Z udawanym zainteresowaniem, zaczęłam lustrować wzrokiem klacz hanowerską. Nie widziałam potrzeby, żeby ruszyć swoje cztery litery i pomóc Helen. Jak na razie, całkiem nieźle sobie radziła i miałam szczerą nadzieję, że będzie tak do końca.
- No to…? Co mam zrobić? – spytałam, zaczynając stopniowo nudzić się coraz bardziej. Nawet zaczęłam skubać skórki od paznokci, chcąc pokazać jej jak bardzo jestem zainteresowana tym wszystkim. Na szczęście klacz nie stawiała zanadto oporów, tylko chwilę. Wyprowadzając Narnię ze stajni zaczęłyśmy rozmawiać. Bardzo intrygująca czynność, kiedy nie ma się co robić. Nie długo trwała nasza miła pogawędka, ponieważ już po chwili doszłyśmy na lonżownik. Zasiadłam wygodnie na stołku i ziewnęłam głośno.
- Naprawdę? – mruknęła Helen, przygryzając wargę, żeby się nie roześmiać.
- Co: naprawdę? – uniosłam brew.
- Czyli ja mam się męczyć, a ty w tym czasie będziesz odpoczywała sobie na stołku?
Zastanowiłam się chwilę.
- A czemu niby nie? Chociaż tu to ja za dużo nie odpocznę, bo tu cudeńko… - wskazałam mebel – Cóż… Za bardzo mi się w dupę wżyna. No, ale co tam. – wzruszyłam lekko ramionami. Blondynka postanowiła pozostawić to bez żadnego zbędnego komentarza. Przez chwilę nawet próbowała udawać, że mnie nie widzi i specjalnie nie spoglądała nawet w moją stronę. Ale niestety, nie udało jej się za bardzo. Co jakiś czas rzucała mi ukradkowe spojrzenia, czym się zdradziła.
- Słaba jesteś w tą grę… - westchnęłam, podkładając sobie dłonie pod głowę i opierając się o nie.
- Ach tak? No wiesz, ja przynajmniej coś robię, nie to, co pewien osobnik siedzący w tej sali. – teatralnie zaczęła rozglądać się po lonżowniku, jakby szukała jakiejś innej osoby, oprócz mnie, Narni i naturalnie jej samej. – Z tego co pamiętam, to jest rudy, niski i jest wkurzającym małym gnojkiem… - w końcu wskazała na mnie palcem, jakby dostała olśnienia. – Ach, to ty? – zrobiła zdziwioną minę.
- Ogólnie dość trafnie określiłaś moją osobę, chociaż nie trzeba było dodawać tego: „niska” i „ruda” – sapnęłam z poirytowaniem.
- Ależ nie ma za co, naprawdę. – cmoknęła w powietrzu. Teatralnie odgoniłam od siebie zarazki. Chwilę siedziałyśmy w ciszy. Helenka jakoś nagle bardzo zaczęła interesować się swoim koniem, a nie mną. Ja w tym czasie je obserwowałam. Co, jak co, ale podziwiałam je.
- Szlag… - jęknęłam po chwili, zorientowawszy się, że zapomniałam jednego przedmiotu. – Zostawiłam telefon na sianie! – nie czekając na jej odpowiedź, wyskoczyłam pędem z lonżownika. Na szczęście stajnia była niedaleko, a w dodatku nie kręciło się w niej zbyt wiele osób, które mogłyby ruszyć moją własność. Jak się okazało, niestety, nie znalazłam swojego telefonu. Szukałam dobrą chwilę, mówiąc pod nosem: „Zabiję tego kogoś kto mi to ukradł!”. Na szczęście nie trwało to długo, gdyż po chwili podeszła do mnie Esma.
- To twoje? – spytała, trzymając w ręce moją zgubę. Na myśl nasunęło mi się tylko jedno pytanie. Skąd ona go miała? Jednak postanowiłam go nie zadawać, ponieważ mogłoby to zabrzmieć niegrzecznie, dlatego zdobyłam się tylko na parę słów.
- O matko, dziękuję. Nie mogłam znaleźć. – mruknęłam speszona, tym zajściem od tyłu. Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi i pognała przed siebie. Wnioskując, prawdopodobnie gdzieś się właśnie spóźniła. I to przeze mnie. Odprowadziłam ją zdezorientowanym spojrzeniem. Jednak szybko odwróciłam wzrok i z powrotem, z ulgą skierowałam się do lonżownika. Tym razem z telefonem.
<Helenka? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)