niedziela, 24 czerwca 2018

Od Nicole C.D Holiday

Ku mojemu zbawieniu na drodze stanęła Holiday. Dziewczyna zgodziła się mi pomóc i zaprowadziła do pokoju. Droga upłynęła nam miło na rozmowach, zaczęłam gadać o locie, o tym, jak cieszę się po przybyciu do Akademii. Holiday mówiła, znacznie mniej z reguły odpowiadając na moje pytania. Mimo to wydawała się miła. Droga minęła nam szybko i już po chwili stanęłyśmy przed moim pokojem. Odetchnęłam z ulgą.
- Miło było cię poznać - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie - To do zobaczenia na kolacji - skinęłam głową, a Holiday skierowała się do swojego pokoju. Ja w tym czasie otworzyłam drzwi kluczem i wkroczyłam do siebie. Od razu upadłam twarzą w miękką pościel i leżałam, tak dobre pięć minut nie dając znaku życia. Dopiero potem zaczęłam się rozpakowywać. Choć nie było to odpowiednie słowo. Ubrania wrzuciłam, jak leci, do szafy stwierdzając, że potem je uporządkuje. Przedmioty do higieny położyłam nad umywalką, a rzeczy prywatne rozwaliłam na biurku i komodzie. Obok szafy postawiłam ogromną klatkę Cappy'ego, którą otworzyłam. Sajmiri zdążył się obudzić i patrzył się na mnie wzrokiem pełnym oburzenia.
- Oh nie gap się tak. Musiałam cię uśpić. Takie były przepisy - w odpowiedzi małpka tylko ostentacyjnie odwróciła się do mnie plecami. Westchnęłam, ciężko, po czym z kieszeni wygrzebałam kawałek zwykłego wafelka który miał chyba ze sto lat. Cappy'emu to nie przeszkadzało i gdy tylko poczuł przysmak od razu złość mu przeszła. Wyskoczył z klatki i połknął go w całości. Ja pokręciłam, tylko z politowaniem głową, po czym poszłam położyć się na łóżku. Po pięciu minutach robienia czegoś na telefonie kątem oka zauważyłam, że Sajmiri czymś się bawi. Podniosłam się lekko i zauważyłam, że podrzuca on telefonem. Zmarszczyłam brwi. Przecież miałam swój w ręce. No, chyba że się sklonowały...
- Cappy, zostaw! To nie twoje! - nagle mnie olśniło. To musiał być telefon Holiday. Zerwałam się z łóżka i wymachując, rękami zaczęłam męczący wyścig za małpką. Całe szczęście, że zamknęłam okno, bo w innym wypadku z pewnością by uciekł. Niestety skończyły mi się wafelki i inne przysmaki więc musiałam improwizować. Udałam, że podczas pościgu uderzyłam się w głowę i zemdlałam. Najwidoczniej rozegrałam to nieźle, bo małpka natychmiast do mnie pobiegła, rzucając wcześniej telefon na łóżko. Szkoda mi było go tak perfidnie oszukiwać, ale nie dawał mi wyboru. W jednej chwili otworzyłam oczy, wstałam, wzięłam telefon i wybiegłam z pokoju z okrzykiem:
- Dzięki za troskę! Alleluja cud się stał! - po czym zaczęłam biec w kierunku pokoju Holiday. Na szczęście dowiedziałam, pod jakim numerem mieszka. Gdy byłam już pod odpowiednim, obejrzałam się czy małpka za mną nie biegnie (mogłam zamknąć drzwi), po czym jako tako ogarnęłam się i zapukałam. Po chwili otworzyła mi Holiday.
- Hej. Zostawiłam u mnie telefon - szybko podałam jej przedmiot do ręki.
- Dzięki - powiedziała, spoglądając na odzyskany telefon. I w tym momencie... między nami nagle pojawił się Cappy i wziął z ręki dziewczyny telefon. Holiday patrzyła na to, jak osłupiała.
- O Jezu! Przepraszam! - krzyknęłam załamana. Mój wzrok powiódł na małpkę. Już chciałam za nią biec, ale wtedy... wyskoczył przez otwarte okno. Przeklęłam siarczyście po czym znowu przeprosiłam dziewczynę (która była dalej osłupiała) i jak torpeda odwróciłam się by wybiec na powietrze i szukać mojego niesfornego towarzysza. Niestety skończyło się na tym, że walnęłam we framugę drzwi i upadłam na plecy. Po prostu cudownie...

<Holiday?>

549 słów = 3 punkty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)