. Chwyciłam wierzchowca za kantar i odprowadziłam go do boksu.

Dostajesz 20pkt

niedziela, 30 października 2016

Od Daniny C.D Jennefer

Miałam już podziękować za pochwałę, gdy to zaczęło mi się kręcić w głowie. Kompletnie nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Byłam dzisiaj jakoś dziwnie rozkojarzona, roztrzepana, co się nigdy nie zdarza.
-Wszystko w porządku? - usłyszałam zaniepokojony głos dziewczyny.
-Wiesz... Nie najlepiej się czuję. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. - odpowiedziałam niewyraźnie.
Muszę jak najszybciej pójść do pokoju i się położyć.

***

Rzucając się jak bezwładna szmaciana laleczka na łóżko musiałam sobie wszystko przypomnieć, co się działo po moim gwałtownym upadku? Niczego nie pamiętałam, a obraz Jennefer widziałam jak przez mgłę. To raczej nie jest normalne? Nie, stanowczo nie.
Może tak mocno uderzyłam się w głowę? Sama nie wiem... Muszę się przespać z tym.
Moje jakże chaotyczne rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
-No nie... Akurat teraz? - jęknęłam z rozpaczy do siebie.
Wywlekając się z wielkim trudem z łóżka podeszłam do drzwi i je otworzyłam, a moim oczom ukazał/a się...
(Dokończy ktoś?)

Od Jennefer C.D Lily

- LILY! - zawołałam. Dziewczyna spadła z konia. Chwyciłam za wodze Moon. Odprowadziłam oba konie do pobliskiej jaskini, i je tam przywiązałam. Natychmiast podbiegłam do Lily. Wzięłam jej nieprzytomne ciało na ręce i przybyłam do jaskini. Na deszczu starałam się znaleźć gałęzie, dzięki Bogu miałam zapałki, więc mogłam rozpalić ogień. Wyjrzałam na zewnątrz - zapadła noc. Na dworze nadal się błyskało, bałam się, lecz ktoś musiał nakarmić konie. Wyciągnęłam z plecaka dwa pęczki marchewek. Wierzchowce zachowywały się nerwowo. Kiedy wybiła północ w końcu położyłam się spać. Następnego ranka była wspaniała pogoda. Na niebie nie było ani jednej czarnej chmurki. Rozejrzałam się po grocie. Lily zaczęła się wybudzać.
- No dzień dobry. - zaczęłam.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała dziewczyna zaniepokojona.
- W jaskini. Musimy szybko wrócić do stajni, musimy przebadać konie. Poprowadzę Moon, ty przejedź się na Gypse. - stwierdziłam.
< Lily?>

Od Megan do Helen

Stanęłam przed dużym lustrem i związałam włosy w niskiego kucyka. Miałam na sobie czarne bryczesy i jasno granatową bluzkę, a na nogach oficerki. Wzięłam kask do ręki i popędziłam do stajni. Szłam korytarzem dokładnie czytając tabliczki na boksie. Pod nosem mruczałam ,, Severus, Severus..''. W końcu zobaczyłam jakąś dziewczynę, która stała w boksie karego konia.
-Hej, wiesz gdzie ma boks Severus?
Dziewczyna spojrzała na mnie z uśmiechem
-Na pewno nie w tej stajni- zaśmiała się
-No tak... mogłam się tego spodziewać po mojej orientacji w terenie- też się zaśmiałam.
Dziewczyna wyszła z boksu i zaprowadziła mnie na pakoki. Po drodze przedstawiła mi się i zapytała jak długo tu jestem.
- Wczoraj przyjechałam- powiedziałam- Dlatego jestem taka nie ogarnięta
Dziewczyna uśmiechnęła się i wskazała mi padok.
-Oto twój rumak- spojrzała na mnie- Pokażę ci jeszcze sprzęt.
Helen zaprowadziła mnie do dużej siodlarni i dała mi siodło, ogłowie i szczotki
- Tutaj masz komplety. Wybierz sobie jakiś
Przejrzałam wszystkie, a, że mam świra na punkcie kolorystyki wybrałam zestaw Leonidas- żeby pasował do bluzki. Podczas czyszczenia i siodłania konia Helen cały czas stała obok i gadałyśmy. Okazała się być bardzo fajną dziewczyną i naprawdę ją polubiłam. Kiedy Severus stał osiodłany Helen lekko rozbawiona zapytała się:
-Mam nadzieję, że na parkur trafisz?
-Powinnam. Dzięki za pomoc!
-Nie ma problemu- powiedziała dziewczyna i wróciła do stajni, w której ją znalazłam.


-Świetnie Meg!- pochwaliła mnie instruktorka po przeskoczeniu ostatniej przeszkody.
Parkur był niski- 70 cm, ale jak na moje umiejętności odpowiedni. Poklepałam konia na co machnął głową zadowolony. Po chwili stępa zsiadłam z Severusa i poszłam odstawić go na padok. Przechodząc przez dziedziniec zauważyłam Helen. Dziewczyna pomachała mi, a ja odwzajemniłam gest. Z uśmiechem po udanym treningu ruszyłam odstawić konia.
Helen?

sobota, 29 października 2016

Od Castiel'a C.D Helen

Nie lubiłem takiej ciszy jaka obecnie panowała. Krępowała mnie i czułem się zażenowany.
- Skąd ją masz? - usłyszałem w końcu pytanie
- Znalazłem ją porzuconą w lesie jak złapała się w wnyki kłusownika. - wyjaśniłem i pogłaskałem sunię, która położyła swój łeb na mych kolanach i znowu cisza.. Jakoś nie potrafiłem z nią rozmawiać po tym wszystkim...
- Ja już muszę iść - rzekła w pewnym momencie Helen, więc ją odprowadziłem do pokoju...

Byłem spóźniony na zajęcia, więc biegłem w pośpiechu, ale na kogoś wpadłem... Gdy się przyjrzałem tej osobie okazało się, że to była Erena! Moja najlepsza przyjaciółka i nie tylko... W technikum była moją pierwszą dziewczyną, lecz nie wyszło nam i zostaliśmy przyjaciółmi
- Erena?!
- Castiel?!
W drodze do dyrektorki Akademii rozmawialiśmy i wspominaliśmy dawne czasy. Dyrektorka zwolniła mnie z zajęć bym oprowadził Erenę po akademii i pomógł się jej oswoić z nowym otoczeniem. Dwie godziny zajęło nam oblecenie całej Akademii, a potem zaprosiłem ją do swego pokoju. Zaśmialiśmy się, aż nagle do pokoju ktoś zapukał...
- Otwarte - rzekłem i weszła Helen
- Nie wiedziałam, że masz gościa... - powiedziała lekko zmieszana
- Helen to Erena, Erana to Helen
- Miło mi. - odparła Helen
- Wzjemnie. Dołączysz? - spytała Ere
Helen się zgodziła na to i usiadła obok z nas.
- Jak się poznaliście? - spytała Helen
- My się znamy od dziecka. Jestem jego byłą eks... - powiedziała i puściła do mnie figlarne oczko oraz pokazała pazurki, na co się zaśmiałem...
Szybko wyczułem, że Helen czuje się niekomfortowo, więc zmieniłem temat...
- Może pójdziemy na spacer? - spytałem, na co Erena się zgodziła, lecz Helen zaczęła się wymigiwać i wyszła
- Co ją ugryzło? - spytałem sam siebie
- Tą kicię? - spytała Ere - Musiało jej coś wypaść... - odparła i złapała mnie pod ramię, i poszliśmy na długi spacer.

Helen?? Na razie tyle, ale mam nadzieję, że niedługo uda mi się rozwinąć akcję

Od Lily C.D Alexandry

Kiedy moja towarzyszka czyściła Expressa postanowiłam to samo zrobić z Moon.
-Wszystko ok?- spytałam niepewnie kiedy już dłuższy czas z ust Alexandry nie padło żadne choćby najmniejsze słówko.
-Tak. Wybacz trochę się zamyśliłam. Co robimy?- wrzuciła szczotkę do skrzynki.
-Idziemy na plac?
-Zimno jest. Lepiej na halę.- potarła dłońmi ramiona.
-Okej. Tylko osiodłajmy konie. No chyba że natural- uśmiechnęłam się. Leżący na drzwiach od boksu Moon błękitny kantar szybko się znalazł na głowie klaczy by ją wprowadzić do boksu. Stała za a'la kratą nie wykonując najmniejszego ruchu.
-Nie siodłasz jej?
-Nie. Wezmę Valegro. Przyda mu się trochę ruchu. Widzimy się na hali.- pobiegłam do drugiej stajni. Koń szamał właśnie siano.
-Chodź koniku. Nie można całe dnie siedzieć w boksie.
Z siodlarni wywlokłam ciężkie skórzane siodło ujeżdżeniowe i czarne ogłowie.

•••

-Myślałam że już nie przyjdziesz.- zaśmiała się Alex.
-No, nie powiem. Trochę się zeszło.
Dopięłam tylko popręg i dołączyłam do dziewczyny.
-Ty mnie dzisiaj uczysz bo nie umiem zbytnio tej "harmonicznej" dyscypliny.- narysowałam zawias w powietrzu.
-Jakaś figura czy chód?
-Sama mi wybierz.- uśmiechnęłam się.

