Moja siostra i ja dotarliśmy bezpiecznie do Akademii. Miałem nadzieję, że ojciec jako wpływowy biznesmen nie wtrącał się. Zawsze, gdzie chciałem się uczyć słyszałem szepty: " Patrzcie! To ten dzieciak z bogatej rodziny. ; Pewnie za nic ma osoby z niższych sfer jak oni to mówią!; Jego ojciec znowu pomógł mu dostać się do uczelni, a my ciężko harowaliśmy by się tu dostać!" Miałem tego serdecznie dość! Sam sobie na wszystko pracowałem, a to nie moje wina, że ojciec lubił dołożyć swoje trzy grosze do wszystkiego, co robiłem. Zobaczyłem jakąś dziewczynę i podszedłem do niej
- Gdzie znajdę włascicieli? - spytałem
- Nie odpowidam na pytania takich prostaków - zaśmiała się i odjechała, lecz po chwili instruktorka ją zawołała
- Ty jesteś z rodziny Swan? - spytała
Już wiedziałem, co to znaczy!! Ojciec znowu się wtrącił!!! A myśłałem, że nikt się nie domyśli z jakiej rodziny pochodzę.
- Molly oprowadź nowego ucznia. Z należytym szacunkiem... - dodała ostrzegawczo, a ja zakryłem twarz w dłoni
- Czemu? - naburmuszyła się
Znałem to. Tak zachowują się rozpieszczone dzieciaki bogaczy.
- Jego ojciec jest wpływowym biznesmenem i finansuje wiele firm. - odparła instruktorka, ale mnie już nie było.
Sam się oprowadzę. Nie będę pustych laluń prosił o pomoc. Dam radę. Akademia choć duża to jednak nie da się zgubić. Pod opiekę otrzymałem Klejnota. Był to wredny ogier, aż na myśli mi przyszło jak kopie tą zadufaną w sobie lalunię... Aż cicho zachichotałem. Będzie mi trudno się zaprzyjaźnić z nim, ale lubię wyzwania. Jednak po chwili obok mnie stanęła "ta" dziewczyna
- Molly Hilton - przedstawiła się dumnie - My bogacze powinniśmy trzymać się razem. - dodała po chwili.
Spojrzałem na nią i milczałem. Mam tego dość. Niech się odpieprzy ode mnie! Jednak powinien być na początku miły i kulturalnie ją spławić, prawda?
- Czy to twój koń? - spytała pokazując na Klejnota
- Nie. Zajmuję się nim. Lepiej nie podchodź, bo cię ugryzie. - ostrzegłem, choć miałem ochotę tego nie robić, lecz zadufana lalunia mnie nie posłuchała i skończyło się na krzyku i łzach oraz na skardze. Na spokojnir wszystko wyjaśniłem, a instruktorka pouczyła Molly zamiast mnie, co najwyraźniej jej nie zafascynowało. Gdy odeszła
- Czy ty kogokolwiek słuchać? - spytałem retorycznie
- Nikogo - odparła, czym mnnie dobiła. Możliwe, że nie wyczuła. Westchnąłem czy mam być na nią skazany?! Jednak po chwili natkneliśmy się na jakąś inną dziewczynę... Widać, że te dwie za sobą nie przepadają. Zaczęły się wyzywać, więc wykorzystałem to by się zmyć. Poszedłem nad jezioro, gdyż je przez przypadek odkryłem jak tu jecheliśmy i znam drogę, a mam nadzieję, że nikt tam się nie skapnie, że jestem. Po dotarciu miałem wreszcie ciszę i spokój. Jednak po chwili znowu pojawiła się Molly... Ona jest duchem czy co?! Skąd wiedziała?! Za chwilę moja cierpliwość się skończy, a w szale jestem nieprzewidywalny. Jak raz mi powiedziała moja siostra, że w szele wbiłem matce w głowę obcasa...
- Czego? - powiedziałem, może dość burkliwie, ale co z tego. Na szacunek trzeba zasłużyć, jak ja to mówię...
- Jak śmiałeś tak się zmyć?! - przez całą drogę powrotną marudziła i nie chciała się odczepić..... Tego już było dość. W końcu udało mi się ją zgubić. Poszedłem do pokoju, któy dzieliłem z siostrą i jakimś chłopakiem.Gdy wszedłem wpółlokator był z tą samą dziewczyną, co wcześniej i jeszcze inną siedzieli.
- Witaj, jestem Lily,to Luna, a to Ryan. - powiedziała Lily...
- Lucas. - odparłem i walnąłem się na łóżko.
Serdzecznie miałem dość dzisiejszego dnia. Ojciec jak zwykle zrujnował mój pobyt w Akademii. Chciałem się zdrzemnąć, lecz walenie w drzwi mi nie pomogło. Do pokoju wparowało Molly. Zaczęła się szamotać z Lily i Luną oraz Ryanem. Nie interesowało mnie to, dopóki nie obraziła mojej siostry.
- Coś ty powiedziała? - spytałem, a wszyscy spojrzeli się na mnie w zdumieniu. Jedynie Kate wiedziała, co się stanie. Rozumiem ich zdziwienie, bo się nie mieszałem.
- Że jest tępą suką - odparła Molly bez problemu. - A co?
- Tak się składa, że to moja siostra. - powiedziałem zimno - Radziłbym ci ją i innych przeprosić. - powiedziałem bardziej zimno niż wcześniej.
- Nie. A co mi zrobisz, prostaku? - powiedziała - Na puścisz na mnie tą świnię? - pokazała na Lunę.
Teraz to puściły mi nerwy. Kopnąłem ją w twarz i to ostro.
- Lucas!! - usłyszałem krzyk siostry, lecz zignorowałem
- Powiedziałem szmato. Widzę,że nie nadajesz się do niczego oprócz wycierania podłogi. Tania d*pa jak ty powinna w burdelu pracować. Tam jest miejsce dla takich dziwolągów jak ty... Chwila pomyliłem się to cyrk!
- TY! - zaczęła, a z jej kącików poleciała krew
- Wiem że pewnie już cie nie obchodzi to pytanie ale chciałabym dać ci 3 wskazówki: Kur warszawa nie hoduje. Jadłaś kiedyś rosół z kurwielu? Jesteś małpą, a nie po małpy są mądrzejsze od ciebie. - zadrwiłem i przy czym podniosłem ją za włosy oraz rzuciłem na ścianę. Lily i Luna wraz z Rayanem starali się mnie powstrzymać, w końcu im się udało mnie uspokoić, lecz na koniec dodałem:
- Nie szczekaj tak swą psią jadaczką .. Bo suki maja większy szacunek do siebie niż Ty...
Molly wyszła z płaczem, a ja nadal byłem poddenerwowany. Ryan,Lily i Luna patrzyli na mnie z lekkim strachem jak i zdumieniem.. .Kate im wszystko powyjaśniała, a ja się w tym czasie uspokoiłem.
- Przesadziłem, prawda? - spytałem się ich
Lily,Luna, Ryan, Molly??? Kto odpisze???
środa, 31 sierpnia 2016
Od Molly C.D Ryana
Gdy znalazłyśmy wierzchowce Luny poszłam do Parysa. Pogłaskałam go i poszłam do paszarni przygotować mu kolacje. Jak zawsze wzięłam otręby i owiec. Do nich dodałam orzechy laskowe, rodzynki, kawałki marchewki i jabłka oraz miód. Wszystko wymieszałam i zaniosłam jedzenie Parysowi. Kuc zarżał i zaczął jeść swoje jedzenie. W tym czasie nalałam mu jescze wody. Było już późno więc pożegnałam się z moim ukochanym wierzchowcem i poszłam do pokoju. Przed poójściem dałam mu jescze miętówke. Wchodząc do akademika postanowiłam pójśc do pokoju Rayna. Gdy w końcu odnalazłam numer jego pokoju zapukałam a chłopak krzyknął:
- Otwarte!
Weszłam do środka. Ryan od razu zadał pytanie:
- Po co tu przyszłaś?
- No ... Ja ... - te słowa przychodziły mi strasznie ciężko. - Chciałam przeprosić.
Chłopak lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam mówić dalej:
- Za to jak potraktowałam ciebie ... No i Lunę .... I wogle za to jak się zachowywałam. Ja ... Ja po prostu jestem przyzwyczajona do takiego życia. Od ... Od zawsze wszyscy mi usługiwali i nigdy tak napradę nie miałam rodziców ... Nauczyłam się tak żyć. Wszyscy mówili mi że takim traktowaniem będę szczęsliwa ... Ale ja po prostu zawsze chciałam mieć rodziców i by chodź raz ktoś się mną zainteresował ... Mną a nie moimi pieniędzmi ...
Ryan?
- Otwarte!
Weszłam do środka. Ryan od razu zadał pytanie:
- Po co tu przyszłaś?
- No ... Ja ... - te słowa przychodziły mi strasznie ciężko. - Chciałam przeprosić.
Chłopak lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam mówić dalej:
- Za to jak potraktowałam ciebie ... No i Lunę .... I wogle za to jak się zachowywałam. Ja ... Ja po prostu jestem przyzwyczajona do takiego życia. Od ... Od zawsze wszyscy mi usługiwali i nigdy tak napradę nie miałam rodziców ... Nauczyłam się tak żyć. Wszyscy mówili mi że takim traktowaniem będę szczęsliwa ... Ale ja po prostu zawsze chciałam mieć rodziców i by chodź raz ktoś się mną zainteresował ... Mną a nie moimi pieniędzmi ...
Ryan?
Od Vivian C.D Marco
Ruszyłam w kierunku stajni, by zawołać tego małego drania. Przybiegł szybko do mnie, opierając swoje łapy na mym brzuchu, jakby zapominając, że parę sekund temu mi podpadł. Pokręciłam z uśmiechem głową, kucając przy nim.
- Co wyrosło z takiego małego, grzecznego pulpeta?- podrapałam go za uchem.- Podejdź Marco, zaprzyjaźnij się z nim. On kocha ludzi tak samo, jak swoje jedzenie.
Nim się spostrzegłam, szatyn znalazł się obok mnie wyciągając rękę do psa. Mówiąc coś do niego, próbował zwrócić na sobie całą jego uwagę, co nie było trudne, bo już po chwili, Beagle prawie rzucił się na chłopaka, liżąc go swoim jęzorem po twarzy. Naprawdę, zabawny był widok mojego pupila spoufalającego się z moim współlokatorem, który przybrał minę, no nie powiem, ciekawą. Takie zmieszanie, nie wiedząc, cóż ma uczynić, połączone z nieukrywaną przyjaźnią dla Scotta. Odciągnęłam go od Marca, by nie zamęczył go na śmierć, w dodatku przy pierwszym ich spotkaniu.
- Dobra, wystarczy, bo zaraz go zabijesz swoim długaśnym jęzorem.- pociągnęłam go za obrożę, kierując się w stronę kuchni, by nakarmić małego głodomora.
Marco wstaną i otarłszy ręką swoją mokrą twarz, dołączył do mnie.
- Nie sądziłem, że zaprzyjaźnianie się z nim pójdzie mi tak gładko.- mruknął.
- Jemu dwa razy powtarzać nie musisz.- skwitowałam, patrząc na czworonoga, drepczącego między nami.
Dochodząc do porozumienia, stwierdziliśmy, że gdy tylko nakarmię lizusa, kręcącego się wokół naszych nóg, odniosę bluzkę wymęczoną przez Scotta i udamy się wspólnie na śniadanie. Jak postanowiliśmy, tak też uczyniliśmy- po jakichś piętnastu minutach siedzieliśmy przy stole, oboje jedząc na szybko zrobione kanapki.
- Swoją drogą,- zaczęłam.- to współczuję Ci, że ze mną mieszkasz.- zaczęłam, uśmiechając się do pomidora na chlebie.
Chłopak popatrzył na mnie jedynie pytająco, unosząc lekko jedną brew ku górze.
- Nie zajmujesz przez godzinę łazienki, wyrabiasz się w góra dziesięć minut, więc czy może być coś gorszego?
Racja. Dziewczyny uwielbiają przesiadywać w łazience, chyba jest to ich ukochanym zajęciem, odkąd się urodziły. Więc, sądząc po tym, chyba jednak nie jestem dziewczyną. Może powinnam zmienić płeć? Źle bym się czuła w skórze faceta, bo czuję się dobrze z tym, co mam, lecz po upływającym czasie chyba bym się do tego przyzwyczaiła. Mogłabym pakować, robić kaloryfer, czego by mi się na pewno nie chciało, a co najważniejsze- nie sztuką byłoby dla mnie wysikać się na stojąco w dowolnym miejscu! Tego niestety nie potrafi żadna dziewczyna. Właśnie. A może ja będę pierwsza? Może to ja będę tą wybranką? Stałabym się sławna, serio. Teraz media polują na dziwolągów, by ich wypromować i mieć z tego kasę, w której będą pływać co wieczór w wannie. O ile w banknotach da się pływać.
Ach, właśnie o tym mu mówiłam- jestem porypana.
- Mówię, robię rzeczy, o których człowiek przy zdrowych zmysłach nawet by nie pomyślał.- przegryzając ostatni kęs, zerknęłam na zegar wiszący na ścianie.
- O ku*wa.- wrzasnęłam.- Zaraz się spóźnię na jazdę w teren.- wstałam zabierając talerz i wybiegłam, rzucając w stronę Marca „do zobaczenia później”.
A zobaczyliśmy się tuż po mojej jeździe. Byłam w trakcie rozsiodływania Toskanii i czyszczenia jej, gdy usłyszałam za sobą głos
Marco? No widzisz, ja potrafię zaskakiwać Z góry przepraszam, że to trwało tak długo, lecz brakowało mi pomysłu na odpis Jest denne i krótkie, za co mocno przepraszam D:
- Co wyrosło z takiego małego, grzecznego pulpeta?- podrapałam go za uchem.- Podejdź Marco, zaprzyjaźnij się z nim. On kocha ludzi tak samo, jak swoje jedzenie.
Nim się spostrzegłam, szatyn znalazł się obok mnie wyciągając rękę do psa. Mówiąc coś do niego, próbował zwrócić na sobie całą jego uwagę, co nie było trudne, bo już po chwili, Beagle prawie rzucił się na chłopaka, liżąc go swoim jęzorem po twarzy. Naprawdę, zabawny był widok mojego pupila spoufalającego się z moim współlokatorem, który przybrał minę, no nie powiem, ciekawą. Takie zmieszanie, nie wiedząc, cóż ma uczynić, połączone z nieukrywaną przyjaźnią dla Scotta. Odciągnęłam go od Marca, by nie zamęczył go na śmierć, w dodatku przy pierwszym ich spotkaniu.
- Dobra, wystarczy, bo zaraz go zabijesz swoim długaśnym jęzorem.- pociągnęłam go za obrożę, kierując się w stronę kuchni, by nakarmić małego głodomora.
Marco wstaną i otarłszy ręką swoją mokrą twarz, dołączył do mnie.
- Nie sądziłem, że zaprzyjaźnianie się z nim pójdzie mi tak gładko.- mruknął.
- Jemu dwa razy powtarzać nie musisz.- skwitowałam, patrząc na czworonoga, drepczącego między nami.
Dochodząc do porozumienia, stwierdziliśmy, że gdy tylko nakarmię lizusa, kręcącego się wokół naszych nóg, odniosę bluzkę wymęczoną przez Scotta i udamy się wspólnie na śniadanie. Jak postanowiliśmy, tak też uczyniliśmy- po jakichś piętnastu minutach siedzieliśmy przy stole, oboje jedząc na szybko zrobione kanapki.
- Swoją drogą,- zaczęłam.- to współczuję Ci, że ze mną mieszkasz.- zaczęłam, uśmiechając się do pomidora na chlebie.
Chłopak popatrzył na mnie jedynie pytająco, unosząc lekko jedną brew ku górze.
- Nie zajmujesz przez godzinę łazienki, wyrabiasz się w góra dziesięć minut, więc czy może być coś gorszego?
Racja. Dziewczyny uwielbiają przesiadywać w łazience, chyba jest to ich ukochanym zajęciem, odkąd się urodziły. Więc, sądząc po tym, chyba jednak nie jestem dziewczyną. Może powinnam zmienić płeć? Źle bym się czuła w skórze faceta, bo czuję się dobrze z tym, co mam, lecz po upływającym czasie chyba bym się do tego przyzwyczaiła. Mogłabym pakować, robić kaloryfer, czego by mi się na pewno nie chciało, a co najważniejsze- nie sztuką byłoby dla mnie wysikać się na stojąco w dowolnym miejscu! Tego niestety nie potrafi żadna dziewczyna. Właśnie. A może ja będę pierwsza? Może to ja będę tą wybranką? Stałabym się sławna, serio. Teraz media polują na dziwolągów, by ich wypromować i mieć z tego kasę, w której będą pływać co wieczór w wannie. O ile w banknotach da się pływać.
Ach, właśnie o tym mu mówiłam- jestem porypana.
- Mówię, robię rzeczy, o których człowiek przy zdrowych zmysłach nawet by nie pomyślał.- przegryzając ostatni kęs, zerknęłam na zegar wiszący na ścianie.
- O ku*wa.- wrzasnęłam.- Zaraz się spóźnię na jazdę w teren.- wstałam zabierając talerz i wybiegłam, rzucając w stronę Marca „do zobaczenia później”.
A zobaczyliśmy się tuż po mojej jeździe. Byłam w trakcie rozsiodływania Toskanii i czyszczenia jej, gdy usłyszałam za sobą głos
Marco? No widzisz, ja potrafię zaskakiwać Z góry przepraszam, że to trwało tak długo, lecz brakowało mi pomysłu na odpis Jest denne i krótkie, za co mocno przepraszam D:
Od Ryana Cd Molly
Ta dziewczyna działała mi bardzo bardzo na nerwy .. trzeba było ją wtedy zgwałcić i zabić.
Sam nie wiedziałem po co ona gra taką,to wszystko to tania szopka
Kiedy Molly odmówiła postanowiłem zrobić to inaczej ..
Poszedłem do Pana Jamesa i powiedziałem o tym co wyprawia Molly
Poszedł do stajni ..
-No cóż Panno Molly .. dopóki Luna nie odzyska koni nie ma pani wstępu do stajni i zawieszam panią na 3 jazdy do odwołania nie jezdzi ani na Parysie
Dziewczyna spojrzała na mnie i wyszła z boksu wzięła kantar i poszła do tego lasu szukać koni
-Zadowolony jesteś z siebie !!
-Bardzo a teraz biegnij bo konie Ci uciekną
***********
Kilka godzin później widziałem jak Molly i Luna wracają ze znalezionymi w lesie końmi.
Uśmiechnąłem się łobuzersko po czym poszedłem do swojego pokoju.
Przed kolacją poszedęłm z Rikim na spacer a po kolacji uwaliłem się na łóżko
Moja chwila nie trwała długo ...
<Molly>
Sam nie wiedziałem po co ona gra taką,to wszystko to tania szopka
Kiedy Molly odmówiła postanowiłem zrobić to inaczej ..
Poszedłem do Pana Jamesa i powiedziałem o tym co wyprawia Molly
Poszedł do stajni ..
-No cóż Panno Molly .. dopóki Luna nie odzyska koni nie ma pani wstępu do stajni i zawieszam panią na 3 jazdy do odwołania nie jezdzi ani na Parysie
Dziewczyna spojrzała na mnie i wyszła z boksu wzięła kantar i poszła do tego lasu szukać koni
-Zadowolony jesteś z siebie !!
-Bardzo a teraz biegnij bo konie Ci uciekną
***********
Kilka godzin później widziałem jak Molly i Luna wracają ze znalezionymi w lesie końmi.
Uśmiechnąłem się łobuzersko po czym poszedłem do swojego pokoju.
Przed kolacją poszedęłm z Rikim na spacer a po kolacji uwaliłem się na łóżko
Moja chwila nie trwała długo ...
<Molly>
Od Jake'a Cd Suzi
W sklepie z butami udało mi się namierzyć białe Jordany. Niemalże od
razu znalazłem mój numer. Stanąłem w kolejce za Suzi. Po wykonanym
zakupie ruszyliśmy do sklepu sportowego.
-Drążek -pokazałem jej na sprzęt.
-Po co ci ?
-Aktualnie nie mam czasu, aby wychodzić na długie treningi street workout'u.
-Czego ?
-Street workout - coś podobnego do kalisteniki.
-Ahh, rozumiem. Bierzesz go ?
-Tak, tak.
Na drążku jednak się nie skończyło. Wziąłem jeszcze skórki gimnastyczne w kolorze czarnym. Zapłaciliśmy za zakupy. Pomogłem nieść jej torby, bo jednak trochę to ważyło. Zanieśliśmy wszystko do samochodu. Postanowiliśmy, że się przejdziemy.
-To pokażesz mi na czym polega ten street workout?
-Jasne. Tylko muszę znaleźć coś co się nada...
Po chwili naszym oczom ukazał się most. Podszedłem do niego i wykonałem elbow lever. Obok świeciła lampa. Podszedłem do niej i okrążyłem. Wyglądała na solidną. Zrobiłem flagę.
-I to na tym polega ?
-Mniej więcej -odpowiedziałem. - Jest jeszcze więcej tego wszystkiego, ale ja pokazałem tylko takie o. Można jeszcze zrobić dragon flag'a, hand stand'a czy też 360.
-Ładnie, ładnie. Długo już się tym zajmujesz ?
- Tylko 4 lata - zaśmiałem się.
-No to kawał czasu.
W odpowiedzi machnąłem ręką.
Suzi ?
-Drążek -pokazałem jej na sprzęt.
-Po co ci ?
-Aktualnie nie mam czasu, aby wychodzić na długie treningi street workout'u.
-Czego ?
-Street workout - coś podobnego do kalisteniki.
-Ahh, rozumiem. Bierzesz go ?
-Tak, tak.
Na drążku jednak się nie skończyło. Wziąłem jeszcze skórki gimnastyczne w kolorze czarnym. Zapłaciliśmy za zakupy. Pomogłem nieść jej torby, bo jednak trochę to ważyło. Zanieśliśmy wszystko do samochodu. Postanowiliśmy, że się przejdziemy.
-To pokażesz mi na czym polega ten street workout?
-Jasne. Tylko muszę znaleźć coś co się nada...
Po chwili naszym oczom ukazał się most. Podszedłem do niego i wykonałem elbow lever. Obok świeciła lampa. Podszedłem do niej i okrążyłem. Wyglądała na solidną. Zrobiłem flagę.
-I to na tym polega ?
-Mniej więcej -odpowiedziałem. - Jest jeszcze więcej tego wszystkiego, ale ja pokazałem tylko takie o. Można jeszcze zrobić dragon flag'a, hand stand'a czy też 360.
-Ładnie, ładnie. Długo już się tym zajmujesz ?
- Tylko 4 lata - zaśmiałem się.
-No to kawał czasu.
W odpowiedzi machnąłem ręką.
Suzi ?
Od Ryana Cd Hope
Dziewczyna poszła za pewne do Akademii po psa, byłęm pewien że zmieni zdanie gdy zobaczy jak wygląda Riki i że nie jest pierwszej młodości jednak nie wróciła do mnie po chwili więc może się przełamała jakoś albo w cale nie miała z tym problemu. Zapaliłem papierosa .. wypuściłem resztę koni na pastwisko i pozamiatałem stajnię. Poszedłem do pokoju psa nie było czyli wzięła go to spoko wziąłem prysznic i przebrałem się w czarne spodnie i czarną bokserkę. Po psiukałem perfumami skoczyłem po kanapkę na stołówkę i udałem się na poszukiwanie Hope.
Zobaczyłem ją ale ona mnie najwidoczniej nie bo wpadła na mnie po czym mówiła do mnie tak chaotycznie,ze nie słuchałem jej tylko roześmiałem się. Riki patrzył to na mnie to na nią.
-Dobra spoko jak nie chcesz ja go wezmę ..
-Nie ja chce on jest suuper ..
-Okey skoro chcesz ..
Poszliśmy do pokoju Hope zrobiła psu jedzenie i dała pić
-Ile on ma lat ?
-Zawsze o słyszę dwadzieścia
-Jest w moim wieku niesamowite musiałeś o niego dbać świetnie że tyle żyje
-Nie .. miał ciężka przeszłość i niestabilną to jego wola ..
-A ile z tobą jest ?
-20 lat od zawsze od kad pamiętam miałem chyba 3 lata on był rocznym psiakiem
-Rodzice Ci go dali ..
Zagryzłem wargi ..
-Nie .. z resztą to nie ważne .. bezpański pies który nie raz ratował mi życie .. zmieńmy temat nie lubię powrotów do przeszłości ..
-Okey .. masz jakieś pasje ?
-Tak sztuki walki i gra na instrumentach oraz spiuew
Od razu dziewczyna wstała i wzięła moją gitarę podała ją
-Zaśpiewasz coś ?
Wzruszyłem ramionami po czym zagrałem kilka nut i zaśpiewałem ..
-Sam komponujesz ?-spytała
-Tak wszystko robię sam .. -opadłem na łózko
<Hope>
Zobaczyłem ją ale ona mnie najwidoczniej nie bo wpadła na mnie po czym mówiła do mnie tak chaotycznie,ze nie słuchałem jej tylko roześmiałem się. Riki patrzył to na mnie to na nią.
-Dobra spoko jak nie chcesz ja go wezmę ..
-Nie ja chce on jest suuper ..
-Okey skoro chcesz ..
Poszliśmy do pokoju Hope zrobiła psu jedzenie i dała pić
-Ile on ma lat ?
-Zawsze o słyszę dwadzieścia
-Jest w moim wieku niesamowite musiałeś o niego dbać świetnie że tyle żyje
-Nie .. miał ciężka przeszłość i niestabilną to jego wola ..
-A ile z tobą jest ?
-20 lat od zawsze od kad pamiętam miałem chyba 3 lata on był rocznym psiakiem
-Rodzice Ci go dali ..
Zagryzłem wargi ..
-Nie .. z resztą to nie ważne .. bezpański pies który nie raz ratował mi życie .. zmieńmy temat nie lubię powrotów do przeszłości ..
-Okey .. masz jakieś pasje ?
-Tak sztuki walki i gra na instrumentach oraz spiuew
Od razu dziewczyna wstała i wzięła moją gitarę podała ją
-Zaśpiewasz coś ?
Wzruszyłem ramionami po czym zagrałem kilka nut i zaśpiewałem ..
-Sam komponujesz ?-spytała
-Tak wszystko robię sam .. -opadłem na łózko
<Hope>
Od Lily C.D Molly
Chciałam sobie *Nie widzisz jej, nie widzisz jej* powtarzałam sobie. Jednak kipiałam ze złości.
