Dalej nie byłem przekonany co do tego, że w ludziach tak szybko może zajść przemiana, a tym bardziej w takich, którzy byli pokroju Adeline. Owszem, dziewczyna stała się delikatnie mniej irytująca, jednak wciąż odnosiłem niemalże nieomylne wrażenie, że jej zachowanie jest czymś spowodowane, a tym bardziej ma coś na celu. Oczywiście, równie dobrze mogłem nakręcić w swej głowie błędny film, jednak przezorny jest zawsze ubezpieczony, prawda? Tak więc, obserwowałem dyskretnie każdy jej ruch, nawet ten najmniejszy, czując się niczym jakiś psychopata, który chce wydobyć najciekawsze informacje o swojej ofiarze. Mnie wystarczało jedynie taka wiedza, która zapewnia mnie, że dziewczyna nie sięga właśnie po łopatę, aby znienacka nachylić ją nad moją blond czupryną, szykując się do oddania śmiercionośnego ciosu.
Na całe szczęście, zarówno moje, jak i potencjalnej morderczyni, nic takiego do tej pory się nie wydarzyło. A co więcej - zjednała sobie moje serce w momencie, w którym poczęstowała mnie papierosem, czego tak bardzo mi brakowało. Nie oznaczało to jednak, że straciłem czujność, spuszczając ją z oka - obserwowałem ją rzadziej, skupiając się bardziej na tym, aby energicznie zmiatać stajenny korytarz miotłą. Praca nie uśmiechała mi się, zwłaszcza przez powód, dla którego ją otrzymałem - byłem bowiem pewien, że gdyby nie Adeline, instruktorka nie zauważyłaby mojego zaniechania, albo znacznie łatwiej przymknęłaby na nie oko. Nie mogłem jednak cofnąć biegu wydarzeń, a jedynie postarać się, aby zmienić przyszłość za pomocą teraźniejszości - co jeśli, gdybym postarał się być bardziej miły w stosunku do szatynki? Co prawda, nie wchodziło to jak na razie w rachubę, jednak zamierzałem przemyśleć to w niedalekiej przyszłości, czując, że dziewczyna okazać może się niekoniecznie tak złą, jakiej wrażenie sprawia. Stuprocentowa pewność, przekonała mnie co do tego, że jestem winien przemyśleć taką możliwość - w końcu, ja w oczach innych byłem bezczelny, arogancki i także nie grzeszyłem kulturą.
- Co? - bąknąłem w stronę kruczowłosej, przyznając się tym samym do tego, że rzeczywiście nie słuchałem jej ostatniej wypowiedzi. Mój umysł zajęty był zupełnie innymi rzeczami, choć niekoniecznie ważniejszymi.
- Po prostu odstaw tę miotłę i chodź ze mną do miasta - westchnęła, najwidoczniej nie lubiąc się powtarzać. Sama nie garnęła się przez ostatnie minuty do pracy, twierdząc, że stajenny korytarz nie jest aż tak bardzo zaniedbany, a cała reszta zostanie przeoczona. - Nie daj się prosić, Luke. Zaraz skończy się na tym, że pójdę... - już miała dokończyć, jednak przerwałem jej, odrzucając miotłę w kąt, co spotkało się z zainteresowaniem kilku rumaków.
- Dobrze, już dobrze, okej? - wymamrotałem, oglądając się dookoła, w celu upewnienia się, czy nikt nie słyszy naszej rozmowy. Zawsze znajdowała się jakaś osoba wybitnie przychylna, która zdawała kadrze informacje na temat tego, co uczniowie robią zamiast wykonywania ich poleceń. - Nie możemy tam iść, bo zajęłoby nam to wieki. - odparłem już nieco milej, szczerząc się ciepło, choć wiedziałem, że w tym momencie zwyczajnie łapię ciemnowłosą za słówka.
- Mam motor - wzruszyła ramionami, pochodząc do boksu Lemon, która przeżuwała ostatnie kęsy swojej kolacji. Klacz, zainteresowana nagłym zbiorowiskiem, podeszła do krat, badawczo wąchając dłoń, którą wystawiła do niej dziewczyna.
- Myślisz, że dam Ci się dobrowolnie wywieźć? - prychnąłem, widząc, że Adeline w swym twierdzeniu była całkowicie poważna, i jakby pewna tego, że się zgodzę na pytanie, choć właściwie ono nie padło. - Mamy zawsze samochód Noah'a, do którego całkiem przypadkiem dał mi kluczyki. - pomachałem jej metalowymi przedmiotami, które obijając się o siebie wydawały dźwięk, który zdecydowanie nie był przyjemny dla zarówno ludzkiego, jak i dużo wrażliwszego, końskiego ucha. Widać było, że moja towarzyszki chciała się sprzeciwić, jednak ostatecznie udało mi się namówić ją do tego, aby wsiadła do samochodu.
- Obiecuję Cię nie zjeść - wyjeżdżając na główną drogę, spoglądnąłem kątem oka na Adeline, która naburmuszona zajmowała się zapięciem pasów.
- O ile ja nie zrobię tego pierwsza - mruknęła, bawiąc się pokrętłem radia, najwidoczniej szukając odpowiedniej stacji. W końcu zatrzymała swą dłoń, gdy z głośników poleciała muzyka, o której słuchanie nigdy bym jej nie posądzał. Pozory cholernie lubią mylić. - No co? - spojrzała na mnie marszcząc brwi, gdy szczerzyłem się za każdym razem, gdy delikatnie podśpiewywała refreny piosenki.
- Nic, nic - zbyłem ją, śmiejąc się jeszcze pod nosem.
~*~
Zadziwiające było to, jak szybko zmieniłem zdanie o Adeline. Wystarczyła krótka przejażdżka samochodem, podczas której śmiałem się wraz z nią jak starzy, dobrzy przyjaciele, jak i odwiedziny sklepu, co zrobiliśmy już całkowicie przypadkowo. Przypadkiem było również to, że wyszliśmy z niego z trzema butelkami dobrego wina, mając nadzieję na kulturalne wypicie go na masce samochodu. Owszem, zrobiliśmy to, co sobie postanowiliśmy, jednak z zupełnie innym skutkiem.
Obydwoje mieliśmy mocną głowę do alkoholu, trzeba to przyznać. Jak wspólnie stwierdziliśmy, było to dobrym pretekstem do tego, aby wypić jak największą ilość wina, bowiem byliśmy pewni, że nasza odporność na buzujące procenty nas nie zawiedzie. Ledwie jednak, każde z nas opróżniło sporą butelkę mocnego wina, a staliśmy się dużo bardziej wylewni, jak i milej nastawieni zarówno do siebie, jak i do całej reszty świata. Co tu dużo mówić? Schlaliśmy się konkretnie.
Adeline? Dawaj nasz pomysł 8)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)