Alex?
# N.Ż.K.T.J.B.T. Powodzenia w rozszyfrowaniu xD (już zapomniałam co to znaczyło... kurde skleroza mnie goni...)

piątek, 28 października 2016

Od Renee C.D Edwarda

- Chyba coś słyszę. - Bąknęłam do towarzysza, kiedy jego rumak postawił pierwsze kroki na piaszczystej plaży. W końcu, jaka inna mogła być w tych rejonach plaża? Teoretycznie są kamieniste, ale to chyba nie tutaj. Moje wywody jak zwykle przerwał Edward, z iskierkami rozbawienia w oczach.
- Nie wiedziałaś, że Alaska jest kuta? Ledwo co zeszłaś z betonu, sądziłaś, że zrobisz to bezszelestnie?
Nie wiem, czy miałam ochotę trzepnąć bardziej jego, czy siebie, ale nagły zamach mojej ręki, na również należące do mnie czoło, spłoszył Alaskę, która już zbierała się do galopu.
- Ojj Edward, Edward. - westchnęłam, kiedy tylko zatrzymałam klacz. Frustracja ustąpiła miejsca rozbawieniu, które chyba przyjęłam od obecnie poważnego chłopaka. - A nie mówiłam? - wskazałam na skubiącą pojedyncze kępki trawy postać, która definitywnie była koniem.
- Dobra, powiedz lepiej, jak to cudo złapać. - pojechaliśmy bliżej, gdzie zsiadłam z wierzchowca. Wspólnie przypomnieliśmy sobie słowa instruktora, mówiące o pozostawionej w pobliżu lince, jednak nic takiego nie znaleźliśmy.
Bez wahania zdjęłam z siebie sweter, pozostając w błękitnej bluzce na ramiączkach. Pogoda jak najbardziej nie sprzyjała - kilka sekund później drżałam z zimna, no ale czego nie robi się dla wyższych ideii? Chłopak patrzył na mnie z politowaniem, przyglądając się, jak obwiązuje dookoła szyi kucyka odzież. Ostatecznie wylądowałam na jego grzbiecie (swoją drogą, jak się okazało, Figara) trzymając w prawej ręce za związane rękawy swetra, natomiast w lewej - wodze Alaski. Dzieliła mnie teraz z nią spora różnica wzrostu, co nie ułatwiało sprawy. Zwłaszcza, że o dziwo miała nagły przypływ energii.
- To jedziemy. - zakomunikowałam dosyć nietypowo dla siebie, bo niepewnie. Tym razem to Edward miał pretekst, aby z czegoś się pośmiać. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak komicznie musiałam wyglądać. Dodatkowo, zaledwie w połowie drogi powrotnej, musieliśmy ruszyć kłusem. Nie było to ani wygodne, ani zbyt 'sterowne', jednak jedno było pewne - lepsze to, niż przemoknięcie do suchej nitki. Właściwie już przestałam ignorować gęsią skórkę, skupiając się na jako-takim prowadzeniu wierzchowców.

Podsumowując całą podróż do Akademii? Spotkaliśmy po drodze dużo jeźdźców, których z resztą obydwoje kojarzyliśmy. Jak się wydawało - oni mieli większe szczęście. Każdy koń, którego prowadzili miał uwiąz, a i oni siedzieli w siodłach. Kosili drogę równo - nie wiadomo jak i kiedy, ale znowu pozostaliśmy sami, mogąc ponownie wsłuchiwać się w rytm kropli odbijających się o asfalt. Pomimo, że Morfeusz prawie zapanował nad naszymi organizmami, nie odjęło nam to ani trochę humoru. Żarty o dziwo się nas trzymały - jedne bardziej na miejscu, drugie trochę mniej. Pewnie paplalibyśmy w najlepsze gdyby nie konie - głównie Desperado, posiadający silną potrzebę wybiegania - chcące jeszcze bardziej niż wcześniej, wypruć przed siebie. Zbawieniem okazała się Akademia, znajdująca się w tamtym momencie na wyciągnięcie ręki.

- To już prawdopodobnie wszystkie. - zakomunikował właściciel, kiedy obszedł wszystkie przyprowadzone rumaki dookoła. Z tego co zauważyłam, zaznaczał mały 'x' przy imieniu danego wierzchowca. - Istnieje możliwość, że któregoś pominąłem. - wypluł tę myśl przez przysłowiowe lewe ramię, po czym kontynuował zadawaniem nam kolejnych wskazówek. Ponadto obiecał, że jutro mamy dzień całkowicie wolny, a jazdy dla nas odbędą się tylko dla chętnych. Odetchnęłam z ulgą, gdyż jeszcze kilka minut wcześniej, zastanawiałam się, jak uporam się ze snem.
- Idziemy na herbatę? - wpadłam na Edwarda, kiedy zanosił ogłowie ogiera do siodlarni.
Edward?

Od Helen C.D Castiel'a

Siedziałam chwilę w moim pokoju nie mając pojęcia jak postąpić.
Po namyślę stwierdziłam, że pójdę do chłopaka, żeby z nim porozmawiać. Mimo wszystko super się z nim rozmawia. I całuje, chociaż o tym fakcie starałam się jednocześnie zapomnieć i pamiętać.
Powoli skierowałam się w kierunku pokoju 38. Po chwili stałam już przed drzwiami. Zapukałam delikatnie. Ze środka dobiegło mnie jakieś szczekanie i kroki.
- Proszę - odparł Cas
Otworzyłam drzwi.
- Cześć - przywitałam się, po chwili zmarszczyłam brwi - Ty masz psa?
- Od dzisiaj - uśmiechnął się i puścił psa
Podbiegł do mnie, żeby się przywitać.
Przykucnęłam, żeby pogłaskać psa.
- Jak się wabi? - spytałam, drapiąc ją za uchem
- Reveena - odparł, przyglądając mi się uważnie
Jeszcze chwilę ją głaskałam, po chwili sunia zaczęła się wywalać do góry brzuchem.
- Jest śliczna - stwierdziłam
- Muszę się zgodzić
Wstałam i popatrzyłam na Castiel'a.
- Jak Ci minął dzień? - brawo Helen, super pomysł a rozpoczęcie rozmowy
- Dobrze, a Tobie?
Oboje zachowywaliśmy się nieco dziwacznie, nie tak swobodnie jak jeszcze dwa dni temu.
- Nic wielkiego. Byłam z Holiday, moją współlokatorką na przejażdżce, i to chyba wszystko.
Staliśmy tak i gapiliśmy się na siebie w milczeniu.
"Powiedz coś, powiedz coś..." powtarzałam uparcie w myślach

<Castiel? Krótkie, ale wena mnie chyba opuszcza...>

Od Helen C.D Anny

- Co się stało? - dziewczyna zachowywała się bynajmniej dziwnie
Patrzyła na zbite okulary, po czym wyprostowała się i spojrzała na mnie. Jej oczy były w cieniu.
- Anna? - spytałam niepewnie
- Muszę się cofnąć po okulary do pokoju - powiedziała cicho
- Dobra, ja będę w boksie Mefista - powiedziałam i ze zdziwieniem obserwowałam jak pośpieszyła korytarzem. Potrząsnęłam głową i podeszłam z powrotem do boksu mojego konika.
Przygotowałam konia do jazdy myśląc o Annie. Dziewczyna zachowywała się specyficznie. Była jakaś dziwna, choć w swój własny uroczy sposób. W głowie przypomniałam sobie jej wygląd. Blada cera. Okulary. Wściekle różowe końcówki. Z jakiś powodów próbowała ukryć oczy. Co z nimi było nie tak?
Zamyśliłam się tak bardzo, że w chwili gdy przypomniałam sobie o obecności konia jego sierść lśniła.
- Wybacz, kochany. Zamyśliłam się - poklepałam go, po czym włożyłam mu siodło i ogłowie. Po chwili namysłu przetarłam jeszcze szczotką siodło, żeby wyglądało w miarę przyzwoicie, po czym wyprowadziłam konia na dwór.
Rozejrzałam się szybko, ale jako, że nigdzie nie widziałam Anny postanowiłam pojeździć na placu.
Szybko wsiadłam na konia, po czym wykonałam z nim kilka podstawowych ćwiczeń w stępie.
Skoro Anna nie przychodzi to równie dobrze mogę jechać sama w teren...
W chwili gdy to pomyślałam dostrzegłam ją z koniem gotowym do jazdy.
Podjechałam do bramy.

