Desert zwiewała z kaszkietem Leny po całym pastwisku, co nie ukrywam- było dość zabawne. Szybko zawołałam klacz po imieniu, a ta słysząc mój głos, przydreptała do białego płotka, przy którym zajmowałam miejsce. Odebrałam czapkę nastolatki, po czym otrzepałam ją ze śliny. Nic oprócz odcisków zębów nie pozostało na czarnym daszku nakrycia głowy brunetki.
-Będziesz miała fajną pamiątkę na później.- uśmiechnęłam się lekko, oddając przedmiot prawowitej właścicielce, omijając pysk złodziejki.- Ja sama mam parę rzeczy, ozdobionych przez uzębienie konia, choć większość jest dziełem Draculi, znajdują się rzeczy, które wykonała na przykład Rosabell.- przetarłam dłonią swoją starą kamizelkę, na której widoczny był odcisk siekaczy.
Dziewczyna zaśmiała się, ukazując białe zęby.
***
Na ekranie kolorowe postacie tańczyły makarenę, czyli najbardziej denny taniec świata. Oczywiście nie obyło się bez cominutowych wybuchów śmiechu, moich, jak i towarzyszących mi koleżanek, w tym świetnie bawiącej się Leny. Na korytarzu rozległ się dobrze nam znany stukot damskich szpilek, należących do jednej z instruktorek, lub w najgorszym wypadku do właścicielki.
-Dziewczęta! Słychać was na całym korytarzu, co tam robicie?! Otwierać!- wściekły głos Pani Rose rozległ się na trzech piętrach Akademika.
Najodważniejszą z nas okazała się Lily, która podeszła do drzwi z kapką potu na czole, odetchnęła głęboko i odryglowała drewniane drzwi, pomalowane bejcą na jeszcze bardziej brązowy kolor.
-Tak?- Brunetka grzecznie zaczęła, nie chcąc narazić się na jeszcze większy gniew dyrektorki, że też musiała się teraz zjawić! Nie potrzebowałyśmy jej, w każdym razie, na pewno nie teraz. Po chwili wszystkie pojawiłyśmy się przy drzwiach i wszystkie dostałyśmy reprymendę od dyrektorki, która za karę nakazała nam nakarmić wszystkie konie. Ja z Leną wzięłyśmy winę na siebie, w co Elizabeth nie mogła za bardzo uwierzyć, lecz już po chwili siedziałyśmy w stajni na kopach siana, co chwila, komentując wytwornie dźwięki, wydawane przez głodne kopytne. Niestety musiałyśmy się zabrać do pracy, którą nałożyła na nas dyrektorka.
-Do żłobu Melanii sieczkę z lucerny, znajdziesz w tym zielonym pojemniku z czerwonym uśmiechem!- rzuciłam w stronę dziewczyny, wysypując ostatnie gramy pokarmu do żłobu Blanc.
Lena wróciła z czarnym wiadrem wypełnionym sieczką już po kilku chwilach, ja znowu skierowałam swe kroki w stronę paszarni.
<Lena? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)