-O... Nasza s**a się znalazła.- powiedziała Molly.
-Morda na kłódkę Hilton.- syknęłam.
-O rany bo się popłaczę.- zaśmiała się.
-Mogę to załatwić.- uderzyłam ją pięścią w nos. Po chwili zaczęła jej cieknąć krew.
-Nie waż się do mnie tak mówić, lub obrażać moich przyjaciół. Bo przysięgam. Przyjdę po ciebie i nic po tobie nie zostanie.- syknęłam i odeszłam z siodłem i ogłowiem Szafira. Nie musiałam długo czekać na Elizabeth do której jak zwykle poleciała Molly ze skargą.
-Lily White tłumacz się.- powiedziała stanowczo. Westchnęłam tylko i dopięłam popręg.
-A więc tak. Byłam w siodlarni. Nagle do niej weszła Molly i zaczęła mnie wyzywać. Dlatego oberwała.- wyjaśniłam i wyprowadziłam ogiera z boksu. Wsiadłam na niego i pogalopowałam w stronę polany nad jeziorem którą odkryłam z Katrins. To było i jest piękne miejsce. Nagle usłyszałam stukot kopyt. O nie. Tylko nie to. Jeśli Rozpieszczona Księżniczka odkryje to miejsce to się zabiję. Szybko wsiadłam na Szafira i uciekłam. Nie miałam obaw co do polany. Była dobrze ukryta. Pojechałam za Molly. Nagle zorientowała się chyba że jadę za nią bo się zatrzymała.
-Jeszcze ci się nie znudziło chodzenie za mną?- spytała ze znudzeniem.
-Jakoś nie specjalnie.- odwarknęłam.
Molly?
-O... Nasza s**a się znalazła.- powiedziała Molly.
-Morda na kłódkę Hilton.- syknęłam.
-O rany bo się popłaczę.- zaśmiała się.
-Mogę to załatwić.- uderzyłam ją pięścią w nos. Po chwili zaczęła jej cieknąć krew.
-Nie waż się do mnie tak mówić, lub obrażać moich przyjaciół. Bo przysięgam. Przyjdę po ciebie i nic po tobie nie zostanie.- syknęłam i odeszłam z siodłem i ogłowiem Szafira. Nie musiałam długo czekać na Elizabeth do której jak zwykle poleciała Molly ze skargą.
-Lily White tłumacz się.- powiedziała stanowczo. Westchnęłam tylko i dopięłam popręg.
-A więc tak. Byłam w siodlarni. Nagle do niej weszła Molly i zaczęła mnie wyzywać. Dlatego oberwała.- wyjaśniłam i wyprowadziłam ogiera z boksu. Wsiadłam na niego i pogalopowałam w stronę polany nad jeziorem którą odkryłam z Katrins. To było i jest piękne miejsce. Nagle usłyszałam stukot kopyt. O nie. Tylko nie to. Jeśli Rozpieszczona Księżniczka odkryje to miejsce to się zabiję. Szybko wsiadłam na Szafira i uciekłam. Nie miałam obaw co do polany. Była dobrze ukryta. Pojechałam za Molly. Nagle zorientowała się chyba że jadę za nią bo się zatrzymała.
-Jeszcze ci się nie znudziło chodzenie za mną?- spytała ze znudzeniem.
-Jakoś nie specjalnie.- odwarknęłam.
Molly?
Od Molly C.D Ryana
- Co zrobiłaś? - spytał chłopak.
- Nie twoja sprawa - uśmiechnęłam się.
- Moja - odparł i zatrzymał mnie. - Co zrobiłaś?
- Wypuściłam konie Luny do lasu - zaśmiałam się i odeszłam.
Własnie wtedy zobaczyłam dziewczynę bięgnącą z dwoma kantarami i ogłowiem. Weszła do boksu Faldo i szybko założyła mu ogłowię po czym wsiadła i popędziła go do galopu. Zadowolona odeszłam i poszłam do Parysa. Kucyk szczęśliwie do mnie zarżał. Pogłaskałam go i dałam mu smakołyka. Poszłam do mojego pokoju i zaczęłam czytać książkę. Do środka po chwili wparował Ryan.
- Puka się - odparłam.
Odłożyłam ksiązke na bok i spytałam:
- O co chodzi tym razem?
- Dobrze wiesz o co - odparł wsciekły.
- Oświeć mnie - zaśmiałam się.
- Idź pomóż szukać Lunie jej koni - odparł.
- Nigdy - odparłam.
Ryan?
- Nie twoja sprawa - uśmiechnęłam się.
- Moja - odparł i zatrzymał mnie. - Co zrobiłaś?
- Wypuściłam konie Luny do lasu - zaśmiałam się i odeszłam.
Własnie wtedy zobaczyłam dziewczynę bięgnącą z dwoma kantarami i ogłowiem. Weszła do boksu Faldo i szybko założyła mu ogłowię po czym wsiadła i popędziła go do galopu. Zadowolona odeszłam i poszłam do Parysa. Kucyk szczęśliwie do mnie zarżał. Pogłaskałam go i dałam mu smakołyka. Poszłam do mojego pokoju i zaczęłam czytać książkę. Do środka po chwili wparował Ryan.
- Puka się - odparłam.
Odłożyłam ksiązke na bok i spytałam:
- O co chodzi tym razem?
- Dobrze wiesz o co - odparł wsciekły.
- Oświeć mnie - zaśmiałam się.
- Idź pomóż szukać Lunie jej koni - odparł.
- Nigdy - odparłam.
Ryan?
Od Matthewa C.D Lily
Przysunąłem się do niej bliżej i złapałem za biodra. Przyciągnąłem ją do siebie.
-Jake'a pomysł nie był zły...
Spojrzała na mnie poważnie.
-Żartuje - zaśmiałem się.
Odsunąłem się i oparłem o uchyloną bramę. Patrzyłem jak kolejne krople deszczu opadają na ziemię. Lily podeszła do mnie od tyłu. Spojrzałem na nią, a po chwili znów wróciłem do poprzedniego zajęcia.
-Co w tym deszczu takiego ciekawego ?
-Właściwie nic, ale jednak przyciąga wzrok... Długo będzie padać - westchnąłem.
-Skąd wiesz ?
-Tworzą się bańki na kałuży. U nas mówiono, że im wieksze tym dłużej będzie padało.
Popatrzyła na kałużę, która znajdowała się centralnie naprzeciwko nas. Znajdowały się na niej sporej wielkości bąble, które znikały tak szybko jak się pojawiły. Ustępowały tym samym miejsca nowym.
-To masz jakiś pomysł ?
-W sumie nie, ale każdy dobry pomysł przychodzi z nienacka.
-Myślisz ?
-Tak.
Spojrzałem na nią.
-Przepraszam też za Jake'a i jego zryty mózg.
-Przepraszasz za coś czego nie ma ? - spytała z rozbawieniem.
- No wiesz co ... - zaśmiałem się. - Taka ładna, a taka wredna.
-Prawdomówna - uśmiechnęła się.
Pocałowałem ją i odsunąłem się. Po chwili usłyszeliśmy grzmot.
Lily ?
-Jake'a pomysł nie był zły...
Spojrzała na mnie poważnie.
-Żartuje - zaśmiałem się.
Odsunąłem się i oparłem o uchyloną bramę. Patrzyłem jak kolejne krople deszczu opadają na ziemię. Lily podeszła do mnie od tyłu. Spojrzałem na nią, a po chwili znów wróciłem do poprzedniego zajęcia.
-Co w tym deszczu takiego ciekawego ?
-Właściwie nic, ale jednak przyciąga wzrok... Długo będzie padać - westchnąłem.
-Skąd wiesz ?
-Tworzą się bańki na kałuży. U nas mówiono, że im wieksze tym dłużej będzie padało.
Popatrzyła na kałużę, która znajdowała się centralnie naprzeciwko nas. Znajdowały się na niej sporej wielkości bąble, które znikały tak szybko jak się pojawiły. Ustępowały tym samym miejsca nowym.
-To masz jakiś pomysł ?
-W sumie nie, ale każdy dobry pomysł przychodzi z nienacka.
-Myślisz ?
-Tak.
Spojrzałem na nią.
-Przepraszam też za Jake'a i jego zryty mózg.
-Przepraszasz za coś czego nie ma ? - spytała z rozbawieniem.
- No wiesz co ... - zaśmiałem się. - Taka ładna, a taka wredna.
-Prawdomówna - uśmiechnęła się.
Pocałowałem ją i odsunąłem się. Po chwili usłyszeliśmy grzmot.
Lily ?
Od Molly Do Lucasa
Po obiedzie jak zawsze wybrałam się do stajni, do Parysa. Kuc zarżał na
mój widok. Dogadywałam się z nim świetnie. Podczas jazdy bardzo dobrze,
ze mną współgrał. Instruktorzy uważali że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Z uczniami za to dobrych relacji nie miałam .. Oczywiście nie licząc
Bridget. Z nią dogadywałam się świetnie. Niedawno poznałam kolejne
wredne osoby - Meg i Matthew. Teb drugi oczywiście chiał bronić swojej
głupiej dziewczyny. Z rosmysleń wyrwało mnie rżenie Parysa.
- Co powiesz na przejażdżkę? - spytałam.
Poszłam do siodarni po ogłowie konia. Postanowiłam pojechać na oklep. Wyprowdaziłam konia z boksu i zaczęłam go czyścić. Wzięłam miękką szczotkę i zaczęłam czesac jego miękką siersć. Pielęgnując go jak zawsze straciłam rachubę czasu. Oprócz Parysa jeździlam tu jescze na Sonacie, Faldo, Burbonie i Toskani jednak z żadnych tych koni zbytnio przypadł mi do gustu. Gdy jego sierśc lśniła już z czystości zajęłam się jego kopytami. Były one praktycznie czyste. Gdy był już gotowy założyłam mu ogłowie i wyszłam z nim ze stajni. Gdy wsiadłam ktoś spytał się mnie:
- Gdzie znajdę włascicieli?
- Nie odpowidam na pytania takich prostaków - zaśmiałam się i odjechałam
Lucas?
- Co powiesz na przejażdżkę? - spytałam.
Poszłam do siodarni po ogłowie konia. Postanowiłam pojechać na oklep. Wyprowdaziłam konia z boksu i zaczęłam go czyścić. Wzięłam miękką szczotkę i zaczęłam czesac jego miękką siersć. Pielęgnując go jak zawsze straciłam rachubę czasu. Oprócz Parysa jeździlam tu jescze na Sonacie, Faldo, Burbonie i Toskani jednak z żadnych tych koni zbytnio przypadł mi do gustu. Gdy jego sierśc lśniła już z czystości zajęłam się jego kopytami. Były one praktycznie czyste. Gdy był już gotowy założyłam mu ogłowie i wyszłam z nim ze stajni. Gdy wsiadłam ktoś spytał się mnie:
- Gdzie znajdę włascicieli?
- Nie odpowidam na pytania takich prostaków - zaśmiałam się i odjechałam
Lucas?
Od Marco Cd Hope
- Poczekaj. Lepiej żebyś nie odchodziła sama. - Na moje słowa Hope przystanęła.
- To teren akademii. Dojdę bezpiecznie do pokoju.- zapewniła mnie.
- Nie byłbym tego taki pewien.
A zaraz potem rozległ się kolejny huk. Kolejny strzał ostrzegawczy.
Dziewczyna odwróciła się zaniepokojona. Wiedziała że to pistolet.
Słuchaj…-chciałem zebrać myśli. - W tym lesie jest ktoś, kto nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony. Przynajmniej na mnie.
Hope patrzyła na mnie jak na wariata. Nadal nie wiedziała o co chodzi.
- Kto?
No tak…-przegryzłem dolną wargę.- Taki jeden...znajomy.
Określenie znajomy może nie było do końca trafne, ale przynajmniej złagodzi sytuację.
Znajomy.- Powtórzyła moje słowa.- Z bronią?
Mówiłem, że nie cieszy się na mój widok.- Oparłem się o drzewo rosnące na skraju lasu. - Szczególnie po naszej nocnej rozmowie.
Usłyszałem za plecami jakiś szelest. Oby to była tylko wiewiórka.
-Ale...o co chodzi?!...- Spojrzała mi w oczy.
- Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.-Powiedziałem drapiąc się w kark. Niby taki powiedzenie, ale w tej sytuacji jak najbardziej się sprawdzało.
Blask księżyca oświetlał morskie fale, na plaży panowała cisza, spokój i mordercza niepewność.
Kopnąłem kamień by się wyżyć. Spadł jakieś parę metrów dalej i wbił się w piasek.
- Może zaczniemy od nowa.- Szept dobiegał ze strony plaży. - Powoli i spokojnie. Co nie, Marco?
Greg przeładował ze zgrzytem pistolet, na piasek upadła metalowa łuska. Koleś stał dwadzieścia metrów przed nami i dalej szedł wzdłuż plaży. Był młody, cały w tatuażach i w piercingu. Jego uliczny wizerunek gryzł się z otwartą przestrzenią matki natury, nawet podczas nocy.
- Greg, mówiłem już. Nie mam ci już nic do oddania. - Uniosłem dłonie na wysokość ramion. Nie chciałem strzelaniny.- Idź sobie.
Najwyraźniej zapomniałeś o odsetkach.- Jego głos był niepokojąco spokojny. - Ja też chcę zarobić.
Nie dam ci ani kafla więcej.- Zmarszczyłem brwi.- Oddałem już, co pożyczyłem.
- Wielkość MOICH odsetek zależy od długości czasu spłacania długu. Niestety twój czas zwrotu przekroczył już wszelkie granice. - Zaczął ze mnie drwić. - No dalej, wyskakuj z forsy.
Mówiłem ci, nie mam nic…- Zacząłem schodzić dłońmi do tylnych kieszeni, jednak zamiast portfela miałem teraz w rękach swoją własną broń. Sprytnie ukrytą za pasem, tuż za płacami.
-Spadaj.- Moja sugestia nabrała rumieńców z pistoletem w ręku i z lufą wycelowaną w su*insyna.
Mój ,,znajomy’’ uśmiechnął się tylko, a jego broń huśtała się teraz na małym palcu jak plastikowa zabawna.
- Masz dar przekonywania kolego! - zaśmiał się pod nosem. Ale nie mam zamiaru odchodzić z niczym. Może … pogadamy jak równy z równym, ale na osobności.
Przy ostatnich słowach wbił wzrok w Hope.
Odruchowo zakryłem ramieniem dziewczynę. Ja już widziałem, co Greg ma ma myśli. I na pewno nie chodzi tu o puszczenie jej wolno, żeby w spokoju mogła wezwać policję.
- Ona jest ze mną. To taki mój doradca finansowy.
- Jakiś nie za dobry, skoro jestem tu już trzeci raz.- Mruknął i schował pistolet za pas. Mi kazał zrobić to samo.
( Hope? Za mało filmów kryminalnych się naoglądałem, żeby teraz od razu odpisywać. Przez te trzy dni musiałem się jakoś ,,doedukować'', sama rozumiesz. )
- To teren akademii. Dojdę bezpiecznie do pokoju.- zapewniła mnie.
- Nie byłbym tego taki pewien.
A zaraz potem rozległ się kolejny huk. Kolejny strzał ostrzegawczy.
Dziewczyna odwróciła się zaniepokojona. Wiedziała że to pistolet.
Słuchaj…-chciałem zebrać myśli. - W tym lesie jest ktoś, kto nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony. Przynajmniej na mnie.
Hope patrzyła na mnie jak na wariata. Nadal nie wiedziała o co chodzi.
- Kto?
No tak…-przegryzłem dolną wargę.- Taki jeden...znajomy.
Określenie znajomy może nie było do końca trafne, ale przynajmniej złagodzi sytuację.
Znajomy.- Powtórzyła moje słowa.- Z bronią?
Mówiłem, że nie cieszy się na mój widok.- Oparłem się o drzewo rosnące na skraju lasu. - Szczególnie po naszej nocnej rozmowie.
Usłyszałem za plecami jakiś szelest. Oby to była tylko wiewiórka.
-Ale...o co chodzi?!...- Spojrzała mi w oczy.
- Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.-Powiedziałem drapiąc się w kark. Niby taki powiedzenie, ale w tej sytuacji jak najbardziej się sprawdzało.
Blask księżyca oświetlał morskie fale, na plaży panowała cisza, spokój i mordercza niepewność.
Kopnąłem kamień by się wyżyć. Spadł jakieś parę metrów dalej i wbił się w piasek.
- Może zaczniemy od nowa.- Szept dobiegał ze strony plaży. - Powoli i spokojnie. Co nie, Marco?
Greg przeładował ze zgrzytem pistolet, na piasek upadła metalowa łuska. Koleś stał dwadzieścia metrów przed nami i dalej szedł wzdłuż plaży. Był młody, cały w tatuażach i w piercingu. Jego uliczny wizerunek gryzł się z otwartą przestrzenią matki natury, nawet podczas nocy.
- Greg, mówiłem już. Nie mam ci już nic do oddania. - Uniosłem dłonie na wysokość ramion. Nie chciałem strzelaniny.- Idź sobie.
Najwyraźniej zapomniałeś o odsetkach.- Jego głos był niepokojąco spokojny. - Ja też chcę zarobić.
Nie dam ci ani kafla więcej.- Zmarszczyłem brwi.- Oddałem już, co pożyczyłem.
- Wielkość MOICH odsetek zależy od długości czasu spłacania długu. Niestety twój czas zwrotu przekroczył już wszelkie granice. - Zaczął ze mnie drwić. - No dalej, wyskakuj z forsy.
Mówiłem ci, nie mam nic…- Zacząłem schodzić dłońmi do tylnych kieszeni, jednak zamiast portfela miałem teraz w rękach swoją własną broń. Sprytnie ukrytą za pasem, tuż za płacami.
-Spadaj.- Moja sugestia nabrała rumieńców z pistoletem w ręku i z lufą wycelowaną w su*insyna.
Mój ,,znajomy’’ uśmiechnął się tylko, a jego broń huśtała się teraz na małym palcu jak plastikowa zabawna.
- Masz dar przekonywania kolego! - zaśmiał się pod nosem. Ale nie mam zamiaru odchodzić z niczym. Może … pogadamy jak równy z równym, ale na osobności.
Przy ostatnich słowach wbił wzrok w Hope.
Odruchowo zakryłem ramieniem dziewczynę. Ja już widziałem, co Greg ma ma myśli. I na pewno nie chodzi tu o puszczenie jej wolno, żeby w spokoju mogła wezwać policję.
- Ona jest ze mną. To taki mój doradca finansowy.
- Jakiś nie za dobry, skoro jestem tu już trzeci raz.- Mruknął i schował pistolet za pas. Mi kazał zrobić to samo.
( Hope? Za mało filmów kryminalnych się naoglądałem, żeby teraz od razu odpisywać. Przez te trzy dni musiałem się jakoś ,,doedukować'', sama rozumiesz. )
Od Ryana Cd Molly
Nie idzie wytrzymać ledwo co zdążę zjeść śniadanie i wyjść z psem a od rana już słucham jak dziewczyny drą się na siebie i jedna drugiej ubliża. Miałem dość ruszyłęm w ich stronę
-Przestańcie !! mam dośc
-Nikt Cię nie prosi o zdanie !!
-Molly uspokój się biedaku jeba*y !!
-Co jak ty mnie nazwałeśprostaku
parsknałęm ze smiechu
-Biedaku,uliczna gnido,bezpańska suko prostytutko zwykłą dziwk*
Ta az zbladła a ja przycisnałem ją do jednego z bosków
-Nic nie warta gnida-warknąłem
Molly była u kresu ..
Uśmiechnąłem się zadowolony po czym odsunąłem od niej, ogarnąłem sobie Bubrbona i poszedłem na jazdę po jeździe rozsiodłałem i puściłem go na pastwisko ... wychodząc ze stajni natknąłem się na to dziewuszysko stało dumne i zadowolone .. spojrzałęm na nią pytająco
<Molly>
-Przestańcie !! mam dośc
-Nikt Cię nie prosi o zdanie !!
-Molly uspokój się biedaku jeba*y !!
-Co jak ty mnie nazwałeśprostaku
parsknałęm ze smiechu
-Biedaku,uliczna gnido,bezpańska suko prostytutko zwykłą dziwk*
Ta az zbladła a ja przycisnałem ją do jednego z bosków
-Nic nie warta gnida-warknąłem
Molly była u kresu ..
Uśmiechnąłem się zadowolony po czym odsunąłem od niej, ogarnąłem sobie Bubrbona i poszedłem na jazdę po jeździe rozsiodłałem i puściłem go na pastwisko ... wychodząc ze stajni natknąłem się na to dziewuszysko stało dumne i zadowolone .. spojrzałęm na nią pytająco
<Molly>
Od Ryana Cd Caroline
Dziewczyna wydawała się sympatyczna zawsze osoby które szanują mojego przyjaciela od razu inaczej traktuje. Poszedłem do pokoju i napiłem się wody oraz zjadłem dwa jabłka a Riki dostał smakołyki. Poszedłęm zapalić a w stajni słyszałem tylko
-Wings noga !!
Podszedłem do boksu i zobaczyłem blondynkę
-Pomóc ?
-Jeśli możesz
Wszedłem do boksu i uniosłem nogę klaczy i wyczyściłem to samo z resztą
-Czemu tobie podaje a mi nie ?
-Bo wie,ze jak nie poda to sam sobie wezmę
Osiodłałem jej przy okazji klacz po czym dziewczyna spojrzała na mnie
-Dziekuje za pomoc
-Nie ma za co
Po chwili poszedęłm do paszarni musiałem nieco zdobyć rozeznania tak samo w siodlarni
Obserwowałem trening grupy a potem poszedłem do koni na pastwisko i poczęstowałem kilkoma jabłkami. Po powrocie zapaliłem papierosa i pomogłem przy koniach tym co rozsiodływali w tym też Caroline ..
-Dzięki za pomoc ..
-Spoko ..
-Może wpadniesz na film-spytała
-Spoko jak coś to po kolacji w pokoju 16
-Okey
Po kolacji wyszedłem z Rikim a potem poszedłem pod prysznic ubrałem szare dresy i biała koszulkę po czym zapukałem do pokoju dziewczyny ..
<Caroline>
-Wings noga !!
Podszedłem do boksu i zobaczyłem blondynkę
-Pomóc ?
-Jeśli możesz
Wszedłem do boksu i uniosłem nogę klaczy i wyczyściłem to samo z resztą
-Czemu tobie podaje a mi nie ?
-Bo wie,ze jak nie poda to sam sobie wezmę
Osiodłałem jej przy okazji klacz po czym dziewczyna spojrzała na mnie
-Dziekuje za pomoc
-Nie ma za co
Po chwili poszedęłm do paszarni musiałem nieco zdobyć rozeznania tak samo w siodlarni
Obserwowałem trening grupy a potem poszedłem do koni na pastwisko i poczęstowałem kilkoma jabłkami. Po powrocie zapaliłem papierosa i pomogłem przy koniach tym co rozsiodływali w tym też Caroline ..
-Dzięki za pomoc ..
-Spoko ..
-Może wpadniesz na film-spytała
-Spoko jak coś to po kolacji w pokoju 16
-Okey
Po kolacji wyszedłem z Rikim a potem poszedłem pod prysznic ubrałem szare dresy i biała koszulkę po czym zapukałem do pokoju dziewczyny ..
<Caroline>
Od Hope Cd Ryan
Psa?Jak fajnie! Byłam mu na prawdę wdzięczna i choć tak mogłam mu pomóc..
- Z wielką przyjemnością - odparłam.
Chłopak dał mi klucz, a ja poszłam do jego pokoju..
- 52? - mówiłam do siebie - O! To tu! - powiedziałam radośnie
Otworzyłam ostrożnie drzwi by nie uciekł pies. Spokojnie weszłam do pokoju...
- Riki! Malutki! Gdzie jesteś? - wołałam psa
Pewnie inni uznali mnie za wariatkę, ale zwierzęta lubią ludzki głos, a zwłaszcza jak się z nimi rozmawia. Po chwili usłyszałam szczęknięcie... Po czym znalazłam Rikiego. Jaki on był słodki!! Swoje lata młode miał już za sobą, ale nadal był słodki. Dałam mu obwąchać dłoń i poczekałam aż sam się do mnie zbliży, ponieważ może nie ufać obcym i chyba się nie myliłam.
- Nie zrobię ci krzywdy.. Ja chcę ci ... pomóc... - mówiłam łagodnie, aż mi się pozwolił pogłaskać... - Pójdziemy na spacer? - spytałam, na co pomachał krótko ogonem. Wzięłam go bardzo ostrożnie na ręce i zaniosłam do parku, gdzie z nim spacerowałam spokojnie i w jego tempie. Po 15 minutach spaceru miałam go odnieść, ale chciałam jeszcze z nim spędzić trochę czasu...
- Pora wracać... - mówiąc to wzięłam go na ręce, lecz odwracając się stuknęłam się głową z głową Ryana....
- Przepraszam! - powiedziałam lekko przestraszona
- Nic nie szkodzi. Jak spacer wam się udał? - spytał
- Znakomicie! Riki to słodki psiak i jest bardzo mądry. Jest niesamowity! Spacer jak sam widzisz nam się przedłużył, ale już mi idę dać wody tak jak mówiłeś... - dopiero teraz skapnęłam się, że za dużo powiedziałam... - To znaczy.... Ja... Chciałam tylko... - plątałam się w słowach i spuściłam głowę.. Riki podniósł swój mądry łebek w moim kierunku, to w kierunku Ryana
Ryan?? Hope zawstydziła się i to bardzo
- Z wielką przyjemnością - odparłam.
Chłopak dał mi klucz, a ja poszłam do jego pokoju..
- 52? - mówiłam do siebie - O! To tu! - powiedziałam radośnie
Otworzyłam ostrożnie drzwi by nie uciekł pies. Spokojnie weszłam do pokoju...
- Riki! Malutki! Gdzie jesteś? - wołałam psa
Pewnie inni uznali mnie za wariatkę, ale zwierzęta lubią ludzki głos, a zwłaszcza jak się z nimi rozmawia. Po chwili usłyszałam szczęknięcie... Po czym znalazłam Rikiego. Jaki on był słodki!! Swoje lata młode miał już za sobą, ale nadal był słodki. Dałam mu obwąchać dłoń i poczekałam aż sam się do mnie zbliży, ponieważ może nie ufać obcym i chyba się nie myliłam.