<Anna?>

Od Holiday - zadanie 6

Budzik zadzwonił o szóstej. Miałam ochotę nim rzucić o ścianę. Kto by pomyślał, że to małe urządzenie jest sadystą? Czerpie radość z mojego zmęczenia. Mimo tego wstałam. Helen nadal smacznie spała. Po tych dniach spędzonych w akademii zdołałam już przyzwyczaić się do tego, że Helen śpi dłużej ode mnie.  Wstałam poszłam ubrać się do łazienki, założyłam inne kolczyki, z resztą tak jak zawsze. Codziennie je zmieniałam. Poszłam na łóżko czytać książkę. Tak byłam pochłonięta lekturą, że dopiero chwilę później zdałam sobie sprawę, że coś jest zdecydowanie nie tak jak zawsze.
Ale co? Helen zawsze spała, kiedy ja czytałam, więc to było normalne. Celeste leżała mi na książce i przeszkadzała w czytaniu.
Nie.
Zaraz.
 Celeste, wcale nie było na mojej książce. To było bardzo nietypowe. Za każdym razem, jak czytam, co zdarza się dość często, kotka leży na mojej książce, przeszkadza mi w czytaniu. Za każdym razem udaję, że jest na swoim miejscu, i że nic nie robi. Tylko raz w życiu nie znalazła się podczas czytania na mojej książce. Kiedy przypadkowo parę miesięcy temu Rosalyn zamknęła ją w szafie. Kotka przez godzinę usiłowała wyjść. Potem dopiero usłyszałam jej miauczenie, i wypuściłam ją.
Przeczesałam cały pokój, razem ze wszystkimi szafami i szufladami, na wypadek, gdyby znowu została zamknięta. Co jakiś czas wołałam je imię, ale moich starań odpowiedzią była tylko cisza. Gdzie poszła? Nie wiadomo. Może ktoś ją przygarnął? Nie możliwe. A może jednak?
Odwróciłam się w kierunku drzwi, mając w zamiarze wyjść z pokoju, ale to co zobaczyłam było tylko odpowiedziami na moje podejrzenia.
Drzwi do pokoju były uchylone. Celeste sama je otworzyła? A może ktoś je otworzył? Nigdy nie uciekała, kiedy spałam, być może, dlatego, że zawsze spałam z zamkniętymi drzwiami, nie miała jak. Ale jest w nowym miejscu? Na pewno chciała zwiedzić nowe miejsce.
Przez najbliższe półtorej godziny chodziłam po korytarzach i nawoływałam kotkę, ale odpowiedzią pozostawała nadal cisza. W końcu zrezygnowana usiadłam na najbliższej ławce.
Gdzie ona poszła? Nie będę już się na nią nigdy złościć, że siadała na mojej książce, czy choćby podrapała moją ulubioną bluzkę…  Tylko mi ją oddajcie. Proszę.
A może wyskoczyła przez okno? Przecież bardzo lubi adrenalinę. Kiedy jej się nudziło skakałam przez okno, a potem zostawała znowu wpuszczana, żeby jak się okazywało po raz kolejny zostać kaskaderem.
Nagle usłyszałam głośne rżenie konia.
Bez wahania pobiegłam w tamtą stronę, żeby zobaczyć, skąd rżenie pochodzi. I co się stało zwierzęciu, które jest tak przerażone. Najszybciej jak mogłam ruszyłam w tamtą stronę. W drzwiach wpadłam na jakąś dziewczynę.
- Przepraszam bardzo – powiedziałam przerażona, po czym zerknęłam na dziewczynę. Nie miała, żadnych obrażeń, mimo to wyglądała na złą, że śmiałam na nią wpaść.
- Przepraszam? – warknęła.
- Tak, bardzo mi przykro. Nie chciałam na panią wpaść – ukryłam twarz w dłoniach.
Krzyczała jeszcze przez chwilę za mną, ale ja już jej nie słyszałam, biegłam w kierunku padoku, skąd dobiegały krzyki. Dobiegłam po chwili, i zobaczyłam nareszcie co tam się dzieje. Dziewczyna galopowała na przeszkodę, a przerażona kotka stała prosto n linii przejazdu.
Tą kotką nie był nikt inny tylko…
Moja kochana Celeste.
Chcąc ratować moją kotkę, bez wahania przeskoczyłam przez płot, nie zdając sobie tak naprawdę sprawy w jakie niebezpieczeństwo się wpakowałam. Pochwyciłam moją Celeste kuląc się na ziemi.
Nie próbowałam uciekać.
Wiedziałam, że już nie zdążę.
Zapewne już mój los został zapieczętowany. Mam nadzieję, że nie trafię do piekła. Chociaż w niebie mnie nie będą chcieli. Jednakże zanim umarłam, jak to przewidziałam z krzyków wywnioskowałam, iż koń się zatrzymał. Powoli spojrzałam w ich stronę. Koń zatrzymał się w miejscu przerażony, a dziewczyna ledwo się na nim zdołała utrzymać. W końcu zeskoczyła z niego.
Podeszła do mnie, nie wyglądała na rozgniewaną. A powinna. Cieszyłam się, że nie będę teraz miała wykładu, jak okropnie się zachowałam, i , że powinnam trzymać następnym razem moją kotkę na smyczy, żeby nie uciekła.
Podała mi rękę.
- Przepraszam, że tak późno zareagowałam – powiedziała cicho – jednak cieszę się, że twojej kotce nic się nie stało. Dopiero jak wybiegłaś ją zobaczyłam.
Przyjęłam jej rękę, a ona pomogła mi wstać.
- To ja powinnam przeprosić – jęknęłam, przytulając się do Celeste – nie zdawałam sobie sprawy, że grozi tobie przy tym takie duże niebezpieczeństwo.
- Możesz już iść. Nie jestem na ciebie zła, ani na twoją kotkę – powiedziała, po czym ruszyła uspokajać konia, który tragicznie bał się Celeste. Takie duże zwierzę boi się takiego małego zwierzaka. To zawsze mnie tak bardzo dziwiło.
Sama po tym wydarzeniu wyglądała na wstrząśniętą, ale starała się tego nie okazywać, i udawać odważną przy koniu.
- Dziękuję – powiedziałam do dziewczyny, która stała już tyłem do mnie i powoli szła do konia, po czym ruszyłam w stronę budynku, i do pokoju. Będę miała Helen dużo do opowiedzenia. Na pewno będzie miała pytania co do tego, jak wyglądam. Jakbym właśnie tarzała się po placu, co było po części prawdą.  Weszłam do pokoju zadowolona, że odnalazłam Celeste. Po tak długich poszukiwaniach. Nia zdałam sobie sprawy, kiedy po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak dawno płakałam.
 KONIEC

Dostajesz 35pkt i 15 dolarów

Od Alexandry C.D Lily

- Wybacz, ale nie robię tego po kwadransie od przedstawienia się. - Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, po czym wróciła do swoich obowiązków. Po ogarnięciu połowy boksów odłożyłam widły na miejsce.
- To ja przyprowadze konie. - Lily skierowała się w stronę padoków. W czasie kiedy jej nie było w kieszeni moich spodni rozdzwonił się telefon. Odebrałam połączenie i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Cześć Kochanie. Co u ciebie? - Z drugiej strony odezwała się osoba za którą strasznie się stęskniłam.
-Cześć ciociu. U mnie szystko w porządku, a u was?
-W skrócie, to Angel niedługo rozwali boks, ma za dużo energii i nikt nie chce na niego wsiadać, po tym jak Sam wylądował w szpitalu. Był u niego kowal i podkuł mu wszystkie nogi. I tak ogólnie to tęsknimy. Wiesz już, kiedy będę mogła go przywieźć? - Ciotka taj się rozgadala, że mogłabym ją posadzić, że dostała słowotoku
-Już niedługo, bardzo mało mi brakuje, żeby zakwalifikować się do wyższej grupy.- Przyjzalam się liście. Tylko 25 punktów brakowało mi do przywitania karosza w stajni.
-To ja już ci nie przeszkadzam, a ty tam trenuj. Wierze w ciebie, wszyscy wierzymy.- Po sekundzie usłyszałam sygnał zakończonego połączenia.
Uśmiechnęłam się smutno przeglądając ogłoszenie o zawodach.
- Tak bardzo chciałabym na tobie wystartować. - Szepnęłam przeglądając nasze wspólne zdjęcia.
Usłyszałam stukot kopyt i oderwalam się od rozmyślań. Zabrałam skrzynkę ze szczotkami i zaczęłam czyścić Expresso.
Lily

Od Alexandry C.D Edwarda

Deszcz złapał nas w drodze powrotnej. Cali przemoczeni wpadliśmy do stajni. Zsiadłam z Severusa i odprowadziłam godziny do boksu. Szybko go rozsiadłałam i zaczęłam wycierać suchą słomą. Po dwudziestu minutach koń był ogarnięty, za to ja wyglądałam jak strach na wróble. Odniosłam cały sprzęt i skierowałam się do pokoju. Po paru minutach dogonił mnie Edward.
- Jak tam ręką? - Zerknęłam na niego.
- Dobrze. - Odparł otwierając drzwi. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju.
- Moje plecy cierpią. - Jęknęłam idąc do łazienki. Szybki prysznic i wyjmowanie słomy z włosów. Założyłam ciepłe dresy i bluzę, po czym wróciłam do pokoju. Usiadłam na kanapie, a Edward poszedł się wykąpać. Włączyłam telewizor i oglądałam jakiś nudny film. Strasznie bolały mnie plecy, musiałam coś sobie nadciagać przy lądowaniu na szyi Severusa.
- Wszystko okej? - Edward usiadł przy mnie kiedy z grymasem starałam się rozmasowac kark.
- Plecy mnie bolą, musiałam sobie coś nadwyrezyc. - Mruknełam i zerknęłam na chłopaka.
- Zdejmij koszulkę i połóż się. - Wzruszyłam ramionami i zrobiłam to co powiedział.
Poczułam jak palce bruneta delikatnie przyjeżdżają po bliznie, która ciągnię się po sporej części pleców.
Edward

