poniedziałek, 18 czerwca 2018

Od Naomi C.D Charlesa

Przyznajmy, nie byłam zbytnio zadowolona, że muszę wynajmować konia, mojego najlepszego konia dla jakiegoś idioty. No dobra, może i cholernie przystojnego idioty, który uratował mnie przed złością sprzątaczki oraz dał zapalić, ale to w żaden sposób nie wymazuje etykietki, do której go zaliczam. Pieprzony James.
- Dlaczego w ogóle zgodziłaś się dać mi tego Gniadosza na zawody? - zapytał lekkim, powątpiewającym tonem chłopak, kiedy po szybkim ulotnieniu się z gabinetu szliśmy już do stajni.
- W życiu bym się nie zgodziła - odburknęłam niechętnie. - Chciałam na luzie zaliczyć start Mezzem, któremu doświadczenie się przyda, ale Rose jak zwykle wymusił szantażem oddanie Ci Szczurzego. Rose to materialista, sęp i tępak, jeszcze większy, niż ty.
- Ja?! - oburzył się Charles, nie wkładając w to jednak nazbyt emocji i dalej nonszalancko bawiąc się sznurówką bluzy. - Przynajmniej ja nie męczę koni swoją koślawą jazdą - mruknął jeszcze, akcentując pełnią sarkazmu. To chyba jedyne, dzięki czemu idzie mi się z nim jakoś porozumieć.
- Nie mam pojęcia, dlaczego żywię jeszcze jakiekolwiek nadzieje co do tego.
Kiedy stanęliśmy koło boksu Gniadego, rozpoczęłam kolejną konwersację.
- To jest Empire du Rouet, po Baloubecie, lat niespełna siedem, w tym trzy w mojej ręce. Szanuje się - szybko wypowiedziałam tok słów skupiający się szczególnie na tych ostatnich dwóch, jednocześnie otwierając bramkę boksu. Zbliżyłam się do ogiera, delikatnie gładząc go po łopatce i szepcząc do ucha na pewno bardziej przychylne treści. Następnie kilkoma ruchami założyłam mu na pysk karmazynowy kantar, po czym przypięłam do sprzączki dopasowany kolorystycznie uwiąz.
- Przygotuj go do jazdy, weź skokowy czaprak od Anky, resztę rozpoznasz - poinformowałam, żeby z pańska podać koniec liny blondynowi. Kolejno udałam się na dwór, by ściągnąć Młodego z padoku i przypiąć do stanowiska - specjalnie drogą niezahaczającą o Empika z Charlesem, nie chciałam narażać się na nieporozumienia w rozmowie czy, broń Boże, tracić czas wraz z wiarygodnością jego umiejętności przy pomaganiu mu. Szybko obczyściłam miękką sierść i kontrastowe twarde kopytka z błota i kurzu, a grzywiaste części dokładnie rozczesałam. Tak zrobionego konia zostawiłam na chwilkę w odpowiednim boksie, żeby pójść po jak zwykle wcześniej nieprzygotowany sprzęt.
Tym razem droga do siodlarni prowadziła koło stanowiska zajętego przez chłopaki, samowładna wścibskość wzięła górę i zamiast nie zatrzymując się przejść zaplanowaną trasę, zastygnęłam w bezruchu w pozycji jedynie lekko wychylającej się zza drewnianej kolumny. Wypadałoby w końcu mieć baczne oko na to, jak nowy, tymczasowy opiekun obchodzi się ze Szczurzym i czy ten drugi w ogóle go znosi, czyż nie?
I mimo tego sama nie wiem, czy ten widok chciałam zobaczyć. Fajne nawiązanie kontaktu, trochę czułości, czasami małych nieporozumień oraz wręcz nie do spodziewania od strony blondyna wyrozumiałość, sympatia, uczuciowość. Na pewno wmawiałam sobie, że chcę. Jakieś ukłucie zazdrości w sercu, bez plakietki skąd, do kogo, za co.
Ekspresowo przerwałam ten dziwny trans, pewnym, twardym krokiem udałam się przez wybrukowany plac, automatycznie zwracając na siebie uwagę obu stworzeń.
- Dobrą szmatkę wziąłem? - chciał wiedzieć chłopak, wskazując na ciemnozielony pad skokowy. - Masz zdecydowanie za dużo tego badziewia.
- Jeśli sięgnąłeś do paki jasno podpisanej moim imieniem, wyjąłeś czaprak za moimi instrukcjami i to był najładniejszy tego typu rupieć, rzecz jasna dobrą - ujęłam śpieszno, chwilę potem zagłębiając się w zapachu wypastowanej skóry. Wybrałam odpowiedni komplet dla Pędzla na dzisiejszy trening, po czym już bez przedłużeń udałam się z powrotem do boksu z tym rumakiem. Nałożyłam wcześniej przygotowane ochraniacze na jeszcze słabo umięśnione nogi, ceglany czaprak z siodłem znalazł się chwilę potem przy ciemnych bokach, a ogłowie z nachrapnikiem hanowerskim na szlachetnym profilu głowy. Sama przypięłam jeszcze sprzączki toczka, chwyciłam palcat i zaprowadziłam zrobionego rumaka na placyk. Charles czekał już na mnie, nadając swojej twarzy wyraz zdegustowanego spóźnieniem.
- Jedziemy na odkryty plac skokowy, może akurat będzie wolny - zadeklarowałam imperatywnym tonem zupełnie nieobruszona mimiką towarzysza. Potem, kiedy pierwsza wskoczyłam już w siodło, mogłam go przecież obdarować zupełnie bliźniaczym spojrzeniem.

Charles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)