- Nie zrobię ci krzywdy.. Ja chcę ci ... pomóc... - mówiłam łagodnie, aż mi się pozwolił pogłaskać... - Pójdziemy na spacer? - spytałam, na co pomachał krótko ogonem. Wzięłam go bardzo ostrożnie na ręce i zaniosłam do parku, gdzie z nim spacerowałam spokojnie i w jego tempie. Po 15 minutach spaceru miałam go odnieść, ale chciałam jeszcze z nim spędzić trochę czasu...
- Pora wracać... - mówiąc to wzięłam go na ręce, lecz odwracając się stuknęłam się głową z głową Ryana....
- Przepraszam! - powiedziałam lekko przestraszona
- Nic nie szkodzi. Jak spacer wam się udał? - spytał
- Znakomicie! Riki to słodki psiak i jest bardzo mądry. Jest niesamowity! Spacer jak sam widzisz nam się przedłużył, ale już mi idę dać wody tak jak mówiłeś... - dopiero teraz skapnęłam się, że za dużo powiedziałam... - To znaczy.... Ja... Chciałam tylko... - plątałam się w słowach i spuściłam głowę.. Riki podniósł swój mądry łebek w moim kierunku, to w kierunku Ryana
Ryan?? Hope zawstydziła się i to bardzo
Lucas
Imię: Lucas
Nazwisko: Swan
Wiek: 21 lat
Płeć: Chłopak
Nr pokoju: nr.52
Głos: Bon Jovi - It's My Life
Rodzina: Mama - Eliza Swan, ojciec - Louis Swan, siostra - Katherine Swan
Charakter: Lucas jest osobą bardzo skrytą, zamkniętą w sobie. To typ ponuraka, który lubi samotność i nie przepada za tłumami, za przebywaniem wśród innych ludzi. To prawda, że normalnej, przeciętnej osobie trudno będzie zrozumieć jego postępowanie i kierujące nim pobudki. Już jako dziecko różnił się od rówieśników swoim spokojem i wycofaniem. Dziś to osoba ponura, burkliwa i nie przywiązująca większej uwagi do uczuć innych, która nienawidzi całego świata. Uważa, że nigdy do końca nie będzie mógł stać się członkiem społeczeństwa, czuje się nierozumiany i niedoceniany przez innych, co sprawia, że do wszystkich - poza matką i rodzeństwem- odnosi się opryskliwie i niegrzecznie. Śmiertelnie poważny w każdej sytuacji, nie umie wyczuwać delikatnych niuansów, wszystko bierze "na serio" i nigdy, ale to nigdy nie żartuje. Uśmiechnie się raz od wielkiego dzwonu, a i tak robi to krzywo. Po ojcu odziedziczył inteligencję, spryt i przebiegłość, ale także mściwość i tendencję do stawiania na swoim, po matce zaś nieustępliwość i nieufność, ale również skłonność do naiwności w chwilach desperacji. To wyśmienity strateg i wojownik. Jednak bywa złośliwcem ,potrafi dopiec, a rozwścieczony jest naprawdę nieprzewidywalny; w szale potrafi zdemolować cały pokój. Zdaje mu się, że jest bezkarny i może robić co tylko mu się podoba bez ponoszenia konsekwencji. Nie jest rozmowny, nie potrafi prowadzić konwersacji, a jakiekolwiek kontakty z ludźmi przychodzą mu z dość dużym trudem. Zdaje się być zupełnie obojętnym na to, jak postrzegają go inni. Gdzieś głęboko w nim siedzi jednak potrzeba miłości i akceptacji, a także chęć zaimponowania innym, choć za nic w świecie by się do tego nie przyznał. Jest zbyt dumny, by się odsłonić w tak dużym stopniu przed kimkolwiek. Nie jest jednak pozbawiony takich części człowieczeństwa jak sumienie czy współczucie - po prostu kieruje się własnym "kodeksem". Opiera się on przede wszystkim na konieczności bycia samotnym i akceptacji wszystkich konsekwencji, które to za sobą niesie; Lucas doszedł do wniosku, że pisane jest mu spędzić życie w samotności i od tamtej chwili nie chce dopuścić do siebie świadomości, że mogłyby go z kimś związać jakiekolwiek uczucia czy więzy. Jest "samotnikiem z wyboru" tylko dlatego, że wydaje mu się, iż tego wyboru nie posiada i nigdy nie posiadał. Mimo wszytko chętnie posłuży radą i pomocną ręką.
Aparycja: Lucas to dość wysoki chłopak. Mierzy 176cm. Jest to mężczyzna o dobrze zbudowanym ciele, a sylwetkę ma wysportowaną. Posiadacz brązowych i gęstych włosów. Jego są koloru błękitu.
Ulubiony koń: Riwer
Własny koń: -
Poziom jeździectwa: Średnio-zaawansowany
Partner: Nie ma, ale nie mówi nie.
Historia: Lucas i Kate pochodzą z Włoch. Ojciec biznesmen, matka modelka. Nigdy nie mieli dla swych dzieci czasu. Lucas zajmował się o rok młodszą siostrą. Zarabiał, płacił rachunki. Brał udział w nielegalnych wyścigach, aż w końcu pewien mężczyzna zafascynował go motocrossem. Uczył się od niego i trenował go. W wieku 15 lat wziął udział w pierwszych motocrossie. Ze względu na swego nauczyciela nie chciał przegrać i dawał z siebie wszystko aż pokonał wszystkich i przyjechał na drugim miejscu, ale zakwalifikował się do dalszej części. Następną część wygrał bezproblemowo zdobywając pierwszy puchar. Zapomniałam wspomnieć, że on i Kate od małego kochali konie i od małego na nich jeździli. Gdy dowiedzieli się, że mają szansę dostać się do tej akademii bezproblemowo złożyli dokumenty i dostali się.
Inne:
Jego motor
Motor na motocross
*Nie pali i nie pije
* Lubi jeździć na wyścigać motocross. Zdobył kilka pucharów.
*Dobrze gotuje.
* Na wszystko zapracował sam. Od rodziców nie wziął ani jednego złamanego grosza!
Kontakt: natasza73
Nazwisko: Swan
Wiek: 21 lat
Płeć: Chłopak
Nr pokoju: nr.52
Głos: Bon Jovi - It's My Life
Rodzina: Mama - Eliza Swan, ojciec - Louis Swan, siostra - Katherine Swan
Charakter: Lucas jest osobą bardzo skrytą, zamkniętą w sobie. To typ ponuraka, który lubi samotność i nie przepada za tłumami, za przebywaniem wśród innych ludzi. To prawda, że normalnej, przeciętnej osobie trudno będzie zrozumieć jego postępowanie i kierujące nim pobudki. Już jako dziecko różnił się od rówieśników swoim spokojem i wycofaniem. Dziś to osoba ponura, burkliwa i nie przywiązująca większej uwagi do uczuć innych, która nienawidzi całego świata. Uważa, że nigdy do końca nie będzie mógł stać się członkiem społeczeństwa, czuje się nierozumiany i niedoceniany przez innych, co sprawia, że do wszystkich - poza matką i rodzeństwem- odnosi się opryskliwie i niegrzecznie. Śmiertelnie poważny w każdej sytuacji, nie umie wyczuwać delikatnych niuansów, wszystko bierze "na serio" i nigdy, ale to nigdy nie żartuje. Uśmiechnie się raz od wielkiego dzwonu, a i tak robi to krzywo. Po ojcu odziedziczył inteligencję, spryt i przebiegłość, ale także mściwość i tendencję do stawiania na swoim, po matce zaś nieustępliwość i nieufność, ale również skłonność do naiwności w chwilach desperacji. To wyśmienity strateg i wojownik. Jednak bywa złośliwcem ,potrafi dopiec, a rozwścieczony jest naprawdę nieprzewidywalny; w szale potrafi zdemolować cały pokój. Zdaje mu się, że jest bezkarny i może robić co tylko mu się podoba bez ponoszenia konsekwencji. Nie jest rozmowny, nie potrafi prowadzić konwersacji, a jakiekolwiek kontakty z ludźmi przychodzą mu z dość dużym trudem. Zdaje się być zupełnie obojętnym na to, jak postrzegają go inni. Gdzieś głęboko w nim siedzi jednak potrzeba miłości i akceptacji, a także chęć zaimponowania innym, choć za nic w świecie by się do tego nie przyznał. Jest zbyt dumny, by się odsłonić w tak dużym stopniu przed kimkolwiek. Nie jest jednak pozbawiony takich części człowieczeństwa jak sumienie czy współczucie - po prostu kieruje się własnym "kodeksem". Opiera się on przede wszystkim na konieczności bycia samotnym i akceptacji wszystkich konsekwencji, które to za sobą niesie; Lucas doszedł do wniosku, że pisane jest mu spędzić życie w samotności i od tamtej chwili nie chce dopuścić do siebie świadomości, że mogłyby go z kimś związać jakiekolwiek uczucia czy więzy. Jest "samotnikiem z wyboru" tylko dlatego, że wydaje mu się, iż tego wyboru nie posiada i nigdy nie posiadał. Mimo wszytko chętnie posłuży radą i pomocną ręką.
Aparycja: Lucas to dość wysoki chłopak. Mierzy 176cm. Jest to mężczyzna o dobrze zbudowanym ciele, a sylwetkę ma wysportowaną. Posiadacz brązowych i gęstych włosów. Jego są koloru błękitu.
Ulubiony koń: Riwer
Własny koń: -
Poziom jeździectwa: Średnio-zaawansowany
Partner: Nie ma, ale nie mówi nie.
Historia: Lucas i Kate pochodzą z Włoch. Ojciec biznesmen, matka modelka. Nigdy nie mieli dla swych dzieci czasu. Lucas zajmował się o rok młodszą siostrą. Zarabiał, płacił rachunki. Brał udział w nielegalnych wyścigach, aż w końcu pewien mężczyzna zafascynował go motocrossem. Uczył się od niego i trenował go. W wieku 15 lat wziął udział w pierwszych motocrossie. Ze względu na swego nauczyciela nie chciał przegrać i dawał z siebie wszystko aż pokonał wszystkich i przyjechał na drugim miejscu, ale zakwalifikował się do dalszej części. Następną część wygrał bezproblemowo zdobywając pierwszy puchar. Zapomniałam wspomnieć, że on i Kate od małego kochali konie i od małego na nich jeździli. Gdy dowiedzieli się, że mają szansę dostać się do tej akademii bezproblemowo złożyli dokumenty i dostali się.
Inne:
Jego motor
Motor na motocross
*Nie pali i nie pije
* Lubi jeździć na wyścigać motocross. Zdobył kilka pucharów.
*Dobrze gotuje.
* Na wszystko zapracował sam. Od rodziców nie wziął ani jednego złamanego grosza!
Kontakt: natasza73
Od Molly C.D Lily
Gdy juz chciałam walnąc dziewczynę podbiegła do mnie Bridget i powiedziała:
- Nie marnuj sobie na nię czasu.
Odeszłyśmy i poszłysmy do mojego pokoju. Pokazałam jej zdjęcia konia na którym wcześniej jeździłam. Był to ogier czystej krwi Arabskiej - Mefisto.
- Co to za stajnia? - spytała.
- Hodowla koni Arabskich. Jedna z najlepszych na świecie - uśmiechnęłams ie.
Rozmawiałyśmy tak z pół godziny gdy powiedziałam:
- Zaraz mam pierwszą jazdę w grupe.
Wyszłyśmy z pokoju. Pani Elizabth czekała już w stajni. Powiedziała:
- Pojedziesz dziś na Sonacie.
- Nie mogę na Parysie? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Możesz, ale jutro przyjdziesz do mnie na dodatkowe zajęcia bo chcem zobaczyć jak sobie na niej poradzisz.
- Dobrze - usmiechnęłam się i poszłam do boksu Parysa. Pogłaskałam go i poszłam po jego osprzęt. Niestety w siodarni spotkałam Lily.
Lily?
- Nie marnuj sobie na nię czasu.
Odeszłyśmy i poszłysmy do mojego pokoju. Pokazałam jej zdjęcia konia na którym wcześniej jeździłam. Był to ogier czystej krwi Arabskiej - Mefisto.
- Co to za stajnia? - spytała.
- Hodowla koni Arabskich. Jedna z najlepszych na świecie - uśmiechnęłams ie.
Rozmawiałyśmy tak z pół godziny gdy powiedziałam:
- Zaraz mam pierwszą jazdę w grupe.
Wyszłyśmy z pokoju. Pani Elizabth czekała już w stajni. Powiedziała:
- Pojedziesz dziś na Sonacie.
- Nie mogę na Parysie? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Możesz, ale jutro przyjdziesz do mnie na dodatkowe zajęcia bo chcem zobaczyć jak sobie na niej poradzisz.
- Dobrze - usmiechnęłam się i poszłam do boksu Parysa. Pogłaskałam go i poszłam po jego osprzęt. Niestety w siodarni spotkałam Lily.
Lily?
Od Molly C.D Ryana
Gdy wróciłam z imprezy wyciągnęłam z szafki laptopa. Otworzyłam go i napisałam do mojej przyjaciółki. Opisałam jej wsyztsko co się tu działo. Ta po chwili odpisała, że to jest okropne miejsce i że mi współczuje. Opisałam jej jescze jakim cudownym koniem jest Parys. Później pograłam trochę w jakieś gdy. Około 22 odłożyłam komputer i wzięłam moją pidżamę. Poszłam do łazienki i jak zawsze nalałam sobie gorącą wodę do wanny. Nalałam sobie trochę płynu który robił pianę.
*półtorej godziny później*
Byłam już gotowa do snu. Poszłam i połóżyłam się do łóżka. Okryłam się kołdrą i poszłam spać
*Następnego dnia*
Wstałam około 5.30. Wyjęłam z szafy białe bryczesy Eskadrona i niebieskie polo firmy Ralph Laurent oraz bieliznę. Ubrałam się. Wzięłam mój kask i rękawiczki. Załzyłam ejscze zcarne oficerki po czym wyszłam z pokoju. Poszłam na śniadanie. Tradycyjnie usiadłam z Bridget. Zjadłam płatki z mlekiem. Nastepnie poszłam do stajni. Od razu poszłam do boksu Parysa. Pogłaskałam go i powedziałam:
- Zaraz cię nakarmię.
Poszłam do paszarni i wzięłam wiadro z jego imieniem. Nasypałam tam otręby, owiec, peski słonecznika, miód i rodzynki. Wszystko wymieszałam i zaniosłam mojemu ulubieńcowi.
- Zazwyczaj karmimy wszytkie konie, a nie tylko jednego - usłyszałam znajomy mi głos.
- Daj mi spokój suko - warknęłam.
Widziałam, że Luna była wściekła. Nie lubiłam jej najbadziej w całej akademii. Zobaczyłam, że w naszą strone biegnie Ryan
Ryan?
*półtorej godziny później*
Byłam już gotowa do snu. Poszłam i połóżyłam się do łóżka. Okryłam się kołdrą i poszłam spać
*Następnego dnia*
Wstałam około 5.30. Wyjęłam z szafy białe bryczesy Eskadrona i niebieskie polo firmy Ralph Laurent oraz bieliznę. Ubrałam się. Wzięłam mój kask i rękawiczki. Załzyłam ejscze zcarne oficerki po czym wyszłam z pokoju. Poszłam na śniadanie. Tradycyjnie usiadłam z Bridget. Zjadłam płatki z mlekiem. Nastepnie poszłam do stajni. Od razu poszłam do boksu Parysa. Pogłaskałam go i powedziałam:
- Zaraz cię nakarmię.
Poszłam do paszarni i wzięłam wiadro z jego imieniem. Nasypałam tam otręby, owiec, peski słonecznika, miód i rodzynki. Wszystko wymieszałam i zaniosłam mojemu ulubieńcowi.
- Zazwyczaj karmimy wszytkie konie, a nie tylko jednego - usłyszałam znajomy mi głos.
- Daj mi spokój suko - warknęłam.
Widziałam, że Luna była wściekła. Nie lubiłam jej najbadziej w całej akademii. Zobaczyłam, że w naszą strone biegnie Ryan
Ryan?
Od Olivii Cd Castiel
Chłopak wydawał się mi bardzo sympatyczny dlatego zaoferował mu swoją pomoc gdyby czegoś potrzebował. Wzięłam Devi do pokoju dałam jej suchej karmy i nalałam świeżej wody.
Położyłam się i odpaliłam laptopa odpisywałam kilku znajomym z Francji.
Nagle mój telefon zawirował a na ekranie pojawił się obcy numer
"Witaj Livii czekam przed akademią .. jeśli chcesz jeszcze spotkać swojego brata zapraszam"
Wybiegłam a za mną Devi zobaczyłam 2 mężczyzn stojących przy Aucie
-Tylko nie wy .. -szepnęłam
Jeden strzelił w Devi od razu nabojem usypiającym drugi zaś załadował mnie do auta
-Czego chcecie ?
-Abyś załatwiła nam towar od Caleba gdzie on ma źródło ..
-Nie wiem ..
-Kpisz ze mnie !
-Nie wiem przysięgam ..
Chciałam się bronić niestety mężczyźni byli silniejsi .. bałam się o Devi i o Caleba chyba
swoją sytuacją przejmowałam się najmniej
-Dajcie spokój mi i mojemu bratu
-Nie dopóki nie dostaniemy tego czego chcemy a chcemy źródła skąd ma towar
-Powiedziałam wam,że nic nie wiem .. !!
Jeden wysiadł w lesie wraz ze mną a drugi odjechał darłam się i siłowałam.
Usłyszałam tupot kopyt a po chwili facet już był odepchniemy schowałam się za Castiela
Było mi głupio ze sama nie dałam rady ..
- Wybacz, że wtrąciłem się w twe sprawy.-za chłopakiem pojawił się Atlantick
-Nie .. ja jestem Ci wdzięczna .. o boże muszę wracać Devi leży przed Akademią za bramą i nie wiem gdzie pojechał ten drugi a jesli oni chcą skrzywdzić Caleba !!
Chłopak wsiadł na konia podał mi rekę wskoczyłam za niego
-Trzymaj się mocno
Objęłam go po czym ruszył galopem jak najkrótszą drogą.
Devi lezała i odzyskiwała przytomność Castiel zeskoczył i obejrzał ją
-To tylko usypiające nic jej nie będzie dzwoń do Caleba !
Zadzwoniłam ale nie odbierał po chwili usłyszałam dziwny dzwięk łamanie gałęzi,ruszyliśmy
Caleb bił się z dwoma napastnikami byłam gotowa mu pomóc ale Castiel mnie odepchnął i pomógł mojemu bratu ..napastnicy uciekli wsiedli w auto i odjechali.
Zabrałam chłopaków do siebie i opatrzyłam ich rany
Przytuliłam brata poszedł do siebie Castiel patrzył na mnie po czym nieśmiało przytuliłam go lekko
-Dziękuje nie wiem jak Ci mogę dziękować i się odwdzięczyć ..
-Trzeba ogarnąć Atlantick'a
-Odpocznij ja to zrobię
Devi leżała obok Castiela na moim łóżku oboje odpoczywali ja zaś zajęłam się koniem gdy wracałam wstąpiłam na stołówkę zrobiłam Calebowi i Castielowi kolację i zaniosłam obu razem z herbatą ..
-Proszę-szepnęłam ..
<Castiel>
Położyłam się i odpaliłam laptopa odpisywałam kilku znajomym z Francji.
Nagle mój telefon zawirował a na ekranie pojawił się obcy numer
"Witaj Livii czekam przed akademią .. jeśli chcesz jeszcze spotkać swojego brata zapraszam"
Wybiegłam a za mną Devi zobaczyłam 2 mężczyzn stojących przy Aucie
-Tylko nie wy .. -szepnęłam
Jeden strzelił w Devi od razu nabojem usypiającym drugi zaś załadował mnie do auta
-Czego chcecie ?
-Abyś załatwiła nam towar od Caleba gdzie on ma źródło ..
-Nie wiem ..
-Kpisz ze mnie !
-Nie wiem przysięgam ..
Chciałam się bronić niestety mężczyźni byli silniejsi .. bałam się o Devi i o Caleba chyba
swoją sytuacją przejmowałam się najmniej
-Dajcie spokój mi i mojemu bratu
-Nie dopóki nie dostaniemy tego czego chcemy a chcemy źródła skąd ma towar
-Powiedziałam wam,że nic nie wiem .. !!
Jeden wysiadł w lesie wraz ze mną a drugi odjechał darłam się i siłowałam.
Usłyszałam tupot kopyt a po chwili facet już był odepchniemy schowałam się za Castiela
Było mi głupio ze sama nie dałam rady ..
- Wybacz, że wtrąciłem się w twe sprawy.-za chłopakiem pojawił się Atlantick
-Nie .. ja jestem Ci wdzięczna .. o boże muszę wracać Devi leży przed Akademią za bramą i nie wiem gdzie pojechał ten drugi a jesli oni chcą skrzywdzić Caleba !!
Chłopak wsiadł na konia podał mi rekę wskoczyłam za niego
-Trzymaj się mocno
Objęłam go po czym ruszył galopem jak najkrótszą drogą.
Devi lezała i odzyskiwała przytomność Castiel zeskoczył i obejrzał ją
-To tylko usypiające nic jej nie będzie dzwoń do Caleba !
Zadzwoniłam ale nie odbierał po chwili usłyszałam dziwny dzwięk łamanie gałęzi,ruszyliśmy
Caleb bił się z dwoma napastnikami byłam gotowa mu pomóc ale Castiel mnie odepchnął i pomógł mojemu bratu ..napastnicy uciekli wsiedli w auto i odjechali.
Zabrałam chłopaków do siebie i opatrzyłam ich rany
Przytuliłam brata poszedł do siebie Castiel patrzył na mnie po czym nieśmiało przytuliłam go lekko
-Dziękuje nie wiem jak Ci mogę dziękować i się odwdzięczyć ..
-Trzeba ogarnąć Atlantick'a
-Odpocznij ja to zrobię
Devi leżała obok Castiela na moim łóżku oboje odpoczywali ja zaś zajęłam się koniem gdy wracałam wstąpiłam na stołówkę zrobiłam Calebowi i Castielowi kolację i zaniosłam obu razem z herbatą ..
-Proszę-szepnęłam ..
<Castiel>
Od Castiel'a Cd Olivii
Miałem ochotę wybrać się na przejażdżkę z Atlantic'iem, lecz no cóż coś
mi wypadło i musiałem to na jutro przełożyć. Dzisiaj uraczę się tylko
zajęciami i opieką nad końmi. Jakaś dziewczyna mi przy tym pomogała. Po
jakieś godzinie skończyliśmy, więc postanowiłem wyjść na zewnątrz,
gdzie spotkałem tą samą dziewczynę, co mi tam trochę pomagała. Na trawie
zobaczyłem papierosy. Musiały do niej należeć... Nagle poczułem jak coś
mnie liże.. Był to psiak, które głaskałem
-Oxer to twój koń ? - spytałem
-Nie, ja się tylko opiekuje nim - odparła
-Robisz tu za stajenną ? - spytałem, choć może było to niegrzeczne z mej strony
-Nie .. po prostu pomagam tak w ogóle jestem Olivia ale wszyscy wołają na mnie Livii - odpowiedziała
-Castiel .. - przedstawiłem się
-Ciekawe imię .. nie znam nikogo o tym imieniu jeszcze - rzekła
-Spoko - odparłem
-Ta suczka jest twoja ?
-Tak .. wabi się Devi
-Uroczy psiak
-Gdybyś czegokolwiek potrzebował wal śmiało znajdziesz mnie w pokoju nr 3 albo w 18 u brata - odparła
- Dzięki - powiedziałem to zanim dziewczyna zdążyła odejść.
Wszedłem do stajni i od razu wszedłem do boksu Atlantic'a, który podszedł do mnie i mnie trącił...
- Co mały? - spytałem głaszcząc go.
Często śpię razem z nim niż w pokoju. Uważam, że tak można nawiązać prawdziwą przyjaźń z koniem.
- Jutro pojeździmy - powiedziałem i wyszedłem z boksu.. Jednak się zatrzymałem i spojrzałem na Atlantic'a... ~A co mi szkodzi~ mówiąc to poszedłem po siodło i ogłowie dla Atlantic'a. Wyprowadziłem go z boksu oraz wyczesałem go. Potem zabrałem się za kopyta, które sam trzymałem, gdyż Atlantic przy tym nie chciał współpracować ze mną. Po półgodzinnym męczeniu się z kopytami w końcu udało mi się je wyczyścić.
- Uff... - powiedziałem, choć wiedziałem, że z ogłowiem też będzie problem i się nie myliłem. Jednak nie robiłem nic na siłę. Rozmawiałem z nim, prosiłem aż w końcu sobie pozwolił założyć ogłowie. Po osiodłaniu Atlantic'a dosiadłem go i pojechałem galopem przed siebie. Na szczęście Atlantic miał ochotę na galop, a ja nie miałem ochoty go powstrzymywać... Jednak musiałem go zatrzymać by odsapnął po tak długim biegu... Delikatnie dawałem mu znaki by zwalniał, a po pięciu minutach zatrzymaliśmy się na łące, gdzie zsiadłem z niego. Usiadłem się na trawie, a w ustach miałem dźbło trawy, aczkolwiek obok mnie stanął Atlantic. Zacząłem się z nim wygłupiać wyglądało to tak: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/61/70/48/617048f288bb47c715fd37eab349fd82.jpg
Śmiełem się z tego jak wyglądaliśmy w taj pozycji. Atlantic się położył, a ja na nim. Wyglądało to mniej więcej tak:
Koń spokojnie oddychał, a ja również. Leżeliśmy tak aż usłyszałem czyjeś podniesione głosy. Po odległości mogłem wywnioskować,że szli lub szły w moją i Atlantic'a stronę. Ciekawe kto tak wrzeszczy? Uspokoiłem Atlantic'a i poczekałem aż te osoby zjawią się tu. Jednak usłyszałem dość niepokojące słowa
- Puszczaj mnie!
Dosiadłem Atlantic'a i pojechałem w kierunku, z którego dochodziła ta "kłótnia". W oddali zobaczyłem Olivie jak się kłóci i szarpie z jakimś chłopakiem. Zeskoczyłem z konia, którego lejce przywiązałem do gałęzi i poszedłem w jej kierunku. Kiedy widziałem, że chłopak mocno trzyma dziewczynę, sprawiając jej tym samym bół odepchnął go od niej...
-Castiel? - spytała zaskoczona Olivia. Wiedziałem, że Olivia to dziewczyna o silnym charakterze, która tak łatwo się nie poddaje. Wiele widziałem, więc potrafiłem odróżnić dziewczyny, które mają silny charakter i potrafią się obronić od tych, które nie potrafią. Aczkolwiek nawet te najsilniejsze pod względem charakteru też czasem potrzebują pomocy.