Od Holiday C.D Helen

Przez dłuższą chwilę jechałyśmy w ciszy. Nie lubię pytań typu: opowiesz mi coś o sobie. To zawsze kończy się totalną porażką. Po tym pytaniu wszyscy mnie uważają mnie za totalną idiotkę. No bo co ja mam w sumie o sobie powiedzieć? No, co? Nie za wiele na pewno. Może, że mieszkałam w Francji, Irlandii, Virgini, a teraz jestem tutaj, w akademii na Florydzie, które ma mi posłużyć jeszcze przez pewnie parę lat za dom. Cieszyłam się, ale jednocześnie, kiedy o tym myślałam robiło mi się smutno, że tak mało rodzina będzie mnie odwiedzać.
Westchnęłam. Chciałam zacząć rozmowę.
- Masz jakiegoś innego konia oprócz Mefista? – zapytałam.
- Nie, jest jedyny – powiedziała cicho.
- Ale za to robi za trzy – uśmiechnęłam się – Jest cudowny.
- Dziękuję – odwzajemniła uśmiech – sama też nie mogę uwierzyć, e dostałam go z powrotem.
Z powrotem? Nie wypowiedziałam tego pytania na głos. Może Mefisto miał już swoją historię,  a Helen go już wcześniej znała? Nie będę wnikać.
- Jedziemy?
- Jasne – odpowiedziała, po czym popędziła wałacha do kłusa. Zaraz potem przyśpieszyła do wolnego galopu, żebym za nią nadążała. Oxer sprawował się bardzo dobrze w terenie.
Po niedługim czasie wróciłyśmy do akademii. Zajęłam się Oxerem, który był bardzo zadowolony tym, że mu tyle czasu poświęcam. Pewnie Helen nie może ,aż tak długo u niego siedzieć. Ma też przecież własnego konia…
Zajrzałam do stajni koni prywatnych sprawdzając, czy Helen jeszcze jest w boksie Mefista. Właśnie wychodziła.
- Do zobaczenia w pokoju – powiedziałam przez ramię.
- Dokąd idziesz jeszcze? – zapytała ciekawa.
- Do biblioteki. Zobaczę jak jest zaopatrzona.
- To do zobaczenia! – zawołała za mną. Ja już biegłam w kierunku akademii.
W drodze do biblioteki błądziła korytarzami, starając się znaleźć jakąkolwiek drogę do tego pomieszczenia. Ale niestety.
- Powinni zrobić jakąś mapę do tego budynku – mruknęłam do siebie – Oszaleć można.
W końcu zapytałam się o drogę jakiejś przypadkowej dziewczyny. Wytłumaczyła mi jak tam dojść.
Nareszcie.
Weszłam do dość dużego pokoju, w całości otoczonego półkami. Sprawdziłam , jakie są książki. I ze zdumieniem stwierdziłam, że było tam mnóstwo książek, które bardzo lubiła. Harry Potter, Rywalki, Dary Anioła, i wiele innych. Po długim namyśle stwierdziłam, że wypożyczę „Ogień i Woda”. Słyszałam o niej dobre recenzje, jednak nigdy jej nie czytałam. Wypożyczyłam obydwie części. Przeczytanie ich nie będzie problemem. Ruszyłam korytarzem. W drodze powrotnej przestałam błądzić i mniej więcej wiedziałam jak iść. Wróciłam do pokoju, gdzie Helen bawiła się z Celeste. Kotka wyglądała, jakby tańczyła wokół niej.
Żadna z nich mnie nie zobaczyła. Tak były sobą pochłonięte.
- Wiesz co? – Helen aż podskoczyła, słysząc mój głos. – powinnaś mi zrobić całą mapę akademii…
Roześmiała się.

<Helen? Wybacz, że tak długo czekałaś, wena mnie nie lubi…>

czwartek, 27 października 2016

Od Castiel'a C.D Helen

Siedziałem na plaży rozmyślając o życiu? Trudno mi to określić o czym dokładnie myślałem. Jednak moją chęć pobycia w samotności zakłóciła czyjaś obecność, a gdy się odwróciłem zobaczyłem Helen...
- A ty, co tu robisz? - postanowiłem zachowywać się tak jakby nic się nie stało.
- J-Jakoś nie mogłam usiedzieć w pokoju - odparła nie patrząc na mnie.
Widać było, że czuła się przy mnie krępująco. Nie lubiłem, gdy ktoś czuł się skrępowany przy mnie... Postanowiłem wracać do pokoju, więc odprowadziłem Helen do pokoju, a sam udałem się na spoczynek.

Następnego dnia wstałem jak zwykle wcześnie i poszedłem na poranny spacer. Taa jasne, o 5 rano spacer... Tak mówię to z ironią i sarkazmem, ale cóż na to poradzić... Powiedzmy, że to jest spacer i to na baaardzo długi spacer. Spotkałem Olivię, z którą porozmawiałem i udałem się na dalszy spacer.... Gdzieś tak w środku lasu doszedł do moich uszu skowyt psa..Poszedłem to sprawdzić i zastałem ok. roczną sukę rasy Husky'iego syberyjskiego w sidła kłusownika. Podszedłem spokojnie do niej... Psina była bardzo młoda i dość ufna... Po jej wyglądzie stwierdziłem, że została porzucony na pastwę losu przez jej poprzednich właścicieli... Ostrożnie podszedłem do niej i posiedziałem z godzinę rozmawiając, uspokajając ją by mi zaufała, aż to się stało... Powoli ją uwolniłem i wziąłem na ręce. Była strasznie brudna, lecz nie wychudzona. Do domu dotarłem dość szybko... Wziąłem się do roboty...
- Nazwijmy się Reveena - rzekłem do pięknej suni
Wykąpałem ją, lecz najpierw musiałem ją do tego przekonać. Potem ją wyczesałem i umówiłem się na wizytę u weterynarza... Gdy na zegarza wybiła godzina 11 to pojechałem do weterynarza, który w mej obecności zbadał Reve, a ta bardzo grzecznie siedziała.. Zajęło mi to pół dnia. Założyłem jej książeczkę i pojechałem kupić dla niej smycz i obrożę oraz zabawki.
Psina jakby wiedząc, co się dzieje merdała do mnie ogonem... Pod wieczór dopiero wróciliśmy do domu.. Posłanie Reve położyłem za swym łóżkiem. Jednak po chwili sunia zaczęła ostro warczeć i szczekać na drzwi.. Wtedy też również usłyszałem niepewne pukanie do drzwi... Przywołałem psinę do siebie i poprosiłem by ta osoba weszła...

Helen??
Wygląd suni

Od Lily C.D Jennefer

Po dłuższym galopie konie zdążyły się zmęczyć.
-Przejdźmy do stępa!- krzyknęłam. Jem jedynie wykonała mały ruch głowy "na tak" i pociągnęła za wodze. -Muszę przyznać, że bardzo dobrze jeździsz- uśmiechnęłam się szeroko. Tak od oka, do oka.
-Dzięki. Gdzie jedziemy?
-Jezioro, morze... choć jest teraz trochę zimno. W końcu jest jesień. To co powiesz na zwykłą przejażdżkę?
-Ok.
Spacerowałyśmy tu i tam. Pogoda była wprost wyśmienita. No... do czasu... Po głowach zaczęły nam spływać coraz większe krople wody. Nie po prostu świetnie, super, odjazd....
-Wracajmy do Akademi!- krzyknęła Jen. Skinęła głową i chwilę później gnałyśmy jak szalone przez las. Gdyby nie fakt że musiałyśmy co chwila zwalniać bo konie się ślizgały po błocie byśmy już dawno były w akademikach. Ohohoho. To jeszcze nie koniec. Rozpętała się prawdziwa burza. Pioruny przeszywały ciemne chmury wydając głośny huk. Moon poderwała kopyta z ziemi stając dęba. Starałam się utrzymać, ile się tylko da. No ale prawa fizyki też mają swoje życie i muszą akurat się zawziąć na mnie. Spadłam z Moon. Która nadal wierzgała.
-...
Jen?

#RondelZeSpożywczaka

Zawody

Zapraszamy do wzięcia udziału w biegu przełajowym. Więcej mi zakładce ''Zawody''


Od Megan do Patricka

Siedziałam w samochodzie słuchając muzyki i spoglądając za okno. Cieszyłam się, że jadę do akademii, ale miałam wiele obaw. No i oznaczało to rozstanie z rodziną, z którą byłam bardzo związana. Poczułam jak mała rączka mojej sześcioletniej siostry ściska moją dłoń. Uśmiechnęłam się i przytuliłam siostrę.
-Będziemy na miejscu za pół godziny- oznajmił tata zza kierownicy
Postanowiłam się zdrzemnąć. W końcu radość i niepokój nie dała by mi spokoju.
Obudziłam się w momencie, w którym samochód przekraczał wjazd na teren akademii. Wstrzymałam oddech nie wierząc własnym oczom. Było pięknie! Na parkingu stało kilka przyczep i dwa samochody także z zaparkowaniem nie było większego problemu. Wyszłam z samochodu rozglądając się dookoła. Tata wyciągnął ogromną walizkę i zamknął bagażnik. Pożegnanie z rodzicami i z siostrą zajęło mi bardzo dużo czasu. Popatrzyłam jeszcze chwilę za odjeżdżającym samochodem i ciągnąć za sobą wielki bagaż weszłam do budynku akademii. Po korytarzach kręciło się kilka osób, ale widocznie większość miała teraz jazdy. Znalazłam swój pokój i od razu się rozpakowałam. Postanowiłam, że się trochę rozejrzę, bo wolałabym się jutro pędząc na lekcje nie zgubić. Oczywiście pierwszym miejscem do którego ciągnęło mnie najbardziej była stajnia. Była śliczna i zadbana. Szłam korytarzem i zatrzymałam się przy boksie którego obywatel wyciągnął głowę w moją stronę.
-Hej, śliczny- pogłaskałam konia
Koń zaczął szperać po kieszeniach w poszukiwaniu smakołyku
-Nie mam nic przy sobie, a nawet gdybym miała to bym ci pewnie nie mogła dać łobuzie- poklepałam konia
Miałam dziwny nawyk gadania do koni. Niektórzy się z tego śmiali, ale czułam wtedy relacje z tym pięknym zwierzęciem. Nie zauważyłam, że niedaleko stał chłopak z rozbawioną miną.
-Niestety muszę ci przeszkodzić w rozpieszczaniu mojego konia, ale zaraz mamy trening
Dopiero teraz go zobaczyłam. Uśmiechnęłam się zakłopotana i szybko cofnełam
-Sorki- zaśmiałam się

