Przekroczyłyśmy próg schroniska. Od razu uderzył mnie tak wielki smród, że odechciało mi się tam przebywać. Jednak brnęłam w to, podeszłam do siatki. Zza niej patrzyło na mnie tysiące oczu, a w każdej parze była nadzieja, nadzieja na nową przyszłość. Zachciało mi się płakać. Jak oni mogą traktować te zwierzęta?
Riley szła obok mnie i zakryła dłonią usta, ona też była tym zażenowana.
W końcu jednak poszła dalej, aż usłyszałam:
- Lucy, chodź! Patrz na tego dziwaka! Uśmiejesz się! - parsknęła z drugiego końca schroniska.
Co prawda nie miałam ochoty na śmiech i wątpiłam, aby cokolwiek mnie tam rozbawiło, ale z impulsu pobiegłam. Stanęłam i popatrzyłam za siatkę, ale nic tam nie było. Już chciałam zawrócić, gdy złapała mnie za ramię i powiedziała:
- Nie tam, tu! Jest teraz pod Twoimi nogami!
Popatrzyłam pod siebie i ujrzałam szczyt moich marzeń. Albo była to podróba, albo oryginał Grumpy Cata.
- Riley, bierzemy ją. - powiedziałam i wzięłam kotkę na ręce.
- Lucy, biuro jest tam - pokazała za siebie kciukiem.
- Co Ty, to nawet nie jet ich kot - powiedziałam. - żaden nie dałby rady się wydostać.
Koleżanka pobiegła za mną. Kot przeraźliwie miałknął. Gdy dotarłyśmy do koni, ostrożnie włożyłam ją do transportera i przypięłam pasem. Wsiadłam delikatnie na Pompeję i spojrzałam na Riley.
- Jedziemy? - zapytałam.
< Riley? :> >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)