- Tak dam się nie traktuję. - warknąłem. Chłopak nie miał ochoty na bójkę, więc odszedł.Spojrzałem na Olivie..
- Wybacz, że wtrąciłem się w twe sprawy.. - powiedziałem, a w tym samym momencie pojawił się za mną Atlantic.. - Jak ty się odwiązałeś, mały? - spytałem głaszcząc go, na co ten wtulił swój łeb w mą klatkę...
Olivia???
-Oxer to twój koń ? - spytałem
-Nie, ja się tylko opiekuje nim - odparła
-Robisz tu za stajenną ? - spytałem, choć może było to niegrzeczne z mej strony
-Nie .. po prostu pomagam tak w ogóle jestem Olivia ale wszyscy wołają na mnie Livii - odpowiedziała
-Castiel .. - przedstawiłem się
-Ciekawe imię .. nie znam nikogo o tym imieniu jeszcze - rzekła
-Spoko - odparłem
-Ta suczka jest twoja ?
-Tak .. wabi się Devi
-Uroczy psiak
-Gdybyś czegokolwiek potrzebował wal śmiało znajdziesz mnie w pokoju nr 3 albo w 18 u brata - odparła
- Dzięki - powiedziałem to zanim dziewczyna zdążyła odejść.
Wszedłem do stajni i od razu wszedłem do boksu Atlantic'a, który podszedł do mnie i mnie trącił...
- Co mały? - spytałem głaszcząc go.
Często śpię razem z nim niż w pokoju. Uważam, że tak można nawiązać prawdziwą przyjaźń z koniem.
- Jutro pojeździmy - powiedziałem i wyszedłem z boksu.. Jednak się zatrzymałem i spojrzałem na Atlantic'a... ~A co mi szkodzi~ mówiąc to poszedłem po siodło i ogłowie dla Atlantic'a. Wyprowadziłem go z boksu oraz wyczesałem go. Potem zabrałem się za kopyta, które sam trzymałem, gdyż Atlantic przy tym nie chciał współpracować ze mną. Po półgodzinnym męczeniu się z kopytami w końcu udało mi się je wyczyścić.
- Uff... - powiedziałem, choć wiedziałem, że z ogłowiem też będzie problem i się nie myliłem. Jednak nie robiłem nic na siłę. Rozmawiałem z nim, prosiłem aż w końcu sobie pozwolił założyć ogłowie. Po osiodłaniu Atlantic'a dosiadłem go i pojechałem galopem przed siebie. Na szczęście Atlantic miał ochotę na galop, a ja nie miałem ochoty go powstrzymywać... Jednak musiałem go zatrzymać by odsapnął po tak długim biegu... Delikatnie dawałem mu znaki by zwalniał, a po pięciu minutach zatrzymaliśmy się na łące, gdzie zsiadłem z niego. Usiadłem się na trawie, a w ustach miałem dźbło trawy, aczkolwiek obok mnie stanął Atlantic. Zacząłem się z nim wygłupiać wyglądało to tak: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/61/70/48/617048f288bb47c715fd37eab349fd82.jpg
Śmiełem się z tego jak wyglądaliśmy w taj pozycji. Atlantic się położył, a ja na nim. Wyglądało to mniej więcej tak:
Koń spokojnie oddychał, a ja również. Leżeliśmy tak aż usłyszałem czyjeś podniesione głosy. Po odległości mogłem wywnioskować,że szli lub szły w moją i Atlantic'a stronę. Ciekawe kto tak wrzeszczy? Uspokoiłem Atlantic'a i poczekałem aż te osoby zjawią się tu. Jednak usłyszałem dość niepokojące słowa
- Puszczaj mnie!
Dosiadłem Atlantic'a i pojechałem w kierunku, z którego dochodziła ta "kłótnia". W oddali zobaczyłem Olivie jak się kłóci i szarpie z jakimś chłopakiem. Zeskoczyłem z konia, którego lejce przywiązałem do gałęzi i poszedłem w jej kierunku. Kiedy widziałem, że chłopak mocno trzyma dziewczynę, sprawiając jej tym samym bół odepchnął go od niej...
-Castiel? - spytała zaskoczona Olivia. Wiedziałem, że Olivia to dziewczyna o silnym charakterze, która tak łatwo się nie poddaje. Wiele widziałem, więc potrafiłem odróżnić dziewczyny, które mają silny charakter i potrafią się obronić od tych, które nie potrafią. Aczkolwiek nawet te najsilniejsze pod względem charakteru też czasem potrzebują pomocy.
- Tak dam się nie traktuję. - warknąłem. Chłopak nie miał ochoty na bójkę, więc odszedł.Spojrzałem na Olivie..
- Wybacz, że wtrąciłem się w twe sprawy.. - powiedziałem, a w tym samym momencie pojawił się za mną Atlantic.. - Jak ty się odwiązałeś, mały? - spytałem głaszcząc go, na co ten wtulił swój łeb w mą klatkę...
Olivia???
Od Ryana Cd Molly
Podszedłem do znajmych po czym rozmawiałem oczywiscie po chwili już nie było Molly.
Wyszedłem przed klub i spotkałem ją czekała na Taxi złapałem ją i pociagnałęm za sobą
-Co ty do jasnej chol*y robisz !!
-Daje Ci lekcje zycia
-Piep**e te lekcje odawaj telefon i odpier** się na zawsze !!
Wzruszywszy ramionami po czym oddałem jej telefon od razu odczytała smsy i odpisała a potem wsiadła do auta i wróciła do Akademii ..
Ja bawiłem się z Lily i Luną dalej
-Po co ją tu zabrałes ?
-Nie wiem nudziło mi się
-Tylko psuje chumor wszytskim
-Wiem .. dziwna ropieszczona osoba
*****Następny dzień****
Obudziłem się rankiem napiłem wody i wziąłem prysznic po czym przebrałem się i wyszedłem z Rikim na spacer następnie, śniadanie,ogarnianie koni i moja jazda po jeździe znowu spacer z Rikim a potem leżałem na łóżku i i przeglądałem Fb ..
<Molly,jak chcesz .. nie musisz odpisywać jak nie chcesz >
Wyszedłem przed klub i spotkałem ją czekała na Taxi złapałem ją i pociagnałęm za sobą
-Co ty do jasnej chol*y robisz !!
-Daje Ci lekcje zycia
-Piep**e te lekcje odawaj telefon i odpier** się na zawsze !!
Wzruszywszy ramionami po czym oddałem jej telefon od razu odczytała smsy i odpisała a potem wsiadła do auta i wróciła do Akademii ..
Ja bawiłem się z Lily i Luną dalej
-Po co ją tu zabrałes ?
-Nie wiem nudziło mi się
-Tylko psuje chumor wszytskim
-Wiem .. dziwna ropieszczona osoba
*****Następny dzień****
Obudziłem się rankiem napiłem wody i wziąłem prysznic po czym przebrałem się i wyszedłem z Rikim na spacer następnie, śniadanie,ogarnianie koni i moja jazda po jeździe znowu spacer z Rikim a potem leżałem na łóżku i i przeglądałem Fb ..
<Molly,jak chcesz .. nie musisz odpisywać jak nie chcesz >
Od Caroline Cd Ryan
-Zazdroszczę ci-powiedziałam znienacka.
-Ale czego?-zapytał zdziwiony.
-Jak to czego, psa-mówiłam.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Mało osób mi go zazdrości. Na prawdę nie wolałabyś mieć jakiegoś rasowego?-zapytał.
-Nie. Rasowe wydawały mi się zawsze takie dumne i patrzące na wszystko ze wzgardą. Ale żadnym psem bym nie pogardziła. Bardzo chcę mieć psa, ale moją mamę kiedyś ugryzł i mi nie pozwala. Mimo że jestem dorosła to cały czas mnie kontroluje i jest nadopiekuńcza-rzekłam po czym spojrzałam na zegarek.-Muszę już iść, za pół godziny mam jazdę powiedziałam.
Udałam się do stajni. Wzięłam szczotki Wings i poszłam do boksu klaczy. Szło całkiem dobrze. Ale gdy przyszła kolej na czyszczenie kopyt to... Szkoda gadać.
-Wings, Noga-mówiłam stosując każdy możliwy ton głosu ale to nie skutkowało.
Nagle do drzwi boksu podszedł Ryan.
-Pomóc ci?-zapytał.
-A jak myślisz?-powiedziałam żałośnie.
<Ryan?>
-Ale czego?-zapytał zdziwiony.
-Jak to czego, psa-mówiłam.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Mało osób mi go zazdrości. Na prawdę nie wolałabyś mieć jakiegoś rasowego?-zapytał.
-Nie. Rasowe wydawały mi się zawsze takie dumne i patrzące na wszystko ze wzgardą. Ale żadnym psem bym nie pogardziła. Bardzo chcę mieć psa, ale moją mamę kiedyś ugryzł i mi nie pozwala. Mimo że jestem dorosła to cały czas mnie kontroluje i jest nadopiekuńcza-rzekłam po czym spojrzałam na zegarek.-Muszę już iść, za pół godziny mam jazdę powiedziałam.
Udałam się do stajni. Wzięłam szczotki Wings i poszłam do boksu klaczy. Szło całkiem dobrze. Ale gdy przyszła kolej na czyszczenie kopyt to... Szkoda gadać.
-Wings, Noga-mówiłam stosując każdy możliwy ton głosu ale to nie skutkowało.
Nagle do drzwi boksu podszedł Ryan.
-Pomóc ci?-zapytał.
-A jak myślisz?-powiedziałam żałośnie.
<Ryan?>
Od Lily Cd Molly
Pocałowałam Moon na pożegnanie i poszłam na obiad. Usiadłam z Meg, Nikol, Julią i Mattem.
-Co tam?- spytała mnie Meg.
-Nic w sumie. Nie ma co robić.- westchnęłam.
-Nom...
Reszta rozmowy nam się jak zwykle kleiła. Po obiedzie miałam iść do Jamesa. Osiodłałam Moonlight i pojechałam na parkur otwarty. Mężczyzna już tam czekał. Trening jak zwykły trening. Póki nie przyszła Molly.
-Lily, najedź na okser.- powiedział spokojnym tonem. Kiwnęłam głową i dodałam łydkę. Najechałam na przeszkodę. Jednak klacz zatrzymała się nagle. Spojrzała na Molly, i cwałem tam dobiegła i ją ugryzła, oraz stanęła dęba. Jednak dziewczyna stała w miejscu jak słup soli.
-Co tak stoisz?! Uciekaj!- krzyknęłam.
-Ani mi się śni. Nie zamierzam się bać tej głupiej szkapy!- odburknęła.
-Teraz przegięłaś.- syknęłam. Nie zamierzałam kompletnie nic robić. Jedynie trzymałam się mocno siodła, puściłam wodze. Moon dobrze wiedziała że jej pozwoliłam na to. Była coraz bardziej zmotywowana. Zatrzymał jednak ją instruktor mocno pociągając ją za wodze.
-Spokój Moon.- powiedział. -Lily dlaczego jej nie zatrzymałaś?- zadał pytanie.
-Sama nie wiem. Nie zależało mi tak na tym.- przyznałam.
-Odprowadź ją do boksu. Na dzisiaj koniec.- powiedział. Kiwnęłam głową i skierowałam się do stajni. Nagle przede mną pojawiła się Molly.
-Czemu jej nie zatrzymałaś?- zapytała z gniewem.
-Wolałam patrzeć jak cię gryzie- przyznałam i dałam klaczy smakołyka w nagrodę.
-Ty...- zacisnęła prawą pięść. Wiedziałam że jak nic nie zrobię to za chwilę rozpocznie się bójka. -Pożałujesz tego s**o- syknęła.
-No dajesz.- uśmiechnęłam się by ją jeszcze podenerwować.
<Molly>
-Co tam?- spytała mnie Meg.
-Nic w sumie. Nie ma co robić.- westchnęłam.
-Nom...
Reszta rozmowy nam się jak zwykle kleiła. Po obiedzie miałam iść do Jamesa. Osiodłałam Moonlight i pojechałam na parkur otwarty. Mężczyzna już tam czekał. Trening jak zwykły trening. Póki nie przyszła Molly.
-Lily, najedź na okser.- powiedział spokojnym tonem. Kiwnęłam głową i dodałam łydkę. Najechałam na przeszkodę. Jednak klacz zatrzymała się nagle. Spojrzała na Molly, i cwałem tam dobiegła i ją ugryzła, oraz stanęła dęba. Jednak dziewczyna stała w miejscu jak słup soli.
-Co tak stoisz?! Uciekaj!- krzyknęłam.
-Ani mi się śni. Nie zamierzam się bać tej głupiej szkapy!- odburknęła.
-Teraz przegięłaś.- syknęłam. Nie zamierzałam kompletnie nic robić. Jedynie trzymałam się mocno siodła, puściłam wodze. Moon dobrze wiedziała że jej pozwoliłam na to. Była coraz bardziej zmotywowana. Zatrzymał jednak ją instruktor mocno pociągając ją za wodze.
-Spokój Moon.- powiedział. -Lily dlaczego jej nie zatrzymałaś?- zadał pytanie.
-Sama nie wiem. Nie zależało mi tak na tym.- przyznałam.
-Odprowadź ją do boksu. Na dzisiaj koniec.- powiedział. Kiwnęłam głową i skierowałam się do stajni. Nagle przede mną pojawiła się Molly.
-Czemu jej nie zatrzymałaś?- zapytała z gniewem.
-Wolałam patrzeć jak cię gryzie- przyznałam i dałam klaczy smakołyka w nagrodę.
-Ty...- zacisnęła prawą pięść. Wiedziałam że jak nic nie zrobię to za chwilę rozpocznie się bójka. -Pożałujesz tego s**o- syknęła.
-No dajesz.- uśmiechnęłam się by ją jeszcze podenerwować.
<Molly>
Od Ryana Cd Hope
Dziewczyna spytała czy to moje fajki nie nie były moje. Malowałem
ogrodzenie od kilkunastu minut nagle usłyszałem jak ktoś się z czymś
męczy. Spojrzałem na dziewczynę która chciała wziąć słomę do na ściółkę
do boksu patrzyłem jak się męczy po czym westchnąłem oderwałem się od
malowania
Zaproponowałem pomoc którą dziewczyna przyjęła lekko zawstydzona
W jedną rękę wziąłem jedną bele słomy a w drugą drugą bardziej niż bele to były kostki
Zaniosłem do boksu po czym skierowałem wzrok na dziewczynę
-Wiesz że ten gnój trzeba wrzucić na tą przyczepę ..
-Serio ?
-Tak
-To czeka mnie jeszcze spory wysiłek
Wróciłem do malowania a gdy skończyłem zobaczyłem jak dziewczyna męczy się z widłami
i wrzucaniem tego wszystkiego na przyczepę ..
-Osz kurde ale to ciężkie
Chwile patrzyłem na nią po czym postanowiłem,że nie będę taki wredny
Złapałem za widły uniosła wzrok i spojrzała mi w oczy ..
-Ja to zrobię a ty się tak nie męcz
Po 10 minutach wszystko było na przyczepię
-Dzięki .. jak mogę Ci się odwdzięczyć ?
-Gdybyś poszła do pokoju 52 wzięła mojego psa Rikiego na 15 minut do ogrodu na spacer a potem odniosła i dała mu wody to już by było coś ..
<Hope>
Zaproponowałem pomoc którą dziewczyna przyjęła lekko zawstydzona
W jedną rękę wziąłem jedną bele słomy a w drugą drugą bardziej niż bele to były kostki
Zaniosłem do boksu po czym skierowałem wzrok na dziewczynę
-Wiesz że ten gnój trzeba wrzucić na tą przyczepę ..
-Serio ?
-Tak
-To czeka mnie jeszcze spory wysiłek
Wróciłem do malowania a gdy skończyłem zobaczyłem jak dziewczyna męczy się z widłami
i wrzucaniem tego wszystkiego na przyczepę ..
-Osz kurde ale to ciężkie
Chwile patrzyłem na nią po czym postanowiłem,że nie będę taki wredny
Złapałem za widły uniosła wzrok i spojrzała mi w oczy ..
-Ja to zrobię a ty się tak nie męcz
Po 10 minutach wszystko było na przyczepię
-Dzięki .. jak mogę Ci się odwdzięczyć ?
-Gdybyś poszła do pokoju 52 wzięła mojego psa Rikiego na 15 minut do ogrodu na spacer a potem odniosła i dała mu wody to już by było coś ..
<Hope>
Od Noah'a C.D Esther
Gdzieś tam gdzieś tam imponował mi fakt że dziewczyna nie obawia się tak wywijać na koniu. Z drugiej strony, zdecydowanie wolałem ją widywać "normalnie" siedzącą na koniu, kiedy nie zwisa połową swojego ciała wzdłuż boku stępującego konia. Ostatecznie postanowiłem, że nie będę jej prawić morałów - dobrze wie, co robi, a ja nie jestem odpowiednią osobą, żeby jej cokolwiek dyktować. Skupiłem się w pełni na klaczy, żwawo stępującej.
Zdecydowanie widziałem u niej poprawę - raz na jakiś czas tylko zarzucała łbem, jednak ani nie rwała do przodu, nie brykała, nie próbowała dębować. Przerzuciłem nogę przed siodło, usiłując podpiąć wyżej popręg - poszło to bez problemu, co również podniosło mnie na duchu - zazwyczaj kiedy podciągałem go wyżej, rwała się do przodu, albo co gorsze - robiła wszystko, żeby mnie z siebie zrzucić. Teraz nie zrobiło to na niej większego wrażenia.
Kiedy wkładałem z powrotem nogę w strzemię, zauważyłem, że Esther była już daleko przede mną. Naprawdę jestem na tyle głuchy, aby nie usłyszeć odgłosu kopyt dosyć sporego konia, jakim jest Leo..? Na szczęście stała chwilowo w miejscu, więc na spokojnie dogoniłem ją kłusem w tempie, które sama wybrała Melissa.
Była już prawie na wyciągnięcie mojej ręki, kiedy zrefleksowała się i ponownie ruszyła galopem. Westchnąłem tylko, poganiając klacz do tego samego chodu.
- Nie będę Cię gonił, nooo - wyjąkałem, kiedy Melissa zrównała się z kopytnym dziewczyny.
- Jesteś leniwą bułą! - odkrzyknęła, pędząc przed siebie.
Pokręciłem z niedowierzaniem makówką, skręcając w stronę lasu - postanowiłem objechać ją dookoła, żeby nagle wyjechać zza drzew. Takie zadość uczynienie, można powiedzieć. Mój wierzchowiec, jak to miała w nawyku, odskakiwała na bok przy każdej możliwej okazji. Tym razem przestraszyła się ptaka, który przeleciał nad jej łbem. Teraz nie potrzebowała poganiania - ruszyła przed siebie, niekontrolowanym galopem - jednak efekt osiągnąłem taki, jaki chciałem. Wyprułem całkiem spory kawałek przed Esther, która była "nieco" zdziwiona, widząc klacz, biegnącą z takim zaangażowaniem.
- Ona jest szybsza niż anglik po torach..- wydyszałem wreszcie z siebie, rozglądając się dookoła. Znaleźliśmy się w pobliżu toru do cross'a. Dziewczyna też to zauważyła. - Jedziesz? - dodałem, wyciągając telefon z włączonym stoperem.
Zdecydowanie widziałem u niej poprawę - raz na jakiś czas tylko zarzucała łbem, jednak ani nie rwała do przodu, nie brykała, nie próbowała dębować. Przerzuciłem nogę przed siodło, usiłując podpiąć wyżej popręg - poszło to bez problemu, co również podniosło mnie na duchu - zazwyczaj kiedy podciągałem go wyżej, rwała się do przodu, albo co gorsze - robiła wszystko, żeby mnie z siebie zrzucić. Teraz nie zrobiło to na niej większego wrażenia.
Kiedy wkładałem z powrotem nogę w strzemię, zauważyłem, że Esther była już daleko przede mną. Naprawdę jestem na tyle głuchy, aby nie usłyszeć odgłosu kopyt dosyć sporego konia, jakim jest Leo..? Na szczęście stała chwilowo w miejscu, więc na spokojnie dogoniłem ją kłusem w tempie, które sama wybrała Melissa.
Była już prawie na wyciągnięcie mojej ręki, kiedy zrefleksowała się i ponownie ruszyła galopem. Westchnąłem tylko, poganiając klacz do tego samego chodu.
- Nie będę Cię gonił, nooo - wyjąkałem, kiedy Melissa zrównała się z kopytnym dziewczyny.
- Jesteś leniwą bułą! - odkrzyknęła, pędząc przed siebie.
Pokręciłem z niedowierzaniem makówką, skręcając w stronę lasu - postanowiłem objechać ją dookoła, żeby nagle wyjechać zza drzew. Takie zadość uczynienie, można powiedzieć. Mój wierzchowiec, jak to miała w nawyku, odskakiwała na bok przy każdej możliwej okazji. Tym razem przestraszyła się ptaka, który przeleciał nad jej łbem. Teraz nie potrzebowała poganiania - ruszyła przed siebie, niekontrolowanym galopem - jednak efekt osiągnąłem taki, jaki chciałem. Wyprułem całkiem spory kawałek przed Esther, która była "nieco" zdziwiona, widząc klacz, biegnącą z takim zaangażowaniem.
- Ona jest szybsza niż anglik po torach..- wydyszałem wreszcie z siebie, rozglądając się dookoła. Znaleźliśmy się w pobliżu toru do cross'a. Dziewczyna też to zauważyła. - Jedziesz? - dodałem, wyciągając telefon z włączonym stoperem.
<Esther?>
Od Molly C.D Lily
Cmoknęłam Parysowi by lekko przyspieszył. Nie miałam ochoty nawet patrzeć na tą Lily. Uważa się za jakąs lepszą bo ma konie. Jak bym chciała to mogłabym kupić sobie takich z 50. W boksie rozsiodłałam kuca i odniosłam do siodlarni jego osprzęt. Jazda na nim była cudowna. Nie mogłam się doczekać, aż będę mogła na nim pograć w polo. Pani Elizabeth powiedziała, żebym po jeździe poszła na obiad. Zrobiłam to. Do jedzenia był kurczak, ziemniaki i marchewka. Usiadłam do stału razem z Bridget.
- Jak było? - spytała.
- Parys jest cudowny. Po prostu kocham tego konie. Jak przyjadą moi rodzice porozmawiam z nimi o jego kupnie - uśmiechnęłam się.
Rozmawiałyśmy jeszcze trochę. Gdy zjadłam zapłaciłam jedenj dziewczynie by odniosła nasze talerze. Bridget miała własnie jazdę więc pożegnałam się z nią i poszłam do mojego ulubienca. Koń na mój widok rdośnie zarżał.
- Zaraz pójdziesz na padok - uśmiechnęłam się.
Wyprowadziłam ogiera z boksu i zaprowadziłam go na padok. Pobiegł do swoich towarzyszy. Podeszła do mnie pani Sue i rzekła:
- Jesteś jedyną osobą która dobzre się z nim dogaduje.
Uśmiechnęłam się do kobiety.
Lily?
- Jak było? - spytała.
- Parys jest cudowny. Po prostu kocham tego konie. Jak przyjadą moi rodzice porozmawiam z nimi o jego kupnie - uśmiechnęłam się.
Rozmawiałyśmy jeszcze trochę. Gdy zjadłam zapłaciłam jedenj dziewczynie by odniosła nasze talerze. Bridget miała własnie jazdę więc pożegnałam się z nią i poszłam do mojego ulubienca. Koń na mój widok rdośnie zarżał.
- Zaraz pójdziesz na padok - uśmiechnęłam się.
Wyprowadziłam ogiera z boksu i zaprowadziłam go na padok. Pobiegł do swoich towarzyszy. Podeszła do mnie pani Sue i rzekła:
- Jesteś jedyną osobą która dobzre się z nim dogaduje.
Uśmiechnęłam się do kobiety.
Lily?
Od Irmy C.D Castiela
Minęło troszkę czasu, odkąd rozmawiałam z chłopakiem. W tym czasie zdążyłam jeszcze się umyć i porobić parę rzeczy, lecz nudziło mi się z moim pokoju, więc postanowiłam wziąć książkę i pójść do salonu, gdyż wydawał mi się przytulny i idealny na czytanie ksiązki. Wyszłam z pokoju i szłam dużym i długim korytarzem.
Gdy w końcu dotarłam na miejsce, złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi bez pukania. Nikogo się nie spodziewałam o tak późnej porze, gdyż było już dość późno… I wydawało mi się, że tylko ja jeszcze nie spałam. Cóż! Jednak się myliłam, bo gdy weszłam, to zobaczyłam Castiela w samych spodniach od piżamy! Stał i patrzył się na mnie zdziwiony, tak samo jak ja. Poczułam że zaczynam się czerwienić mimo wszystko, więc tylko na szybko powiedziałam:
- Wybacz… Pójdę lepiej gdzie indziej czytać… - powiedziałam i szybko zamknęłam drzwi, po czym szybko się ulotniłam do swojego pokoju. Zamknęłam swoje drzwi i przywarłam do nich plecami z szybko bijącym sercem. W końcu odkleiłam się jednak od nich, po czym szybko opadłam na łóżko.
Gdy w końcu dotarłam na miejsce, złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi bez pukania. Nikogo się nie spodziewałam o tak późnej porze, gdyż było już dość późno… I wydawało mi się, że tylko ja jeszcze nie spałam. Cóż! Jednak się myliłam, bo gdy weszłam, to zobaczyłam Castiela w samych spodniach od piżamy! Stał i patrzył się na mnie zdziwiony, tak samo jak ja. Poczułam że zaczynam się czerwienić mimo wszystko, więc tylko na szybko powiedziałam:
- Wybacz… Pójdę lepiej gdzie indziej czytać… - powiedziałam i szybko zamknęłam drzwi, po czym szybko się ulotniłam do swojego pokoju. Zamknęłam swoje drzwi i przywarłam do nich plecami z szybko bijącym sercem. W końcu odkleiłam się jednak od nich, po czym szybko opadłam na łóżko.
Leżałam tak przez chwile gdy nagle usłyszałam pukanie. Podniosłam się ostrożnie i powoli podeszłam do drzwi, lekko je uchylając. Zobaczyłam Castiela.
< Castiel? >
< Castiel? >
Od Lily C.D Molly
-Chodź Moon. Nie długo obiad. Wracamy skarbie.- pocałowałam ją w chrapy na co radośnie parsknęła. Odpięłam uwiąz i na nią wsiadłam.