środa, 26 października 2016

Od Anny C.D Helen

Popatrzyłam na dziewczynę. Uśmiechnęłam się nieśmiało, po czym szybko pokiwałam głową. Spojrzałam jeszcze raz na konia, był piękny. Kiedy szłam z Helen, automatycznie zilustrowałam jej ubiór. Zrobiła mi się wstyd. Ja sama wyglądałam, jakbym nigdy nie zmieniała ubrań. Do tego okulary... czy będę musiała je zdjąć? Cały czas miałam na głowie kaptur, nie wiem jaka będzie reakcja na moje kolorowe włosy. Znów telefon wibrował w kieszeni spodni. Helen spojrzała na mnie.
- Nie odbierzesz? -zapytała wpatrując się we mnie.
- Co? Och, nie. To nic ważnego. - spuściłam wzrok. Pasmo moich włosów wypadło z pod kaptura. Chowałam ręce w kieszeni, nigdy nie dbałam o swój wygląd. Wydawało mi się to powierzchowne, cóż, a może to tylko taki wpływ miało na mnie dawne otoczenie? Rozglądałam się. Kiedy weszliśmy do stajni, moją uwagę zwrócił koń stojący w jednym z boksów. Podeszłam do boksu i przyglądałam się koniu. Był rasy palomino, osobiście bardzo lubię tą rasę. Przez przypadek uderzyłam butem o drzwi boksu. Koń odwrócił się w moją stronę. Podszedł do mnie, a ja nieśmiało wyciągnęłam rękę. Uśmiechnęłam się. Helen stanęła obok mnie.
- Jak się nazywa? -zapytałam wpatrując się w konia.
- Paint - obserwowała konia.
Ja sama natychmiast pożałowałam że pozwoliłam zbliżyć się tak blisko ogierowi, podrzucił łbem ledwo dotykając moich okularów. To wystarczyło. Okulary spady na ziemię. Natychmiast zdjęłam kaptur i zasłoniłam oczy. Kiedy sięgnęłam po okulary, z przerażeniem dostrzegłam że są zbite.
- Wspaniale - szepnęłam. Mimo wszystko nie byłam zła na konia, po prostu, mi zawsze coś nie wypali!
<Helen?>

Od Helen C.D Anny

- Siodło - wymamrotałam, ignorując dziewczynę - Nie, nie, nie... - podniosłam je z ziemi i spojrzałam na nie krytycznie. Jęknęłam. Cały prawy bok był pokryty kurzem - Nie wierzę... Całą godzinę je czyściłam i co...?
- Przepraszam, niezdara ze mnie - powiedziała dziewczyna nie patrząc na mnie. W sumie to trudno było mi to stwierdzić, dziewczyna miała na nosie ciemne okulary. Podała mi jeszcze raz rękę, przyjęłam jej pomoc i wstałam z ziemi.
- Mefisto? - spojrzała na plakietkę z tyłu siodła - Nie widziałam tu takiego konia - stwierdziła
- Stoi w drugiej stajni - wyjaśniłam jej - to koń Helen - czemu do licha mówię o sobie w trzeciej osobie?
Już miałam powiedzieć coś na swoje wytłumaczenie, ale mnie uprzedziła:
- Helen to...?
- Ja, nie mam pojęcia czemu powiedziałam o sobie w trzeciej osobie. Miło mi Cię poznać - uśmiechnęłam się do niej
- Jestem Anna
- Jesteś tu od niedawna, co nie?
Pokiwała głową.
- Wybacz to siodło - skrzywiła się lekko - Nie chciałam marnować Twojej pracy...
- Nie szkodzi - skłamałam. Bo szkodziło, ale wiem że to nie jej wina - Przeszłabyś się ze mną do jego boksu? Zostawiłam tam chusteczkę, a muszę jeszcze raz wyczyścić to ustrojstwo
- Jasne
Poprowadziłam ją do drugiej stajni.
Mój koń stał do nas tyłem, więc cmoknęłam cicho. Położył uszy po sobie i gwałtownie się odwrócił, jednak gdy tylko spostrzegł, że to ja zarżał przyjaźnie i się rozluźnił.
- Ładny - oceniła Anna - I duży jest - zauważyła
- No dość - przytaknęłam - Ma 175,5 cm w kłębie, a na hanowera to sporo
Podniosłam ścierkę i maść leżące przed boksem i odwróciłam się do mojej towarzyszki.
- Wiesz co? Jakoś mnie natchnęło... Pojechałabyś ze mną na przejażdżkę? Później wyczyszczę to siodło
Popatrzyłam na nią z nadzieją

<Anna?>

Od Anny do Helen

Stałam przy jednym z boksów. Obecny tam koń jadł siano, a ja, uśmiechałam się jak głupia. Okulary miałam założone, dziwnie się na mnie patrzyli, w końcu, po co nosić cały czas okulary przeciw słoneczne. Jaka szkoda, że soczewki w moim przypadku nic nie dają. Koń zarżał a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Kiedy już się cofałam, poczułam jak telefon w kieszeni wibruje. Dobrze że nie znoszę mojego dzwonka. Odebrałam telefon, zaskoczona wyszłam przed stajnię.
- Mówiłam ci, abyś nie dzwonił. Nie! Nigdy więcej! - po czym się rozłączyłam. Zamknęłam oczy, jedyne czego chciałam to zapomnieć o tym wszystkim.
Odetchnęłam i już wchodziłam z powrotem do stajni, kiedy wpadłam na dziewczynę. Upadłam na ziemię. Od razu spłonęłam rumieńcem.
- Przepraszam! Jestem taką niezdarą! - poprawiłam okulary. Kiedy już stałam wyciągnęłam rękę w jej stronę aby pomóc jej wstać.
<Helen?>

Megan!


Megan 
Nazwisko" Beer
Wiek: 18
Płeć: dziewczyna
Nr pokoju: 58
Rodzina: Mama- Jenna, tata- Tom i młodsza siostra- Rose
Charakter: Megan to nietypowa dziewczyna. Zawsze ma swoje zdanie i stawia na swoim. Jest miła, zabawna i uwielbia żartować. Otwarta na nowe znajomości- uwielbia poznawać ludzi. Megan jest bardzo towarzyska i lubi imprezować. Można jej zaufać, bo zawsze dotrzymuje słowa. Szczera do bólu.
Aparycja: Średniego wzrostu, szczupła i wysportowana dziewczyna. Na twarzy brunetki często znajduje się uroczy uśmiech. W brązowych oczach często pojawia się blask kiedy zaczyna się mówić o koniach.
Ulubiony koń: Severus
Własny koń: -
Poziom jeździectwa: średnio zaawansowana
Partner: -
Historia: Od dziecka fascynowały ją konie. Jej rodzina to towarzystwo ''koniarzy'', która zaraziła ją miłością do tych zwierząt. Megan ciężko było się odnaleźć wśród dziewczyn, które interesowały się tylko własnymi paznokciami. Kiedy skończyła 18 lat wyjechała do akademii.
Inne: jedynym jej uzależnieniem są konie
Kontakt: opel 123

Od Edwarda C.D Estrielly

Zatrzymałem jakimś cudem klacz i pozwoliłem Estrielli zejść. Oczywiście, nie mogło się obyć bez wpadki - schodząc, dziewczyna zahaczyła o strzemię i tracąc równowagę resztę odległości pokonała w locie. Spadła na plecy i jęknęła głucho, na co nie mogło się obyć bez mojej troski którą ukazałem złośliwym śmiechem. Eska spiorunowała mnie tylko wzrokiem, ale sama prychnęła pod nosem i wstała przecierając kark. Po czym nie czekając aż sam zejdę pobiegła za Heart`em.
Stwierdziłem jednak że nie będę biegać z Jutrzenką pod nogami i popędziłem ją do galopu. Kreatywną tworzyliśmy paradę - na przodzie uciekający w pełnym ekwipunku i z luźną wodzą pomiędzy kopytami rumak, dziewczyna która przed chwilą zaliczyła upadek ze zsiadania i na końcu ja - galopujący bez strzemion na koniu który wyglądał jakby z wielką chęcią wystrzelił mnie swoim zadem. A najlepsze było to że jechaliśmy tak przez sam środek akademii.
Gdy dogoniłem Estriellę właśnie próbowała zajść swojego wierzchowca który radośnie skubał sobie trawkę koło akademika i najwyraźniej miał ją delikatnie mówiąc w nosie. Powstrzymałem się jednak przed spłoszeniem Heartbreaker`a jako że już chyba dość pomogłem Esce. Zamiast tego z bezpiecznej odległości na końskim grzbiecie, oglądałem ten cudowny pokaz ujarzmiania dzikich koni.
Jutrzenka prychnęła potrząsając grzywą. Zaśmiałem się i pogłaskałem ją po szyi.
- Ja też tak myślę. - odpowiedziałem. - Banda wariatów.
Kiedy dziewczyna była już na wyciągnięcie ręki od wałacha, ten poderwał się z drwiącym kwikiem i bryknął biegnąc w stronę stajni. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem. Estriella jakby dopiero teraz mnie zauważyła, podskoczyła i spiorunowała mnie wzrokiem.
- Nie raczyłeś pomóc prawda? - mruknęła, jednak widziałem w jej oczach radosne iskierki.
- Zastanówmy się nad tym ... Hm... Nie. - uśmiechnąłem się dumny z siebie po czym dodałem: - No i na co czekasz? Koń ci ucieka.
- Nie da się nie zauważyć. - przewróciła oczami i pobiegła za Heartbreaker`em. Ja natomiast zszedłem z Jutrzenki i już na własnych nogach doszedłem do głównej stajni, oczywiście ciągnąc za sobą klacz.
<Eska? ;p>

