***
-Cholera...- zakląłem, wsuwając swoje Nike na stopy. Dzisiejszego dnia miałem udać się do właścicielki, z prośbą o przepisanie mnie do pokoju 18, gdyż nr 24 przypominał o pewnych wydarzeniach, które wyjątkowo mocno na mnie wpływały.
Wizyta u kobiety przebiegła nadwyraz sprawnie - trwała mniej niż 10 minut, ograniczyła się do paru zdań, po których niewątpliwie wyszedłem całkiem zadowolony z gabinetu dyrektorki.
Normalnie ruszyłbym do stajni, jednak dzisiaj nie było po co- konie objeżdżone, wyczyszczone plus nakarmione. Możliwie szybko, udałem się do stajni, gdzie swój posiłek spożywały czterokopytne.
-Sabiśka, ty jesteś już gruba jak beczka.- poklepałem masywną łopatkę klaczy.- Wyjdziemy sobie na padok, dobrze? - chwyciłem w dłoń żółty, podniszczony uwiąz, po czym zapiąłem do równie żółtego kantarka.
Klacz zadowolona wykłusowała z boksu, po czym radośnie ruszyła w stronę pastwisk. Nagle Sabina zawinęła zadem, wyrywając uwiąz z mojej ręki. Ja oczywiście pocałowałem ziemię.
-Hej ty! Łap ją!- krzyknąłem do osoby, stojącej nieopodal pastwiska.
Ktoś? Złapałeś moją Sabinę? xd
Nie przerażaj się początkiem! Inne opowiadania będą pisane w całkiem innym stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)