- Może lepiej nie... Po za tym rodziciele powinni Cię nauczyć, że nie warto tracić czas na wierzenie w rzeczy, które szybko nie nadejdą - zaśmiałem się, siadając z powrotem na łóżku - Kiedy kupię wreszcie samochód, jedziemy na narty.
- Zaciągniesz mnie tam tylko siłą...
- Tak jak teraz? - zerwałem się szybko z łóżka, podnosząc dziewczynę na swoje plecy. Ta przez całą drogę wyzywała mnie od dziecka Lucyfera kończąc na typowym imbecylu.
Nie zważając ponownie na jej protesty, mknąłem przez budynki, co jakiś czas się potykając. Niekiedy robiłem to specjalnie, aby przestraszyć Esther, innymi razy sam byłem z deczka przerażony, kiedy przed oczami mignął mi próg.
- Jak będziesz tyle biegał, to w efekcie końcowym nie starczy mi ciasta na Twoje utrzymanie - zaśmiała się, kiedy postawiłem ją na trawie jednego z pastwisk, na którym pasły się konie. Posłała mi pytanie z cyklu "apocojatu", na co tylko się uśmiechnąłem.
Usiadłem na trawie, co było dosyć ryzykowne w moim obecnym położeniu. Melissa żarła wręcz trawę, dokładnie obok mojej głowy. Już wiedziałem, jaki to jest ból, kiedy klacz zapragnie zasmakowania w ludzkim mięsie. Nie wiem, czy chciałem poczuć na sobie jej kopyto, ale mimo wszystko wciąż siedziałem, poszukując wzrokiem dziewczynę. Esther odnalazła swojego ulubieńca, dokładniej mówiąc Leonidasa.
<Esther?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)