środa, 19 lipca 2017

Od Luke'a C.D Holiday

Musiałem z bólem przyznać, że całkiem przypadkowo, w całkowicie niezamierzony sposób, siedziałem od pewnej chwili na parapecie znajdującym się niewątpliwie w pokoju rudowłosej, która, jak tylko zdążyłem zauważyć, niekoniecznie była szczególnie zadowolona z mojego nagłego przybycia. Mimo tego, przyglądałem się jej z delikatnym, praktycznie niezauważalnym uśmieszkiem, który nie zbladł jeszcze bardziej nawet wtedy, gdy Holiday obrzuciła mnie chłodnym, aczkolwiek wciąż jeszcze zaspanym, zmęczonym spojrzeniem. Bez zbędnych słów dałem jej okazję do tego, by wszystko uporządkowała w swojej uroczej, a przy tym nieco ograniczonej głowie, oczekując momentu, w którym zda sobie sprawę z tego, co otaczało ją nieustannie od kilkunastu, wręcz kilkudziesięciu dni, jeśli nie były one już dłużącymi się miesiącami, które chcąc czy też nie, spędzałem w głównej mierze zabsorbowany obecnością Holiday. W końcu wydawało mi się, że dziewczyna nie powinna być zdumiona tym, że z samego rana siedzę w jej pokoju, jak mi się zdawało, bez wcześniejszego zaproszenia. Czułem się potrzebny już bez niego, zaraz po tym, gdy spędziłem całą, dosłownie całą noc na zastanawianiu się, jak skomentować całą sytuację, która bez żadnych wątpliwości wydarzyła się dzień wcześniej. Wydawało mi się, że dobrą opcją będzie przemilczenie tego aż tak długo, aż któreś z nas, całkowicie przypadkiem, zdecyduje się na to, by obrać ten wątek za główny temat naszych jakże interesujących rozmów. Wątpiłem jednak w to, by kiedykolwiek zdarzyło się cokolwiek podobnego. Było to jedno z najlepszych wyjść, bowiem nie widziałem innego sposobu na radzenie sobie ze wszystkim, co wprawiało mnie w zakłopotanie, jak ominięcie drażliwych dyskusji i zdecydowane zajęcie się tym, co wydawało mi się równie ważne jeszcze kilka dni wcześniej. Nawet nie zamierzałem ukrywać, że byłem i jestem tchórzem.
- Co robię? Aktualnie siedzę na czymś, co pospolicie nazywane jest parapetem - z dumą, zupełnie tak, jakbym odkrył coś zupełnie do tej pory nieznanego, wskazałem oficjalnym ruchem dłoni na miejsce, na którym od dobrej chwili siedziałem. W końcu, jakby nie było, podobno nie sztuką jest odkryć coś nowego, a znaleźć coś niezwykłego w czymś, co wydawało się być wszystkim już doskonale znane. Ja zaprezentowałem parapet, który choć niepozorny, czekał tylko na to, jak zeskakując z niego połamię sobie wszystkie kończyny.
Holiday tylko westchnęła, wywracając swoimi szarymi, jeszcze lekko przymkniętymi oczyma. Naśladując jej głos, próbowałem powtórzyć jej ruchy, co tylko jeszcze bardziej wyprowadziło ją z równowagi.
- To widzę - w tym momencie zrobiła krótką przerwę na złapanie szybkiego oddechu, który za pewne miał pomóc jej w tym, by szybko się uspokoiła. - Ale co, do cholery, robisz o godzinie mocno porannej w moim pokoju?
- Dalej siedzę? Jakby brać pod uwagę strefy czasowe innych kontynentów, to równie dobrze mógłby być dla Ciebie wieczór. Godziny nie mają tu większego znaczenia. Gdybyś obudziła się o szesnastej, prawdopodobnie też bym tutaj przyszedł.
Wzruszyłem ramionami, udając wciąż, że nie wiem, o co jej chodzi.
- Może inaczej. Jak się tutaj dostałeś? - spytała z nutką nadziei w głosie, widocznie licząc na to, że wyciągnie ode mnie wszystkie kluczowe i bardziej ważne informacje. Szybko zastanowiłem się nad tym, czy faktycznie tylko to jest jej największym zmartwieniem, zanim udzieliłem ostatecznej odpowiedzi.
- Sądzę, że powinnaś zamykać na noc okna. Nie, żebym coś sugerował - odparłem, obracając się ostatecznie w stronę okna, gdy rudowłosa w końcu postanowiła podnieść się z kanapy i zrobić coś, co chociaż w małym, najdrobniejszym wręcz stopniu, przydałoby się także reszcie społeczeństwa. Powoli, uważając na to, by nie potknąć się o własne stopy, ruszyła w stronę drugiego końca pokoju, gdzie znajdowały się drzwi do łazienki. Gdy już miała do niej wejść, obróciłem się jeszcze, niemalże krzycząc przez ramię:
- Tylko pospiesz się, bo nie ukrywam, że zależy nam na czasie.