Od Estrielly - zadanie 9

Pewnego pieknego dnia. Właśnie się obudziłam. Zjadłam śniadanie i poszłam karmić Heart’a.
-No cześć!- powiedziałam i podeszłam do słodziaka.- Masz.
Podałam mu wiaderko i wyszłam na świeże powietrze. Na tablicy było ogloszenie.
„Zapraszam na konkurs pięknośći!”
-Fajnie…- powiedziałam.
Urwałam kawałeczek papieru z telefonem i od razu zadzwoniłam do organizatora konkursu.
-Dzień dobry.-powiedziałam gdy ktos odebrał.
Zgłosiłam siebię i Harta. Konkurs był jutro, więc poszłam do akademika przygotować strój dla siebie.
Następnego dnia!
Zjadłam szybko śniadanie i pogoniłam do stajni. Weszłam do boksu konia i wyjęłam jego szczotki. Zaczęłam go czyścić. Najpierw odkurzyłam go i wyprowadziłam go do myjki.
-No chodź mały!- powiedziałam gdy koń sie opierał.
Później poszedł za mną grzecznie. Pozostawiłam go przywiązanego w myjce.
Przywlokłam jego cały sprzęt do mycia. Wzięłam i nałozyłam szampon na gąbkę. Wyszorowałam go i gdy cały był namydlony. Zanim go spłukałam minęło chyba z 10 minut. A gdy jednak już go spłukałam to czekało mnie na odżywkowanie. Nakładałam odżywkę bardzo długo. Wszystko szło mi wolno. Aż w końcu Heart szturchnął mnie i zobaczyłam, że ciągle szorowałam jedno miejsce. Spłukałam konia. Wytarłam nadmiar wody. Teraz oliwka. Natarłam całego towarzysza i odłozyłam pojemnik z tym dziwnym czymś co raczej przypominało smalec a nie oliwkę dla koni. Mokrą szmatką przetarłam kopyta. Następnie chwyciłam uwiąz i odwiązałam go. Było ciepło. Więc jak to ja zaczęłam biec przez stajnie. Wybiegliśmy ze stajni i wskoczyłam na grzbiet konia. Pogalopowaliśmy na tor crossowy. Pierwsza przeszkoda.
Poszła bez większych problemów. Ciężko było skakać bez siodła i ogłowia. Następna przeszkoda poszła troszkę gorzej, ale dziś jeszcze nie jeździł. Po połowie toru wróciłam do stajni. Wyszyściłam Heart’owi kopyta i błotko z nóg. Był już prawie gotowy.
Wyczesałam mu ogon i zaczęłam pleść warkocza. Przeplatałam w nim tez wstążkę. Warkocz był gotowy po 5 minutach. Poluzowałam go troszkę i przeszłam do grzywy. Wyczesałam ją i zaczęłam dobierańca. Wyszło pięknie!
http://i.pinger.pl/pgr401/4feb9b0e00079ff1538afe66/d.jpg
Polakierowałam mu kopyta.Poszłam do akademika i ubrałam się. Ułożyłam sobie jeszcze fryzurę w wyskoki kok . Szybko wróciłam i podeszłam do przywiązanego wałacha.
Wyprowadziłam go na światlo dzienne. Czekało tam 6 uczestników. Dostrzegłam Lily z Moon, Edwarda z Jutrzenką, Irme z Alkatrasem, Lunę z Daimond, Noacha z Dream Catcher’em i jeszcze Alexandrę z Expresso.
Zajęłam 3 miejsce.

poniedziałek, 24 października 2016

Od Estrielly do Edwarda

Poszłam do kuchni i wyjęłam chleb, masło i sałatę z lodówki. Zrobiłam kanapkę i zaczęłam ją szamać. Po zjedzeniu wlożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam słuchać muzyki.
Szłam tak przez korytarz. Miałam zamknięte oczy i chyba coś tam śpiewałam. Aż nagle trąpłam na faceta.
-Mainen god!- krzyknęłam i wypierdzieliłam się.
-Żyjesz Estriella?- zapytał się chłopak , na którego wpadłam.
-Nie, kurde nie żyje. –powiedziałam i zaczęłam śmiać się.
-Aha, tak, to na pewno ty… Eska.- chłopak roześmiał się razem ze mną.
Okazało się, że to Edward. Z wyjątkowo dziwnymi włosami. No jakoś mu się zmieniły.
- Przejedziemy się?- zapytałam, gdy już wstałam.
-Może być… -powiedział z usmiechem.
-To spotkamy sie na dole.- powiedziałam biegnąc na dół.
Wyczyściłam Heart’a i osiodłałam go.
-Jestem już.- usłyszałam głos Edwarda za sobą.
Od razu się odwróciłam i troszkę niezręczna sytuacja. Oczy w oczy to dla mnie katusz.
-OK…. Nie wnikam.-powiedziałam .
Wyprowadziłam konia i wsiadłam na niego.
-No to jedziemy.- powiedziałam
Przejechaliśmy przez las i polankę. Heart się spłoszył i spadłam. Edward pomógł mi wstać.
-No to pa. Idę go szukać.- powiedziałam i pobiegłam za koniem.
-No czekaj!- krzyknął chłopak i chwycił mnie za rękę.
Wciągnął mnie przed siebie. No i zamieniłam się w pięknego buraczka. Miałam nadzieję, że nie zobaczył. Pierwszy raz siedziałam przed chłopakiem. I w ogóle po prostu się zaburaczyłam.
-Wszystko ok.?- spytał chłopak, gdy Jutrzenka ruszyła kłusem.
-No, chyba tak.- powiedziałam po czym odwróciłam się do chłopaka.
Jechaliśmy przez długą chwilę w milczeniu. Jego klacz chyba coś poczuła, bo zaczęła galopować.
-Tam jest Heart.- rzekł chłopak.
W tej chwili zobaczyłam Heart’a biegnącego w naszą stronę. Przegalopował obok nasz. Biegł w stronę stajni. Jutrzenka pogalopowała za nim. Edward o mało co go nie złapał. Dotarliśmy do stajnii. No i nie zauważyłam wzroku instruktorki, który przeszywał mnie od góry do dołu. To musiało głupio wyglądać. Dwójka przyjaciół na jednym koniu. Cóż to pewnie był za widok.
<Edward XD?>

niedziela, 23 października 2016

Od Anny do Noah

Szłam ulicą. Włosy unosiły mi się na wietrze, ja jednak już dawno utonęłam w dźwiękach muzyki płynącej z moich słuchawek. Kiedy zamknęłam oczy, oczywiście, na kogoś wpadłam! Zachwiałam się. Był to chłopak, na oko 30 lat. Coś powiedział, ale nie słyszałam co. Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Nie przejęłam się jego reakcją, muszę tylko poczekać aż auto wyjdzie z warsztatu. Po drodze wstąpiłam do kawiarni po ciastko.
Po godzinie stałam już przed swoim celem. Była to Akademia Jeździecka Magic Horse. Kiedy weszłam na teren akademii od razu rzuciły mi się w oczy ubrania tych którzy się tam kręcili. I szczerze, zrobiła mi się wstyd że ja mam na sobie jeansy które mam od 5 lat, rozciągniętą koszulkę oraz kurtkę która pamięta jeszcze moją eskapadę z Zaynem w krzaki róży. Moje buty też nie były w lepszym stanie, porysowane oraz stare. Wyjęłam z uszu słuchawki i schowałam je w kieszeni kurtki. Nieśmiało ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie co jest. Czułam się jak w szkole pierwszego dnia, zagubiona i onieśmielona liczbą ludzi. Postanowiłam iść za jakąś dziewczyną która szła w kierunku dużego budynku. Miała z sobą konia, wnioskowałam że idzie do stajni.
Nieśmiało podążałam za nią, kiedy przekroczyłam próg budynku od razu w oczy rzuciła mi się liczba koni, niektóre boksy były puste. Rozglądając się, zaczęłam iść tyłem. W pewnym momencie straciłam równowagę i poleciałam do tyłu. Kiedy upadłam, zorientowałam się że moje okulary leżały gdzieś na ziemi. Nie chciałam pokazywać swoich oczu, wstydziłam się. Kiedy je znalazłam okazało się że leżą obok nogi jakiegoś chłopaka. Nie myśląc, spojrzałam w górę. Musiałam wyglądać żałośnie.
(Noah?)

