Dzień był piękny. Wstałam z łóżka. Powoli spojrzałam na kalendarz. Był 24 czerwca, po chwili przypomniałam sobie iż dzisiaj są imieniny pani Sue. Niewiele czasu mi zajęło by się ubrać i zejść na dół. W jadalni panował wesoły gwar. Usiadłam przy stoliku wraz z Emily, Luną oraz Daniną.
- Dzisiaj są imieniny Sue. Co robimy? - zapytałam.
- Cóż.. może zrobimy prezent? - stwierdziła Emily. Strzeliłam facepalma.
- Ale jaki? - padło pytanie z ust Daniny.
- Może upieczemy tort? - zaproponowała Luna.
- Świetny pomysł! - zawołałyśmy razem.
- No to zjedzmy śniadanie i do kuchni. - rzekłam.
- Zgadzam się. Jestem naprawdę głodna. - dodała Danina.
Jajecznica z tostami była wyśmienita. Kiedy skończyliśmy jeść odeszłyśmy od stołu. Ruszyłyśmy do kuchni. Pomieszczenie było trochę dla nas za ciasne. Meble miały piękny biały kolor. W sumie tak samo jak podłoga oraz ściany. Na półkach leżały słoiki i różnego typu pojemniki. Wyjrzałam za okno. Mogłam zobaczyć cały teren stadniny. Konie pasały się beztrosko na pobliskim padoku.
- No to ja wyjmę składniki. - zaproponowałam. Dziewczyny pokiwały głowami. Przygotowałyśmy składniki oraz miski, łyżki i inne narzędzia. Świetnie się bawiłyśmy. Chociaż obrzucanie się mąką nie jest jakoś wyjątkowo dorosłą zabawą. W sumie podobało nam się to, więc zostawmy tenże temat na inną okazję. Po jakże wspaniałej bitwie na mąkę przystąpiłyśmy do pieczenia ciasta. Włożyłyśmy ciasto do piekarnika i zaczęłyśmy sprzątać kuchnię, ponieważ mąka była dosłownie wszędzie. Na ścianach, podłodze, oknie.. na twarzy Emily. Sama musiałam umyć ręce oraz twarz. Kiedy zakończyliśmy porządki zajęłyśmy się rozmową. Byłyśmy nią tak zajęte iż zapomniałyśmy o tym iż ciasto jest w piekarniku. Poczułam nagle ostry dym. Spojrzałam na piekarnik. Zaczęło się z niego dymić. Powoli zaczęły pojawiać się płomienie.
- Pożar! - zawołała Emily. Starałam się ugasić płomienie, jednakże poparzyłam się w rękę. Danina chwyciła gaśnicę i zaczęła gasić ogień. Po chwili niebezpieczeństwo minęło. Luna otworzyła okno, ponieważ nie dało się oddychać.
- No i co teraz zrobimy? - zastanawiałam się.
- Upieczemy na nowo. - powiedziała Luna. Kiwnęłyśmy głowami i zabrałyśmy się do pracy. Po około godzinie ciasto było gotowe. Pyszne. Czekoladowe. Chwyciłyśmy rozmaite ozdoby oraz bitą śmietanę i zaczęłyśmy ozdabiać. Wykończone dzieło bardzo nam się podobało. Wzięłyśmy prezent i ruszyłyśmy do pani Sue. Powitała nas z uśmiechem na twarzy. Złożyłyśmy życzenia oraz dałyśmy prezent. Była naprawdę zachwycona upominkiem.
- Bardzo wam dziękuje. - rzekła instruktorka. - Ale czemu Jennefer ma oparzenie na ręce? - dodała.
- Oparzenie? Jakie poparzenie? - zapytałam zakrywając dłoń. Kiedy wróciłam do pokoju wyjęłam z apteczki bandaż i obandażowałam rękę. Potem ruszyłam do łazienki i się wykąpałam. W sypialni Emily oraz Kate rozmawiały.
- Co to za rozmowy? - zażartowałam.
- A co nie można? - odparła żartobliwie Emily. Usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki kartkę oraz ołówek i zaczęłam szkicować rysunek. Po pewnym czasie udało mi się go skończyć. Zawsze lubiłam rysować postacie z gier oraz własne postacie.
W końcu przebrałam się w piżamę i położyłam się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)