~*~
Holiday nie wzięła sobie moich słów do serca. Doskonale wiedząc, że dyskusja ze mną jest zbędna, niezależnie od tego, do czego by się sprowadzała, usilnie próbowała sprawić, abym sam porzucił swoje wcześniej ustalone plany. Siedziała w łazience długie minuty, choć doskonale wiedziałem, że gdyby tylko chciała, to wróciłaby do pomieszczenia dużo, dużo wcześniej. Nie miałem wątpliwości co do tego, że lubiła mi robić na złość. Ostatecznie, gdy tylko uznałem, że rudowłosa jest już gotowa do opuszczenia swojego pokoju, nieco ubezwłasnowolniłem ją, standardowo przerzucając ją przez własne ramię. Pamiętając o swojej cennej radzie, zamknąłem wcześniej wszystkie okna, a także i drzwi od jej pokoju, gdy wreszcie przekroczyliśmy jego próg. Dziewczyna, co podejrzewałem już o jej nawyk, szamotała się, kopała mnie swoimi nogami na wysokości brzucha, aż wreszcie nawet krzyczała mi do ucha, a wszystko po to, bym - jak nalegała - postawił ją wreszcie na ziemię. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy właściwie siłą wrzuciłem ją do samochodu, w którym według moich oszacowań powinna już siedzieć nie krócej, niż pół godziny. Przemilczałem jednak jej wszystkie złośliwości, siadając na siedzeniu obok niej, tuż za kierownicą.
- Skąd masz ten samochód? I gdzie zamierzasz mnie wywieźć, Luke? - ciągle pytała, bez żadnych zahamowań, nawet nie robiąc sobie przerw na zaczerpnięcie powietrza. - Chyba nie będziesz się teraz do mnie nie odzywał?
- W sumie o tym nie pomyślałem, ale to dosyć kusząca propozycja. Może wreszcie przestałabyś zadawać tyle pytań - mruknąłem, niezadowolony spoglądając w niebo, które zwiastowało, że za mniej niż kilka chwil będzie solidnie padał deszcz. Wzdychając, wreszcie odpaliłem silnik, starając się wyjechać spod akademii na tyle ostrożnie, by po drodze nie wjechać w żadne z zaparkowanych aut. Było ciężko. - Co do Twojego wywozu, panno Clarks, jestem bliski tego, by wyrzucić Cię na pierwszym lepszym skrzyżowaniu, tylko pozwolisz, że nabierzemy większą prędkość.
Prychnęła. W końcu postanowiła, że oszczędzi zamkniętego w pojeździe tlenu, naburmuszona spoglądając za okno wprost na pastwiska, na których pasło się już kilka koni. W tym, jak się okazało, Sydney, co wywołało na twarzy dziewczyny szeroki, ciepły uśmiech.
- Dobra, Holly - odezwałem się wreszcie, puszczając jedną dłoń z kierownicy, by włączyć wycieraczki, kiedy to okazało się, że wjechaliśmy prosto w ścianę deszczu. Chcąc zwrócić uwagę przyjaciółki, położyłem rękę na jej kolanie, co niekoniecznie przyniosło zamierzone skutki. Lekko wzdrygnęła się, na co od razu zabrałem dłoń, odzyskując pełną kontrolę nad wcześniej puszczoną kierownicą. Po chwili jednak, szarooka powiodła wzrokiem w moim kierunku. - Nie obrażaj się, proszę.
- Byłam tylko cicho - mruknęła, niemalże niewidocznie wzruszając ramionami. - W końcu tego chciałeś.
Po czym sięgnęła dłonią sufitu (?), chcąc zapalić wewnętrzne światło.
- Od kiedy jesteś taka posłuszna? Jeszcze wczoraj, a może nawet dzisiaj, byłaś całkowicie na wszystkich cięta - odburknąłem, strzepując z włącznika jej dłoń. - Ale, żeby nie było, mi to pasuje. Byłbym jednak szczęśliwszy, gdybyś zostawiła to je*ane światło, bo będzie raziło mnie w oczy, tak?
- Nie, bo jest za ciemno - mruknęła pod nosem, ponownie siłując się ze mną, by nacisnąć odpowiedni guzik. Nie odpuszczając, puściłem w nagłym przypływie nerwów całkowicie kierownicę, aby móc bez żadnych przeszkód delikatnie złapać jej nadgarstki, uniemożliwiając jej tym samym dalsze próby zaświecenia światła. Kiedy nagle uświadomiłem sobie, że właściwie nie mam żadnej, nawet najmniejsze kontroli nad dalej pędzącym samochodem, okazało się, że było już za późno - szarpnęło pojazdem na pierwszym lepszym zakręcie w bok, co jak się okazało, było jedną z najgorszych rzeczy, która mogła nas spotkać - uderzyliśmy prosto w olbrzymią latarnię, która pierwsze co zrobiła, to doszczętnie zgniotła cały samochód z przodu, w końcu doprowadzając do tego, że cała szyba rozbiła się na drobny mak. A ja, gratulując sobie za niebywały geniusz, dzięki któremu to wszystko się wydarzyło, zakryłem siedzącą obok Holiday ramieniem, by mieć pewność, że nie dosięgną ją latające odłamki ostrego szkła.
Holly?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)