Od Helen C.D Holiday

Chwilkę jechałyśmy w niezręcznej ciszy.
- Może opowiesz mi coś o sobie? - spytałam chcąc przerwać ciszę
Przygryzła wargę.
- Jak wiesz lubię czytać.
- Coś innego? - uśmiechnęłam się - Może coś czego jeszcze nie wiem?
- Gram na skrzypcach. Śpiewam. - odparła tylko
- Nie masz ochoty gadać, co? - spytałam zaczepnie
- Dawno nie jeździłam. Mogłybyśmy? - zrobiła wymowny ruch łydkami.
- Jasne, jedźmy. Wołaj jak nie będziesz nadążać
- Ja nie nadążać? Żartujesz sobie? - parsknęła
- Jeszcze zobaczymy... - mruknęłam po czym wbiłam pięty w bok konia. Mefisto wyrwał do przodu. Usłyszałam za sobą tętent kopyt, który stopniowo się oddalał.
Przede mną zobaczyłam kilka kłód.
Znalezione obrazy dla zapytania zwalona kłoda na ścieżkeUśmiechnęłam się na samą myśl o skokach.
Przyspieszyłam konia jeszcze bardziej, po czym dałam mu sygnał do skoku. Pofrunęliśmy wysoko nad kłodą. Szkoda, że żaden instruktor tego nie widział... Ten półsiad był wprost idealny...
Skoczyłam jeszcze trzy kłody, po czym zwolniłam do kłusa, a następnie do stępa. Obejrzałam się. Jak się spodziewałam Holiday była daleko za mną. Nie żebym ja była jakimś szczególnie dobrym jeźdźcem, ale znałam oba konie. Nie dało się ukryć faktu, iż Mefisto był koniem o wiele szybszym niż Oxer.
Gdy Holiday podjechała uśmiechnęłam się do niej:
- I co?
Pokiwała głową:
- Muszę przyznać, że jest szybszy niż się spodziewałam - poklepała mojego konia po łopatce - jesteś niezłą torpedą - powiedziała mu
Wałach przestąpił niespokojnie z nogi na nogę, jednak się nie spłoszył.
- Jeszcze jeden galop? - spytała z nadzieję
- Chętnie - znów zebrałam konia i już po chwili pruliśmy galopem między drzewami.
Jechałam tak ze śmiechem na ustach przez kilka minut zanim przypomniałam sobie o Holiday. Szybko zwolniłam i sprawdziłam gdzie się podziewa.
Była dość daleko w tyle.
Zawróciłam konia i pojechałam w jej kierunku.
- Wybacz, zapomniałam, że nie jestem sama.
- Nie szkodzi
Następną chwilę jechałyśmy w milczeniu.

<Holiday?>

Od Jennefer C.D Daniny

 Coś ci się stało? - zapytałam podając rękę. Dziewczyna powoli wstała.
- Wszystko w porządku. Nazywam się Danina. A ty? - zapytała.
- Jennefer, lecz możesz mi mówić Jen. - powiedziałam uśmiechając się. - Miło cię poznać. Jesteś nowa? - zapytałam.
- Tak. - opowiedziała.
- Ja też. - powiedziałam. - Może poćwiczymy na torze crossowym? - zapytałam. Danina pokiwała głową. Ruszyłyśmy do stajni. W jednym z boksów stał Gypse.
- Śliczny jest. - stwierdziła dziewczyna.
- Owszem. Też bardzo go lubię. No to osiodłaj go, a ja pójdę po Szafira. - stwierdziłam. Podeszłam do boksu luzytana, wyprowadziłam go i wyczyściłam. Wsiadłam na ogiera. Po chwili podjechałam do Daniny.
- Gotowa? - zapytałam.
- Gotowa. - stwierdziła dziewczyna. Pojechałyśmy na teren crossowy. Popatrzyłam na przeszkody. Popędziłam Szafira i najechałam na pierwszą przeszkodę. Przeskoczyłam.
- No teraz ty! - zawołałam.
Dziewczyna przyspieszyła rumaka. Najechała na przeszkodę, przeskakując ją.
- Świetnie! - zawołałam. Danina uśmiechnęła się i ruszyła na kolejną przeszkodę.
- Dobrze skaczesz. - pochwaliłam.


< Danina?>

Od Jennefer do Lily

Spoglądałam za okno. Przede mną pojawiał się przepiękny obraz Miami. Samochód powoli zwalniał. Wysiadłam z auta zatrzaskując drzwi. Stałam przed budynkiem stajni. Była ona ogromna i piękna. Spojrzałam w lewą stronę, tam zauważyłam jeźdźców na koniach. Weszłam do budynku, nagle podeszła do mnie dziewczyna. Miała ona długie brązowe oczy, które okalały twarz. Oczy jej miały kolor brązowy.
- Witaj. - powiedziałam.
- Witaj. - przywitała się dziewczyna. - Jak się nazywasz? - dodała.
- Jennefer. Lecz możesz mi mówić Jen. - odparłam.
- Ja nazywam się Lili. - odpowiedziała. - Oprowadzić cię? - zapytała. Pokiwałam głową. Lili zaprowadziła mnie do pokoju nad którym widniała cyfra 14. Weszłam do pomieszczenia.
- Tutaj będziesz mieszkać wraz z Kate oraz Emily. - stwierdziła dziewczyna.
- Wow! Jest śliczny! - zawołałam z zachwytem. Zostawiłam swoje walizki i wyszłyśmy na dwór. Dziewczyna pokazała mi stajnie. Były śliczne. Zauważyłam iż w jednym z boksów stał koń Gypsy Vanner o pstrokatej maści. Natychmiast podeszłam do rumaka. Zaczęłam delikatnie głaskać go po chrapach.
- Widać iż polubiłaś już Gypsa. - stwierdziła Lili. - No to osiodłaj go, będę czekać na padoku.
Wyprowadziłam wierzchowca z boksu. Chwyciłam jego komplet i osiodłałam. Wsiadłam na konia i wyjechałam przed stajnię. Lili siedziała na swojej klaczy - Moonlight.
- No to jak? - zapytałam.
- Chciałabym tylko zapytać na jakim jesteś poziomie zaawansowania?
- Średnio zaawansowanym. - odparłam.
- Hmm.. no to co powiesz na teren? - zaproponowała. Podekscytowałam się. Poklepałam Gypse po szyi. Jechałyśmy szeroką ścieżką. Las jesienią wyglądał wspaniale. Złote, czerwone, brązowe liście opadały na nas. Przeszłyśmy do galopu. Wspaniałe było uczucie wolności. Liście latały wokoło, a my śmiałyśmy się.

<Lily?>

Anna!

Imię: Anna
Nazwisko: Mayson
Wiek: Dziewczyna jest dość młoda, ma zaledwie 19 lat.
Płeć: Cóż, Selina jest stu procentową kobietą z krwi i kości. 
Nr pokoju: 25
Głos: Martyna Rempała
Rodzina: Rodzina Anny jest dość liczna, jednak w razie potrzeby nie może na nikogo liczyć. Jej ciotka, Saray jest dyrektorką ogromnej firmy kosmetycznej, brat, Chris za to jest piłkarzem. Rodzice dziewczyny to temat tabu, nie chce o nic rozmawiać ani o nich myśleć. Zginęli w katastrofie lotniczej. Ma jeszcze siostrę, Annabelle. Jednak dziewczyna od lat mieszka w Francji.
Charakter: Anna jest… trudna. Życie nauczyło ją aby nie ufać od razu, ponieważ każdy może przejechać się na relacjach. Całe życie spędzała z tabletem oraz mikrofonem, rzadziej z gitarą elektryczną, nie dogadywała się z rodziną która uważała ją za dziecko demona. Cała jej rodzina była porządna, kończyli Harward i byli bogaci. Samej Ann nie zależy na pieniądzach, ani na sławie. To że jest niezwykle utalentowana w dziedzinie śpiewu tylko jej przeszkadza, jednak kocha śpiewać. Tego nie może się wyprzeć. Do dziś pamięta jak jej najlepsza przyjaciółka z gimnazjum wygadała jej sekret. Tamtego dnia obiecała sobie, że już nikomu nie zaufa. 
Jej życie wypełniała muzyka i konie. W wieku 12 lat zapisała się na zajęcia do miejscowej stadniny, wtedy też zobaczyła jaką frajdę może dawać obcowanie z tymi zwierzętami. Od tamtej pory co dzień siedziała w siodle na grzbiecie konia.
Aparycja: Anna jest niską dziewczyną, jej naturalnym kolorem jest jednak blond. Aktualnie ma ciemne włosy z czerwonymi końcówkami. Ma jasną cerę, a na na twarzy widoczne piegi. Zadarty nos, położony jest nad pełnymi ustami dziewczyny. Ubiera się tak, aby było widać jej szczupłość, zazwyczaj ma na sobie obcisłe spodnie, koszulkę i kurtkę. Cóż, nie było wzmianki o oczach dziewczyny, otóż, kolor jej oczu jest nieco dziwny. Jasny miesza się z ciemnym, brązowy z zielonym, a w każdym z nich jest plamka niebieskiego. Przez to często nosi okulary, wstydzi się swoich oczu.
Ulubiony koń: Shine
Własny koń: Brak
Poziom jeździectwa: Średnio zaawansowany
Partner: Chłopak? Nie, dziewczyna nie ufa chłopakom. Kiedyś przejechał się na związkach, została wykorzystana z powodu pracy swoich rodziców..
Historia: Pochodzi z Indii, a przynajmniej tam się wychowała. Urodziła się w Włoszech, a potem wraz z rodziną przeprowadziła do Indii. Konie były tam traktowane jak najgorsze śmieci, przynajmniej w okolicy gdzie mieszkała. Doskonale pamięta jak pomogła koniowi uciec przez ludźmi którzy chcieli przerobić zwierzę na mięso. W wieku 13 lat przeprowadziła się tutaj, i została. Wpadła w złe towarzystwo, zaczęła wagarować. Sprawiała wiele problemów wychowawczych, chodziła do psychologów. Kiedy okazało się że ma wrodzoną chorobę serca, przestała żyć jak imprezowiczka. Jednak to nie przeszkadza jej w życiu na "Luzie". Nie tęskni za rodziną, uważa że zamknęła tamten rozdział. Teraz chce żyć zwyczajnie, z dala od problemów i przeszłości. Mimo wszystko, co tygodniowe wizyty u lekarza przeszkadzają jej w normalnym życiu.
Inne: 
~Ma wrodzoną wadę serca
~Ma uczulenie na sierść psów i kotów
~Kocha swojego Volkswagena Jetta 
~Utrzymuje kontakt z jedną z sióstr
~Nie znosi owoców morza
Kontakt: ValentinaMe

