-To co? Może przejedziemy się na plaże, dla wyciszenia. -
Zaproponowałam zerkając na chłopaka, który w odpowiedzi skinął twierdząco
głową. Zawróciliśmy konie, kierując je na ścieżkę w stronę morza. Kwadrans
spokojnego kłusa, aż wreszcie dotarliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy wierzchowce,
żeby przyjrzeć się słońcu, które powoli chyliło się ku zachodowi. Caleb
przyłożył łydki do boków klaczy, która ruszyła leniwie stępem w stronę brzegu. Popuściłam
lekko wodzę, a wałach ruszył powoli do przodu. Po paru sekundach kopyta trakena
spotkały się ze słoną wodą.
-Chodź, pojedziemy inną drogą. - Caleb machnął do mnie ręką
i popędził klacz do galopu. Postąpiłam to samo, czując po chwili na twarzy krople
wody, które pryskały spod kopyt koni.
Po kilkuset metrach skręciliśmy w leśną drogę, gdzie dla
bezpieczeństwa zwolniliśmy do kłusa. Nie zdążyliśmy wytracić prędkości, kiedy
wałach stanął jak wryty w ziemię. Przeleciałam przez jego szyję i po sekundzie
spotkałam się z ziemię.
-Nic ci nie jest?-Zapytał brunet zsiadając z klaczy.
-Chyba tak. - Mruknęłam podnosząc się. - Coś jest tu nie
tak.
Zaczęłam się rozglądać, jednak dopiero po chwili usłyszałam
syczenie i zobaczyłam jak parę metrów przed nami przez ścieżkę przepełza żmija.
Pokazałam ją Calebowi.
-Uuu jeszcze chwila i mogłoby być nie ciekawie.-Stwierdził
odsuwając się trochę bardziej.
-Dobry koni, tylko następnym razem nie rób tego tak
gwałtownie.- Zaśmiałam się klepiąc go po łopatce, ponownie wsiadając na jego
grzbiet.
Caleb
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)