- Jesteś pewna, że dotrzemy tam w środku burzy całe i zdrowe? - zapytałam, podchodząc do Holly niepewnie.
- Hmm... Zawsze można spróbować...
Ubrałyśmy się więc i wyszłyśmy z pokoju Holly. Poprosiłam, abyśmy zaszły do mnie na chwilę, abym mogła odprowadzić suczkę - gdy to zrobiłam, zeszłyśmy schodami w dół.
Niepewnie chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi. Zwinnie wyszłyśmy z budynku, nałożyłyśmy kaptury i pobiegłyśmy w kierunku stajni.
Szczerze, to bardzo się bałam, że uderzy w nas piorun - co nam w ogóle strzeliło do głowy!? Przynajmniej dobrze, że nie W GŁOWĘ...
Po jakimś czasie ostrożnego, lecz dość szybkiego biegu dotarłyśmy do stajni dla koni prywatnych całe zdyszane (zapewne strach brał w tym udział).
- Całe szczęście, że dotarłyśmy tu całe... - powiedziałam, po czym usłyszałam, jak piorun strzelił gdzieś obok stajni.
- R-r-r-r-racja... - wydukała.
Zdjęłyśmy kaptury, po czym skierowałyśmy się w stronę boksu Sydney (Holly prowadziła).
- To jest Sydney - powiedziała, głaszcząc klacz, gdy tylko doszłyśmy do jej boksu.
- Ale jest śliczna! - stwierdziłam, patrząc na konia.
- Chcesz ją pogłaskać?
- Jasne... - powiedziałam, ostrożnie podchodząc do klaczy, po czym pogłaskałam ją po czole. - Mogę zapytać, jaka to rasa?
- Koń Doński. - odparła Holly, poklepując klacz po szyi.
Holly? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)