Od Estrielly C.D Edwarda

Edward galopował na Rosie pokonując przeszkody bez problemu. Tor został przez niego pokonany w mniej niż 10 minut. Powrócił do mnie i wziął ode mnie stoper.
-No to. Wio!- krzyknął a ja ruszyłam Rivera z kopyta.
Pogalopowaliśmy na przeszkodę. River przeskoczył bez żadnego problemu. Pokonalismy tor bez większych przeszkód.
Dojechałam do Edwarda.
-A właśnie. Gratuluje kupna konia.- powiedziałam niby szczęśliwa, ale smutna.
-Dzięki.- odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
- Moja ciotka szuka dla mnie konia.- powiedziałam z usmiechem.
-Fajnie. Kidy go dostaniesz?- spytał jakby cieszył się razem ze mną.
-Jak osiągnę poziom zaawansowany.-powiedziałam szybko.
Edward nic nie odpowiedział. Dojechalismy do stadniny i oporządziliśmy konie.
Po wyjściu ze stajni powędrowaliśmy do akademika.
-Może….- zawiesiłam głos. Zaczęłam się prawie dusić.- przyjdziesz… d…do mnie?
-Może być.- zaśmiał się chłopak i poklepał mnie po ramieniu.
Weszliśmy po schodach. Doszukałam się mojego kochanego pokoiku.
-Proszę.- powiedziałam puszczając chłopaka.
Chyba nie zdziwił się widząc na moich ścianach pełno moich rysunków koni.
-A, za to przepraszam. Nie zdążyłam sprzątnąć.- przeprosiłam.
-Nic się nie stało.- powiedział i o mało co się nie przewrócił.
Zaczęłam się śmiać, że nie wiem. Jeszcze do tego walnęłam się ręką o komodę.
Edward przez chwilę próbował być poważnym , ale i jemu to się nie udało. Wpadł w głupawkę razem ze mną. Gdy się już uspokoilismy zaproponował byśmy o czymś pogadali. No to zaczęłam swoja paplaninkę o Hear’cie i jaki to on jest obżartuch.
Edward później zaczął gadać o swojej klaczy. Ja sluchałam z zainteresowanie.
<<Edwardziu? XD>>

Od Edwarda do Jennefer

Wsiadłem do autobusu napakowany zakupami. Czułem się trochę jak kobieta wychodząca z centrum handlowego, bo w końcu chodzenie do sklepu innego niż spożywczy zdarzało się u mnie raz na miesiąc lub dwa.
Usiadłem koło okna i westchnąłem z ulgą. Mimo że noszenie osprzętu konia było dla mnie codziennością, to jednak nie były to długie dystanse - ten od sklepu jeździeckiego do przystanku należał do dłuższych. Szczególnie jak za wszelką cenę próbowałem nie zrzucić niczego na ziemię co w moim wydaniu wyglądało trochę komicznie.
"Następnym razem zamawiam przesyłkę" mruknąłem do siebie w myślach.
******
Wyskoczyłem szybko i podtruchtałem do siodlarni. Otworzyłem ramieniem drzwi i znalazłem wolny stojak na siodło. Położyłem na nim ciemne siedzisko, jasno błękitny czaprak, a owijki i czyste, nowe szczotki włożyłem do skrzyni. Napatrzę się na to później - chociaż może nie, bo już dziś planowałem przetestować sprzęt. Wstałem i obejrzałem krytycznym okiem efekt. Uśmiechnąłem się mimo woli kiedy ujrzałem srebrną, małą plakietkę nad stojakiem "Jutrzenka".
Wyszedłem ze stajni, podążając do akademika. Zasłużyłem sobie na ciepłą herbatkę.
Kiedy znalazłem się w kuchni z ulgą stwierdziłem że nikogo w niej nie ma. W takim wypadku moimi dwiema lewymi rękami postawiłem szklankę jakimś cudem jej nie tłukąc i zrobiłem te wszystkie nudne czynności jakie się robi przy herbacie. Odwróciłem się po chwili i moje serce dostało chwilowego zawału.
W drzwiach stała płomiennoruda dziewczyna patrząc na mnie niepewnie. Dopiero po chwili ogarnąłem że gapię się na nią z przerażeniem. Szybko się wyprostowałem i obdarzyłem ją uśmiechem.
- Ehm ... - zacząłem. - Następnym razem ostrzegaj jak będziesz stać tak za mną.
Ta spaliła buraka i wymamrotała coś co pewnie oznaczało ciche przeprosiny. Stwierdziłem jednak że nasze poznanie nie może się tak skończyć więc dodałem wyciągając rękę:
- Jestem Edward. A ty pewnie jesteś ta nowa?
Dziewczyna ostrożnie potrząsnęła moją ręką.
- Jestem Jennefer. - odpowiedziała trochę odważniej.
Zaległa między nami typowa cisza dla takich momentów. Mimo że często się powtarzała, jeszcze nie znalazłem idealnego sposobu by ją zgładzić w jakiś sensowny sposób. Dlatego więc zastosowałem typowe pytanie:
- Oprowadził cię ktoś?
- Nie. - przyznała Jennefer, z ulgą przyjmując koniec ciszy. - W sumie jesteś pierwszą osobą którą tu poznałam. Oczywiście, nie myśl że teraz będę dla ciebie milutka. - uniosła brew.
- Szczerze mówiąc, na nic takiego nie liczyłem. - odpyskowałem jej i wyminąłem ją. - Jeździsz konno prawda?
- No raczej. Jesteśmy w Jeździeckiej Akademii. - mruknęła ale poszła za mną.
Zignorowałem ją nonszelancko i zadałem kolejne pytanie choć jak teraz myślę, nie było w nim znaku zapytania.
- W takim wypadku myślę że się nie obrazisz jak pokażę ci tutejsze tereny. - nacisnąłem na klamkę i otworzyłem drzwi. - I tak musiałem się wybrać do lasu.
- Przecież ja cię nawet o to nie prosiłam. - zaprotestowała dziewczyna ale wiedziałem że i tak za mną pójdzie. Tak też zrobiła. Nie wiedziałem na jakim jest poziomie lecz nie interesowałem się tym zbytnio. Przecież nie mam zamiaru jakieś dzikie galopy na łące odprawiać. Chyba...
Poszliśmy do głównej stajni, gdzie zaprowadziłem ją do siodlarni. Odwróciłem się, a kiedy zobaczyłem że Jennefer do końca nie wie co zrobić, w myślach zakląłem swoją wspaniałomyślność.
- Myślę że możesz wziąć Oriona. - powiedziałem do niej i wskazałem jego osprzęt, po czym dodałem z uśmiechem. - Jeśli faktycznie jesteś dobra, nie powinnaś spaść.
Ona tylko przewróciła oczami i sięgnęła po siodło po czym wyszła. Sam ruszyłem za nią, ale zamiast wejść do któregoś boksu wyszedłem na dziedziniec by ruszyć w stronę prywatnej stajni. Strasznie dziwnie się czułem idąc w tamtą stronę, jakbym szedł tam nielegalnie do czyjegoś konia, a nie do swojego. Stłumiłem jednak to uczucie a kiedy znalazłem się w środku położyłem wszystko na boksie.
Jutrzenka wysunęła zaciekawiona łeb z boksu i trąciła mnie chrapami w ramię.
- Idziemy na przejażdżkę. - powiedziałem wyciągając szczotki. - Z nowym towarzyszem i nowym sprzętem. Cieszysz się?
Klacz jakby w odpowiedzi, zarżała cicho i dała mi się wyczyścić. Nie była brudna, więc tylko strzepnąłem jej kurz z grzbietu i szybko ubrałem.
Wyszedłem na zewnątrz i z dali ujrzałem dziewczynę z przygotowanym już luzytańskim wałachem. Wsiadłem więc na folblutkę i dojechałem do niej. Jutrzenka była niesłychanie miękka i szła tak sprężystym i szybkim krokiem, że myślałem iż zacznie za chwilę kłusować a potem puści się dzikim galopem.
- Chodźmy więc! - zawołałem i ruszyłem do lasu.
<Jenn? xd>