Kobieta w napadzie furii opuściła budynek, prowadząc fryza z powrotem do stajni.
- No to widzimy się za kwadrans... - powiedziałam zniesmaczona sytuacją, po czym domknęłam boks i odeszłam
***
Stawiłam się tuż przed budynkiem kadry, gdzie stałam lekko w stresie - ile my będziemy wykonywać tą p********ą robotę?
W końcu zjawił się Dagobert, a gdy tylko doszedł, otworzyły się drzwi budynku kadry, przez które wyszła pani Elizabeth Rose, ciągle niezadowolona...
- Za mną. - mruknęła szybko, a my oczywiście ruszyliśmy za nią.
Oboje szliśmy, trzymając ręce w kieszeniach, nie odzywając się do siebie. Co raz to zerkałam na wyraźnie zniesmaczonego Dago, a co raz to na kroczącą panią Rose. Instruktorka była jak zawsze wyprostowana, zapewne to dzięki koniom...
- Wypielcie te wszystkie chwasty. - powiedziała, wskazując palcem dwie pary gumowych rękawiczek i dwie motyki, a więc już wszystko przygotowane...
- Dobrze pani Rose... - powiedziałam pokornie, po czym schyliłam się, aby wziąć do rąk gumowe rękawiczki.
Gdy tylko je założyłam, chwyciłam motykę, po czym wstałam i powoli weszłam do ogródka - tych ,,chwastów'' było sporo...
- Tylko uważajcie na moje roślinki! - powiedziała pani Rose, odchodząc z powrotem w stronę budynku kadry.
- No to co? Trzeba ubrudzić ręce... - powiedziałam, patrząc na Dago z niesmakiem.
- Najwyraźniej... - odparł, po czym schylił się w stronę najbliższego chwastu.
Ja skierowałam się aż na sam koniec ogródka. Przykucnęłam tam niechętnie, po czym wyrwałam pierwszy chwast za pomocą motyki, po czym wrzuciłam go do worka (wspominałam, że zostały przygotowane?). Czynność tę powtarzałam wiele razy, uważając na resztę ogródka państwa Rose'ów. Nagle, gdy ja i Dago byliśmy już całkiem niedaleko siebie (blisko środka ogródka, bo w końcu każde z nas zmierzało z przeciwnych stron, usłyszałam... jak koń biegnie. Niby normalne? Otóż NIE! To brzmiało, jakby jakiś koń pędził w naszą stronę. Zaczęłam powoli odwracać, lecz usłyszałam tylko ,,Padnij!'' po czym już leżała na ziemi.
Spojrzałam trochę zdziwiona na chłopaka, który prawie leżał NA MNIE.
Pospiesznie się odsunął, mówiąc ,,Sorry..''
Ja spojrzałam przed siebie, ale coś mi tu... A tak, jasne... KOŃ W OGRODZIE!
Pospiesznie wstałam, próbując zatrzymać konia, który to bez przerwy kręcił się tu i tam, tym samym depcząc roślinki i naszą staranną pracę...
- Follow, przestań! - krzyknęłam w stronę konia, po czym złapałam za kantar klaczy.
Nagle Dago podbiegł do mnie, także chwytając klacz za kantar, który ta miała na sobie.
- Bramka, szybko! - powiedział, siłując się z wierzgającą klaczą, co najwyraźniej nie było łatwe.
Czym prędzej otworzyłam bramkę, podczas gdy chłopak starał się zaciągnąć konia do wyjścia. Wiadomo, nie ciągał klaczy za mocno, aby nie zrobić jej krzywdy.
Jednak klacz nie dawała za wygraną, w końcu kopnęła chłopaka w udo (na szczęście nie za mocno).
- Dago! Nic ci nie jest? - powiedziałam do chłopaka, który puścił klacz.
- Nie, nic mi nie będzie... - odparł.
- Idę po panią Rose! - sama nie wierzyłam, że to powiem, w końcu klacz zniszczyła nam pracę, jednak wolałam poprosić o pomoc.
Po drodze jednak spotkałam panią Rose.
- Proszę pani! - krzyknęłam, pospiesznie biegnąc w stronę instruktorki.
- Coś się stało? - zapytała zdziwiona.
- Follow uciekła! Wpadła do ogródka i... wszystko niszczy! Zdążyła nawet kopnąć Dagoberta!
- Jak to? - powiedziała pani Rose, po czym nie czekając na odpowiedź podbiegła truchtem do ogródka.
Gdy tylko tam wpadła, ujrzała porozrzucaną ziemię, Dago trzymającego się za udo i wierzgającą Follow.
Szybko wbiegła do ogródka, łapiąc klacz za kantar, pospiesznie wyciągając z kieszeni smaczek, podając go klaczy na otwartej ręce, po czym pogładziła ją ręką po szyi.
Powoli wyprowadziła klacz z ogródka, najwyraźniej prowadząc ją w stronę stajni.
- Zawołaj pielęgniarkę, jest w budynku kadry. – powiedziała, gdy już wychodziła.
Tak więc truchtem udałam się w stronę budynku kadry (znowu…).
***
- Bardzo cię boli? – zapytałam Dago, gdy byliśmy już przed akademikiem (pomagałam mu się tam dostać).
- Nie, tylko trochę… - powiedział tak, jednak pod wpływem tego, w jaki sposób ciągle się na niego gapiłam, postanowił powiedzieć prawdę. – Tak, boli…
- Będziesz mógł samodzielnie chodzić?
- Za jakiś czas dam radę, chociaż po solidnym kopniaku chyba jeszcze nie dzisiaj…
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy, gdy tylko odprowadziłam Dago do pokoju, udałam się z powrotem w stronę ogródka.
O dziwo, że czekała tam pani Rose…
- Słuchaj Ada… - zaczęła, gdy znalazłam się bliżej. – Pomyślałam, że skoro kara miała być dla was obojga, a póki co Dago doznał ,,urazu’’, nie musicie jej kończyć. Dobrze wykonaliście waszą pracę, jednak to Follow nabroiła... Gdy dowiem się jakim sposobem uciekła, karę dostanie inna osoba.
- Dziękuję pani Rose…
- A teraz możesz już iść. – powiedziała, po czym skierowała się w stronę budynku kadry.
Ja natomiast postanowiłam udać się z powrotem do pokoju i skorzystać z komputera (oczywiście pijąc przy tym herbatę).
Dagobert?
Brawo, dostajesz punkty ^^