Stałam w boksie Mefista nadal nie do końca wierząc, że to się dzieje naprawdę. Mój koń. Mój własny koń! Odłożyłam szczotki i złapałam siodło. Co prawda nie miałam jeszcze porządnego siodła, ale mama póki co dała mi stare siodło Carmen. Było podniszczone, ale nie planowałam jeździć w nim długo. Szybko uporałam się z siodłaniem, po czym wyszłam na dwór. Sierść Mefista lśniła w słońcu. A może po prostu dla mnie dziś wszystko lśniło?
- Chodź, pojeździmy trochę – poprowadziłam go pod podest. Był wysoki, więc trudno mi się wsiadało z ziemi.
Miałam ochotę na przejażdżkę do lasu, jednak powstrzymałam się. Wolę najpierw się przyzwyczaić do chodu.
Wjechaliśmy na plac.
Postępowałam chwilkę. Miał dokładnie taki sam krok jak go zapamiętałam: długi i sprężysty. Łatwo mogłam go zebrać. W kłusie też jechał ślicznym długim krokiem, ale potrzebowałam kilku taktów, żeby przyzwyczaić się do jego taktu. Oxer, na którym ostatnio dość dużo jeździłam, stawiał o wiele krótsze i szybsze kroki. W końcu przeszłam w wolny galop. Łagodny, ale zarazem stanowczy. Po prostu bajka. Uśmiechnęłam się szeroko i znów zwolniłam konia. Pamiętałam, że koń przy szybszych galopach lubił brykać, a ja na razie wolałam spokojnie pojeździć.
Zobaczyłam jakąś postać oddalającą się od stajni. Z tej odległości nie mogłam rozpoznać jeźdźca, ale konia tak. Ice Tea.
Wyjechałam kłusem z placu. Po chwili rozpoznałam też jeźdźca. Leo. Co prawda nigdy z nim nie rozmawiałam, ale kilka razy mijałam się z nim na korytarzu lub w stajni.
Dogoniłam go.
- Cześć – uśmiechnęłam się do niego – Jesteś Leo, nie?
- Tak – przyjrzał mi się – A ty… Helen?
Skinęłam głową.
- Jedziesz w teren?
- Owszem. Chcesz się dołączyć?
- Chętnie – uśmiechnęłam się
<Leo? Jedziemy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)