-Ufam Ci. Prowadź- dałam jej średnią łydkę. Zaczęła galopować w stronę akademii. Wtuliłam się w jej grzywę. Po krótkim czasie w końcu dojechałam. Zobaczyłam jak Molly jedzie na Parysie. No nie powiem. Dobra jest. Zsiadłam ze swojej klaczy i ją poklepałam.
-Brawo.- pochwaliłam i usiadłam na ogrodzeniu parkuru. Podeszła do mnie Elizabeth.
-I co o tym sądzisz?- spytała mnie nie odrywając wzroku od galopującej pary.
-Molly jest dobra w jeździectwie, ale charakter to istna katastrofa.- stwierdziłam.
-Och, Lily nie przesadzaj.
-Ale ja naprawdę nie przesadzam. Mówię jak jest. Chyba jedyna osoba która ją lubi oprócz Bridget jest tylko Parys.
-Byłaś u Jamesa z Moonlight?
-Jeszcze nie.- westchnęłam.
-To lepiej idź. Do zobaczenia.- uśmiechnęła się.
-Dowidzenia.- odwzajemniłam gest i się oddaliłam do stajni. Przewiązałam klacz na korytarzu, i zabrałam się za szczotkowanie jej i siodłanie. Po dłuższej chwili przyszła Molly.
-Nie, błagam. Tylko nie Ona.- westchnęłam cicho.
Molly?
-Ufam Ci. Prowadź- dałam jej średnią łydkę. Zaczęła galopować w stronę akademii. Wtuliłam się w jej grzywę. Po krótkim czasie w końcu dojechałam. Zobaczyłam jak Molly jedzie na Parysie. No nie powiem. Dobra jest. Zsiadłam ze swojej klaczy i ją poklepałam.
-Brawo.- pochwaliłam i usiadłam na ogrodzeniu parkuru. Podeszła do mnie Elizabeth.
-I co o tym sądzisz?- spytała mnie nie odrywając wzroku od galopującej pary.
-Molly jest dobra w jeździectwie, ale charakter to istna katastrofa.- stwierdziłam.
-Och, Lily nie przesadzaj.
-Ale ja naprawdę nie przesadzam. Mówię jak jest. Chyba jedyna osoba która ją lubi oprócz Bridget jest tylko Parys.
-Byłaś u Jamesa z Moonlight?
-Jeszcze nie.- westchnęłam.
-To lepiej idź. Do zobaczenia.- uśmiechnęła się.
-Dowidzenia.- odwzajemniłam gest i się oddaliłam do stajni. Przewiązałam klacz na korytarzu, i zabrałam się za szczotkowanie jej i siodłanie. Po dłuższej chwili przyszła Molly.
-Nie, błagam. Tylko nie Ona.- westchnęłam cicho.
Molly?
Od Molly C.D Ryan'a
- Nie pije - odparłam.
Chłoapk poptarzył się na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Wypił mojego drinka.
- Dasz mi mój telefon? Proszę - powiedziałam
- Nie - odparł.
Nie odzywałam się już do niego. Zobaczyłam, że kilka osób z akademii wchodzi do klubu. Wśród nich rozpoznałam Lunę i Lily.
- Chcem już wracać - powiedziałam.
- Nie teraz - odparł.
Chłopak podszedł do swoich znajomych. Podeszłam do jakieś pary siedzącej niedaleko mnie.
- Mogę pożyczyć od was telefon. Pewien chłopak zabrał mi mój - powiedzialam.
Para popatrzyła się na mnie.
- Zapłacę - dodałam po chwili.
- Ile? - spytał mężczyzna.
- 30 dolarów - wyciągnęłam pieniądze.
Chłopak podał mi telefon, a ja zadzwoniłam po taksówkę. Oddałam facetowi telefon. Wyszłam przed klub i czekałam, ąż auto ptzyjedzie. Po chwili podszedł do mnie Ryan i powiedział.
- Wracasz już?
- Tak - warknęłam.
Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą
Ryan?
Chłoapk poptarzył się na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Wypił mojego drinka.
- Dasz mi mój telefon? Proszę - powiedziałam
- Nie - odparł.
Nie odzywałam się już do niego. Zobaczyłam, że kilka osób z akademii wchodzi do klubu. Wśród nich rozpoznałam Lunę i Lily.
- Chcem już wracać - powiedziałam.
- Nie teraz - odparł.
Chłopak podszedł do swoich znajomych. Podeszłam do jakieś pary siedzącej niedaleko mnie.
- Mogę pożyczyć od was telefon. Pewien chłopak zabrał mi mój - powiedzialam.
Para popatrzyła się na mnie.
- Zapłacę - dodałam po chwili.
- Ile? - spytał mężczyzna.
- 30 dolarów - wyciągnęłam pieniądze.
Chłopak podał mi telefon, a ja zadzwoniłam po taksówkę. Oddałam facetowi telefon. Wyszłam przed klub i czekałam, ąż auto ptzyjedzie. Po chwili podszedł do mnie Ryan i powiedział.
- Wracasz już?
- Tak - warknęłam.
Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą
Ryan?
Od Irmy C.D Jason’a
Przyjrzałam się chłopakowi. Był wyższy ode mnie. Miał tatuaże leż jakby
to powiedzieć… pasowały do jego osobowości? Nie wiem jak to nazwać, bo
dopiero co go poznaję, lecz chyba lubi tatuaże. Ogólnie wydawał się być
miły i nie wyglądał na typa, co lubi dokuczać, bądź żartować z innych.
To mnie nieco uspokoiło, ponieważ nie lubiłam takich osób. On jednak
wydawał się być inny…
- Masz może ochotę na krótki spacer krajoznawczy…? – spytał nagle.
Pytanie chłopaka mnie troszkę zdziwiło i zakłopotało jednocześnie. Z jednej strony chciałam odmówić lecz z drugiej, nie mogłam wiecznie siedzieć sama i z nikim nie rozmawiać, bo w końcu oszaleję… Muszę jakoś odzyskać swoje dawne życie! To co? Zdecydujesz siew końcu? Czy każesz mu tak czekać w nieskończoność? No dalej Irma! Więcej wiary! Przecież w Polsce miałaś tylu znajomych… Powiedz coś wreszcie idiotko! Odezwij się! – karciłam siebie w myślach.
- W sumie… To… Chyba tak… - powiedziałam znowu nieśmiało i mało pewnie siebie.
- W takim razie chodźmy – powiedział cicho chłopak.
Chyba on też nie za bardzo wiedział jak się ma zachować. Ja po trudnej przeszłości stałam się odludkiem. Zupełnie, jakbym dostała inne życie i osobowość. Nie wiem jak było z nim ale wydawał się być dość miły. Szliśmy drużką w milczeniu. Żadne z nas nie miało odwagi się odezwać jako pierwsze. W końcu jednak, to ja postanowiłam się odezwać, bo denerwowało mnie, że stałam się taką niedojdą. Ponadto! Zdałam sobie sprawę, że się nie przedstawiłam! Jeszcze lepiej… Brawo Irma! Prawdziwa sierota z Ciebie! – skarciłam się po raz kolejny.
- Mam na imię Irma Enderfind, a Ty? – spytałam już bardziej przyjaźnie.
- Jason Reedus – przedstawił się.
- Też jesteś tu nowy? – bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
- Tak. Wciąż się gubię po korytarzach… - dodał nieśmiało.
- Nie przejmuj się! Ja się gubię cały czas a jestem tu już prawie pięć dni, a i tak ciągle się gubię… - dodałam już weselej i posłałam mu przyjazny uśmiech.
- Czyli nie tylko ja jestem takim fajtłapą? – spytał retorycznie już z lekkim uśmiechem.
- Ano nie, jak widzisz… - odparłam.
Szliśmy dalej jedną z alejek i oglądaliśmy tereny akademii. Mimo iż byłam tu tyle dni, to wciąż nie widziałam wszystkiego. Nagle w głowie zaświtał mi pomysł, lecz nie wiedziałam, czy się sprawdzi…
- Dostałeś jakiegoś tymczasowego konia do jazdy? – spytałam.
- Tak, a co? – spytał zaciekawiony.
- Ja też… - powiedziałam nieco weselej – Może… Pojeździmy troszkę po terenach Akademii? Co Ty na to? – spytałam.
< Jason? >
- Masz może ochotę na krótki spacer krajoznawczy…? – spytał nagle.
Pytanie chłopaka mnie troszkę zdziwiło i zakłopotało jednocześnie. Z jednej strony chciałam odmówić lecz z drugiej, nie mogłam wiecznie siedzieć sama i z nikim nie rozmawiać, bo w końcu oszaleję… Muszę jakoś odzyskać swoje dawne życie! To co? Zdecydujesz siew końcu? Czy każesz mu tak czekać w nieskończoność? No dalej Irma! Więcej wiary! Przecież w Polsce miałaś tylu znajomych… Powiedz coś wreszcie idiotko! Odezwij się! – karciłam siebie w myślach.
- W sumie… To… Chyba tak… - powiedziałam znowu nieśmiało i mało pewnie siebie.
- W takim razie chodźmy – powiedział cicho chłopak.
Chyba on też nie za bardzo wiedział jak się ma zachować. Ja po trudnej przeszłości stałam się odludkiem. Zupełnie, jakbym dostała inne życie i osobowość. Nie wiem jak było z nim ale wydawał się być dość miły. Szliśmy drużką w milczeniu. Żadne z nas nie miało odwagi się odezwać jako pierwsze. W końcu jednak, to ja postanowiłam się odezwać, bo denerwowało mnie, że stałam się taką niedojdą. Ponadto! Zdałam sobie sprawę, że się nie przedstawiłam! Jeszcze lepiej… Brawo Irma! Prawdziwa sierota z Ciebie! – skarciłam się po raz kolejny.
- Mam na imię Irma Enderfind, a Ty? – spytałam już bardziej przyjaźnie.
- Jason Reedus – przedstawił się.
- Też jesteś tu nowy? – bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
- Tak. Wciąż się gubię po korytarzach… - dodał nieśmiało.
- Nie przejmuj się! Ja się gubię cały czas a jestem tu już prawie pięć dni, a i tak ciągle się gubię… - dodałam już weselej i posłałam mu przyjazny uśmiech.
- Czyli nie tylko ja jestem takim fajtłapą? – spytał retorycznie już z lekkim uśmiechem.
- Ano nie, jak widzisz… - odparłam.
Szliśmy dalej jedną z alejek i oglądaliśmy tereny akademii. Mimo iż byłam tu tyle dni, to wciąż nie widziałam wszystkiego. Nagle w głowie zaświtał mi pomysł, lecz nie wiedziałam, czy się sprawdzi…
- Dostałeś jakiegoś tymczasowego konia do jazdy? – spytałam.
- Tak, a co? – spytał zaciekawiony.
- Ja też… - powiedziałam nieco weselej – Może… Pojeździmy troszkę po terenach Akademii? Co Ty na to? – spytałam.
< Jason? >
Od Ryana Cd Molly
Nie wiem czemu ale zabrałem ją ze sobą, sprawa ucichła a ja nadal chciałem zemsty na niej.
Po drodze zastanawiałem sie nad zatruciem jej,podaniem jakiś pigułek,albo schlaniem do nieprzytomności. Jednak problem rozwiązał się sam kiedy po chwili pobytu w klubie zabrałem jej telefon już pisała obraźliwe rzeczy na obcych ludzi. Ale miałem zabawę gdy usłyszała,że koleżanka odpisała a nie mogła sprawdzić co ..
-Oddawaj Błagam !! aalbo pójdę po ochronę
-Wrócisz z buta
-Wezwę taksówkę ..
-Bez telefonu przypadkiem mi spadnie a taksówkarz będzie niezdolny do jazdy
Popatrzyła n mmnie
-Jesteś okropny ..
-Nie to ty się tak zachorujesz .. przyjechała pani z wielkiego miasta i się wywyższa,serio jesteś nikim to że twoi rodzice mają dużo kasy .. czekaj nie ty tylko twoi rodzice .. a czekaj ja sam zarabiam upss widzisz ty przy mnie jesteś nikim ale z jakiegoś powodu pozwalam Ci ze sobą normalnie gadać i Traktuje Cię normalnie no bo na przykład twoi rodzice giną i majątek zostaje przejęty przez Mafiozów zostajesz na bruku z niczym ...
Blondyna wydawała się zastanawiać .. wziąłem ją na parkiet po 4 tancach usiedliśmy na kanpe postawiłem jej drinka
<Molly>
Po drodze zastanawiałem sie nad zatruciem jej,podaniem jakiś pigułek,albo schlaniem do nieprzytomności. Jednak problem rozwiązał się sam kiedy po chwili pobytu w klubie zabrałem jej telefon już pisała obraźliwe rzeczy na obcych ludzi. Ale miałem zabawę gdy usłyszała,że koleżanka odpisała a nie mogła sprawdzić co ..
-Oddawaj Błagam !! aalbo pójdę po ochronę
-Wrócisz z buta
-Wezwę taksówkę ..
-Bez telefonu przypadkiem mi spadnie a taksówkarz będzie niezdolny do jazdy
Popatrzyła n mmnie
-Jesteś okropny ..
-Nie to ty się tak zachorujesz .. przyjechała pani z wielkiego miasta i się wywyższa,serio jesteś nikim to że twoi rodzice mają dużo kasy .. czekaj nie ty tylko twoi rodzice .. a czekaj ja sam zarabiam upss widzisz ty przy mnie jesteś nikim ale z jakiegoś powodu pozwalam Ci ze sobą normalnie gadać i Traktuje Cię normalnie no bo na przykład twoi rodzice giną i majątek zostaje przejęty przez Mafiozów zostajesz na bruku z niczym ...
Blondyna wydawała się zastanawiać .. wziąłem ją na parkiet po 4 tancach usiedliśmy na kanpe postawiłem jej drinka
<Molly>
Od Hope C.D Ryana
- Czy to twoje papierosy? - mówiąc to pokazałam mu paczkę, którą wyjęłam. Były to L&M cienkie niebieskie
- Nie - odparł - A ty palisz?
- Nie, ale widzę, że ty tak. Bez urazy - powiedziałam
Chłopak skinął głową i znowu zapadła cisza. Nikt z nas jej nie przerywał. Możliwe, że nam ona odpowiadała. Żadne z nas nie miało ochoty lub nie chciało jej przerywać... Może ze względu, że nie wiedzieliśmy, co powiedzieć lub nie chcieliśmy się poznać, ale czy ludzi można poznać? Sama nie wiem... Czasem ukrywają swą prawdziwą twarz pod najróżniejszymi maskami.... Udawają, kłamią... Możliwe, że ten chłopak do takich należy, ale... W każdym tkwi małe kłamstwo... Powinnam zająć się Empate to miły koń, którego lubię. Poszłam zostawiając chłopaka samego i zajęłam się Empate...
- Co malutki? - rzekłam głaszcząc go
Wyszczotkowałam go i wyczyściłam mu kopyta. Następnie wzięłam się za jego boks. Ciężka była to robota,ale jakoś dawałam sobie radę. Udało mi się wysprzątać jego brudną ściółkę, ale musiałem przynieść świeżą. Poszłam na zewnątrz i starałam się unieść małą bele siana, lecz nie dawałam rady. ~Hope, dasz radę to unieść~ powiedziałam sobie w myślach. Namęczyłam się okropnie i o milimetr się ruszyło. Co jest z tym nie tak?! Zawsze dawałam radę, a teraz?! Byłam wściekła na samą siebie!
- Może pomóc? - usłyszałam głos Ryana...
- Em... Byłam bym wdzięczna.... - powiedziałam lekko zawstydzona tą sytuacją...
Ryan??? Przepraszam, brak pomysłu...
- Nie - odparł - A ty palisz?
- Nie, ale widzę, że ty tak. Bez urazy - powiedziałam
Chłopak skinął głową i znowu zapadła cisza. Nikt z nas jej nie przerywał. Możliwe, że nam ona odpowiadała. Żadne z nas nie miało ochoty lub nie chciało jej przerywać... Może ze względu, że nie wiedzieliśmy, co powiedzieć lub nie chcieliśmy się poznać, ale czy ludzi można poznać? Sama nie wiem... Czasem ukrywają swą prawdziwą twarz pod najróżniejszymi maskami.... Udawają, kłamią... Możliwe, że ten chłopak do takich należy, ale... W każdym tkwi małe kłamstwo... Powinnam zająć się Empate to miły koń, którego lubię. Poszłam zostawiając chłopaka samego i zajęłam się Empate...
- Co malutki? - rzekłam głaszcząc go
Wyszczotkowałam go i wyczyściłam mu kopyta. Następnie wzięłam się za jego boks. Ciężka była to robota,ale jakoś dawałam sobie radę. Udało mi się wysprzątać jego brudną ściółkę, ale musiałem przynieść świeżą. Poszłam na zewnątrz i starałam się unieść małą bele siana, lecz nie dawałam rady. ~Hope, dasz radę to unieść~ powiedziałam sobie w myślach. Namęczyłam się okropnie i o milimetr się ruszyło. Co jest z tym nie tak?! Zawsze dawałam radę, a teraz?! Byłam wściekła na samą siebie!
- Może pomóc? - usłyszałam głos Ryana...
- Em... Byłam bym wdzięczna.... - powiedziałam lekko zawstydzona tą sytuacją...
Ryan??? Przepraszam, brak pomysłu...
Od Molly C.D Lily
Zawrócłam z Parysem i poszłam z nim w zupełnie inną stronę. Ogier zadowolony trącał mnie pyskiem.
- Też jej nie lubisz? - zaśmiałam się i dałam mu smakołyka.
Poszłam z nim do lasu. Kucyk ochoczo szedł obok mnie. Co jakiś czas lekko odskakiwał bo się czegoś bał. Nad jeziorem usiadłam pod drzewem, a kucyk zaczął się paść. Zrobiłam mu kilka zdjęć i wysłałam do mojej przyjaciólki. Od razu odpisała ''Cudny *o*'' Posiedziałam tak jescze z 20 minut i wróciłam do stajni. Wypuściłam kuca na padok. Podeszła do mnie instorka i powiedziała:
- Chciałabym zobaczyc jak jeździsz. Mogłabyś osiodłać konia i przyjść na parkur otwarty za 20 minut?
- A mogłabym jeździć na Parysie? - spytałam.
Kuc słysząc że mówię jego imię radośnie zarżał.
- Widzę, że cię polubił. Możesz na nim pojeździć.
Kobieta odeszła a ja weszłam na padok i podeszłam do Parysa.
Lily?
- Też jej nie lubisz? - zaśmiałam się i dałam mu smakołyka.
Poszłam z nim do lasu. Kucyk ochoczo szedł obok mnie. Co jakiś czas lekko odskakiwał bo się czegoś bał. Nad jeziorem usiadłam pod drzewem, a kucyk zaczął się paść. Zrobiłam mu kilka zdjęć i wysłałam do mojej przyjaciólki. Od razu odpisała ''Cudny *o*'' Posiedziałam tak jescze z 20 minut i wróciłam do stajni. Wypuściłam kuca na padok. Podeszła do mnie instorka i powiedziała:
- Chciałabym zobaczyc jak jeździsz. Mogłabyś osiodłać konia i przyjść na parkur otwarty za 20 minut?
- A mogłabym jeździć na Parysie? - spytałam.
Kuc słysząc że mówię jego imię radośnie zarżał.
- Widzę, że cię polubił. Możesz na nim pojeździć.
Kobieta odeszła a ja weszłam na padok i podeszłam do Parysa.
Lily?
Od Suzi C.D Jake'a
- Ok
- Jesteśmy na miejscu madame
Za śmiałam się. Jake wysiadł z samochodu i otworzył drzwi.
- Dziękuję
- Proszę madame.
Znów śmiałam się. Najpierw weszłam do sklepu w którym były markowe buty. Przejrzałam buty damskie, a Jake oglądał męskie. Miałam ze sobą 7 stówek więc mogłam kupić drogie buty. Przymirzyłam buty firmy nike i puma. Wybrałam szaro białe nike. Podeszłam do kasy. Z mną staną Jake. Gdy zapłaciłam odeszłam od kasy stanęłam przed wejściem i poczekam na mego towarzysza. Potem poszliśmy do sklepu sportowego. Miałam zamiar kupić sobie 5 kilowe ciężarki.
Od razu znalazłam. Były w kilku kolorach. Ja wybrałam błękitne. Poszłam jeszcze po mate do ćwiczeń również błękitną. Wzięłam jeszcze koszulkę i getry do ćwiczeń. Podeszłam do Jake.
- I co znalazłeś?
Jake?
- Jesteśmy na miejscu madame
Za śmiałam się. Jake wysiadł z samochodu i otworzył drzwi.
- Dziękuję
- Proszę madame.
Znów śmiałam się. Najpierw weszłam do sklepu w którym były markowe buty. Przejrzałam buty damskie, a Jake oglądał męskie. Miałam ze sobą 7 stówek więc mogłam kupić drogie buty. Przymirzyłam buty firmy nike i puma. Wybrałam szaro białe nike. Podeszłam do kasy. Z mną staną Jake. Gdy zapłaciłam odeszłam od kasy stanęłam przed wejściem i poczekam na mego towarzysza. Potem poszliśmy do sklepu sportowego. Miałam zamiar kupić sobie 5 kilowe ciężarki.
Od razu znalazłam. Były w kilku kolorach. Ja wybrałam błękitne. Poszłam jeszcze po mate do ćwiczeń również błękitną. Wzięłam jeszcze koszulkę i getry do ćwiczeń. Podeszłam do Jake.
- I co znalazłeś?
Jake?
Od Lily C.D Molly
-Hej Moon spokojnie! Co się stało?- uspokoiłam klacz która zaczęła wierzgać. -Aha. Już nic nie musisz mówić. Rozpieszczona księżniczka na szóstej- zaśmiałam się gdy zobaczyłam Molly. Klacz pokiwała parę razy głową.
-E ty! Jak ci tam? Chyba Lily.- krzyknęła.
-No..?- zapytałam ze znudzeniem.
-Co się tak gapisz? Jeszcze nie zrozumiałaś? Ja tu rządzę.
-Wiesz. Jesteś tu zaledwie od godziny a już wszystkim niby zarządzasz?
-A co?
-Nie nic. Będę miała za darmo kino komediowe.
-O co ci chodzi?
-Z chęcią popatrzę jak usiłujesz innym rozkazywać.- uśmiechnęłam się by ją jeszcze bardziej zdenerwować.
-Chyba nie wierzysz w moje możliwości.
-Masz rację. Nie wierzę. I będzie tak do końca świata. A teraz łaskawie się zamknij bo zagłuszasz odgłosy lasu.
Molly?
-E ty! Jak ci tam? Chyba Lily.- krzyknęła.
-No..?- zapytałam ze znudzeniem.
-Co się tak gapisz? Jeszcze nie zrozumiałaś? Ja tu rządzę.
-Wiesz. Jesteś tu zaledwie od godziny a już wszystkim niby zarządzasz?
-A co?
-Nie nic. Będę miała za darmo kino komediowe.
-O co ci chodzi?
-Z chęcią popatrzę jak usiłujesz innym rozkazywać.- uśmiechnęłam się by ją jeszcze bardziej zdenerwować.
-Chyba nie wierzysz w moje możliwości.
-Masz rację. Nie wierzę. I będzie tak do końca świata. A teraz łaskawie się zamknij bo zagłuszasz odgłosy lasu.
Molly?
Od Molly C.D Ryana
- Mogę jechać z tobą? - spytałam, chodź byłam pewna odpowiedzi.
- Właściwie to możesz - odparł chłopak.
Odpowiedź mnie trochę zdziwiła. Uśmiechnęłam się. Chłopak podał mi kask. Założyłam go i usiadłam z tyłu na motorze. Chłopak ruszył.
*40 minut później*
Byliśmy przed jakimś klubem. Zostawiłam kask na motorze. Weszliśmy do środka. Grała głośna muzyka. Rzadko chodziłam na imprezy ... naprawdę rzadko. Rozglądnęłam się dokładnie po klubie.
- Dziwki - powiedziałam patrząc się na kilka dziewczyn. Ubrane były w prześwitujące rajstopy i staniki.
- Zachwuj się - chłopak szturchnął mnie ramieniem.
Usiadłam na kanapie i wyjęłam telefon. Zrobiłam zdjęcie tym dziewczynom i wysłałam je do mojej koleżanki ''Tak bawią się osoby w tej dziurze''. Ryan zobaczył co robię i zabrał mi telefon po czym usmiechnął się:
- Oddam ci go po imprezie.
- Oddaj! - krzyknęłam.
- Nie - odparł i schował go do kieszeni.
- To jest moja własność - powiedziałam.
- Później ci go oddam - zaśmiał się.
- Oddasz mi go teraz - zarządałam.
Usłyszałam dźwięk przychodzacego SMS'a
Ryan?
- Właściwie to możesz - odparł chłopak.
Odpowiedź mnie trochę zdziwiła. Uśmiechnęłam się. Chłopak podał mi kask. Założyłam go i usiadłam z tyłu na motorze. Chłopak ruszył.
*40 minut później*
Byliśmy przed jakimś klubem. Zostawiłam kask na motorze. Weszliśmy do środka. Grała głośna muzyka. Rzadko chodziłam na imprezy ... naprawdę rzadko. Rozglądnęłam się dokładnie po klubie.
- Dziwki - powiedziałam patrząc się na kilka dziewczyn. Ubrane były w prześwitujące rajstopy i staniki.
- Zachwuj się - chłopak szturchnął mnie ramieniem.
Usiadłam na kanapie i wyjęłam telefon. Zrobiłam zdjęcie tym dziewczynom i wysłałam je do mojej koleżanki ''Tak bawią się osoby w tej dziurze''. Ryan zobaczył co robię i zabrał mi telefon po czym usmiechnął się:
- Oddam ci go po imprezie.
- Oddaj! - krzyknęłam.
- Nie - odparł i schował go do kieszeni.
- To jest moja własność - powiedziałam.
- Później ci go oddam - zaśmiał się.
- Oddasz mi go teraz - zarządałam.
Usłyszałam dźwięk przychodzacego SMS'a
Ryan?
Od Lily Cd Matthew
-Ech co ja z tobą mam?- westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Wkrótce chłopak też się podniósł.
-I tak cię kocham- musnęłam go w usta.
-Gdzie idziecie zakochańce?- spytała Meg.
-Do stajni.- odparłam.
-Chcecie ze mnie zrobić stryja?!- wyrwał się Jake.
-Boże Jake... Jaki ty masz zryty mózg.- westchnęłam. Meg i Matt się cicho zaśmiali.
