czwartek, 14 czerwca 2018

Od Davida do Lauren

Nic mi się nie układało ostatnio, moi starzy przyjaciele chcieli wysłać mnie do Akademii jeździeckiej, a ja byłem pewny, że gdy zobaczą jak bardzo kryminalną mam przeszłość, zostanę odrzucony i odesłany tutaj z powrotem. Nie angażowałem się nawet w to i mało mnie interesowało, co się dzieje za moimi plecami, a powinno. Tego poranka Lucyfer pogonił listonosza, który miał dla mnie pozytywny odzew z akademii czego się totalnie by nie spodziewał. Gdy ujrzałem zawartość koperty, niemal osłupiałem. Moje uczucia były mieszane z jednej strony, że moi przyjaciele za moimi plecami ogarnęli mi Akademię i nie miałem wielkiego wyboru, skoro się dostałem. Wyjąłem telefon i od razu zadzwoniłem do Ryan'a aby dostał ochrzan ode mnie, byłem pewny, że to jego sprawka i on to wszystko uknuł.
- Siema! Czemu mi to robisz?
- Ja Co? - udał mocno zaskoczonego, jednak byłem pewny, że wiedział, o co chodzi, znam go od dawna i jego ton głosu go zdradził.
- Nie udawaj niewiniątka, wiesz, że się dostałem.
- Wiem, to było pewne, ale to, co złe to nie ja.
- Czyli to ty knujesz za moimi plecami?
- Nie no dobra pakuj walizki i ruszaj.
- Tak z dnia nadzień pracy nie rzucę!
- Nie rzucasz, szef Cię zwalnia!
- Co ku**a!
- Żart, zaraz z nim pogadam, do końca miesiąca zostały Ci dwa tygodnie, nawet więc masz czas, aby się ogarnąć David.
- Jasne, dobra kończę, bo się do pracy spóźnię.
****** Dwa Tygodnie Później *****
Spakowany i gotowy siedziałem w samochodzie wraz z Lucyferem i jechałem do Akademii, cały czas zastanawiałem się, jak to będzie, czy moje życie znowu ulegnie zmianie. Jak bardzo będzie mi ciężko brać się za naukę, przecież nigdy tego nie lubiłem. Często się zrywałem, wagarowałem i raczej zbyt sumienny nie byłem. Nie postanowiłem sobie, że to ulegnie zmianie, więc uznałem, że mój pobyt tam będzie przygodą. Podróż była długa i nawet męcząca, gdy dotarłem na miejsce i zaszedłem do biura, odebrałem klucz od pokoju i wypełniłem wszystkie formalności.
Przed wejściem do Akademii stała dziewczyna o jasnoniebieskich oczach szczupła nawet wysoka o włosach średniej długości. Zatrzymałem się i wyjąłem papierosy, po czym odpaliłem jednego. Lucyfer podszedł i usiadł obok mnie, a ja złapałem bucha. Zerkała na mnie, jakby liczyła, że się odezwę, jednak nie miałem takiego zamiaru.
- Ładny pies... doberman?
- Tak...
- Jak się wabi?
- Lucyfer.
- Brzmi mrocznie... można pogłaskać?
- Nie lubi obcych, nie radziłbym - zgasiłem peta, po czym wziąłem torbę ze swoimi rzeczami i udałem się do pokoju. Wziąłem upragniony prysznic, a następnie poszedłem spać zmęczony po podróży.
Obudziłem się rano z ogromną ulgą, że wypada dziś dzień wolny od zajęć i spokojnie mogę pozwiedzać stajnię. Poszedłem na śniadanie, po czym zabrałem Lucyfera ze sobą za spacer i udałem się do stajni, która robiła całkiem fajne wrażenie.
Zatrzymałem się przy jednym z koni o imieniu Paris, pogłaskałem go, po czym ruszyłem dalej. Usłyszałem jednak jakiś huk i udałem się w jego stronę. Zobaczyłem dziewczynę, tą samą co wczoraj i prawdopodobnie gdy wchodziłem do stajni, to ona stała.
- Coś się stało ? - spytałem dość obojętnie.
- Nie, po prostu spadło mi kilka rzeczy, gdy sięgałam coś z siodlarni.
- Aha...
- Zawsze jesteś taki małomówny?
- Nie, czemu pytasz?
- Tak mnie zastanawia, czy zlewasz ludzi, skoro jesteś nowy, myślałam,że...
- Że co...?
- Będziesz potrzebował, aby Cię ktoś zapoznał z miejscem.
- Nie... sam się obsłużę, ale możesz się przedstawić.
- Lauren.
- Spoko imię, Lucyfera znasz, ja jestem David... jeśli nie masz nic ciekawego do roboty, to możesz mnie zapoznać z innymi albo jechać ze mną do miasta, bo moja lodówka świeci pustkami.

<Lauren?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)