-Idziemy?- spytał Matt.
-Tak. Już. Tylko wezmę jakąś bluzę.- uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju. Zarzuciłam na siebie szarą bluzę i wróciłam do Matta.
-To chodźmy.- podał rękę którą chwyciłam. Poszliśmy do budynku akurat w idealnym momencie, ponieważ gdy przekroczyliśmy próg, na dworze zaczęło padać.
-Czyli z przejażdżki nici.- westchnął Matt.
-Oj tam. Damy jakoś radę.- uśmiechnęłam się i rzuciłam mu dwie szczotki.
-Serio masz taki plan?- spytał zrezygnowany.
-A co byś chciał?
-...
Matt? :3
Dzisiaj coś ze mną nie tak, i same krótkie piszę
-I tak cię kocham- musnęłam go w usta.
-Gdzie idziecie zakochańce?- spytała Meg.
-Do stajni.- odparłam.
-Chcecie ze mnie zrobić stryja?!- wyrwał się Jake.
-Boże Jake... Jaki ty masz zryty mózg.- westchnęłam. Meg i Matt się cicho zaśmiali.
-Idziemy?- spytał Matt.
-Tak. Już. Tylko wezmę jakąś bluzę.- uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju. Zarzuciłam na siebie szarą bluzę i wróciłam do Matta.
-To chodźmy.- podał rękę którą chwyciłam. Poszliśmy do budynku akurat w idealnym momencie, ponieważ gdy przekroczyliśmy próg, na dworze zaczęło padać.
-Czyli z przejażdżki nici.- westchnął Matt.
-Oj tam. Damy jakoś radę.- uśmiechnęłam się i rzuciłam mu dwie szczotki.
-Serio masz taki plan?- spytał zrezygnowany.
-A co byś chciał?
-...
Matt? :3
Dzisiaj coś ze mną nie tak, i same krótkie piszę
Od Molly Cd Lily
- Kto to jest? - zadałam pytanie.
- Bridget - odparła i wyszła z pokoju.
Zobaczyłam stojącą w nim blondynkę. Aktualnie na jej łóżku leżało pełno kosmetyków. Sama była ubrana w firmowe ciuchy, a na wieszaku wisiał płasz od Armaniego.
- Molly - podeszłam do dziewczyny.
- Bridget - odparła. - Chyba jako jedyna tu, oprócz mnie, jesteś z jakieś lepszej rodziny?
- Tak - uśmiechnęłam się. - Jesteś pierwszą osobą na poziomię jaką tu spotkałam.
- Tu nikt nie zwraca uwagi na wygląd - powiedziała Bridget.
- Tak. Prostaki - zaśmiałam się.
- Cieszę się że wreszcie spotkałam kogoś podobnego do mnie. Pomalowac cię? - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Tak - odparłam.
*godzinę później*
Pożegnałam się z Bridget i poszłam do Parysa. Pogłaskałam konia i dałam mu smakołyka. Był to mój ulubiony wierzchowiec w akademii. Założyłam mu kantar i postanowiłam wybrać się z nim na spacer. Po drodze spotkałam Lily ...
Lily?
- Bridget - odparła i wyszła z pokoju.
Zobaczyłam stojącą w nim blondynkę. Aktualnie na jej łóżku leżało pełno kosmetyków. Sama była ubrana w firmowe ciuchy, a na wieszaku wisiał płasz od Armaniego.
- Molly - podeszłam do dziewczyny.
- Bridget - odparła. - Chyba jako jedyna tu, oprócz mnie, jesteś z jakieś lepszej rodziny?
- Tak - uśmiechnęłam się. - Jesteś pierwszą osobą na poziomię jaką tu spotkałam.
- Tu nikt nie zwraca uwagi na wygląd - powiedziała Bridget.
- Tak. Prostaki - zaśmiałam się.
- Cieszę się że wreszcie spotkałam kogoś podobnego do mnie. Pomalowac cię? - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Tak - odparłam.
*godzinę później*
Pożegnałam się z Bridget i poszłam do Parysa. Pogłaskałam konia i dałam mu smakołyka. Był to mój ulubiony wierzchowiec w akademii. Założyłam mu kantar i postanowiłam wybrać się z nim na spacer. Po drodze spotkałam Lily ...
Lily?
Od Ryana Cd Molly
Przeprosiła mnie,oczywiście jak ją tylko wypościłem to zwiała i się poskarżyła Pani Elizabeth.
Wyszedłem i udawałem jak gdyby nigdy nic się nie stało paliłem papierosa.
Nagle pojawiła się właścicielka Akademii
-Ryan pozwól do gabinetu ..
-Coś się stało ..-spytałem nieco zdziwiony
-Porozmawiamy u mnie ..
Poszedłem więc z nią i usiadłem na wskazanym fotelu rozejrzałem się po pomieszczeniu
Elizabeth wyjęła moją kartotekę i spojrzała wczytując się w nią.
-Dostałam informacje,ze chciałeś zgwałcić dziewczynę .. a to niepokojące i niedorzeczne
-Czy ja wyglądam na kogoś kto musiałby gwałcić ? sama chciała tego ..
Popatrzyła na mnie i pokiwała przecząco głową
-Nie zartuj sobie
-Nie żartuje nie jedna by oddała wszystko za noc ze mną, poza tym czy ja jestem niebezpieczny powiem Pani o co poszło. Molly obrażała Lunę zaczęła wyzywać od Suk ja zwrócić jej uwagę jak się wyraża a ta mnie strzeliła w twarz a jako,ze nie bije kobiet mimo że to wredna pusta blondynka to ją postraszyłem aby utrzeć jej nosa.
Pani Elizabeth napisała sms'a do swojej córki ta po chwili przyszła
-Czy to prawda,że Molly Ci ubliżała
-Wyzwala mnie .,. jest okropna
Do gabinetu przyszedł Pan James wszystko mu powiedziała popatrzył na mnie
-Młody człowieku tak sprawy nie załatwisz .. dostaniesz notatkę do kartoteki i będziesz musiał się pilnować prócz masz 20 godzin prac społecznych czyli pomaganie ogrodnikowi,stajennemu do póki nie wypracujesz tych godzin nie jeździsz .. to tyle w tej sprawie
****************
Wpadłem wściekły do pokoju Molly i Bridge laleczki malowały sobie paznokcie
- Co ty ku*** jej nagadałaś!? - wrzasnąłem
- Ja nic nie zrobiłam - zaśmiała się.
- Wynocha stąd! - wrzasnęła Bridget.
Spojrzałem na obydwie małolaty i pokazałem Bridget środkowy palec
-Słuchaj głupia suko .. wylecisz stąd na zbity pysk ..
-Jasne ... grozisz mi -zakpiła
-Nie skończyłem z tobą
******** 3 dni później ******
Sprawa ucichła a ja wypracowałem te wszystkie godziny po czym poszedłem na jazdę.
Wsiadłem dzisiaj na Painta a po południu na Burbona.
Postanowiłem się zrelaksować wyjąłem ścigacz nagle zobaczyłem Molly która wpatrywała się w mój motor,zadała oczywiste pytanie
-Ile dałes za niego ?
-150tysięcy
-Ty masz tyle kasy ..
-Mam kasy jak lodu ..
-Twoi rodzice raczej ?
-Nie .. nie posiadam owych ludzi .. sam się dorobięłm
-Ten drugi motor tesz jest twój ?
-Tak kosztował trochę mniej bo tylko 100 tysięcy
-A Auto ?
-Tylko 117tysiecy a teraz wybacz ale wybieram się na imprezę .. miałęm do motoru przyczepiony drugi kask ...
<Molly, chcesz się zabrać .. >
Wyszedłem i udawałem jak gdyby nigdy nic się nie stało paliłem papierosa.
Nagle pojawiła się właścicielka Akademii
-Ryan pozwól do gabinetu ..
-Coś się stało ..-spytałem nieco zdziwiony
-Porozmawiamy u mnie ..
Poszedłem więc z nią i usiadłem na wskazanym fotelu rozejrzałem się po pomieszczeniu
Elizabeth wyjęła moją kartotekę i spojrzała wczytując się w nią.
-Dostałam informacje,ze chciałeś zgwałcić dziewczynę .. a to niepokojące i niedorzeczne
-Czy ja wyglądam na kogoś kto musiałby gwałcić ? sama chciała tego ..
Popatrzyła na mnie i pokiwała przecząco głową
-Nie zartuj sobie
-Nie żartuje nie jedna by oddała wszystko za noc ze mną, poza tym czy ja jestem niebezpieczny powiem Pani o co poszło. Molly obrażała Lunę zaczęła wyzywać od Suk ja zwrócić jej uwagę jak się wyraża a ta mnie strzeliła w twarz a jako,ze nie bije kobiet mimo że to wredna pusta blondynka to ją postraszyłem aby utrzeć jej nosa.
Pani Elizabeth napisała sms'a do swojej córki ta po chwili przyszła
-Czy to prawda,że Molly Ci ubliżała
-Wyzwala mnie .,. jest okropna
Do gabinetu przyszedł Pan James wszystko mu powiedziała popatrzył na mnie
-Młody człowieku tak sprawy nie załatwisz .. dostaniesz notatkę do kartoteki i będziesz musiał się pilnować prócz masz 20 godzin prac społecznych czyli pomaganie ogrodnikowi,stajennemu do póki nie wypracujesz tych godzin nie jeździsz .. to tyle w tej sprawie
****************
Wpadłem wściekły do pokoju Molly i Bridge laleczki malowały sobie paznokcie
- Co ty ku*** jej nagadałaś!? - wrzasnąłem
- Ja nic nie zrobiłam - zaśmiała się.
- Wynocha stąd! - wrzasnęła Bridget.
Spojrzałem na obydwie małolaty i pokazałem Bridget środkowy palec
-Słuchaj głupia suko .. wylecisz stąd na zbity pysk ..
-Jasne ... grozisz mi -zakpiła
-Nie skończyłem z tobą
******** 3 dni później ******
Sprawa ucichła a ja wypracowałem te wszystkie godziny po czym poszedłem na jazdę.
Wsiadłem dzisiaj na Painta a po południu na Burbona.
Postanowiłem się zrelaksować wyjąłem ścigacz nagle zobaczyłem Molly która wpatrywała się w mój motor,zadała oczywiste pytanie
-Ile dałes za niego ?
-150tysięcy
-Ty masz tyle kasy ..
-Mam kasy jak lodu ..
-Twoi rodzice raczej ?
-Nie .. nie posiadam owych ludzi .. sam się dorobięłm
-Ten drugi motor tesz jest twój ?
-Tak kosztował trochę mniej bo tylko 100 tysięcy
-A Auto ?
-Tylko 117tysiecy a teraz wybacz ale wybieram się na imprezę .. miałęm do motoru przyczepiony drugi kask ...
<Molly, chcesz się zabrać .. >
Od Renee C.D Aarona
- Renee - uśmiechnęłam się nieznacznie, odciągając swojego czworonoga za siebie - A ten mały winowajca to Snowflake.
Przykucnęłam, wyciągając dłoń w stronę Hadesa. Pies chwilę wąchał ją w bezpiecznej dla siebie odległości, po czym kilka razy zrobił coś na wzór fukania, powracając do nogi swojego właściciela. Ja również wstałam, otrzepując spodnie. Niby nic nimi nie dotknęłam, jednak zrobiłam to z chorego przyzwyczajenia.
- Aaa, gdzie moje maniery - wyciągnęłam w stronę chłopaka dłoń, którą chwilę później uścisnął - Miło mi poznać i Ciebie, i Hadesa.
- Mi również - uniósł kąciki ust do góry, przyglądając się swojemu pupilowi, który zerkał za Snow'em, który nieustannie piszczał za moimi kostkami.
Skarciłam białą kulkę wzrokiem, co wcale nie pomogło. Piszczał tak, jakby go ktoś obdzierał ze skóry.
- Skąd jesteś? - zagaiłam, przywracając swój wzrok w stronę chłopaka.
- Urodziłem się i wychowałem w Kanadzie, a Ty?
- Taki tam domek w Londynie.
Generalnie od słowa do słowa stanęło na tym że Aaron wyszedł z inicjatywą oprowadzenia mnie po tutejszych terenach. Punktem docelowym miała być plaża, znajdująca się zaledwie dziesięć, a w sumie w tej chwili jakieś dziewięć kilometrów od Akademii. Aktualnie wchodziliśmy do lasu, w którym nie było ani chwili ciszy - ptaki wygłaszały swoje trele, psy szczekały na co drugie drzewo, my łamaliśmy butami gałęzie, które rozdwajały się z niemałym trzaskiem.
- Masz jakieś hobby, pomijając jeździectwo? - spytałam, rozglądając się za psem, którego chwilę wcześniej spuściłam ze smyczy.
- Jeśli można to tak nazwać, to lubię czasem pospacerować czy pobiegać, zagrać coś na gitarze, ewentualnie pianinie, czy coś narysować. No i lubię się pakować w każdą imprezę - zaśmiał się na swoje własne słowa - A Ty, coś poza kopytnymi?
- Właściwie to mogę się podpisać pod prawie każdym Twoim zainteresowaniem, może oprócz pianina i częstej gry na gitarze, bo ten instrument już dawno wyrzuciłam w zapomnienie...Ale w sumie mam zamiar wrócić do gry. Nie chciałbyś może kiedyś mi z tym pomóc? Mieszkam w jedenastce.
W tym samym momencie, a właściwie kiedy skończyłam mówić, podbiegł do mnie Snowy. Znalazł sobie spory patyk, na którego chrapkę miał również Hades, wyrywający się spod ręki Aaron'a.
<Aaron? C: >
Przykucnęłam, wyciągając dłoń w stronę Hadesa. Pies chwilę wąchał ją w bezpiecznej dla siebie odległości, po czym kilka razy zrobił coś na wzór fukania, powracając do nogi swojego właściciela. Ja również wstałam, otrzepując spodnie. Niby nic nimi nie dotknęłam, jednak zrobiłam to z chorego przyzwyczajenia.
- Aaa, gdzie moje maniery - wyciągnęłam w stronę chłopaka dłoń, którą chwilę później uścisnął - Miło mi poznać i Ciebie, i Hadesa.
- Mi również - uniósł kąciki ust do góry, przyglądając się swojemu pupilowi, który zerkał za Snow'em, który nieustannie piszczał za moimi kostkami.
Skarciłam białą kulkę wzrokiem, co wcale nie pomogło. Piszczał tak, jakby go ktoś obdzierał ze skóry.
- Skąd jesteś? - zagaiłam, przywracając swój wzrok w stronę chłopaka.
- Urodziłem się i wychowałem w Kanadzie, a Ty?
- Taki tam domek w Londynie.
Generalnie od słowa do słowa stanęło na tym że Aaron wyszedł z inicjatywą oprowadzenia mnie po tutejszych terenach. Punktem docelowym miała być plaża, znajdująca się zaledwie dziesięć, a w sumie w tej chwili jakieś dziewięć kilometrów od Akademii. Aktualnie wchodziliśmy do lasu, w którym nie było ani chwili ciszy - ptaki wygłaszały swoje trele, psy szczekały na co drugie drzewo, my łamaliśmy butami gałęzie, które rozdwajały się z niemałym trzaskiem.
- Masz jakieś hobby, pomijając jeździectwo? - spytałam, rozglądając się za psem, którego chwilę wcześniej spuściłam ze smyczy.
- Jeśli można to tak nazwać, to lubię czasem pospacerować czy pobiegać, zagrać coś na gitarze, ewentualnie pianinie, czy coś narysować. No i lubię się pakować w każdą imprezę - zaśmiał się na swoje własne słowa - A Ty, coś poza kopytnymi?
- Właściwie to mogę się podpisać pod prawie każdym Twoim zainteresowaniem, może oprócz pianina i częstej gry na gitarze, bo ten instrument już dawno wyrzuciłam w zapomnienie...Ale w sumie mam zamiar wrócić do gry. Nie chciałbyś może kiedyś mi z tym pomóc? Mieszkam w jedenastce.
W tym samym momencie, a właściwie kiedy skończyłam mówić, podbiegł do mnie Snowy. Znalazł sobie spory patyk, na którego chrapkę miał również Hades, wyrywający się spod ręki Aaron'a.
<Aaron? C: >
Od Molly C.D Ryana
- Bardzo przepraszam - odparłam.
Chłopak odwiązał mnie, a ja wybiegłam z piwnicy i pobiegłam do pani Elizabeth. W głowie ułożyłam już moją rozmowę z kobietą. Spotkałam ją w stajni. Podbiegłam do niej i powiedziałam:
- Pani Elizabeth Ryan zamknął mnie w piwnicy, przywiązał do krzesła i powiedział, że mnie zgwałci.
- Gdzie on jest!? - krzyknęła kobieta i poszła go szukać
Uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju Bridget. Była to jedyna normalna osoba w akademii. Zapukałam. Od razu otworzyła mi dziewczyna.
- Hej - przywitała mnie.
- Hej - odparła i wpuściła mnie do środka.
Usiadłam na jednym z łóżek i od razu wsyztsko jej opowiedziałam
- Pożałuje tego debil - zaśmiałą się Bridget i wyjęła z szafki lakiery do paznokci. - Który kolor wybierasz?
- Ten - wskazałam na różowy.
Dziewczyna pomalowała mi je, a później ja pomalowałam jej paznokcie. Rozmawiałyśmy z 30 minut gdy do pokoju wpadł Ryan.
- Co ty ku*** jej nagadałaś!? - wrzasnął.
- Ja nic nie zrobiłam - zaśmiałam się.
- Wynocha stąd! - wrzasnęła Bridget.
Chłopak pokazał jej środkowy palec.
Ryan? ;p
Chłopak odwiązał mnie, a ja wybiegłam z piwnicy i pobiegłam do pani Elizabeth. W głowie ułożyłam już moją rozmowę z kobietą. Spotkałam ją w stajni. Podbiegłam do niej i powiedziałam:
- Pani Elizabeth Ryan zamknął mnie w piwnicy, przywiązał do krzesła i powiedział, że mnie zgwałci.
- Gdzie on jest!? - krzyknęła kobieta i poszła go szukać
Uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju Bridget. Była to jedyna normalna osoba w akademii. Zapukałam. Od razu otworzyła mi dziewczyna.
- Hej - przywitała mnie.
- Hej - odparła i wpuściła mnie do środka.
Usiadłam na jednym z łóżek i od razu wsyztsko jej opowiedziałam
- Pożałuje tego debil - zaśmiałą się Bridget i wyjęła z szafki lakiery do paznokci. - Który kolor wybierasz?
- Ten - wskazałam na różowy.
Dziewczyna pomalowała mi je, a później ja pomalowałam jej paznokcie. Rozmawiałyśmy z 30 minut gdy do pokoju wpadł Ryan.
- Co ty ku*** jej nagadałaś!? - wrzasnął.
- Ja nic nie zrobiłam - zaśmiałam się.
- Wynocha stąd! - wrzasnęła Bridget.
Chłopak pokazał jej środkowy palec.
Ryan? ;p
Od Ryana Cd Molly
Po tym jak dziewczyna wyszła postanowiłem jeszcze zagrać kilka ulubionych utworów.
Kiedy nagle zawołał mnie Caleb gdyż konie rozwaliły ogrodzenie przy pastwisku.
Wyszedłem wraz z nim zdjąłem koszulkę gdyż było gorąco .. oboje zabraliśmy się do naprawiania ogrodzenia w między czasie usłyszałem znajomy głos Molly która bezczelnie potraktowała Lunę
Przykręciliśmy ostatnie śruby napiłem się wody a resztę wylałem na włosy i przeczesałem je ręką
Czułem na sobie czyjś wzrok przez chwilę .. obejrzałem się na płocie siedział Molly
-Słyszałem jak potraktowałaś Lunę
-Masz jakiś problem to nie twoja sprawa ?
-A nie twoja ten płot jest świeżo malowany
Zeskoczyła jak poparzona drąc się
-Cholera jasna, kur*a nie mogłeś dać karteczki albo czegoś !! odkupisz mi ciuchy-uderzyła mnie w twarz .. Mój wzrok pełen tajemniczości stał się pełen grozy. "Ja Cię kur** nauczę "
Złapałem ją i zatknąłem jej buzię ręką przytrzymałem mocno znalazłem kawałek taśmy i zakleiłem jej buzię ręce związałem za jej plecami a oczy zasłoniłem czarną bandamką zaniosłem ją do piwnicy
tam posadziłem i przywiązałem do krzesła jej ręce i nogi
Dziewczyna szarpała się i rzucała ale nie robiło to na mnie wrażenia,żadna niunia nie będzie mnie biła po twarzy lekko przejechałem dłonią po jej ramieniu i ręce,dostała gęsiej skurki
-Zabawimy się zwierzaczku-szepnąłem
Machała przecząco głową i usiłowała piszczeć
Przejechałem po jej drugim ramieniu i po ręku
Szarpała się okropnie sprawiała mi radość .. chętnie bym ją rozebrał zgwałcił i zostawił ale musiałem się powstrzymać za dużo kosztował mnie przyjazd tutaj
-Chcesz abym Cię uwolnił
Kiwała głową
-To mnie przeproś ale ładnie i szczerze
Odkleiłem taśmę z jej ust
-Jesli tylko zaczniesz się drzeć i wołać o pomoc to nie wyjdziesz stąd już nigdy i nie ujrzysz świta ..
<Molly, tak zadarłaś ze złym Ryanem .. współczuje >
Kiedy nagle zawołał mnie Caleb gdyż konie rozwaliły ogrodzenie przy pastwisku.
Wyszedłem wraz z nim zdjąłem koszulkę gdyż było gorąco .. oboje zabraliśmy się do naprawiania ogrodzenia w między czasie usłyszałem znajomy głos Molly która bezczelnie potraktowała Lunę
Przykręciliśmy ostatnie śruby napiłem się wody a resztę wylałem na włosy i przeczesałem je ręką
Czułem na sobie czyjś wzrok przez chwilę .. obejrzałem się na płocie siedział Molly
-Słyszałem jak potraktowałaś Lunę
-Masz jakiś problem to nie twoja sprawa ?
-A nie twoja ten płot jest świeżo malowany
Zeskoczyła jak poparzona drąc się
-Cholera jasna, kur*a nie mogłeś dać karteczki albo czegoś !! odkupisz mi ciuchy-uderzyła mnie w twarz .. Mój wzrok pełen tajemniczości stał się pełen grozy. "Ja Cię kur** nauczę "
Złapałem ją i zatknąłem jej buzię ręką przytrzymałem mocno znalazłem kawałek taśmy i zakleiłem jej buzię ręce związałem za jej plecami a oczy zasłoniłem czarną bandamką zaniosłem ją do piwnicy
tam posadziłem i przywiązałem do krzesła jej ręce i nogi
Dziewczyna szarpała się i rzucała ale nie robiło to na mnie wrażenia,żadna niunia nie będzie mnie biła po twarzy lekko przejechałem dłonią po jej ramieniu i ręce,dostała gęsiej skurki
-Zabawimy się zwierzaczku-szepnąłem
Machała przecząco głową i usiłowała piszczeć
Przejechałem po jej drugim ramieniu i po ręku
Szarpała się okropnie sprawiała mi radość .. chętnie bym ją rozebrał zgwałcił i zostawił ale musiałem się powstrzymać za dużo kosztował mnie przyjazd tutaj
-Chcesz abym Cię uwolnił
Kiwała głową
-To mnie przeproś ale ładnie i szczerze
Odkleiłem taśmę z jej ust
-Jesli tylko zaczniesz się drzeć i wołać o pomoc to nie wyjdziesz stąd już nigdy i nie ujrzysz świta ..
<Molly, tak zadarłaś ze złym Ryanem .. współczuje >
Od Helen C.D Castiela
To nie był przyjemny incydent. Zadrżałam.
- Opatrzyłabym Ci rany, ale nie mam kompletnie doświadczenia w tej dziedzinie…
- Nie szkodzi, rób
- Jesteś pewny, że nie chcesz iść do pielęgniarki?
Posłał mi spojrzenie spode łba:
- Nie
- To tylko propozycja – uśmiechnęłam się lekko, ale uśmiech szybko zszedł mi z twarzy jak zobaczyłam krew na prowizorycznym bandażu – Dobra spróbuje.
Poszłam do łazienki po apteczkę pierwszej pomocy. Szału nie było, słabo zaopatrzona.
- Pokaż mi tą ranę – usiadłam na kanapie obok niego
Odwiązał bandaż. Widziałam, jak się przy tym lekko skrzywił. Więc jednak boli.
Rana była dość głęboka. Niektórzy z bardziej przewrażliwionych lekarzy założyli by szwy.
- Nie ruszaj się to odkażę
Posłusznie spełnił polecenie, a ja delikatnie przemyłam ranę. Zajrzałam do apteczki w poszukiwaniu plastrów. Zachichotałam.
- Co? – zarządał Cas
- E, nic, ale jedyne plastry do odcinania jakie tu widzę są z Hello Kitty
- Bardzo męskie – mruknął
- Nie marudź, innych nie ma.
- Ale ja chciałem iść na basen – zaprotestował
- To sobie zmienisz plaster, ale teraz się zadowól tym co mamy
- Nie masz może bandaża..? – nie dawał za wygraną
- Niestety – co to za gówniana apteczka bez bandaża? – są gazy, woda utleniona, piękne plasterki i jakieś inne rzeczy, ale nie mam bladego pojęcia do czego to służy
- To nalep już te plasterki – po namyśle dodał jeszcze – pocałuj to się szybciej zagoi – uśmiechnął się szeroko
- Marz sobie, marz – uśmiechnęłam się, cała czerwona na twarzy
Nakleiłam mu plaster, a potem oparłam się o niego głową i podciągnęłam nogi na kanapę.
- Dziękuje – wymamrotałam cicho, nie patrząc na niego
- Za co?
- Że mnie obroniłeś przed tymi typkami – kąciki ust lekko mi się uniosły
Otoczył mnie ramieniem.
- Jak mógłbym zostawić damę w opresji?
Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, po czym uświadomiłam sobie, że chłopak zasnął. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała wolno. Wsłuchałam się w jego rytmiczny oddech i po chwili także odpłynęłam w sen.
Cas? ^^
- Opatrzyłabym Ci rany, ale nie mam kompletnie doświadczenia w tej dziedzinie…
- Nie szkodzi, rób
- Jesteś pewny, że nie chcesz iść do pielęgniarki?
Posłał mi spojrzenie spode łba:
- Nie
- To tylko propozycja – uśmiechnęłam się lekko, ale uśmiech szybko zszedł mi z twarzy jak zobaczyłam krew na prowizorycznym bandażu – Dobra spróbuje.
Poszłam do łazienki po apteczkę pierwszej pomocy. Szału nie było, słabo zaopatrzona.
- Pokaż mi tą ranę – usiadłam na kanapie obok niego
Odwiązał bandaż. Widziałam, jak się przy tym lekko skrzywił. Więc jednak boli.
Rana była dość głęboka. Niektórzy z bardziej przewrażliwionych lekarzy założyli by szwy.
- Nie ruszaj się to odkażę
Posłusznie spełnił polecenie, a ja delikatnie przemyłam ranę. Zajrzałam do apteczki w poszukiwaniu plastrów. Zachichotałam.
- Co? – zarządał Cas
- E, nic, ale jedyne plastry do odcinania jakie tu widzę są z Hello Kitty
- Bardzo męskie – mruknął
- Nie marudź, innych nie ma.
- Ale ja chciałem iść na basen – zaprotestował
- To sobie zmienisz plaster, ale teraz się zadowól tym co mamy
- Nie masz może bandaża..? – nie dawał za wygraną
- Niestety – co to za gówniana apteczka bez bandaża? – są gazy, woda utleniona, piękne plasterki i jakieś inne rzeczy, ale nie mam bladego pojęcia do czego to służy
- To nalep już te plasterki – po namyśle dodał jeszcze – pocałuj to się szybciej zagoi – uśmiechnął się szeroko
- Marz sobie, marz – uśmiechnęłam się, cała czerwona na twarzy
Nakleiłam mu plaster, a potem oparłam się o niego głową i podciągnęłam nogi na kanapę.
- Dziękuje – wymamrotałam cicho, nie patrząc na niego
- Za co?
- Że mnie obroniłeś przed tymi typkami – kąciki ust lekko mi się uniosły
Otoczył mnie ramieniem.
- Jak mógłbym zostawić damę w opresji?
Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, po czym uświadomiłam sobie, że chłopak zasnął. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała wolno. Wsłuchałam się w jego rytmiczny oddech i po chwili także odpłynęłam w sen.
Cas? ^^
Od Castiela Cd Irmy
Przyszedłem odprowadzić Atlantic'a do boksu. Koło jego boksu stała jakaś
dziewczyna. Wyglądała na nową, gdyż pierwszy raz ją tu widzę.Wstawiłem
Atlantic'a do boksu i przyjrzałem się dziewczynie. Była szczupła,miała
ciemne włosy.
- Jesteś nowa? - spytałem siadając obok niej
- Tak, jestem Irma - odparła
- Castiel. Oprowadzić cię? - spytałem
- Z miłą chęcią przystanę na to - odparła
Uśmiechnąłem się i zacząłem ją oprowadzać. Pokazałem jej już prawie wszystkie możliwe miejsca w akademii i poza nią.
- A jest tu może jakieś ustronne miejsce? - spytała
Ustronne? Zastanowiłem się nad jej pytaniem... Ustronne miejsce? Plaża albo jezioro mi przychodzą na myśl
- Przychodzą mi dwa miejsca: Plaża albo jezioro. - odparłem, po czym zaprowadziłem Irmę do tych miejsc, widać było, że jezioro jej się bardziej spodobało niż plaża. Siedzieliśmy w ciszy nad jeziorkiem i milczeliśmy.... No cóż co jest przyjemne to się szybko kończy. Musieliśmy wracać, a ja miałem ochotę odpocząć w pokoju. Spokojnym krokiem udaliśmy się do akademii i pożegnałem Irmę. Sam natomiast skierowałem się do pokoju, by zająć się własnymi sprawami. Posprzątałem w pokoju i wziąłem kąpiel i to bardzo długą. Wyszedłem do salonu jedynie w spodniach od pidżamy, kiedy do pokoju bez pukania weszła Irma...
Irma??? Wena poszła w las... :C
- Jesteś nowa? - spytałem siadając obok niej
- Tak, jestem Irma - odparła
- Castiel. Oprowadzić cię? - spytałem
- Z miłą chęcią przystanę na to - odparła
Uśmiechnąłem się i zacząłem ją oprowadzać. Pokazałem jej już prawie wszystkie możliwe miejsca w akademii i poza nią.
- A jest tu może jakieś ustronne miejsce? - spytała
Ustronne? Zastanowiłem się nad jej pytaniem... Ustronne miejsce? Plaża albo jezioro mi przychodzą na myśl
- Przychodzą mi dwa miejsca: Plaża albo jezioro. - odparłem, po czym zaprowadziłem Irmę do tych miejsc, widać było, że jezioro jej się bardziej spodobało niż plaża. Siedzieliśmy w ciszy nad jeziorkiem i milczeliśmy.... No cóż co jest przyjemne to się szybko kończy. Musieliśmy wracać, a ja miałem ochotę odpocząć w pokoju. Spokojnym krokiem udaliśmy się do akademii i pożegnałem Irmę. Sam natomiast skierowałem się do pokoju, by zająć się własnymi sprawami. Posprzątałem w pokoju i wziąłem kąpiel i to bardzo długą. Wyszedłem do salonu jedynie w spodniach od pidżamy, kiedy do pokoju bez pukania weszła Irma...
Irma??? Wena poszła w las... :C
Od Matthewa Cd Olivii
Przytuliłem ją do siebie mocniej.
-Olivia... Nie płacz... Chodź idziemy. Pogadamy o tym u ciebie.
Poszliśmy do jej pokoju. Devi szła grzecznie przy jej nodze.
Weszliśmy do lokum Olivii. Odpięła smycz swojej suczce i podała jej wody i jakieś tam smakołyki. Usiadła obok mnie.
-Olivia ja wszystko rozumiem...
Znów zaniosła się szlochem. Przytuliłem ją kolejny raz tego dnia. Zacząłem gładzić ją po plecach.
-Nic nie rozumiesz... Nie jesteś w takiej sytuacji jak ja. Tobie się układa, a mi nie...
Pozwoliłem jej powiedzieć to co leży jej na sercu. Opowiadała mi o wszystkim.
-Olivia nie warto się martwić. Ani ty, ani Caleb nie zwariujecie.
-Skąd ty możesz o tym wiedzieć ?!
-Olivia ja to po prostu wiem.
Spojrzała na mnie i przytuliła się. Niech popłacze. Wiem, że to pomoże. Po kilku minutach płacz ustał. Spojrzałem na nią, a ta spała. Delikatnie przeniosłem ją i ułożyłem w łóżku. Postanowiłem, że nie będę przeszkadzał, bo z moim szczęściem bym ją pewnie zbudził. Kiedy wychodziłem, na korytarzu napotkałem Caleba. Spojrzał na mnie. Najwyraźniej chciał zobaczyć co z Olivią. Zatrzymałem ją.
-Caleb stój!
-O co chodzi ?
-Olivia śpi. Lepiej żeby teraz spała.
Spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Coś ty jej zrobił ?!
-Ja nic. Opowiedziała mi trochę o tym co jej leży na sercu... - zacząłem opowiadać o tym co się działo.
Caleb? Olivia?
-Olivia... Nie płacz... Chodź idziemy. Pogadamy o tym u ciebie.
Poszliśmy do jej pokoju. Devi szła grzecznie przy jej nodze.
Weszliśmy do lokum Olivii. Odpięła smycz swojej suczce i podała jej wody i jakieś tam smakołyki. Usiadła obok mnie.
-Olivia ja wszystko rozumiem...
Znów zaniosła się szlochem. Przytuliłem ją kolejny raz tego dnia. Zacząłem gładzić ją po plecach.
-Nic nie rozumiesz... Nie jesteś w takiej sytuacji jak ja. Tobie się układa, a mi nie...
Pozwoliłem jej powiedzieć to co leży jej na sercu. Opowiadała mi o wszystkim.
-Olivia nie warto się martwić. Ani ty, ani Caleb nie zwariujecie.
-Skąd ty możesz o tym wiedzieć ?!
-Olivia ja to po prostu wiem.
Spojrzała na mnie i przytuliła się. Niech popłacze. Wiem, że to pomoże. Po kilku minutach płacz ustał. Spojrzałem na nią, a ta spała. Delikatnie przeniosłem ją i ułożyłem w łóżku. Postanowiłem, że nie będę przeszkadzał, bo z moim szczęściem bym ją pewnie zbudził. Kiedy wychodziłem, na korytarzu napotkałem Caleba. Spojrzał na mnie. Najwyraźniej chciał zobaczyć co z Olivią. Zatrzymałem ją.
-Caleb stój!
-O co chodzi ?
-Olivia śpi. Lepiej żeby teraz spała.
Spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Coś ty jej zrobił ?!
-Ja nic. Opowiedziała mi trochę o tym co jej leży na sercu... - zacząłem opowiadać o tym co się działo.
Caleb? Olivia?
Od Molly C.D Ryana
- Aha ... - odparłam.
Wyszłam z sali muzycznej i poszłam do stajni. Pani Elizabeth powiedziała bym wyczyściła Sonatę. Poszłam do stajni po jej szcotki i zaczęłam ją czyścić. Po chwili podeszła do mnie Luna.
- Chcesz jechać ze mną w teren? - dziewczyna posłała mi promienn uśmiech.
- Z tobą? Nigdy. Nie zadaje się z takimi jak ty - odparłam.
Dziewczyna spojrzała się na mnie. Była lekko zdziwiona tym co powiedziałam, ale mało mnie to obchodziło.
- I co się jescze gapisz suko? - spytałam.
Dziewczyna wisadła na Diamond i wyjechała ze stajni. Po drodze widziałam, że powiedziała coś jakimś trzem dziewczynom, a te zdziwione się na mnie poptarzyły. Wróciłam do pilęgnacji Sonaty. Klacz bardzo mnie polubiła, a ja ją. Gdy była już czysta odprowadziłam ją na padok i usiadłam na płocie. Nie znałam większości tych koni. Wiedziałam tylko który to Eldorado, Sun, Sonata i Every. Reszta koni była mi jecsze nie znana. Siedziałam tak z jakieś 15 minut gdy ktoś do mnie podszedł i powiedział:
- Słyszałem jak potraktowałaś Lune
Rayan?
Wyszłam z sali muzycznej i poszłam do stajni. Pani Elizabeth powiedziała bym wyczyściła Sonatę. Poszłam do stajni po jej szcotki i zaczęłam ją czyścić. Po chwili podeszła do mnie Luna.
- Chcesz jechać ze mną w teren? - dziewczyna posłała mi promienn uśmiech.
- Z tobą? Nigdy. Nie zadaje się z takimi jak ty - odparłam.
Dziewczyna spojrzała się na mnie. Była lekko zdziwiona tym co powiedziałam, ale mało mnie to obchodziło.
- I co się jescze gapisz suko? - spytałam.
Dziewczyna wisadła na Diamond i wyjechała ze stajni. Po drodze widziałam, że powiedziała coś jakimś trzem dziewczynom, a te zdziwione się na mnie poptarzyły. Wróciłam do pilęgnacji Sonaty. Klacz bardzo mnie polubiła, a ja ją. Gdy była już czysta odprowadziłam ją na padok i usiadłam na płocie. Nie znałam większości tych koni. Wiedziałam tylko który to Eldorado, Sun, Sonata i Every. Reszta koni była mi jecsze nie znana. Siedziałam tak z jakieś 15 minut gdy ktoś do mnie podszedł i powiedział:
- Słyszałem jak potraktowałaś Lune
Rayan?
Od Vanessy - opieka nad Fun'em
Długo zastanawiałam się nad tą decyzją. Około tygodnia temu akademia zakupiła konie do opieki. Każdy mógł wziąć pod opiekę wybranego konia. Oczywiście skorzystałam z tej możliwości i poinformowałam panią Rose o chęci opiekowania się koniem. Moja propozycja została zaakceptowana. Nie czekałam więc dłużej i ruszyłam do stajni. Przechodziłam właśnie obok boksu pewnego źrebaka. Był to ogier rasy hanowerskiej. To właśnie jego postanowiłam wziąć pod opiekę. Otworzyłam drzwiczki od boksu i wyciągnęłam z kieszeni marchewkę. Podałam mu warzywo, a on ze smakiem je zjadł. Założyłam mu jego mały i stary kantarek. Wyprowadziłam go i poszłam po szczotki, chciałam oswoić go z czyszczeniem. Najpierw dałam mu do obwąchania zgrzebło. Powoli przesunęłam szczotką po jego szyi. Fun zerknął tylko na mnie. Wyczyściłam go i zabrałam się za czesanie. Ogierek parsknął radośnie. Gdy skończyłam przytuliłam go i pogłaskałam po szyi. Znikłam na chwilę, by wrócić z uwiązem. Przypięłam sznurek do kółeczka od kantara i wyszłam przed stajnie. Postanowiłam wybrać się na mały spacerek. Poszłam na łąkę tam spotkałam parę osób. Śmiali się, że Fun to mój nowy piesek, w sumie była to po części racja. Fun postanowił skubnąć sobie kępke trawy. Po spacerze zaprowadziłam go na padok, a sama zabrałam się za sprzątanie jego boksu, wolałam zrobić to sama. Nalałam mu także wodę i przygotowałam coś do jedzenia.
Od Matthewa C.D Lily
-Ah no tak - zaśmiałem się. - Śpiąca Królewna się na przejażdżkę udała.
Spojrzała na mnie wrogo.
-Skąd wiesz o tym, że zaspałam?
-Mam swoje kontakty.
-Nikol... - wyszeptała.
-Ja to nie wiem co ty w nocy robiłaś, że się ciebie dobudzić nie dało - pokręciłem głową.
-Ty mnie nawiedzasz o nie ludzkiej porze - odgryzła się.
-Wyszedłem wcześniej - uśmiech zagościł na moich ustach.
-A idź ! To nie jest śmieszne! - zganiła mnie.
-Dobrze, dobrze - podniosłem ręce w obronnym geście. - Pamiętaj złość piękności szkodzi, a ty masz dużo do stracenia.
Zaśmiała się i spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem.
-To może dzisiaj nie będę ci zawracał głowy. Ja będę wracał.
-A co to dzisiaj tak krótko ?
-Z Młodym się umówiłem... - westchnąłem. - Musimy pozałatwiać parę spraw.
-Ehhh...No dobrze. Do zobaczenia.
-Kocham Cię - uśmiechnąłem się i wróciłem do akademii.
Odniosłem sprzęt ogiera. Wyczyściłem go i wprowadziłem do boksu. Dolałem mu wody i odszedłem.
****
Do mojego pokoju wszedł Jake. Byłem sam, więc mogliśmy spokojnie porozmawiać.
-Umówiłeś się z nimi ?
-Tak. Za godzinę w mieście, w tej restauracji na rogu."Ares" czy jakoś tak.
-Ilu ich ma być ?
-Dwóch. Pewnie będą to ci co się ostatnio tu kręcili - westchnął.
-Ty to zawsze wpakujesz się w jakieś tarapaty...
Wziąłem kurtkę i kluczyki z i8. Jake jechał swoim BMW, a ja swoim. Drogę pokonaliśmy stosunkowo wolno, bo jednak zajęło nam to pół godziny. Zaparkowaliśmy niedaleko lokalu. Jak się okazało czekało już na nas dwóch mężczyzn średniego wzrostu.
-No, no... Kogo my tu mamy...Jake Grey we własnej osobie i to jeszcze z kim ? Z obstawą z najwyższej półki - Matthew dawno się nie widzieliśmy. Tęskniliśmy.
-Nie możemy powiedzieć tak o was.
Przeszliśmy się w jedną z bocznych drożek.
-Hajs -powiedzieli od razu.
-Nie mamy.
Przycisnęli nas do ściany, ale z łatwością odepchnęliśmy napastników.
-Macie dać nam spokój! Nie przyjeżdzajcie na teren akademii!
-Mamy twój numer Jake, nie wywiniesz się...
-Ten numer nie jest mój - zaśmiał się chytrze. - To była tylko karta na ten jeden jedyny raz. Mam na was filmik, na którym widać jak dopuszczacie się próby gwałtu. Dokładnie widać wasze twarze i szczegóły.
Ich miny zmieniły się. Byli teraz wyraźnie zakłopotani. Niższy rzucił się na mojego brata. Szybko jednak został powalony na ziemię. Drugi natomiast ruszył mu na pomoc. Zaczęła się mała bójka. Po wymianie zarówno ciosów jak i wiązanki przekleństw uciekli cali zakrwawieni.
Podałem rękę Jake'owi. Wróciliśmy do naszych samochodów.
-Stary lepiej żeby nikt cię nie widział - chłopak przerwał ciszę.
-Ciebie też.
Przejrzeliśmy się w lusterkach. Jake miał podrapaną twarz i ręce, a ja śliwkę pod okiem i zadrapany policzek. Na szczęście miałem swoje okulary przeciwsłoneczne. Założyłem je.
Ruszyliśmy do akademii. Do swoich pokoi staraliśmy się wejść tak, aby nikt nas nie zobaczył. Udało się to, ale co teraz ze współlokatorami ? Tu będzie gorzej. Otworzyłem drzwi, a tam kto ? Meg i Lily... O ile widok pierwszej mnie nie zdziwił, tak drugiej po prostu się nie spodziewałem.
-O hej Matt !
-Cześć, cześć.
-Po co ci okulary w pomieszczeniu ?
-Jasno tu strasznie, a poza tym chyba mam coś z oczami.
Lily podeszła do mnie i ściągnęła okulary. Spojrzałem na nią, a ta zakryła usta.
-Co ci się stało ?!
-Mała bójka, nic wielkiego - próbowałem się wymigać.
Popatrzyła na mnie i kazała usiąść na łóżku. Wykonałem jej polecenie.
-I to były te sprawy do załatwienia, tak ? - spytała z łazienki.
Przyniosła mi ręcznik, który był zwilżony zimną wodą.
-Tak - westchnąłem i zająłem się moim okiem.
Po chwili odrzuciłem kawałek materiału na bok i przytuliłem się do niej.
-To co się stało ?
-Wolę o tym nie mówić - westchnąłem.
Po chwili przyszedł Jake. On już się sobą zajął, ale nadal było widać rany.
-Liluś kocham cię, wiesz ?
-Naprawdę ?
-Tak - pocałowałem ją.
Jake zaczął pogawędkę z Meg.
-Liluś chodź zrobimy coś fajnego...
-Co ty chcesz jeszcze dzisiaj robić ?
-No coś fajnego - wyszeptałem.
-Na mózg ci padło? Chyba oberwałeś za mocno!
-Liluś no... Nie obrażaj mnie tutaj. No chodź, zrobimy coś... Może być cokolwiek...
Lily? ;3
Spojrzała na mnie wrogo.
-Skąd wiesz o tym, że zaspałam?
-Mam swoje kontakty.
-Nikol... - wyszeptała.
-Ja to nie wiem co ty w nocy robiłaś, że się ciebie dobudzić nie dało - pokręciłem głową.
-Ty mnie nawiedzasz o nie ludzkiej porze - odgryzła się.
-Wyszedłem wcześniej - uśmiech zagościł na moich ustach.
-A idź ! To nie jest śmieszne! - zganiła mnie.
-Dobrze, dobrze - podniosłem ręce w obronnym geście. - Pamiętaj złość piękności szkodzi, a ty masz dużo do stracenia.
Zaśmiała się i spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem.
-To może dzisiaj nie będę ci zawracał głowy. Ja będę wracał.
-A co to dzisiaj tak krótko ?
-Z Młodym się umówiłem... - westchnąłem. - Musimy pozałatwiać parę spraw.
-Ehhh...No dobrze. Do zobaczenia.
-Kocham Cię - uśmiechnąłem się i wróciłem do akademii.
Odniosłem sprzęt ogiera. Wyczyściłem go i wprowadziłem do boksu. Dolałem mu wody i odszedłem.
****
Do mojego pokoju wszedł Jake. Byłem sam, więc mogliśmy spokojnie porozmawiać.
-Umówiłeś się z nimi ?
-Tak. Za godzinę w mieście, w tej restauracji na rogu."Ares" czy jakoś tak.
-Ilu ich ma być ?
-Dwóch. Pewnie będą to ci co się ostatnio tu kręcili - westchnął.
-Ty to zawsze wpakujesz się w jakieś tarapaty...
Wziąłem kurtkę i kluczyki z i8. Jake jechał swoim BMW, a ja swoim. Drogę pokonaliśmy stosunkowo wolno, bo jednak zajęło nam to pół godziny. Zaparkowaliśmy niedaleko lokalu. Jak się okazało czekało już na nas dwóch mężczyzn średniego wzrostu.
-No, no... Kogo my tu mamy...Jake Grey we własnej osobie i to jeszcze z kim ? Z obstawą z najwyższej półki - Matthew dawno się nie widzieliśmy. Tęskniliśmy.
-Nie możemy powiedzieć tak o was.
Przeszliśmy się w jedną z bocznych drożek.
-Hajs -powiedzieli od razu.
-Nie mamy.
Przycisnęli nas do ściany, ale z łatwością odepchnęliśmy napastników.
-Macie dać nam spokój! Nie przyjeżdzajcie na teren akademii!
-Mamy twój numer Jake, nie wywiniesz się...
-Ten numer nie jest mój - zaśmiał się chytrze. - To była tylko karta na ten jeden jedyny raz. Mam na was filmik, na którym widać jak dopuszczacie się próby gwałtu. Dokładnie widać wasze twarze i szczegóły.
Ich miny zmieniły się. Byli teraz wyraźnie zakłopotani. Niższy rzucił się na mojego brata. Szybko jednak został powalony na ziemię. Drugi natomiast ruszył mu na pomoc. Zaczęła się mała bójka. Po wymianie zarówno ciosów jak i wiązanki przekleństw uciekli cali zakrwawieni.
Podałem rękę Jake'owi. Wróciliśmy do naszych samochodów.
-Stary lepiej żeby nikt cię nie widział - chłopak przerwał ciszę.
-Ciebie też.
Przejrzeliśmy się w lusterkach. Jake miał podrapaną twarz i ręce, a ja śliwkę pod okiem i zadrapany policzek. Na szczęście miałem swoje okulary przeciwsłoneczne. Założyłem je.
Ruszyliśmy do akademii. Do swoich pokoi staraliśmy się wejść tak, aby nikt nas nie zobaczył. Udało się to, ale co teraz ze współlokatorami ? Tu będzie gorzej. Otworzyłem drzwi, a tam kto ? Meg i Lily... O ile widok pierwszej mnie nie zdziwił, tak drugiej po prostu się nie spodziewałem.
-O hej Matt !
-Cześć, cześć.
-Po co ci okulary w pomieszczeniu ?
-Jasno tu strasznie, a poza tym chyba mam coś z oczami.
Lily podeszła do mnie i ściągnęła okulary. Spojrzałem na nią, a ta zakryła usta.
-Co ci się stało ?!
-Mała bójka, nic wielkiego - próbowałem się wymigać.
Popatrzyła na mnie i kazała usiąść na łóżku. Wykonałem jej polecenie.
-I to były te sprawy do załatwienia, tak ? - spytała z łazienki.
Przyniosła mi ręcznik, który był zwilżony zimną wodą.
-Tak - westchnąłem i zająłem się moim okiem.
Po chwili odrzuciłem kawałek materiału na bok i przytuliłem się do niej.
-To co się stało ?
-Wolę o tym nie mówić - westchnąłem.
Po chwili przyszedł Jake. On już się sobą zajął, ale nadal było widać rany.
-Liluś kocham cię, wiesz ?
-Naprawdę ?
-Tak - pocałowałem ją.
Jake zaczął pogawędkę z Meg.
-Liluś chodź zrobimy coś fajnego...
-Co ty chcesz jeszcze dzisiaj robić ?
-No coś fajnego - wyszeptałem.
-Na mózg ci padło? Chyba oberwałeś za mocno!
-Liluś no... Nie obrażaj mnie tutaj. No chodź, zrobimy coś... Może być cokolwiek...
Lily? ;3
Od Castiela C.D Meg
Minął tydzień odkąd tu jestem. Szybko przyzwyczaiłem się do tego miejsca i klimatu jaki tu panuje. Lekcje też nie były trudne, a przynajmniej czas leciał i mogliśmy się czegoś więcej nauczyć. Akurat wracałem ze stajni, kiedy wpadłem na kogoś. Była to dość wysoka dziewczyna o czarnych włosach oraz niebieskich jak niebo oczach.
- Cześć. Przepraszam, że na Ciebie wpadłam. - powiedziała
- Hej, nic się nie stało. - odparłem - Jestem Castiel..
- Meg. - odparła - Za pewne nowy?
- A żebyś wiedziała. - odparłem
- Oprowadzić czy coś? - odparła
- Nie. Sam się już oprowadziłem, ale widać, że ty tu jesteś dłużej i wiesz więcej, więc skorzystam z twej pomocy i rad, o ile to żaden dla ciebie problem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła mnie prowadzić do różnych miejsc. Niektóre już widziałem, a niektóre nie. Jednak warto było poprosić o pomoc kogoś. Meg opowiadała najróżniejsze legendy przy niektórych miejscach.
- Może powiesz, coś o sobie? - spytała nagle
- Pochodzę z Francji. Mam rodzeństwo. Pracuję dorywczo. Lubię zwierzęta. Lubię jeździć na motorze czy startować w motocross'ie. Grałem kiedyś zawodowo w piłkę nożną i siatkówkę. I to wszystko. - odparłem
Meg spojrzała na mnie.
- Od dawna palisz? - zmieniłem temat
- Tak, a ty?
- Nie palę. - rzuciłem krótką odpowiedź - A kto tak krzyczał?
Meg spojrzała się na mnie dziwnie... Zignorowałem to, lecz nadal jej słuchałem jak opowiada coś na temat Akademii. Zaprowadziła mnie do stajni, gdzie od razu spodobał mi się Atlantic, do którego ostrożnie podszedłem...
Meg?? Wybacz, za jakoś...
- Cześć. Przepraszam, że na Ciebie wpadłam. - powiedziała
- Hej, nic się nie stało. - odparłem - Jestem Castiel..
- Meg. - odparła - Za pewne nowy?
- A żebyś wiedziała. - odparłem
- Oprowadzić czy coś? - odparła
- Nie. Sam się już oprowadziłem, ale widać, że ty tu jesteś dłużej i wiesz więcej, więc skorzystam z twej pomocy i rad, o ile to żaden dla ciebie problem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła mnie prowadzić do różnych miejsc. Niektóre już widziałem, a niektóre nie. Jednak warto było poprosić o pomoc kogoś. Meg opowiadała najróżniejsze legendy przy niektórych miejscach.
- Może powiesz, coś o sobie? - spytała nagle
- Pochodzę z Francji. Mam rodzeństwo. Pracuję dorywczo. Lubię zwierzęta. Lubię jeździć na motorze czy startować w motocross'ie. Grałem kiedyś zawodowo w piłkę nożną i siatkówkę. I to wszystko. - odparłem
Meg spojrzała na mnie.
- Od dawna palisz? - zmieniłem temat
- Tak, a ty?
- Nie palę. - rzuciłem krótką odpowiedź - A kto tak krzyczał?
Meg spojrzała się na mnie dziwnie... Zignorowałem to, lecz nadal jej słuchałem jak opowiada coś na temat Akademii. Zaprowadziła mnie do stajni, gdzie od razu spodobał mi się Atlantic, do którego ostrożnie podszedłem...
Meg?? Wybacz, za jakoś...
Od Caleba Cd Meg
Wziąłem Avatri chciałem aby klacz trochę pobiegała w sumie pora powoli się za nią brać nie kopiłem jej po to aby bezczynnie stała i zajmowała boks.Poszedłem po jej sprzęt i wyczyściłem klacz dokładnie po czym osiodłałem. Jechaliśmy w sumie przed siebie galopem kłusem stempem
-Nie wiem dokąd nas ta droga doprowadzi-powiedziała Meg
-Ja już wiem powinniśmy być na miejscy za około godzinę
-Co masz na mysli
-Zobaczysz
Pojechaliśmy lasem potem polami i wreszcie ukazało nam się może
-Serio na plażę ?
-Tak zaraz będzie zachód słońca ..
Dojechaliśmy do plaży po czym ustaliśmy obok siebie patrząc na zachód słońca
Meg zsiadła ja zaś lekko poluzowałem Avatari popręg i zeskoczyłem siadając na piasku.
Meg usiadła obok mnie i patrzyła
-Konie nie będą bały się wracać w nocy ?
-Skąd mam wiedzieć .. mamy sporo czasu ..
-To dobrze bo nie chce mi się wracać
Słońce zaszło a na niebie pojawił się księżyc i gwiazdy
-Caleb ?
-Słucham ?
<Meg>
-Nie wiem dokąd nas ta droga doprowadzi-powiedziała Meg
-Ja już wiem powinniśmy być na miejscy za około godzinę
-Co masz na mysli
-Zobaczysz
Pojechaliśmy lasem potem polami i wreszcie ukazało nam się może
-Serio na plażę ?
-Tak zaraz będzie zachód słońca ..
Dojechaliśmy do plaży po czym ustaliśmy obok siebie patrząc na zachód słońca
Meg zsiadła ja zaś lekko poluzowałem Avatari popręg i zeskoczyłem siadając na piasku.
Meg usiadła obok mnie i patrzyła
-Konie nie będą bały się wracać w nocy ?
-Skąd mam wiedzieć .. mamy sporo czasu ..
-To dobrze bo nie chce mi się wracać
Słońce zaszło a na niebie pojawił się księżyc i gwiazdy
-Caleb ?
-Słucham ?
<Meg>
Od Lily C.D Julii
-Karino powinien dostać nagrodę Nobla za Mateusza.- przyznałam ze śmiechem. Julia stała chyba lekko zdezorientowana. Wybuchnęłam śmiechem. Wkrótce Nikol do nas dołączyła.
-Ty się śmiejesz? Dziewczyno ten koń cię ugryzł! Heloł!- pomachała mu ręką przed oczami na co jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
-Dobra, ogar.- wydukałam i przestałam się śmiać. Jednak nie na długo bo kolejny raz wybuchnęłam śmiechem. Koleżanki patrzyły się na mnie jak na wariatkę, albo uciekiniera z psychiatryka. Jeszcze nie tak dawno tym mianem nazywałam jednego ze swoich nauczycieli w muzycznej. A teraz? Jak ten ostatni rzep przylegnie do mnie.
-Chodźmy lepiej do Karina.- wydukałam. Poszłyśmy żwawym krokiem do budynku.
Julia?
-Ty się śmiejesz? Dziewczyno ten koń cię ugryzł! Heloł!- pomachała mu ręką przed oczami na co jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
-Dobra, ogar.- wydukałam i przestałam się śmiać. Jednak nie na długo bo kolejny raz wybuchnęłam śmiechem. Koleżanki patrzyły się na mnie jak na wariatkę, albo uciekiniera z psychiatryka. Jeszcze nie tak dawno tym mianem nazywałam jednego ze swoich nauczycieli w muzycznej. A teraz? Jak ten ostatni rzep przylegnie do mnie.
-Chodźmy lepiej do Karina.- wydukałam. Poszłyśmy żwawym krokiem do budynku.
Julia?
Od Castiela C.D Helen
Wróciłem do pokoju, by się zrelaksować jutro ciężki dzień. W sumie jutro jest niedziala, wolne. Jednakże podjąłem się pracy jako kucharz, a jutro do popołudnia mam pracować. Powiniem odsapnąć po dzisiejszym dniu. Jednakże nie dane mi było się tym nacieszyć, gdyż usłyszałem krzyki. To były krzyki Helen! Od razu zerwałem się do biegu i pobiegłem do jej pokoju. Miała zamknięte drzwi, więc je podważyłem i wszedłem do środka. Helen już nie spała.
- Słyszałem jak krzyczysz. Coś się stało? - spytałem, a ta jedynie pokręciła głową.
Usiadłem na łóżku, widząc w jej oczach łzy. Koszmar? Zapewne tak...
- Cii... - zacząłem ją uspokajać jednocześnie delikatnie ją obejmując.. - To tylko koszmar...
Helen zrozumiała, że nie odpuszczę...
"Usłyszysz mój szept
Na końcu świata
A Twoje ramiona
Za krótkie nie będą
Otulisz mnie miłością
I złapiesz za rękę
Będziesz szła
A Ja będę Cię
na swych skrzydłach niósł
Zaśpiewam Ci kołysankę
Ciepłem swoich słów
I żaden koszmar Cię
Nie obudzi"
Poczułem jak Helen zasypia ze spokojnym uśmiechem. Postanowiłem zostać przy niej całą noc. O dziwo nawet nie usnąłem.
Przyszykowałem dla nas wyborne jedzenie. Na stole leżał już Omlet ze szpinakiem, awokado i serem feta. Teraz czekałem aż śpiąca królewna wstaje. Długo nie kazała na siebie czekać.
- Witaj, zrobiłem śniadanie. - powiedziałem na zdumione spojrzenie dziewczyny.
- Zostałem tu całą noc? - spytała
- Tak, rano zadzwoniłem, że nie przyjdę do pracy i już. - odparłem
Dziewczyna spojrzała ..jak to ująć delikatnie... smętnie? Chyba pasuje. Westchnąłem cicho..
- Ktoś musiał cię pilnować by nic ci się nie przyśniło złego - mówiąc to puściłem jej oczko
Dziewczyna niewidocznie się zarumieniła. Zjedliśmy wspólne śniadanie
- Pyszne! - powiedziała
- Cieszę się, że ci smakuje - rzekłem.
Zabrałem naczynia i pozmywałem. Było przed 6. Postanowiliśmy póść do koni i je oporządzić - no przynajmniej nasze i to od opieki. Reszta była czyjaś, więc te osoby mogły sobie nie życzyć byśmy tykali ich koni. Mieliśmy wolne do 9.30 i 11. Jednak ja postanowiłem zająć się Atlantic'iem. Poszliśmy do jego boksu..
- Mały - mówiąc to wszedłem do jego boksu i go pogłaskałem oraz wyprowadziłem na zewnątrz.
Zacząłem od wyszczotkowania go, przy czym był niezwykle spokojny - grzywa, ogon również wyczesałem. Musiałem mu kopyta wyczyścić... Wiedziałem już, że będzie trudno, gdyż za pierwszym razem nie chciał ich podnieść... Musiałem sam je podnieść i utrzymać. Było dość ciężko, ale jakoś dałem radę. Wyczyściłem mu boks oraz dałem mu nową ściółkę. Do poidła nalałem mu świeżej wody i dałem mu owies. Helen musiałam już iść na zajęcia, na które ją odprowadziłem. Ja miałem jeszcze dwie godziny do jazdy. Przesiedziałem ja na trawie w towarzystwie pasących się koni.
~*Dwie godziny później*
Siedziałem na Laydy i kłusowałem, najpierw kłus roboczy, potem pośredni i na tym koniec było nauki. Mieliśmy się nauczyć kłusu pośredniego, ale chętnie bym dalej pojeździł, ale musieliśmy schodzić, gdyż była przerwa. Odprowadziłem Laydy do boksu i dałem jej marchewkę. Następne zajęcia mam o 15.15, a potem jakieś zajęcia teoretyczne. Szczerze nie lubię teorii. Czekając na moje kolejne zajęcia przypatrywałem się jak inni jeżdżą i czego się uczą. Tak wytrwałem do tej 15.15, po czym znowu dosiadłem Laydy i ćwiczyliśmy to samo! Kłus pośredni... Ile razy mam tego się uczyć? Przechodziłem to tyle razy, że mam dość. Jakoś wytrwałem do końca zajęć i oporządziłem Laydy i poczekałem aż Helen skończy zajęcia... Dobrze, że jutro już sobota... Trochę luźniejszy dzień, ale nadal są zajęcia. Może po kolacji wybrać się na wieczorną przejażdżkę? Nie wiem, zobaczy się jeszcze. Poszedłem do mojego pokoju się umyć. Wziąłem dość długą kąpiel... Szczerze to mi się przysnęło.... Obudziłem się koło 19... Aż tak byłem wyczerpany? Co ja w nocy będę robił? Machnąłem tylko ręką. Na szczęście mam w pokoju lodówkę... No taką turystyczną, ale zawsze coś... Jest dość pojemna,że tak to powiem... Przyszykowałem sobie szybki posiłek i poszedłem oporządzić konie, gdzie spotkałem Helen.
- Gdzie ty się podziewałeś? - spytała
- Byłem w pokoju - odparłem i pomogłem Helen przy koniach.
Po godzinie udało nam się wszystkie oporządzić. Spojrzałem na Laydy i miałem ochotę się przejechać.. .Nocna przejażdżka... To by było wspaniałe uczucie i przeżycie... A czemu by nie?
- Helen... Co powiesz na małą przejażdżkę? - spytałem
- Czemu nie - odparła z uśmiechem
Helen osiodłała Wings, a ja Atlantic'a, przy którym miałem dość sporo problemów, przy zakładaniu ogłowia, ale po rozmowie z nim i delikatnych gestach pozwolił na założenie ogłowia, i ruszyliśmy w nieznane.. Spokojnym stępem jechaliśmy po ciemnym lesie i wsłuchiwaliśmy się w odgłosy zwierząt. Przyznam, jazda na Atlantic'u była niesamowita. Jechał spokojnie, a ja starałem się go poczuć i równo z nim jechać tak by nie czuł strachu. Jak coś go zaniepokoiło to przystawałem i obejmowałem go za szyję i szeptałem uspokajające słowa. Jak poczułem, że się uspokaja to ruszaliśmy dalej. Osoba, która na siłę by próbowała go zmusić do czegoś nic by nie wskórała, a jedynie by spłoszyła tego konia. Atlantic'owi trzeba było pokazać delikatność, cierpliwość oraz troskę, a koń ci zaufała. Jednak godziny bezsenności spędzone przy Atlantic'u na coś się zdały i sprawiły, że koń mi zaufał. W końcu udało nam się dojechać do jeziora, gdzie zsiedliśmy z koni, które trzymaliśmy za lejce. Jednak Atlantic mnie szturchnął łeb, co oznaczało, że o coś mu chodzi..
- Co się stało, mały? -spytałem głaszcząc go
Atlantic niespokojnie parsknął... Czyli ktoś tu jest?
- Helen stań za mną. Pilnuj konie... Zostań tu, dobrze? - spytałem patrząc w jej oczy, co wywołało u niej rumieńce..Za pewne byłem zbyt blisko i dlatego...
-D-Dobrze - odparła, a ja poszedłem się rozejrzeć po okolicy. Coś mocno zaniepokoiło Atlantic'a, a ja mu ufam. Co to mogło być? Gdy minąłem pomost zrozumiałem już, co go zaniepokoiło. Przy jeziorze siedzieli jacyś pijacy... Było ich dość sporo, więc po cichu się wycofałem w stronę Helen...
- Cas, co się stało? - spytała zaniepokojona
- Pijacy. Chodźmy stąd - powiedziałem, lecz zanim coś zrobiliśmy usłyszeliśmy głos, który należał do jednego z tych pijaków, co spotkałem.
- Witaj maleńka... To twój chłopak? - spytał czkając
- A jeśli tak, to ci do tego? - stanąłem przed Helen
- Oo... nicc... - odparł zataczając się - Tylko, że .... no wiesz... mamy ochotę.. - zaczął, a ja wlot zrozumiałem, co miał na myśli, więc mu przyłożyłem.
- W mej obecności nie życzę by ktoś obrażał dam. - powiedziałem zimno w ich kierunku
Im się nie spodobało to, że uderzyłem jednego z nich. W ręce jednego zabłysnął nóż.. Altantic zarżał na widok tego i stał się bardziej niespokojny. Helen starała się go uspokoić, lecz jej to nie wychodziło. Z prawej strony mnie zaatakowało dwóch, a trzeci spróbował od tuły mi wbić nóż, co mu się udało, ale mnie tylko dość mocno drasnął w bok i tyle. Po kilku minutach szamotaniny powaliłem ich.
- Cas... Jesteś ranny... - powiedziała przerażona
- To nic... - odparłem i podszedłem do dość już spanikowanego konia, którego Helen starała się utrzymać, by nie uciekł, co pogorszyło sprawę...
- Spokojnie.... To ja... Nic ci już nie grozi - mówiąc to łągodnym głosem podchodziłem do Atlantic'a, a jak go dotknąłem w pysk to zacząłem go głaskać, a następnie przytuliłem... Po kilku minutach się uspokoił.
- Powinniśmy wracać.. - odparłem
Zrobiłem sobie prowizoryczny bandaż z mej koszulki i wróciliśmy do akademika, gdzie Helen zabrała mnie do siebie.
Helen???
- Słyszałem jak krzyczysz. Coś się stało? - spytałem, a ta jedynie pokręciła głową.
Usiadłem na łóżku, widząc w jej oczach łzy. Koszmar? Zapewne tak...
- Cii... - zacząłem ją uspokajać jednocześnie delikatnie ją obejmując.. - To tylko koszmar...
Helen zrozumiała, że nie odpuszczę...
"Usłyszysz mój szept
Na końcu świata
A Twoje ramiona
Za krótkie nie będą
Otulisz mnie miłością
I złapiesz za rękę
Będziesz szła
A Ja będę Cię
na swych skrzydłach niósł
Zaśpiewam Ci kołysankę
Ciepłem swoich słów
I żaden koszmar Cię
Nie obudzi"
Poczułem jak Helen zasypia ze spokojnym uśmiechem. Postanowiłem zostać przy niej całą noc. O dziwo nawet nie usnąłem.
Przyszykowałem dla nas wyborne jedzenie. Na stole leżał już Omlet ze szpinakiem, awokado i serem feta. Teraz czekałem aż śpiąca królewna wstaje. Długo nie kazała na siebie czekać.
- Witaj, zrobiłem śniadanie. - powiedziałem na zdumione spojrzenie dziewczyny.
- Zostałem tu całą noc? - spytała
- Tak, rano zadzwoniłem, że nie przyjdę do pracy i już. - odparłem
Dziewczyna spojrzała ..jak to ująć delikatnie... smętnie? Chyba pasuje. Westchnąłem cicho..
- Ktoś musiał cię pilnować by nic ci się nie przyśniło złego - mówiąc to puściłem jej oczko
Dziewczyna niewidocznie się zarumieniła. Zjedliśmy wspólne śniadanie
- Pyszne! - powiedziała
- Cieszę się, że ci smakuje - rzekłem.
Zabrałem naczynia i pozmywałem. Było przed 6. Postanowiliśmy póść do koni i je oporządzić - no przynajmniej nasze i to od opieki. Reszta była czyjaś, więc te osoby mogły sobie nie życzyć byśmy tykali ich koni. Mieliśmy wolne do 9.30 i 11. Jednak ja postanowiłem zająć się Atlantic'iem. Poszliśmy do jego boksu..
- Mały - mówiąc to wszedłem do jego boksu i go pogłaskałem oraz wyprowadziłem na zewnątrz.
Zacząłem od wyszczotkowania go, przy czym był niezwykle spokojny - grzywa, ogon również wyczesałem. Musiałem mu kopyta wyczyścić... Wiedziałem już, że będzie trudno, gdyż za pierwszym razem nie chciał ich podnieść... Musiałem sam je podnieść i utrzymać. Było dość ciężko, ale jakoś dałem radę. Wyczyściłem mu boks oraz dałem mu nową ściółkę. Do poidła nalałem mu świeżej wody i dałem mu owies. Helen musiałam już iść na zajęcia, na które ją odprowadziłem. Ja miałem jeszcze dwie godziny do jazdy. Przesiedziałem ja na trawie w towarzystwie pasących się koni.
~*Dwie godziny później*
Siedziałem na Laydy i kłusowałem, najpierw kłus roboczy, potem pośredni i na tym koniec było nauki. Mieliśmy się nauczyć kłusu pośredniego, ale chętnie bym dalej pojeździł, ale musieliśmy schodzić, gdyż była przerwa. Odprowadziłem Laydy do boksu i dałem jej marchewkę. Następne zajęcia mam o 15.15, a potem jakieś zajęcia teoretyczne. Szczerze nie lubię teorii. Czekając na moje kolejne zajęcia przypatrywałem się jak inni jeżdżą i czego się uczą. Tak wytrwałem do tej 15.15, po czym znowu dosiadłem Laydy i ćwiczyliśmy to samo! Kłus pośredni... Ile razy mam tego się uczyć? Przechodziłem to tyle razy, że mam dość. Jakoś wytrwałem do końca zajęć i oporządziłem Laydy i poczekałem aż Helen skończy zajęcia... Dobrze, że jutro już sobota... Trochę luźniejszy dzień, ale nadal są zajęcia. Może po kolacji wybrać się na wieczorną przejażdżkę? Nie wiem, zobaczy się jeszcze. Poszedłem do mojego pokoju się umyć. Wziąłem dość długą kąpiel... Szczerze to mi się przysnęło.... Obudziłem się koło 19... Aż tak byłem wyczerpany? Co ja w nocy będę robił? Machnąłem tylko ręką. Na szczęście mam w pokoju lodówkę... No taką turystyczną, ale zawsze coś... Jest dość pojemna,że tak to powiem... Przyszykowałem sobie szybki posiłek i poszedłem oporządzić konie, gdzie spotkałem Helen.
- Gdzie ty się podziewałeś? - spytała
- Byłem w pokoju - odparłem i pomogłem Helen przy koniach.
Po godzinie udało nam się wszystkie oporządzić. Spojrzałem na Laydy i miałem ochotę się przejechać.. .Nocna przejażdżka... To by było wspaniałe uczucie i przeżycie... A czemu by nie?
- Helen... Co powiesz na małą przejażdżkę? - spytałem
- Czemu nie - odparła z uśmiechem
Helen osiodłała Wings, a ja Atlantic'a, przy którym miałem dość sporo problemów, przy zakładaniu ogłowia, ale po rozmowie z nim i delikatnych gestach pozwolił na założenie ogłowia, i ruszyliśmy w nieznane.. Spokojnym stępem jechaliśmy po ciemnym lesie i wsłuchiwaliśmy się w odgłosy zwierząt. Przyznam, jazda na Atlantic'u była niesamowita. Jechał spokojnie, a ja starałem się go poczuć i równo z nim jechać tak by nie czuł strachu. Jak coś go zaniepokoiło to przystawałem i obejmowałem go za szyję i szeptałem uspokajające słowa. Jak poczułem, że się uspokaja to ruszaliśmy dalej. Osoba, która na siłę by próbowała go zmusić do czegoś nic by nie wskórała, a jedynie by spłoszyła tego konia. Atlantic'owi trzeba było pokazać delikatność, cierpliwość oraz troskę, a koń ci zaufała. Jednak godziny bezsenności spędzone przy Atlantic'u na coś się zdały i sprawiły, że koń mi zaufał. W końcu udało nam się dojechać do jeziora, gdzie zsiedliśmy z koni, które trzymaliśmy za lejce. Jednak Atlantic mnie szturchnął łeb, co oznaczało, że o coś mu chodzi..
- Co się stało, mały? -spytałem głaszcząc go
Atlantic niespokojnie parsknął... Czyli ktoś tu jest?
- Helen stań za mną. Pilnuj konie... Zostań tu, dobrze? - spytałem patrząc w jej oczy, co wywołało u niej rumieńce..Za pewne byłem zbyt blisko i dlatego...
-D-Dobrze - odparła, a ja poszedłem się rozejrzeć po okolicy. Coś mocno zaniepokoiło Atlantic'a, a ja mu ufam. Co to mogło być? Gdy minąłem pomost zrozumiałem już, co go zaniepokoiło. Przy jeziorze siedzieli jacyś pijacy... Było ich dość sporo, więc po cichu się wycofałem w stronę Helen...
- Cas, co się stało? - spytała zaniepokojona
- Pijacy. Chodźmy stąd - powiedziałem, lecz zanim coś zrobiliśmy usłyszeliśmy głos, który należał do jednego z tych pijaków, co spotkałem.
- Witaj maleńka... To twój chłopak? - spytał czkając
- A jeśli tak, to ci do tego? - stanąłem przed Helen
- Oo... nicc... - odparł zataczając się - Tylko, że .... no wiesz... mamy ochotę.. - zaczął, a ja wlot zrozumiałem, co miał na myśli, więc mu przyłożyłem.
- W mej obecności nie życzę by ktoś obrażał dam. - powiedziałem zimno w ich kierunku
Im się nie spodobało to, że uderzyłem jednego z nich. W ręce jednego zabłysnął nóż.. Altantic zarżał na widok tego i stał się bardziej niespokojny. Helen starała się go uspokoić, lecz jej to nie wychodziło. Z prawej strony mnie zaatakowało dwóch, a trzeci spróbował od tuły mi wbić nóż, co mu się udało, ale mnie tylko dość mocno drasnął w bok i tyle. Po kilku minutach szamotaniny powaliłem ich.
- Cas... Jesteś ranny... - powiedziała przerażona
- To nic... - odparłem i podszedłem do dość już spanikowanego konia, którego Helen starała się utrzymać, by nie uciekł, co pogorszyło sprawę...
- Spokojnie.... To ja... Nic ci już nie grozi - mówiąc to łągodnym głosem podchodziłem do Atlantic'a, a jak go dotknąłem w pysk to zacząłem go głaskać, a następnie przytuliłem... Po kilku minutach się uspokoił.
- Powinniśmy wracać.. - odparłem
Zrobiłem sobie prowizoryczny bandaż z mej koszulki i wróciliśmy do akademika, gdzie Helen zabrała mnie do siebie.
Helen???
Od Luny C.D Leo
- Dobra teraz siodło - uśmiechnęłam się.
Chłopak załozył czaprak, a ja powiedziałam:
- Przesuń go bardziej do przodu.
Chłopak zrobił to co powiedziałam. Następnie założył siodło i podpiął popręg. Przy zakładaniu ogłowie pomogłam mu włożyć wędzidło. Chłopak podpiął podgardle i wyprowadził konia ze stajni. Chłopak poszedł z nim na halę, a ja poszłam do swojego pokoju. Miałam być w stajni za godzinę. Wyjęłam z szafki smycz i przypięłam ją do obroży Apart. Wyszłam z nią z domu i poszłyśmy na spacer do wsi. Suczka ciągle merdała ogonem. Gdy byłam u celu mej podróży spuściłam suczkę ze smyczy i weszłam do sklepu. Kupiłam sobie loda na patyku i smakołyki dla Apart. Gdy zapłaciłam wyszłam z budynku i usiadłam na ławce. Od razu dałam suczce smakołyka. Ta zadowolona zaczęła do jeść. Spojrzałam na zegarek. Miałam 10 minut. Szybko przypięłam Apart smycz i jak naszybciej zaczęłam biec w stronę stajni. Wróciłam w samą porę. Jazda grupy 1 właśnie się kończyła. Posłuchałam co mówiła im pani Cecylia. Gdy odprowadzili konie do stajni pomogłam odpiąć Kubie popręg. Następnie podeszłam do Leo i spytałam:
- Pomóc ci w czymś?
- Nie musisz - odparł chłopak.
- Jak go rozsiodłasz odprowadź go na padok - rzekłam i poszłam do Kuby.
Chłopak meczył się z założeniem kantara Sxafirowi. Pomogłam mu i odprowadziłam za niego konia na padok. Szafir zadowolony pobiegł do swoich towarzyszy.
Leo?
Chłopak załozył czaprak, a ja powiedziałam:
- Przesuń go bardziej do przodu.
Chłopak zrobił to co powiedziałam. Następnie założył siodło i podpiął popręg. Przy zakładaniu ogłowie pomogłam mu włożyć wędzidło. Chłopak podpiął podgardle i wyprowadził konia ze stajni. Chłopak poszedł z nim na halę, a ja poszłam do swojego pokoju. Miałam być w stajni za godzinę. Wyjęłam z szafki smycz i przypięłam ją do obroży Apart. Wyszłam z nią z domu i poszłyśmy na spacer do wsi. Suczka ciągle merdała ogonem. Gdy byłam u celu mej podróży spuściłam suczkę ze smyczy i weszłam do sklepu. Kupiłam sobie loda na patyku i smakołyki dla Apart. Gdy zapłaciłam wyszłam z budynku i usiadłam na ławce. Od razu dałam suczce smakołyka. Ta zadowolona zaczęła do jeść. Spojrzałam na zegarek. Miałam 10 minut. Szybko przypięłam Apart smycz i jak naszybciej zaczęłam biec w stronę stajni. Wróciłam w samą porę. Jazda grupy 1 właśnie się kończyła. Posłuchałam co mówiła im pani Cecylia. Gdy odprowadzili konie do stajni pomogłam odpiąć Kubie popręg. Następnie podeszłam do Leo i spytałam:
- Pomóc ci w czymś?
- Nie musisz - odparł chłopak.
- Jak go rozsiodłasz odprowadź go na padok - rzekłam i poszłam do Kuby.
Chłopak meczył się z założeniem kantara Sxafirowi. Pomogłam mu i odprowadziłam za niego konia na padok. Szafir zadowolony pobiegł do swoich towarzyszy.
Leo?
Subskrybuj:
Posty (Atom)